„Nie mam takiej fantazji, ale transfer za miliard euro jest możliwy już teraz” [WYWIAD]
2016-08-15 22:17:13; Aktualizacja: 8 lat temu- Zawodników o średnich umiejętnościach, za których zapłacono zbyt duże pieniądze jest cała masa. To marnotrawienie pieniędzy - mówi w rozmowie z Transfery.info doktor Artur Grabowski z Katedry Ekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Większość najdroższych transferów w historii piłkizostała przeprowadzona w ostatnich latach. Ze stosunkowo starszych transakcji,w pierwszej dziesiątce jest tylko ten Zinedine'a Zidane'a do Realu Madryt.Porównywanie transferów przeprowadzonych w różnych latach ma w ogóle sens?
Podstawową rzeczą, jaką trzeba tutaj brać pod uwagę jest oczywiścieinflacja. W najbardziej rozwiniętych europejskich krajach nigdy nie była onajednak bardzo wysoka. Średnio utrzymywała się na poziomie od 2,4 do 0,5procenta. Zerknąłem na artykuł, który mi pan podesłał, przedstawiający wartośćtransferów w oparciu o parytet złota. Zostawmy to. Obecnie miernikiem wartościi obowiązującym środkiem płatności jest pieniądz. To nam wystarczy.
Wartościowanie w gospodarce odbywa się poprzez proces wymiany. I tak wymienianyjest piłkarz - pracownik, który przechodzi przykładowo z Juventusu Turyn doManchesteru United czy jakiegokolwiek innego klubu. Wartość ekonomicznaustalana jest na podstawie pewnych kryteriów. Można zaliczyć do nich kosztywychowania zawodnika, pieniądze, jakie zostały w niego zainwestowane,dotychczasowe wynagrodzenie, efekty jego pracy. Klub jest w stanie policzyć ilerzeczywiście zainwestował w danym czasie w zawodnika. Jeśli przez trzy latabyło to dajmy na to 50 milionów euro, a on przez ten czas jeszcze bardziej sięrozwinął, klub nie zażyczy sobie za ewentualny transfer 30 milionów. Włodarzeklubu to przedsiębiorcy i nie świadczyłoby to o nich dobrze.
Oczywiście cenę wyznacza również rynek i panujące na nim warunki. Patrzącwstecz, było mnóstwo wybitnych zawodników, którzy odnosili międzynarodowesukcesy i ich wartość na współczesnym rynku mogłaby spokojnie przebijać kwotypłacone za Garetha Bale'a, Cristiano Ronaldo czy Paula Pogbę. Choćby piłkarze RealuMadryt z lat pięćdziesiątych poprzedniego wieku, Bayernu Monachium czy AjaksuAmsterdam z lat siedemdziesiątych albo nasi zawodnicy, którzy po świetnymmundialu w 1974 roku nie przeszli do wielkich klubów tylko i wyłącznie przezustrój polityczny panujący w naszym kraju. Przypomnijmy, że uniemożliwiał on transferydo zachodniej części Europy zawodnikom mającym mniej niż 30 lat.
Kolejny punkt to piłkarscy agenci, którzy różnymi sztuczkami próbują zawyżaćwartość swoich klientów. Niemiecki związek opublikował niedawno wysokośćprowizji, jakie w sezonie 2015/2016 wypłacały agentom kluby Bundesligi i dwóchkolejnych szczebli. Te kwoty w przypadku Bayernu Monachium czy Schalke 04 sięgałynawet 16 milionów euro. Tyle pieniędzy rocznie trafiało na konta agentów ztytułu transferów do tych zespołów. Jeśli chodzi o mniej zamożne kluby, było tood 0,7 do 1,2 miliona, jak w przypadku Darmstadt czy Ingolstadt. Większośćmenedżerów była lub wciąż jest związana z biznesem. Oni doskonale widzą jakprowadzić negocjacje. Nie mogą przecież ponosić strat.
