Patryk Sokołowski: Drzwi w Legii Warszawa zawsze są dla mnie otwarte [WYWIAD]
2024-10-25 00:50:58; Aktualizacja: 3 tygodnie temuPatryk Sokołowski, zawodnik rewelacji sezonu Ekstraklasy - Cracovii - opowiada w wywiadzie z Transfery.info na wiele ciekawych tematów. Co powiedział mu Dariusz Mioduski, gdy odchodził z Legii Warszawa? Czy świat odjechał Waldemarowi Fornalikowi? Czy Cracovia walczy o mistrzostwo Polski?
Cracovia weszła w sezon Ekstraklasy niespodziewanie dobrze. Dawid Kroczek wykonuje pod Wawelem bardzo dobrą pracę, a jednym z podstawowych graczy „Pasów” jest Patryk Sokołowski. 30-latek w rozmowie z Transfery.info został zapytany o wiele różnych wątków.
W jakiej roli widzi się po karierze? Co powiedział mu Dariusz Mioduski po odejściu z Legii Warszawa? Czy piłkarz po 30-stce może się jeszcze rozwinąć? Czy Cracovia walczy o mistrzostwo Polski? Kto jest największym talentem w ekipie „Pasów”? Czy Dawida Kroczka można zestawiać z Adrianem Siemieńcem?
Rozmowa została przeprowadzona przed meczem 12. kolejki Ekstraklasy z Lechem Poznań.Popularne
***
Antoni Obrębski, Transfery.info: W rozmowie z Foot Truckiem wspominałeś, że współpracujesz z holenderską grupą Tactalyse. Nadal to robisz?
Patryk Sokołowski, piłkarz Cracovii: - Tak, cały czas pracuje z jednym trenerem. To też nie wygląda tak, że mam sztywno określone terminy czy liczbę godzin. Kiedy chcę, to robię sobie analizę.
Mówiłeś wtedy też, że po jakimś czasie zmienił Ci się trener. Z czego to wynikało?
- Ten trener po prostu odszedł z tej firmy. Z tym, który jest obecnie, współpracuje mi się bardzo dobrze, mamy dobry kontakt. Próbowałem też lekcji z innymi, ale z tym mi jest najlepiej.
Ile czasu już pracujesz konkretnie z tą osobą?
- Około trzech lat.
Jak ważne to jest?
- Bardzo ważne. Myślę, że analiza gry to fundament rozwoju. Każdemu bym to polecał. Jak ogląda się mecz, to na pierwszy rzut oka ciężko coś zobaczyć. Bramki, asysty czy podania zawsze będą widoczne, ale poruszanie się po boisku to już inna bajka. Żeby wiedzieć, czy ktoś dobrze się porusza, to przez cały mecz, trzeba by było patrzeć tylko na tego zawodnika. Trenerzy też oglądają każdy mecz po dwa/trzy razy, a i tak każdy z nich zobaczy coś innego. Dzięki dodatkowej analizie mam pełniejszy ogląd sytuacji.
Nie wytykając Ci metryki, bo też nie należysz do zaawansowanych wiekowo, ale w wieku 30 lat można się jeszcze wiele nauczyć?
- Zakładam, że dopiero się o tym przekonam. Nie ma pewnie aż tak dużej różnicy pomiędzy młodymi a starszymi, jak mogłoby się wydawać. Myślę, że najlepszym przykładem jest Robert Lewandowski, który już w dojrzałym, jak na zawodnika, wieku bardzo mocno się rozwijał i swój prime osiągnął po 30-stce. Moim zdaniem nie ma ograniczeń. Jeśli ktoś jest zdrowy i ma otwartą głowę, to czemu nie?
Masz kolegów i w Cracovii, i w innych klubach. Byłbyś w stanie oszacować jaki procent piłkarzy korzysta z tego typu usług?
- Ciężko mi powiedzieć i trzeba by o to zapytać każdego. Z pewnością ta liczba się zwiększa, bo coraz więcej graczy chce korzystać z takiej pomocy.
To wpływ bardziej tego, że wchodzą nowi trenerzy ze świeżymi pomysłami, czy to inicjatywa samych zawodników, którzy stają się bardziej świadomi, niż te kilka/kilkanaście lat temu?
