Maciej Stolarczyk: Kontratak to nie nasza broń, to obnażenie naszych defektów w ataku pozycyjnym

2012-09-01 13:53:59; Aktualizacja: 12 lat temu
Maciej Stolarczyk: Kontratak to nie nasza broń, to obnażenie naszych defektów w ataku pozycyjnym Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info/ Głos Szczeciński

Rozmowa z Maciejem Stolarczykiem, byłym zawodnikiem Pogoni Szczecin, który teraz jest jednym z działaczy Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej.

- Przychodzi taki czas, że odwiesza się buty na kołek i pozostaje na nie czasem popatrzeć, powspominać. Teraz bierze pan w rękę aktówkę, wkłada krawat i rusza do pracy.  Pański pomysł na piłkarską emeryturę to praca w ZZPS.

- Tak. Od dawna działamy z trenerem Obstemw koordynowaniu pracy grup młodzieżowych w Pogoni i stykamy się z problematyką, która dotyczy właśnie tego przedziału wiekowego. Oczywiście, najłatwiej stanąć z boku i tak klasycznie, po polsku, krytykować. Jednak nie na tym rzecz polega.

- A na czym polega?

- Teraz, kiedy udało mnie się dostać do władz związku, jestem w stanie zmieniać zardzewiałe przepisy. Futbol idzie do przodu, a niektóre z rozwiązań – na co dzień praktykowanych w naszym województwie – jest, w mojej opinii, błędna. Staram się wygłaszać swoje argumenty, i jeśli reszta zarządu je poprze, to ulepszać to, co przeszkadza w rozwoju.

- Na jakim etapie tych ulepszeń jest piłka w naszym regionie?

- To nie jest tak, że wyciąga się czarodziejską różdżkę, jeden dotyk i po kłopocie. To długotrwały proces, który trzeba rozsądnie przeprowadzić.

- Są już pierwsze efekty pana pracy. Trzy nowe zasady w piłce dziecięcej, które mają na celu…

- Które mają na celu zmianę polskiej piłki. A gdzie najlepiej zacząć zmianę?

- Zgaduję, że od podstaw.

- Dokładnie. My, jako naród, przyzwyczailiśmy się do tego, że nasi piłkarze grają z kontry. Preferujemy taki styl nie dlatego, że jesteśmy narodem grającym z kontry, tylko dlatego, że atak pozycyjny nam nie wychodzi. Granie w piłkę, powiedzmy, stylem barcelońskim, wpajane jest do najmłodszych lat.

- Teraz wszyscy chcą być jak Barcelona.

- Ale nawet nie zaczynajmy porównywać się do takiego grania, bo to inna specyfika. Na razie skoncentrujmy się na nauce ataku pozycyjnego, a te trzy zmiany, które zaproponowałem, na pewno w tym pomogą.

- No dobrze, to skupmy się właśnie na nich. Pierwsza zasada to zakaz wybijania przez bramkarzy piłki za linię środkową. Wydaje się ona słuszna, szczególnie na poziomie dziecięcym. Wymusi kreowanie gry już na swojej połowie.

- Jak na razie się zgadzamy

- Zasada nr 2 budzi już więcej kontrowersji. „Wszystkie rzuty wolne będą rzutami wolnymi pośrednimi”. Czyli w skrócie – dzieciaki z daleka już nie postrzelają.

- Z rzutów wolnych – nie. Z gry – jak najbardziej zachęcamy.

-No tak, ale czy strzelona bramka po silnym uderzeniu z rzutu wolnego to złe rozwiązanie? Jeśli miałaby nam dać ona wyjście z grupy na Euro 2016, to chyba nikt nie miałby nic przeciwko.

- No tak, ale nie mieszajmy piłki seniorskiej z dziecięcą. Widzi pan, są różne dzieci. Jedni dorastają szybciej, drugim zajmuje to więcej czasu. Ci chłopcy, którzy w wieku 8-10 rozwijają się szybciej, mają ogromną przewagę, Swoją siłową grą strzelają bramki, dzięki czemu wygrywają mecze, turnieje. Jednak nie o to chodzi w futbolu w tak młodym wieku. Liczy się wpajanie pewnych nawyków, uczenie ataku pozycyjnego, zagrań technicznych.

- A jak ta technika przeniesie się na rzuty wolne?

- Wyobraźmy sobie sytuację, w którym mamy rzut wolny, na 15 metrze (jak dla tak młodych chłopaków, to daleko). Jeśli w zespole jest chłopak, którego ciało rozwija się szybciej i jest już dość silny, to podchodzi do piłki i strzela z całej siły. Bramkarz, rozwinięty słabiej, nie ma szans. Wygrywa czysta przewaga siły, a technika wyciąga piłkę z bramki. A jeśli rzut wolny będzie pośredni, to zespół zmuszony jest do rozegrania stałego fragmentu w inny sposób.

- Bo w końcu nie jesteśmy narodem kontraków, możemy również budować atak pozycyjny.

- Budować – na tym poziomie – to zbyt duże słowo. Ale uczyć się podstaw takiej filozofii, to już bardziej prawdopodobne.

- No dobrze, te dwa pierwsze punkty nie budziły zbyt dużych kontrowersji. Jednak trzecia zmiana jest dla wielu niezrozumiała. Komentarze są – używając słów, które nadają się do gazety – sceptyczne.

- Rozumiem, wymiana poglądów jest ważna.

- Bramkarz może złapać piłkę po podaniu zawodników z pola. Wracamy do dawnych zasad piłkarskich? Cytując podwórkowe okrzyki – „gramy na stare”?