Ważna jest też siła przetargowa pomiędzy klubem sprzedającym, a tym, którykupuje. Ma to wpływ na ostateczną kwotę. Również wartość rynkowa i sportowasamego klubu. Inaczej wyglądają rozmowy Realu Madryt z klubami z Manchesteru, ainaczej „Królewskich” z Tottenhamem. Działacze „Kogutów” sprzedając Bale'a doMadrytu wiedzieli, że Walijczyk wyższego poziomu w Londynie już nie osiągnie. Potrzebowałczegoś nowego, większego wyzwania. Przejścia do podmiotu, który gwarantował mupodniesienie umiejętności piłkarskich i grania o najbardziej prestiżowe trofea.Tottenham nie mógł mu tego zaoferować, a było to siłą przetargową Realu. Tooraz moment rozwojowy klubu z Madrytu i osiągane przychody.
Ceny bardzo często są oczywiście podbijane. Powody są różne. W Portugalii czyAmeryce Południowej kluczową rolę odgrywają kwestie własnościowe. Bardzo częstojest tak, że właścicielami zawodnika są aż trzy podmioty. Tamtejsze klubydzielą prawa do swoich zawodników z samymi agentami albo funduszamiinwestycyjnymi. Strony często nie potrafią dojść do porozumienia. Każdy chceugrać jak najwięcej dla siebie, a idzie za tym wzrost ostatecznej kwotytransferowej.
Patrząc na te wszystkie czynniki i sytuację panującą na rynku, wielkiestumilionowe transfery zawodników ze ścisłego topu, moim zdaniem, się bronią.Ale kluby coraz częściej wykładają 20, 30, czasami nawet 40 milionów euro nazawodników po prostu słabych lub co najwyżej przeciętnych.
Pełna zgoda. Można powiedzieć, że są to pracownicy o średnichumiejętnościach. Nie niskich, ale średnich. Oni w każdej lidze znajdą swojemiejsce i w gruncie rzeczy są potrzebni, ale patrząc na ich możliwości, sąprzepłacani. Najwięcej takich transferów jest w Anglii. Bardzo możliwe, żetamtejsze kluby przeprowadzają je, kierując się w zasadzie jedną zasadą -robimy to, żeby nas nie uprzedzono. „Znacznie przebiję potencjalną ofertęrywala, żeby tylko nas nie ubiegł”. Takie podejście w międzynarodowym biznesie jestbardzo częstym zjawiskiem. Jedni szykują na transfer powiedzmy pięć milionóweuro, a drudzy, dla pewności, wykładają od razu 20. Nie ma się więc co dziwić,że są w stanie bardzo szybko dogadać się z dotychczasowym klubem zawodnika.
To również sztuczne podbicie ceny. Zawodników o średnich umiejętnościach, zaktórych zapłacono zbyt duże pieniądze jest cała masa. Niestety dla samychpiłkarzy, nowe kluby wymagają potem od nich więcej niż oni naprawdę są w staniezaoferować. To marnotrawienie pieniędzy. Trzeba jasno powiedzieć, że kapitałfinansowy piłkarskich klubów w 90 procentach nie jest wysoki. Niewiele z nichosiąga długofalowe zyski i ma zrównoważone budżety.
Cena bardzo często jest nieadekwatna do możliwości i potencjału zawodnika.Myślę, że w każdym klubie, który gra w europejskich pucharach znajdziemynieprzemyślane i nieudane transfery.
Transfer to transakcja obarczona ryzykiem. Zatrudniając danego piłkarza, klubnie ma gwarancji, że faktycznie podniesie on poziom drużyny. Do tegowszystkiego dochodzą częste zmiany trenerów i brak cierpliwości ludzizarządzających klubami. I tak, zawodnik, który przyszedł do klubu za stosunkowo duże pieniądze z dnia nadzień staje się niepotrzebny, bo kompletnie nie nadaje się do koncepcji nowegoszkoleniowca.
Niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne są relacje trenera zdyrektorem sportowym czy resztą działaczy. Czasami brakuje odpowiedzialności zapodejmowane decyzje. Bo skąd chociażby dzisiejsze problemy Wisły Kraków? Międzyinnymi stąd, że w pewnym momencie przychodzili do niej zawodnicy o wątpliwychumiejętnościach. Zwykle powiązani z trenerami, którzy później sami szybkoodchodzili z klubu.