- Myślę, że to wypływa z obu tych rzeczy. Piłkarze są bardziej świadomi, a trenerzy zdają sobie z tego sprawę i przez to też więcej wymagają. Dzisiaj jest też dużo więcej narzędzi, które pozwalają się samodoskonalić, więc nikogo to nie dziwi, że piłkarze po to sięgają. Praca organiczna to trochę kula śnieżna. Na pewno też to dobrze będzie wpływało na polską piłkę. Mam kontakt z trenerami z akademii Legii Warszawa, dzięki czemu mam porównanie, jak to dziś wygląda, a jak wyglądało, kiedy tam byłem. Analiza gry, ilu trenerów w tym uczestniczy, na jakie detale zwraca się uwagę, jak to jest rozbudowane. Robi to wrażenie i mocno wierzę w to, że nowe pokolenie będzie pod każdym względem lepsze od mojego. Wychodzę z założenia, że osób utalentowanych jest zawsze tyle samo, więc przy lepszych warunkach mam nadzieję, że po prostu będziemy mieć lepszych piłkarzy.
Powiedziałeś o kontakcie z trenerami z akademii Legii. To jest kontakt stricte pod obserwacje, bardziej zawodowy?
- Nie, to relacje koleżeńskie, przyjacielskie. Przy okazji mam też jakieś informacje, kiedy rozmawiam z moim przyjacielem, Łukaszem Turzynieckim, który już skończył grać i jest analitykiem w akademii Legii. Wiele rzeczy, które on mi pokazał, jak wyglądają w Legii na poziomie U-17, zaszokowało mnie. Praca trenerów tam jest tak dokładna, zawodnicy wszystko mają podane na tacy. Jak w Ekstraklasie.
Zdarzyło się kiedyś, że jakiś trener był na Ciebie zły, że korzystasz z pomocy innych szkoleniowców? Nie. Trenerzy zdają sobie sprawę z tego, że w ten sposób się doskonalimy i jest to rozwijające, więc w żaden sposób nie blokują możliwości korzystania z tych usług. Trener Kroczek też jest świetnym przykładem, ma bardzo otwarty umysł. Zdarza się, że on się nas pyta, jak widzimy daną sytuację z boiska i pewne rozwiązania wypracowujemy wspólnie, a nie są to tylko wizje trenera.
- Jakim trenerem jest Dawid Kroczek? Na pewno jest bardzo pracowitym, ambitnym i zaangażowanym trenerem, co myślę, że jest podstawą do bycia dobrym. Stara się dbać o relacje w drużynie, to też typowa relacja trener-zawodnik, wiadomo kto jest szefem i równowaga jest utrzymana. Myślę, że ma dobry kontakt z zawodnikami i stara się zebrać jak najwięcej informacji od swoich piłkarzy.
Czemu tracicie tak dużo bramek?
- Mamy rezerwy w defensywie. Na pewno jest tych bramek za dużo i jeśli chcemy walczyć o te wyższe lokaty, to musimy uszczelnić obronę. Zawsze też są błędy indywidualne, czasem w ustawieniu, jednak pracujemy nad tym, aby zmniejszyć liczbę traconych goli. Póki tracimy ich mniej niż strzelamy, jest dobrze. Na dłuższą metę trzeba jednak coś z tym zrobić, bo nie będziemy w każdym meczu strzelać po cztery gole.
To też pewnie jest zamysł Dawida Kroczka, ale niższe posiadanie piłki w lidze ma tylko Puszcza i Śląsk. Czujesz się komfortowo w takiej grze, kiedy więcej za piłką się biega?
- Zazwyczaj piłkarze wolą mieć piłkę przy nodze i to jest normalne. Najważniejsza jest jednak skuteczność działań na boisku, co podkreśla nam trener. To, co robimy, musi dać efekt. Nie ważne, czy będziemy mieli 30%, 50%, czy 70%, liczy się wynik. Chcemy też utrzymywać się przy piłce, konstruować akcje, ale jeśli korzyści przynosi nam bardzo szybkie przenoszenie się do ataku, to nierozsądnie by było z tego nie korzystać, bo mamy zawodników o określonych profilach, którzy pasują do takiej gry. To też zależy od tego z jakim przeciwnikiem gramy, bo trzeba się trochę do niego dostosować. Nie ma co zakłamywać statystyk, mamy często niższe posiadanie piłki, ale nie jest to problemem.
