„Powstaliśmy ze zgliszczy. Mam nadzieję, że nowego Krychowiaka już nie przegapimy” [WYWIAD]
2016-10-15 10:40:53; Aktualizacja: 8 lat temu- Pamiętam jeszcze jak na nasz pierwszy nabór przyszło pięciu chłopaków. Dla mnie i trenera Obsta to był strasznie smutny widok - mówi w rozmowie z Transfery.info Dariusz Adamczuk.
Dariusz Adamczukod kilku lat piastuje funkcję prezesa Akademii Pogoni Szczecin. Iwłaśnie głównie o szczecińskiej szkółce oraz kondycjirodzimych akademii porozmawialiśmy z 11-krotnym reprezentantemPolski.
Piłkarskie akademie - jak to z nimibyło w zagranicznych klubach, w których pan grał?
Wszystkojuż się rozwijało. Najwięcej doświadczenia w tym względziezebrałem w Glasgow Rangers. To była końcówka mojej kariery i taknaprawdę przymierzałem się już do tego, co będę robił pozawieszeniu butów na kołku. Fajnie się złożyło, bo Rangersibudowali akurat ośrodek dla pierwszej drużyny i właśnie akademii.Mogłem przypatrywać się temu z bliska. Oczywiście to był tylkojeden z kolejnych kroków. Wcześniej praca z młodymi zawodnikamiteż była na wysokim poziomie.
Jużwtedy?
Szkolenie młodzieżyjest częścią tradycji szkockiej i w ogóle wyspiarskiej piłki.Tam już wtedy wszystko było ustawione pod granie. Chłopcy mielitrening, a po nim do klubu przychodziła nauczycielka, którarozpoczynała lekcje. Może nie dotyczyło to wszystkich roczników,ale starszych - tak. Od tamtej pory minęło już kilkanaście lat,więc skoro u nas wszystko poszło do przodu, tam również musi byćdużo lepiej. W Szkocji ogromny nacisk kładziono na wychowanie.Młodzi mieli wielki szacunek do doświadczonych zawodników. Każdybył przypisany do dwóch piłkarzy pierwszej drużyny. Dbali osprzęt, pastowali buty... Oczywiście nie chodziło o to, żebykogoś dręczyć. Gdy „ich” zawodnik trafiał później dosiatki, strasznie się cieszyli. Popularne
Ktośznany czyścił panu buty?
Jużnie pamiętam, czy robił to akurat z moimi, ale jednym z tychmłodych chłopaków był Alan Hutton. Potem etatowy prawy obrońcaszkockiej reprezentacji oraz Tottenhamu. Obecnie gra chyba w AstonVilli.
W Polsce wszystko zaczęłoraczkować stosunkowo niedawno. Rozkwit przypadł na ostatnie lata.Pana zdaniem można być zadowolonym z tego, jak wyglądają obecnieakademie przy polskich klubach?
Całyczas nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak wiele można dziękinim zyskać. Najwięksi udowadniają jednak, że warto w nieinwestować. Wcześniejsze transfery młodych chłopaków z Legii czyniedawna sprzedaż Linettego za ponad trzy miliony euro pokazują, żetrzeba iść tą drogą. Topowe kluby - właśnie Lech i Legia,Zagłębie, Pogoń czy Jagiellonia wypracowały już pewien poziom imogą być tylko lepsze. Jest nieźle. Rzecz jasna - jak na polskiewarunki, bo do standardów zachodnioeuropejskich jeszcze trochębrakuje.
Legia ma na przykład fajnych chłopaków i budżet,ale brakuje jej bazy. Zagłębie bazę ma fantastyczną, ale za to -przynajmniej na razie - trochę mniej uzdolnionych chłopców. Mydysponujemy bardzo dobrymi boiskami, ale mamy znacznie mniejszybudżet. W zasadzie każdy boryka się z jakimiś problemami. Patrzącna wszystkie aspekty, chyba najlepiej jest w Poznaniu.
Lechma najlepszą akademię?