Transfer za miliard euro. Jest możliwy w ciągu najbliższych 10 lat? I comusiałoby się stać, żeby ktoś faktycznie zdecydował się na taki zakup?Kosmiczny wzrost przychodów?
W 2015 roku Real zanotował 581 milionów euro przychodów. Obserwujemy wzrostw topowych europejskich klubach i mimo wszystko one bardzo długo pracowały nato, żeby przekroczyć barierę pół miliarda euro. W ciągu 10 lat klubom będziebardzo ciężko zwiększyć je na tyle, żeby pozwolić sobie na wydatek rzędumiliarda euro. Widzę jedno pewne rozwiązanie - musiałby się pojawić zewnętrznyinwestor, który dysponowałby wystarczającym majątkiem.
Podstawowe pytanie jest jednak inne - czy w ciągu tych kilku lat pojawi sięzawodnik, który będzie wart takich pieniędzy. Skoro dzisiaj kontrowersje budzątransfery powyżej 50 milionów euro, to co ta osoba musiałaby prezentować, żebypłacić za nią aż tyle pieniędzy. Mimo tego inwestorzy z krajów Zatoki Perskiejprzy kapitale, którym obecnie dysponują, mogą to osiągnąć, podobnie jakprzedsiębiorstwa z Chin.
Mogą czy będą mogli? Taka fanaberia, bo inaczej tego nazwać nie można, jest możliwajuż teraz?
Myślę, że tak. W krajach o wschodzących gospodarkach - w Malezji, Indonezjiczy Indiach - są ludzie, dla których taki wydatek już teraz nie byłbynajmniejszym problemem. Skoro kupują dobra luksusowe za więcej niż miliardeuro, równie dobrze mogliby przeznaczyć taką kwotę na piłkarza. Myślę jednak,że nie byłoby w tym większego sensu.
Wątpię, żeby włodarze Barcelony, Realu, Bayernu, PSG czy obu Manchesterówchcieli, żeby na rynku pojawił się piłkarz kupiony za miliard euro. Transfer toprzecież jedno. Do niego dochodzi wynagrodzenie. A jeśli samo ściągnięciezawodnika kosztowało miliard, to pojawia się pytanie, ile on powinien zarabiać!
Można przypuszczać, że jeśli ktoś jednak wyłoży kiedyś takie pieniądze najednego gracza, będzie całkowicie decydował o jego losie. O tym czy będzie grałi w ogóle co się będzie z nim robiło. W grę weszłaby pewnie wyłącznośćreklamowa dla tego klubu lub grupy sponsorów.
Pomysły muszą być jednak długofalowe. Na przykład Erick Thohir, który jakiśczas temu przejął Inter Mediolan ich nie miał. W Europie będziemy mieć pewnie coraz więcej inwestorów z Azji. Dotychczasowe inwestycje przypominają jednak raczej zabawęprzedszkolaka, który po jakimś czasie czuje się znudzony i odrzuca zabawkę wkąt. Odrzuca i znajduje sobie nową. Brakuje kontynuacji. Słuszne są obawykibiców, którzy twierdzą, że jest to swoisty „zamach” na kulturę i tradycjępiłkarską. Futbol potrzebuje odpowiedzialnych inwestorów.
Podsumowując, na taki transfer jeszczesobie poczekamy?
Wszystko jest możliwe, ale nie mam takiej fantazji, żeby wyobrazić sobietransfer za miliard euro w ciągu najbliższych 10 lat. Szczególnie, że w corazwiększej liczbie państw na świecie powstają profesjonalne ligi, które docelowomają być silne, a zasoby kapitałowe są ograniczone. Stąd też podmiotygospodarcze dysponujące kapitałem i mające w planach inwestycje w obszarzesportu będą miały w czym wybierać. Decyzje menedżerskie polegają na wyborzenajlepszego rozwiązania, a następnie wdrożenia go w życie. Na dzień dzisiejszyżadnego zawodnika nie można wycenić na taką kwotę. Piłkarscy menedżerowie wwiększości klubów powinni raczej zastanowić się nad tym, jak zapewnić bieżącąpłynność finansową i minimalizować straty.
