KANACH: Nikt nie postawi na mnie za ładny uśmiech

2018-10-06 00:21:59; Aktualizacja: 6 lat temu
KANACH: Nikt nie postawi na mnie za ładny uśmiech Fot. Transfery.info
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: Transfery.info

Radosław Kanach przeniósł się w lecie z Cracovii do Sandecji Nowy Sącz. Jego ambicje sięgają jednak zdecydowanie wyżej, a krokiem w kierunku ich realizacji mogą być Mistrzostwa Świata do lat 20, które odbędą się w przyszłym roku w Polsce.

Na kim się wzorujesz?

Radosław Kanach: Staram się podpatrywać ciekawych zachowań od najlepszych piłkarzy występujących na mojej pozycji. Mam tu na myśli Andrésa Iniestę i Sergio Busquetsa oraz niegrającego już Stevena Gerrarda.

A jeśli mógłbyś wybrać tylko jedną postać?

Zdecydowanie Gerrard. Od dziecka kibicuję Liverpoolowi i regularnie śledzę ich poczynania, a Steven to mój idol i na jego występach się wychowywałem.

W tej kwestii chyba coś się zmieniło?

Nie do końca rozumiem.

Pamiętasz początek roku 2016 i pewną galę? Tam padło podobne pytanie...

Już kojarzę... Chodzi pewnie o Sławka Szeligę?

Graliście razem w Stali Rzeszów...

Dzieliliśmy szatnię przez jeden sezon. Sławek był i nadal jest świetnym zawodnikiem. Swoje w futbolu osiągnął, a ja wchodząc do dorosłej piłki, bardzo wiele się od niego nauczyłem.

Taka osobowość musiała robić wrażenie na chłopaku, który dopiero, co pukał do bram poważnej piłki?

Kiedy wchodzi do szatni ktoś z takimi osiągnięciami, to patrzysz na niego, jak na gwiazdę. Z perspektywy czasu inaczej postrzega się jednak pewne sytuacje. Nie zmienia to faktu, że Sławek jest postacią godną naśladowania.

Szybko udało wam się znaleźć wspólny język...

Od samego początku świetnie się dogadywaliśmy, a dobra atmosfera w szatni sprzyjała tej sytuacji. Bez względu na wiek wszyscy trzymaliśmy się razem.

Sławomir Szeliga miał duży wpływ na Twoją decyzję odnośnie wyboru Cracovii?

Sam podjąłem tę decyzję. Oczywiście zamieniliśmy wcześniej kilka zdań, jednak ostateczne zdanie należało do mnie.

Czym zatem przekonały Cię wówczas „Pasy” ?

Wykazywali spore zainteresowanie moją osobą, co na pewno mi zaimponowało. Ponadto od razu otrzymałem możliwość trenowania z pierwszym zespołem. Inne kluby mi tego nie gwarantowały, a ja chciałem się rozwijać.

Jesteś chyba jednak trochę rozczarowany, że do tej pory żaden z trenerów nie dał Ci prawdziwej szansy?

Myślę, że trener Zieliński mimo wszystko mi zaufał i dał możliwość pokazania się szerszej publiczności. To dzięki niemu zagrałem kilka meczów w Ekstraklasie. Być może gdyby wówczas został w klubie, miałbym na liczniku więcej spotkań.

Przed tym sezonem wydawało się, że powinieneś dostać okazję, a jednak ostatecznie zostałeś wypożyczony do Sandecji...

Mam nadzieję, że jeszcze dostanę swoją szansę, i pokażę, na co mnie stać. Prawda jest taka, że na wszystko trzeba sobie zapracować, bo nikt za ładny uśmiech na mnie nie postawi.

Z pracowitością chyba nigdy nie byłeś na bakier...

Od zawsze dawałem z siebie wszystko. Lepiej robić niż, mówić i przesadnie się przechwalać.

W szkole też nieźle Ci szło. Twoje świadectwa mówią same za siebie.

Z nauką nie miałem większych problemów, ale to duża zasług mojej mamy, która jest nauczycielką matematyki. Dzięki jej pomocy mogłem osiągać dobre wyniki w szkole.

Z matmy musiałeś być prymusem...

W pewnym stopniu tak, ale myślę, że bardziej wynikało to z mojej ambicji i chęci pokazania, że nawet bez nacisków mamy, mogę być dobry w danej dziedzinie.

Co zatem poszło nie tak, że postanowiłeś skupić się na piłce?

Od zawsze mnie ciągnęło do futbolu. Zresztą muszę mieć to w genach, ponieważ tata również grał w piłkę i to chyba on zaszczepił we mnie miłość do tego sportu.

Ty grałeś w Stali, a Twój tata w Resovii. Skąd taka rozbieżność między wami?

Kiedy zdecydowałem się na Stal, patrzyłem na swój rozwój. Poza tym ważnym aspektem w tej sprawie była osoba trenera Marcina Wołowca, który tam pracował i mocno nalegał na to, abym dołączył do jego zespołu. Jeśli chodzi o tatę, to on chciał jak najlepiej dla mnie, a to, że grał w innym zespole, niewiele znaczy, bo z tego, co wiem, to nie był jakoś szczególnie związany z Resovią.

Często przewija się w Twoich wypowiedziach nazwisko Marcina Wołowca...

Wyciągnął mnie z lokalnego klubu do Stali Rzeszów. Tam również dzięki niemu szybko przechodziłem kolejne szczeble drużyn młodzieżowych, aż trafiłem do pierwszego zespołu. To właśnie on przygotował mnie do dorosłej piłki i czuwał, abym szybko do niej przywyknął. To między innymi dlatego jestem tu, gdzie jestem, a za jakiś czas mam nadzieję iść jeszcze wyżej.

Często dajesz się pochłonąć grom komputerowym?

 Kiedyś rzeczywiście sporo w nie grałem, ale w ostatnim czasie dałem sobie z tym spokój i czas spędzam w nieco inny sposób.

Co masz na myśli?

Zdecydowanie bardziej wolę przeczytać dobrą książkę.

W czym się zaczytujesz?

Przede wszystkim biografię znanych sportowców oraz książki motywacyjne. Ponadto pozycje z głębszym przesłaniem, jak "Alchemik", "Siddhartha" lub "Szczęście czy fart".

Polski Trent Alexander-Arnold...

Każdy ma jakieś swoje zainteresowanie i zajęcie, którym lubi się poświęcać. Ja jestem zwolennikiem kreatywnego spędzania wolnego czasu. Dzięki temu można rozwijać się na wielu płaszczyznach.