Obserwujęją znaczne lepiej niż to, co dzieje się w Warszawie i niektórychrzeczy pewnie nie mogę dokładnie porównać, ale tak - zostałbymprzy takiej ocenie. „Kolejorz” dysponuje świetnymi obiektami weWronkach, a efekty pracy widać po liczbie powołań do młodzieżowychreprezentacji. Z poznaniakami zresztą mocno rywalizujemy. Powoli siędo nich zbliżamy, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu.
Kilka lat temumusieliśmy ich bardzo mocno gonić, bo przepaść była corazwiększa. W momencie, gdy oni ogrywali w Lidze Europy ManchesterCity, my walczyliśmy na zapleczu Ekstraklasy. Mowa oczywiście opierwszych drużynach, ale z grupami młodzieżowymi było podobnie.Nie wyglądało to zbyt wesoło. Dopiero zaczynaliśmy w tymwzględzie odbudowę po brazylijskich zgliszczach. Ale jest jużlepiej.
Wspomniałpan o sprzedaży Linettego. Nie ma co ukrywać, to właśniewielomilionowymi transferami najłatwiej przekonać niezdecydowanych,że warto mocno inwestować w akademie.
Korzyścijest wiele. Przede wszystkim dobrze wyszkolony młody zawodnik możew każdej chwili wypełnić lukę w drużynie seniorskiej. Może wpierwszym sezonie nie rozegra 20 wyrównanych spotkań wEkstraklasie, ale na pewno nie przepadnie. A wtedy już nie trzebaściągać do klubu przypadkowych 30-latków, którzy mają załataćdziury. Spójrzmy na nasze ostatnie mecze z Jagiellonią - zagrali wnich Piotrowski z Obstem. Do tego są jeszcze przecież Jaroch, Kort,Listkowski, Matynia... Tacy chłopcy na początku nie kosztująwielkich pieniędzy. Nie mają przecież kontraktów na poziomiestarszych zawodników, których ściąga się jako uzupełnienieskładu.
Atransfery to oczywiście druga sprawa. Każdy chce, żeby największeperełki szły w świat.
Liczycie po cichu, żesprzedacie kogoś za podobne pieniądze, jakie działacze Sampdoriiwyłożyli na Linettego?
Nato jeszcze za wcześnie. W przyszłości zresztą też będzie ciężkosprzedać kogokolwiek za taką sumę. I nie chodzi nawet o sameumiejętności. Lech i Legia to po prostu zdecydowanie bardziejmedialne kluby. Chociaż na pewno pomoże nam fakt, że w ostatnimczasie wartość polskich piłkarzy poszła w górę. To oczywiścietyczy się nie tylko nas. Cały czas najważniejsze jest jednak to,żeby ci chłopcy osiągnęli jak najwięcej w barwach Pogoni.
Swegoczasu dość głośno było o odejściu ze Szczecina KamilaWojtkowskiego.
Moim zdaniemodszedł zdecydowanie za wcześnie. Teraz drugi rok gra w juniorachdrużyny z Lipska, a u nas mógłby regularnie występować wpierwszym zespole. Być jej gwiazdą. To jeszcze bardziej podniosłobyjego wartość.
Więcejbyście na nim zarobili.
Przede wszystkimon sam mógłby znaleźć się w jeszcze lepszym położeniu.Przygodę z potencjalnym nowym klubem zacząłby prawdopodobnie odpierwszej drużyny.
Ileobecnie dzieciaków jest w waszej akademii?
Łącznieszkolimy około 500 dzieci w wieku od sześciu lat do juniorastarszego.
Jakieś innowacje? Słyszałem o „PogońFuture”.
Program polega napracy z najwybitniejszymi jednostkami - objęciu ich jeszcze większąopieką, której poziom można całkowicie porównać z tym, co jestna Zachodzie. W grę wchodzą szczegółowe badania, dodatkowezajęcia z pięcioma trenerami, nauka języka... Indywidualna praca ipełen monitoring - na to stawiamy. Chcemy jak najlepiejprzygotowywać do kariery. Naszym marzeniem jest oczywiście to, żebyobjąć programem większą liczbę chłopców. Tak powinno być.Póki co - brakuje funduszy. Wychodzę jednak z założenia, żenajważniejszy jest pomysł. W momencie, gdy znajdziemy pieniądze,będziemy doskonale wiedzieć jak je wykorzystać.