A Leo Messi i Cristiano Ronaldo?
Wartość Portugalczyka wzrosła po zdobyciu mistrzostwa Europy. Messi niezdobył niczego w piłce reprezentacyjnej. Nie sięgnął po mistrzostwo świata,które byłoby dla niego pewnym ukoronowaniem. Kwestia wartości jest dzisiajbezpośrednio związana z ceną. Kiedyś było to rozdzielone. Ciężko mówić oobiektywnej wartości. Zawsze będzie to subiektywna ocena zależna od tego, ktoją wykonuje.
W pewnym momencie kariery zawodnika jego wartość może już tylko spadać. Wzroststaje się niemożliwy. Z reguły zaczyna się to w wieku 28 lat i ma związek zespadkiem efektywności, umiejętności, i kondycji. Taki zawodnik będzie notowałcoraz mniej goli i asyst. Bramkarz będzie coraz rzadziej skutecznieinterweniował. Bardzo ważne są wyniki testów wydolnościowych. Sir Alex Fergusonprzyznał kiedyś, że robiąc wykres dotyczący wartości zawodnika, analizując jegopredyspozycje fizyczne oraz psychiczne, widzi, do jakiego momentu może się onprzydać jego drużynie. Gdy piłkarz dochodzi do granicy, w której nie można jużz niego więcej „wycisnąć” dla potrzeb zespołu, trzeba go sprzedać. Szkottłumaczył to choćby na przykładzie Japa Staama. Mając konkretne dane, podjąłdecyzję o jego odejściu, choć nie każdy ją rozumiał.
Wielu kibiców z Monachium miało też pretensje doprzedstawicieli Bayernu Monachium po sprzedaży Bastiana Schweinsteigera.Chodziło o to samo. Wyniki wszelkich badań pokazywały swoje. Wydolnośćorganizmu Niemca już nigdy nie będzie taka jak kiedyś. Cały czas będzieschodziła w dół. Organizmu się nie oszuka. Chociaż oczywiście nadal jest onpełnowartościowym zawodnikiem, który ma przed sobą kilka lat gry naprofesjonalnym poziomie.
Lekarze, którzy przeprowadzają potrzebne badania bardzo często słyszą odklubowych władz proste pytania - ile lat wytrzyma jeszcze kolano, staw skokowyczy kręgosłup danego zawodnika. Ile czasu będą one mogły jeszcze funkcjonowaćprzy takich obciążeniach. Sugestie sztabu medycznego zwykle są kluczowe.
Nie powiem ile według mnie warci są Cristiano Ronaldo czy Lionel Messi, bomusiałbym przeprowadzić naprawdę dogłębną analizę. Jedno jest pewne, to całyczas będzie się zmieniać. Z wartością zawodników często jest jak z akcjami nagiełdzie. Na obniżenie wartości Messiego mogły mieć wpływ na przykład jegoproblemy podatkowe.
Po sprawie Bosmana byliśmy świadkami niezliczonej liczbywolnych transferów, również takich przeprowadzanych na najwyższym poziomie.Straciliśmy przez to możliwość pełnego porównywania.
Żyjemy w epoce płynnej nowoczesności. Zmiany na rynku są równie gwałtowne. Takjak wspomniałem na początku, wartościowanie w gospodarce odbywa się poprzezproces wymiany. Jeśli całkowicie utożsamiamy ją z ceną, możemy określić jądopiero po tym, gdy ktoś dokona transferu danego zawodnika. Rozmawiając owartości Cristiano Ronaldo czy Messiego, musimy więc przede wszystkimprzeanalizować czy znalazłby się dzisiaj chętny na ich zakup, a Real z Barcelonązgodziłyby się na sprzedaż. Cena odzwierciedla rzadkość dóbr, zarównomaterialnych, jak i niematerialnych, a „wartość wymiany” jest punktemorientacyjnym.
TUTAJ PIERWSZA CZĘŚĆ ROZMOWY