No i to też widać, bo posiadanie nie jest za wysokie, ale jeśli chodzi o liczbę strzałów, to jesteście w czołówce. Jest jednak inna ciekawa statystyka. U siebie macie tylko osiem punktów w pięciu meczach, a na wyjazdach 15 w sześciu, choć jeden z nich był z Puszczą.
- Jakby policzyć ten mecz z Puszczą jako domowy, to w zasadzie będzie prawie po równo. Myślę, że tu nie ma jakiegoś drugiego dna. Powinno nam grać się lepiej u siebie, ale to też może być determinowane przez styl gry. Jak ktoś gra u siebie, to bardziej będzie chciał operować piłkę nawet, jeśli nie robi tego na co dzień. My jesteśmy dobrzy w szybkim ataku, więc być może stąd się to bierze. Jakbym miał obstawiać, to na przestrzeni sezonu to się wszystko wyrówna i nie będzie aż takiej dysproporcji.
Można już mówić, że Cracovia walczy o tytuł?
- To chyba bym musiał teraz zacytować klasyka, każdy zespół walczy o tytuł, każdemu grozi zdobycie Mistrzostwa Polski. Na razie jest jeszcze daleko, musimy stąpać twardo po ziemi, skupiać się na kolejnych meczach. Nie ma co tak wybiegać i snuć wizje. To jedyna droga, a na podsumowania przychodzi czas.
Ale zgodzisz się, że Cracovia tym tytułem jest „zagrożona” bardziej niż większość Ekstraklasy.
- Myślę, że tak. I też zdecydowanie bardziej, niż w poprzednim sezonie. Gra się nam dużo przyjemniej niż rok temu, bo wtedy była presja spadku, a teraz mamy czystą głowę.
Wiesz, co się stało 5 kwietnia tego roku?
- Nie mam aż tak dobrej pamięci.
Dawid Kroczek objął Cracovię. Wiesz, co się stało dokładnie rok i dzień wcześniej?
- Też nie wiem.
Adrian Siemieniec przejął Jagiellonię Białystok. Można porównać te sytuacje?
- Rozumiem analogię, ale jeszcze ponad pół sezonu przed nami. Oczywiście życzę nam i trenerowi, aby skończyło się tak samo, ale jeszcze bardzo daleka droga do tego. Trener Siemieniec zrobił bardzo dobrą robotę w Jagiellonii, Dawid Kroczek też wykonuje bardzo dobrą pracę.
Jaki jest największy talent w tej chwili w Cracovii?
- Filip Rózga. Wyróżnia się, widać to gołym okiem. Ma talent motoryczny, jest bardzo dobry z piłką. Z takich nieoczywistych, to mogę powiedzieć, że jestem fanem talentu Fabiana Bzdyla, który teraz nie dostaje wielu minut. Bardzo lubię jego wizję gry i zachowania na boisku. Oczywiście talent nie gwarantuje tego, że zobaczymy go niedługo w reprezentacji, ale wierzę, że może dużo osiągnąć.
Kiedy byłeś żegnany w Legii, to był to mecz z Cracovią. Myślałeś o tym, że to może być Twój nowy klub?
- Wstępne rozmowy już były. Mogłem podejrzewać, że to będzie jedna z opcji, chociaż nic nie było jeszcze dogadane.
Ile czasu toczyły się negocjacje?
- Zapytanie było już latem, ja wtedy zdecydowałem się zostać w Legii. Pod koniec grudnia negocjacje się wznowiły i trwały około dwóch tygodni.
Masz żal, że Legia nie zdecydowała się na kontynuowanie z Tobą współpracy?
- Czy żal? Na pewno mam niedosyt, chciałbym, żeby moja przygoda w stolicy była dłuższa. Sprawy potoczyły się inaczej i trzeba z tym żyć. Dużo rzeczy się na to złożyło, więc myślę, że nie ma co nad tym ubolewać.
Zgodzisz się z takim stwierdzeniem, że w Legii miałeś pewną misję do wykonania i kiedy już ją wykonałeś, nie byłeś do końca potrzebny?
