Krystian Palacz: Tego w Lechu Poznań mnie nikt nie nauczył [WYWIAD]

2024-08-13 20:26:11; Aktualizacja: 1 dzień temu
Krystian Palacz: Tego w Lechu Poznań mnie nikt nie nauczył [WYWIAD] Fot. Wojciech Szubartowski / PressFocus
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Krystian Palacz, zawodnik Motoru Lublin, udzielił nam wywiadu. 21-latek opowiada o powrocie do zdrowia, trenerach, których spotkał na swojej drodze (Gonçalo Feio, Mateusz Stolarski czy John van den Brom, z którym nigdy nie rozmawiał) czy o powodach odejścia z Lecha Poznań.

Krystian Palacz przed rokiem przestał być zawodnikiem Lecha Poznań i trafił do wówczas pierwszoligowego Motoru Lublin. Tam wywalczył sobie miejsce w składzie oraz pomógł drużynie w awansie do Ekstraklasy. Teraz leczy kontuzje, jednak już za chwilę ponownie zobaczymy go na boisku. W rozmowie z nami boczny obrońca opowiada choćby o powrocie na boisko, powodach odejścia z Poznania czy o Johnie van den Bromie, z którym... nigdy nie rozmawiał.

***

Antoni Obrębski, Transfery.info: Jak wygląda Twój powrót do treningów?

Krystian Palacz, Motor Lublin: Teraz przechodzę rehabilitację. Myślę, że za tydzień powinienem być gotowy już w 100%.

Jak oceniasz swój poprzedni sezon w Motorze?

Początek sezonu miałem nieudany. Musiałem się wkomponować w taktykę trenera Feio. Nie było to łatwe, bo w Lechu w rezerwach, jak i w Sandecji Nowy Sącz, graliśmy zupełnie inaczej. Kiedy już wszystko załapałem, poszło z górki. Złapałem luz i już bodajże od 11. kolejki zacząłem grać większość meczów od pierwszej minuty, jakieś liczby też dokładałem. Jeśli miałbym ocenić, to początek słabo, później dawałem sobie radę. Awansowaliśmy do Ekstraklasy i miałem w tym spory udział, bo zagrałem ponad 50% minut, więc całokształt oceniam pozytywnie.

Po odejściu trenera Feio Twój status w drużynie się nie zmienił. Miałeś jakieś wątpliwości co do tego, gdy odchodził?

Pamiętam, że gdy odchodził po meczu ze Stalą Rzeszów, to faktycznie zastanawiałem się, jak to będzie wyglądało. Ostatecznie pierwszym trenerem został Mateusz Stolarski. Wtedy, z tego, co pamiętam, była przerwa na kadrę. Trenowaliśmy i trener Stolarski powiedział mi, że będę w pierwszym składzie. Wiedziałem, że musiałem to sobie wywalczyć na treningach i w meczach.

Zauważyłeś w ogóle jakąś sporą różnicę pomiędzy trenerem Feio, a Stolarskim?

Myślę, że nie ma, na przykład w filozofii gry, wielu różnic. Trener Stolarski też chce pressować i atakować.

A w podejściu takim, czysto ludzkim do zawodników?

Na pewno to jest jedna z różnic. Na pewno też trener Feio bardzo dużo wymagał, trener Stolarski oczywiście podobnie, ale trener Feio ma taki charakter, że bardzo często na nas naciskał. Trener Stolarski jest bardziej wyrozumiały, podchodzi do wszystkiego na spokojnie. Gdy coś u trenera Feio nie szło, było to czuć od razu.

Masz żal do Lecha, że nie chcieli tam na Ciebie postawić?

Czy żal? Myślę, że nie mam żalu, bo wiem, w jakiej sytuacji też znajduje się klub z Poznania. Wiadomo, że mam do Lecha sentyment, no bo jestem rodowitym poznaniakiem, w Lechu od bodaj siódmego roku życia. Uwielbiam to miasto, szanuję klub, a to jest zwyczajna decyzja podjęta przez pewne osoby i tyle. Cieszę się, że jestem w Lublinie, mogę się tu rozwijać, mamy bardzo zgrany zespół. W Poznaniu wiem, że teraz nie jest najlepiej i myślę, że wyszło mi to na dobre.

Kiedy odchodziłeś z Lecha, właściwie można powiedzieć, że była to zrozumiała decyzja, bo byłeś choćby po nieudanym wypożyczeniu w Sandecji. To w Motorze się tak rozwinąłeś, czy w Lechu się na Tobie nie poznali?

Na pewno w Lechu w aspekcie ofensywnym wyglądałem lepiej, niż w obronie. Tam od najmłodszych lat jest kształtowana ta gra w ofensywie, no bo Lech głównie operuje piłką. Na obronę się rzadziej zwraca uwagę. Tutaj, w Motorze, już po pierwszych treningach widziałem, że mam straszne braki w obronie. Ustawianie ciała, gra jeden na jeden, tego w Lechu mnie nikt nie nauczył. Trener Feio ze sztabem pokazywali mi co mam robić. Tak naprawdę, to na początku tutaj czułem się, jakbym na nowo piłkę nożną poznawał. Można powiedzieć, że tutaj się tak rozwinąłem. Przyjście tutaj to był strzał w dziesiątkę. Teraz czuje się znacznie lepszym piłkarzem.

Skoro byłeś szkolony w modelu Lecha od najmłodszych lat, to powiedziałbyś, dlaczego „Kolejorz” z Ciebie zrezygnował?