Jakdokładnie te fundusze wyglądają?
Pytaszo nasz budżet?
Tak. Ciekawi mnie też, czy napotrzeby akademii idą konkretne pieniądze ze sprzedaży wychowanegoprzez nią zawodnika.
Współpracaz klubem jest ścisła, w zasadzie jesteśmy jednością. Jakoakademia nikogo nie transferujemy, to jasne. Zawodnik może sięnaprawdę wypromować grając dopiero w pierwszym zespole. Niema żadnych zapisów mówiących o konkretnym procencie za transfer,który idzie bezpośrednio do nas. Ale bez dwóch zdań każdasprzedaż przekłada się na lepszy byt akademii.
Jeśli chodzi o budżet, liczymy gocałościowo z drużyną grającą w III lidze, której - co trzebapodkreślić - średnia wieku w ostatnim meczu wyniosła nieco ponad18 lat. W sumie zamykamy się w 1,6 mln złotych. W porównaniu zLechem czy Legią to niewiele, ale w zeszłym sezonie pokazaliśmy,że na boisku możemy z nimi rywalizować. Ostatnio doszliśmy dofinału Centralnej Ligi Juniorów, a w nim walczyliśmy zlegionistami jak równy z równym. Myślę, że gdyby nie czerwonakartka przy stanie 2:2 w spotkaniu rewanżowym, mielibyśmy dużeszanse na złote medale.
Będąc przy finansach, na jakiepieniądze mogą liczyć wasi młodzi zawodnicy?
Stypendiawahają się między 200, a 1000 złotych.
Tenwspomniany przez pana wynik w CLJ jest chyba najlepszympotwierdzeniem tego, że idziecie w dobrym kierunku?
Tak,a nie zapomnijmy, że nasz rocznik 2001 wygrał turniej NikePremier Cup, który uznawany jest za nieoficjalne mistrzostwa Polski.Później w znakomity sposób chłopcy pokazali się również wEuropie. Obecnie w CLJ jesteśmy tuż za Lechem, a często gramy tamzawodnikami młodszymi o dwa lata. Wszystko przez to, że „wyjściowy”rocznik 98' dostaje szanse we wspomnianych rezerwach. Zdajemy sobiesprawę z tego, że ciężko będzie co roku odnosić podobnesukcesy, ale nie poddajemy się.
Niech pan powie coświęcej o Modelu Gry Pogoni.
Pracowaliśmynad tym projektem przez rok. To nasza wspólna wizja, stosują siędo niego wszyscy trenerzy. W kilku rocznikach już widać efekty jegowdrożenia. Budowanie akcji od bramki, schematy w ichprzeprowadzaniu... Oczywiście nie chcemy, żeby wszystko byłocałkowicie sztywne. Cały czas wszystko obserwujemy i jeśli jesttaka potrzeba - wprowadzamy poprawki.
Baząbył Narodowy Model Gry?
Tobardzo przydatna publikacja i sporo z niej wynieśliśmy. Pracowalizresztą przy nim „nasi” Miłosz Stępiński i Maciek Stolarczyk.Jest wiele punktów zbieżnych, to oczywiste, ale jednak nasz projektzostał stworzony typowo pod klub. Pod Pogoń i jej potrzeby.
Niby tylko techniczny szczegół,ale ciekawy jest powrót do korzeni i ścisłe połączenie numeru nakoszulce z pozycją, na której gra zawodnik.