- Nie, myślę, że nie do końca tak było. Można powiedzieć, że byłem takim żołnierzem Aleksandara Vukovicia, trener dobrze mnie znał i mi ufał. Po przyjściu Kosty Runjaicia nie byłem pierwszym wyborem i było czuć, że nie pasuje do jego koncepcji, co było zrozumiałe. Być może gdybym lepiej wykorzystywał swoje szanse, to trener by się do mnie przekonał. Trener miał swój pomysł, nie pasowałem do niego i zakończyło się rozstaniem.
Byłeś zdziwiony, że został zatrudniony w Udinese?
- Jest dobrym trenerem, ma wiedzę, świadomość taktyczną. Myślę, że może odnaleźć się w takim klubie. Początek ma dobry. Ogólnie Legia pod wodzą trenera Runjaicia grała dobrze. Wygrała Puchar Polski, zajęła drugie miejsce w lidze. Zapracował sobie na swoją pozycję i zobaczymy, jak sobie poradzi. Myślę, że ma pewne cechy, które mogą mu na to pozwolić.
Czym przekonała Cię Cracovia?
- Była najbardziej konkretna. Miała wizję, kim mam być w drużynie. To jest ułożony klub, jest dobra organizacja, ośrodek treningowy. Wiedziałem, jaka jest sytuacja w tabeli, i że nie będziemy walczyć o najwyższe cele w tamtym sezonie, ale wierzyłem, że kolejne rozgrywki będą zupełnie inne i na razie tak się dzieje. Cracovia to na pewno klub, który może odnosić sukcesy.
W rozmowie z Foot Truckiem mówiłeś o swoich zainteresowaniach. Rozwój osobisty, ekonomia, inwestycje. Pominąłem coś?
- Interesuje się też innymi sportami. Lubię zagrać w padla, darta, najróżniejsze sporty.
Ograniczasz się do grania, czy zdarza Ci się oglądać?
- Zdarza mi się. Nawet jak ostatnio były Igrzyska Olimpijskie, to oglądałem praktycznie wszystko. To też jest bardzo fajne, co cztery, czy dwa lata, jak są Igrzyska zimowe, zobaczyć inne sporty, pasje. Jak ludzie potrafią się poświęcić w niszowych dyscyplinach. Widać tam sporą pasję. Pamiętam, jak z żoną oglądałem szermierkę kobiet. Naprawdę mocno się przejmowałem tym, czy wygramy. Ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce. Nie byłem nigdy na igrzyskach, ale mogę się utożsamiać z nimi jako sportowiec. Wiem, ile wysiłku musiało ich to kosztować.
Wracając do ekonomii czy inwestycji. To jest coś, co chciałbyś robić po karierze piłkarskiej?
- To na pewno część mojego życia, którą chcę kontynuować. Wychodzę z założenia, że jeśli sam nie zajmiesz się swoimi pieniędzmi, to ktoś się nimi zajmie. Staram się dbać o swoją przyszłość, przyszłość swojej rodziny. Ogólnie też świat biznesu, inwestycji, giełdy, jest dla mnie bardzo ciekawy. Nie określam tego dokładnie, bo chciałbym też zostać przy piłce, ale jako odnoga, czemu nie?
Już inwestujesz?
- Tak, inwestuje zarówno w nieruchomości i na rynku kapitałowym. Kupuje akcje czy obligacje. Staram się też zacząć jak najwcześniej, bo później będzie mi łatwiej. Doświadczenie jest cenne we wszystkich sferach życia.
W jakiej roli widzisz się w środowisku piłkarskim?
- Wiem na pewno, czego nie chciałbym robić. Nie chciałbym być pierwszym trenerem i kontynuować życia na walizkach. Wolałbym osiedlić się w jednym miejscu, pracować przy analizach, z młodzieżą, może jeszcze coś innego.
A stanowiska kierownicze wchodzą w grę?
- Czemu nie? Nie wykluczam tego, ale musiałbym zdobyć zdecydowanie więcej kompetencji.
To też pytanie, o jakiej perspektywie czasowej mówimy. Możesz grać jeszcze cztery lata, ale równie dobrze możesz grać osiem lat.
- Chciałbym grać jak najdłużej w piłkę, ale nie określam tego precyzyjnie. Póki zdrowie będzie mi pozwalało, to chciałbym to robić. Kocham to, to moja praca. Teraz skupiam się na piłce niemal w 100% bo wiem, że to mi da najwięcej. Tak mogę zebrać najwięcej radości czy kapitału. Ciężko mi określić, czy to cztery lata czy osiem. Świat też się zmienia, za pięć lat może wyglądać zupełnie inaczej. Za pięć lat ja też mogę myśleć zupełnie inaczej.