- Kompletnie nie. Ten przepis jest logiczny jedynie w połączeniu z pozostałymi dwoma. Obrońcy często boją się podawać do bramkarza i przez to wybijają piłkę na połowę przeciwnika. Jest to przeważnie strata piłki. Bramkarz też ma nogi i może rozegrać futbolówkę z drużyną. Jednak na poziomie dziecięcym, te bramkarskie nogi czasem jeszcze zawodzą, potrzebują więcej lat treningu. Bez tego przepisu, zawodnicy będą bali się podawać do bramkarza i nie wyrobią sobie nawyku, że można zaufać tej postaci między słupkami. A jeśli bramkarz będzie mógł piłkę złapać, wtedy te obawy będą mniejsze.

- Mimo wszystko, nie czuję się do końca przekonany. Bo może wyrobić to zaufanie, ale może to również sprowadzić się do tego, że zamiast myśleć kreatywnie, dzieciaki zaczną kopać piłkę do bramkarza, bo on może ją złapać.

- No tak, ale dzięki przepisowi nr 1, z brakiem możliwości wybicia piłki za połowę, bramkarz złapie piłkę, po podaniu kolegi z zespołu, i wznowi ją, podając jednemu z obrońców. Wciąż stawiamy na atak pozycyjny. Niwelujmy proste rozegranie.

- No dobrze, argumenty są solidne, niech one się bronią same za siebie. Rozumiem, że nie wymyślił pan sam tych przepisów, one już gdzieś zostały wprowadzone.

- Oczywiście, jeśli się nad kimś wzorować, to na najlepszych. Przepisy te funkcjonują w Niemczech i Holandii. Zobaczmy, jakie są efekty u nas, a jakie u nich.

- A w Polsce, oprócz naszego województwa, gdzieś Indziej te przepisy funkcjonują?

- Jeśli mam być brutalnie szczery, to nie wiem. Jednak rozmawiałem już z prezesem Bednarkiem i postaramy się złożyć wniosek, aby te trzy przepisy funkcjonowały w całej Polsce.

- No dobrze, wyciągnijmy już płytę z ZZPN, pan niech na chwilę poluźni krawat. Wróćmy do przeszłości, porozmawiajmy o futbolu. Grał pan na pozycji lewego obrońcy. Polska liga nie jest bogata w dobrych graczy na tej pozycji, szczególnie, jeśli mówimy o Polakach. Dlaczego?

- Trudno powiedzieć, ale…

- To jakaś newralgiczna pozycja?

- Po części tak. Ponieważ trzeba angażować się w akcje ofensywne, nie zapominając o tym, że jest się obrońcą. Trzeba być skoncentrowanym, umieć przewidywać, to nie jest łatwe.

- Pan jednak robił to na takim poziomie, że udało się dostać do kadry Polski. Tam jednak tylko osiem występów. Orzełek za ciężki?

- Nie wiem, dlaczego nie wyszło. Nie zawsze to umiejętności decydują o grze. Bardzo ważna jest psychika, nastawienie do meczu. Staram się to wpajać adeptom piłkarskim.

- Jednak w klubie, w Wiśle Kraków, udawało się panu ten ciężar unosić. A presja nie była mniejsza, graliście piękny futbol, sukcesy w europejskich pucharach.

- To był cudowny okres, kiedy piłka w życiu sprawiała mi najwięcej przyjemności. Łączyliśmy widowiskowość ze skutecznością – i co najważniejsze – ze zwycięstwami. Dwa tytuły mistrza Polski, sukcesy w pucharach, świetny czas. A dlaczego nie udało się tego przenieść do reprezentacji? Trudno powiedzieć.

- Może te skrzydła orzełka aż tak wysoko nie unoszą?

- Oj, unoszą, bez dwóch zdań. Marzeniem każdego piłkarza jest gra w kadrze. Ambicjonalnie – nie miałem problemów.

- Przed pracą działacza w ZZPN, usiadł pan w innym miejscu, niż fotel w ciepłym gabinecie. Zajął pan miejsce na ławce trenerskiej.

- Tak, próbowałem swoich sił jako trener Pogoni Szczecin.

- Krótki epizod, zdecydowanie nieudany. Za mało zaufania ze strony Portowców, czy jednak bycie trenerem to nie pańskie powołanie?

- Po części wszystko. Sam trener Realu Madryt, Mourinho mówił, że potrzebuje dwa lata, aby zbudować zespół. A on ma graczy za pół miliarda euro. Oczywiście, to z przymrużeniem oka. Wiem, że popełniłem wtedy kilka błędów. Mam nadzieję, że wyciągnąłem z nich odpowiednie wnioski.

- Nie wiem, co trener mógłby zawiesić na kołku, może gwizdek? Więc zapytam prościej, czy oznacza to, że Maciej Stolarczyk nigdy już nie spróbuje poprowadzić jakiegoś zespołu?

- Nigdy tego nie wykluczę. Robię wiele szkoleń, obserwuję piłkę nożną na wysokim poziomie. Staram się uczyć, doszkalać, zbierać doświadczenie .Co mnie nie zabiło, to mnie wzmocniło.

- Olgierd Moskalewicz, Radosław Majdan, Maciej Stolarczyk i akademia futbolu. Cóż to za wybuchowa mieszanka?

- To ciekawy projekt, który założyliśmy z przyjaciółmi z boiska.

- Na czym polega?

- Oprócz piłki nożnej na najwyższym poziomie, jest też miejsce dla amatorów, którzy grają dla rekreacji. Akademia futbolu ma udostępnić im takie możliwości. Dzieciaki jeżdżą na obozy, bez stresu o wyniki. Nie trzeba mieć wielkich umiejętności, liczy się przyjemność grania.

- Czyli dzieciaki trenują dla przyjemności?

- Jest to bardziej forma rekreacji, niż treningu. Nie ma presji wyniku, ale jest chęć do grania. A to w sporcie najważniejsze.