Jeśli chodzi o to, że odszedłem do Motoru, to wydaje mi się, że ta runda w Sandecji nie dawała dobrych rokowań. Nie zrobiłem tam szału, miałem też jeden bardzo słaby mecz, w którym miałem udziałem przy wszystkich trzech straconych bramkach. Wtedy ta decyzja była dobra, rozumiałem to, że nie widzieli mnie w pierwszej drużynie, a oferta z I ligi od Motoru też była bardzo dobra, nie byłem gotowy na Ekstraklasę. Jeśli chodzi o ten potencjalny powrót teraz, to rzeczywiście było dużo dywagacji, czy Lech się na to skusi, ale też pieniądze były dosyć spore, żeby mnie odkupić. 

Czy ta kwota, za którą Lech mógł Cię odkupić, była ograniczona czasowo, czy wciąż obowiązuje?

Z tego, co wiem, to ten termin już dawno minął. Jak dobrze pamiętam, to Lech mógł to zrobić do końca maja lub początku czerwca, ale nie jestem pewien.

A kiedy poinformowano Cię, że Lech nie będzie chciał z Tobą kontynuować współpracy?

To wyszło dosyć naturalnie. Miałem wrócić chyba 26 czerwca do treningów rezerw, ale tydzień wcześniej już wiedziałem o ofercie Motoru. Jeszcze jakieś dwa inne kluby były zainteresowane, ale Motor był najbardziej zdeterminowany. Ja nawet z nikim z klubu wtedy nie rozmawiałem. Menadżer mi tylko wszystko pokazywał, powiedział, że wszystko jest dopięte, że mogę jechać do Lublina i tyle. 

Nie rozmawiałeś nawet z trenerem?

Pisałem tylko z trenerem rezerw, Arturem Węską, który teraz jest asystentem Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa. Napisałem mu tylko, że myślałem, że się zobaczymy jeszcze na treningu, a że muszę już jechać do Lublina. A jeśli chodzi o Johna van den Broma, to nigdy z nim nie rozmawiałem.

Nigdy?

Nigdy.

To też jest ciekawe, bo Ty debiutowałeś za trenera Żurawia już blisko trzy lata temu, Johna dan den Broma omówiliśmy, a jak wyglądały Twoje relacje z Maciejem Skorżą. Brał Cię pod uwagę przy budowie drużyny?

Z trenerem Żurawiem współpracowało mi się bardzo dobrze, lubię jego podejście do piłki. Wtedy był gorszy sezon, wiadomo, wykorzystałem też tę sytuację i zgarnąłem trzy występy w Lechu. Potem też trener Żuraw został zwolniony i przyszedł trener Skorża. Na początku pracy trenera miałem podobną kontuzję, co teraz, wtedy naderwałem więzadło w kostce i nie było mnie trzy-cztery tygodnie. Dopiero po wznowieniu przygotowań do kolejnego sezonu trener Skorża wziął mnie na rozmowę. Powiedział mi, że jest szeroka kadra i lepiej dla mnie będzie, jak pójdę na stałe do drugiej drużyny. Tak było ze mną, z Filipem Wilakiem, bodajże z Tymoteuszem Klupsiem jeszcze. Taka była decyzja trenera. Osobiście nie rozmawiał ze mną często, to była jedna z dłuższych rozmów.

Jeszcze w sprawie Lecha, na pewno obserwujesz zespół. Sytuacja na lewej obronie, Twojej pozycji, nie jest zbyt ciekawa. Co myślisz, gdy na nią patrzysz?

Dobre pytanie. Muszę powiedzieć, że nie oglądałem za dużo meczów Lecha. Teraz się to zmienia, bo mój kolega Antek Kozubal gra. Doszły do mnie te słuchy, że na lewej obronie nie jest najlepiej. Tam są Andersson i Gurgul. Pamiętam Gurgula, kiedy grał na środku obrony i nie spodziewałem się, że on może występować na lewej obronie. Ciężko mi powiedzieć, bo oni też grają inaczej. Można to ocenić z pozycji telewizji, ale każdy ma inne założenia i może oni na przykład się z nich wywiązują.

Jakbyś miał określić, to Ty sam czujesz się lepiej w grze, kiedy jesteś „przykuty” do linii, czy lepiej Ci się gra, kiedy masz schodzić do środka i rozgrywać?

Zdecydowanie ta pierwsza opcja. Wolę być przy linii i dośrodkowywać. Zawsze też miałem taki ciąg na bramkę, głównie to udowadniałem w rezerwach, w których strzelałem bramki. W Motorze jest akurat taka taktyka, że ci boczni obrońcy grają wężej i mają właśnie rolę rozgrywających. Musiało mi zająć trochę czasu przyswojenie tego modelu gry. Nie jest to dla mnie wymarzony styl, ale trener tego wymaga, więc muszę po prostu tak grać. 

Boisz się trochę o swoją pozycję po powrocie do zdrowia? Filip Luberecki wygląda dobrze.

Nie, nie boję się. Udowodniłem też w zeszłym sezonie, że on nie jest nie do wygryzienia. Poprzednie rozgrywki zaczęły się tak samo. Filip grał wszystko przez jakiś czas, a później udało mi się wykorzystać swoje szanse i go wygryzłem. Wiem, jak Filip gra, czego mogę się po nim spodziewać i co ja mam zrobić, żeby wywalczyć sobie skład po powrocie do zdrowia.

Masz sprecyzowane oczekiwania względem siebie w tym sezonie?

Dosyć ambitne. Mam nadzieję, że po wyzdrowieniu dostanę od trenera trochę czasu na grę i przekonam go do tego, abym to ja był pierwszym wyborem. Od dziecka moim marzeniem było to, żeby grać w Ekstraklasie. Nie chcę przespać swojej okazji. To może być moje pięć minut i muszę je wykorzystać. Mam nadzieję, że gra w Ekstraklasie napędzi moją karierę.