Masz gola w Ekstraklasie, I lidze, II lidze, III lidze, IV lidze. Nie wykluczamy więc, że w B klasie coś dołożysz?
- Jeszcze w okręgówce strzeliłem. Ale fakt, w B klasie nie mam, w A klasie też nie strzeliłem. Mam coś do zrobienia.
W Polskim Radiu po odejściu z Legii powiedziałeś o komentarzu, że Legia potrafi docenić nie tylko za kopanie piłki. Widziałbyś się w stolicy?
- Tak, to nie jest jakaś nieosiągalna wizja. Powiem nawet szczerze, że miałem taką rozmowę z Panem Dariuszem Mioduskim, że niezależnie co się stanie, czy odejdę z Legii, czy nie, drzwi są dla mnie zawsze otwarte. Powiedział mi, że ceni mnie jako człowieka. Wyobrażam też sobie, że mogę pójść w zupełnie innym kierunku, ale bardzo miło było mi usłyszeć takie słowa od prezesa Legii.
A co byś powiedział o stereotypie piłkarza? Jak to wygląda dzisiaj?
- Ten stereotyp już nie jest aktualny. Jak rozmawiam z kolegami w szatni, to można pogadać z nimi o giełdzie, o inwestycjach, to są otwarci, świadomi ludzie. Wiadomo, jak w każdej branży zdarzają się różni ludzie. Nie jestem rodzynkiem.
Dzisiaj też są tacy zawodnicy, jak Tomek Wójtowicz, który, grając w I lidze, studiował. Bodaj prawo.
- Ja też studiowałem ekonomię dziennie. To trochę jednak miało wpływ na to, że byłem na przykład bardziej zmęczony. Nie byłem tam skoncentrowany na piłce, jakbym chciał. Po przeprowadzce do Suwałk postanowiłem to zmienić, ale na pewno te studia też mi dużo dały. Możliwe, że pod koniec kariery, albo już po niej, wrócę na studia. Człowiek musi się rozwijać całe życie. Pamiętam, że jak grałem w Elblągu i rozmawiałem z wykładowcą, czy zostać na studiach, to powiedział mi, że na studia zawsze można wrócić, a kariery piłkarskiej drugi raz nie zrobię. Namawiał mnie do zrezygnowania, więc myślę, że ta decyzja jest dobra. Nie żałuję jej.
Jak wyglądały Twoje studia?
Zacząłem w rezerwach Legii, potem w Olimpii Elbląg, a w Pruszkowie przez pół roku studiowałem jeszcze matematykę, ale nie spodobał mi się ten kierunek i wróciłem na ekonomię.
Ile semestrów w sumie zaliczyłeś?
- Cztery.
Jaka była w ogóle reakcja, załóżmy, kolegów ze studiów, że jesteś piłkarzem?
- Jak byłem na studiach w Elblągu i mówiłem, że jestem piłkarzem z Warszawy, to ludzie się łapali za głowę. Po pierwsze, to kto z Warszawy przyjeżdża do Elbląga, żeby studiować? Na pewno plus dla mnie, że moi wykładowcy interesowali się piłką. Mimo, że nie mam papierka, to nauczyłem się bardzo dużo na tych studiach.
Mówiłeś, że może wrócisz pod koniec kariery, ale był już taki moment, że byłeś blisko?
- Nie, nie było takiego momentu. Ale w perspektywie czasu jestem bardziej na tak, niż na nie.
A wracając do kariery. Po sezonie wygasa Ci kontrakt z Cracovią. Co potem?
- Myślę, że to się rozstrzygnie w najbliższych miesiącach. Teraz skupiam się na tym, żeby grać jak najlepiej, być w dobrej formie, pozostać zdrowym. A co później, to zobaczymy. W Cracovii czuję się dobrze, ale w trakcie swojej kariery przeżyłem tyle, że to się może różnie potoczyć, chociaż jestem spokojny.
Mówiłeś kiedyś w jednym z wywiadów o Waldemarze Fornaliku. Ostatnio dało się usłyszeć, przy okazji jego zwolnienia, że ma przestarzałe metody treningowe. Jak je oceniasz?
- Ciężko powiedzieć, bo byli też zawodnicy, którzy narzekali na jego metody w sezonie mistrzowskim z Piastem. Na pewno jego metody są, czy były, bo już parę lat z nim nie pracowałem, niestandardowe. Zwłaszcza dla zawodników z zagranicy. Do tego jeszcze treningi fizyczne doktora Wielkoszyńskiego na siłowni czy na sali gimnastycznej. No ale to się wszystko sprawdzało, wyniki były dobre. Jeśli chodzi o taktyczne aspekty, to dobrze wyglądaliśmy jako drużyna, więc nie mogę trenerowi nic zarzucić. Mogę to odnieść do trenera Kroczka w kontekście sposobu gry. Nie ważne jak, jeśli są efekty. Zawsze do konkretnej sytuacji da się dopasować ideologię.
Od razu mówię, że nie znam się na metodach treningowych, ale słyszałem, że rzucaliście piłką lekarską, co ja robię na lekcjach wf-u w liceum. Wydało mi się to dziwne. Jestem w błędzie?
- Było wiele takich sytuacji. Trenerzy mogą w ten sposób sprawdzić siłę wyrzutu. Nie uważam, że to coś odosobnionego, ani dziwnego. Jeśli ktoś chce tak robić, chce zmierzyć tę siłę, to nie widzę w tym nic dziwnego. Nie takie rzeczy widziałem w życiu i nie uważam tego za jakieś ekstremum. Miałem w Olimpii Elbląg trenera, który miał podobne sposoby i też to przynosiło efekty, bo graliśmy dobrze i wyniki były odpowiednie. Wiadomo, piłka się zmienia i treningi też się zmieniają, ale nie można powiedzieć, które są lepsze, a które dobre, bo to determinuje wynik. Nie da się być alfą i omegą. Każdy sposób może być dobry. Kiedyś zwracało się uwagę na przygotowanie gimnastyczne. Przynajmniej u mnie, w pierwszej akademii tak było. Mój trener nazywał się Robert Lewandowski, co oczywiście jest zbieżnością nazwisk. Ten trener zwracał właśnie uwagę na gimnastykę, a z kolei Robert Lewandowski, kapitan naszej reprezentacji, też zwracał na to uwagę. Wiele razy mówił, że to mu pomogło, bo jest bardziej rozciągnięty, łapie mniej kontuzji czy potrafi komfortowo uderzyć w ekwilibrystyczny sposób. Ja, gdybym się tego nie uczył, to pewnie nie umiałbym strzelać chociażby przewrotką.
W Legii byłeś blisko strzelenia z przewrotki. Z Widzewem?
- Tak. W ostatniej minucie meczu miałem sytuację, ale niestety się nie udało.
Teraz zapytam Cię o coś mniej „fajnego”. Jakbyś skomentował odpadnięcie z Pucharu Polski?
- Nie powinniśmy tego meczu przegrać. Słabo zarządzaliśmy tym meczem, który był całkiem wyrównany. Jako doświadczona drużyna nie możemy tracić bramki w ostatnich minutach. Nie powinniśmy w ogóle Sandecji dopuścić pod swoje pole karne. A tak to miała rzut rożny, z którego strzeliła gola. Później też przegraliśmy w dogrywce. Mieliśmy również pecha, bo dwóch zawodników złapało mikrourazy, nie było już zmian, więc kończyliśmy mecz w dziewięciu. Na pewno bardzo tego żałuję, bo w Legii przeżyłem świetną przygodę w Pucharze Polski, gdzie wygraliśmy, a w trakcie turnieju trzy razy braliśmy udział w rzutach karnych. To na pewno było coś pięknego. Niestety tego już nie powtórzymy w tym sezonie, ale może uda się w następnym.
Co byś powiedział tym chłopakom, którzy mają, załóżmy, 22 lata, chcieliby grać w Ekstraklasie, a występują w II czy III lidze?
- Myślę, że ten poziom jest coraz bardziej wyrównany i te granice się zacierają. Nie jest powiedziane, że między poszczególnymi ligami jest przepaść. Trzeba ciężko pracować, a może ta szansa przyjdzie, tak jak przyszła w moim przypadku. Zawsze musi się poukładać wiele rzeczy, żeby coś się wydarzyło, ale trzeba być gotowym, żeby z tego skorzystać.