Kierowaliśmysię kilkoma aspektami. Przede wszystkim to bardzo ułatwia analizęspotkań. Szczególnie, że nagrania z nich, szczególnie tychwyjazdowych, odbiegają trochę od standardów Canal+ i pozostawiająwiele do życzenia. Poza tym, zależy nam, żeby uczyć chłopcówszacunku do tradycji. Bo teraz wygląda to tak, że mamy takiego13-latka i on chce grać z numerem 93, oczywiście jak Zwoliński. Unas na napastników czekają „dziewiątki”.
Wspomniałpan o Stępińskim i Stolarczyku. Warto podkreślić, że obaj mająlicencję UEFA Pro.
Atakich trenerów w klubie jest aż sześciu. Oprócz nich ioczywiście Kazimierza Moskala - Łukasz Becalla, Marcin Łazowskioraz Paweł Sikora. Do tego kilku szkoleniowców po kursie UEFA Aoraz świetny Rafał Buryta. Trener od przygotowania fizycznegopierwszej drużyny koordynuje też akademię. Ściśle współpracujemyzresztą z Uniwersytetem Szczecińskim, w którym również pracuje.Śmiem twierdzić, że nikt w Polsce nie ma takiego sztabu.
Cokonkretnie musicie najbardziej poprawić, jeśli chodzi o działanieakademii?
Bazana zimę - to główny punkt. Mamy do dyspozycji bardzo dużo boisk,ale zaraz będzie koniec października, zmiana czasu i zaczną sięproblemy. Mamy tylko jedną naturalną oświetloną murawę, drugajest sztuczna. Naszym marzeniem jest pełnowymiarowe alboprzynajmniej bliskie tym wymiarom boisko pod balonem. To dawałobyjeszcze większą ciągłość. Jej oczywiście i tak nie brakuje,ale mając do dyspozycji coś takiego, będzie jeszcze lepiej.
Dasię to szybko zrealizować?
Tak.To nasza główna prośba do miasta. Myślę, że prezydent i jegowspółpracownicy widzą, jak dobrze się rozwijamy. To oczywiste, żenie każdy z chłopców, z którymi pracujemy, będzie w przyszłościgrał w piłkę, ale nie ograniczamy się do wychowywania„boiskowego”. Dzięki nam wielu z nich, zamiast stać po bramachi robić nieciekawe rzeczy, ciężko pracuje i uczy sięsystematyczności. To może przynieść efekty w każdej pracy, jakąpodejmą w przyszłości... Mam nadzieję, że uda się to zrobićprzy okazji budowy nowego stadionu.
Ogólnierzecz biorąc, jest pan zadowolony z tego co już wypracowaliście?Wspomniał pan o brazylijskich zgliszczach. To było przecieżcałkiem niedawno, a wtedy nikt w Pogoni nie zaprzątał sobie głowypracą z młodzieżą.
Wtedyto były ruiny, kompletna pustka. Ciężko było się po tympodnieść. Pamiętam jeszcze jak na nasz pierwszy nabór przyszłopięciu chłopaków. Dla mnie i trenera Obsta to był straszniesmutny widok. Patrząc na to - tak, jestem zadowolony.
Odtamtej pory nasi juniorzy starsi sięgnęli po cztery medale. Ostatnifinał z Legią naprawdę nie był przypadkiem. Sukcesów jestzdecydowanie więcej. Mogło być oczywiście jeszcze lepiej, aletrzeba być zadowolonym. Jest nieźle.
Talentówz województwa wypuszczać już nie będziecie? Każdy cały czaspamięta o Grzegorzu Krychowiaku.
Nie pracowałemwtedy w klubie, ale według mnie, przy ówczesnej polityce, nie byłoszans, żeby Krychowiak trafił do Pogoni. Wizja i pomysły byłyzupełnie inne. Klubem nie rządziły osoby, które naprawdę chciałyzrobić dla niego coś dobrego. Liczył się biznes. My patrzymyteraz na to odwrotnie. Na pierwszym miejscu jest dobro klubu -dopiero potem cała reszta.
Bardzo dokładnieobserwujemy całe województwo, przeczesujemy je. I miejmy nadzieję,że takiego Krychowiaka już nie przegapimy. Oczywiście to tylkojeden przykład. Swego czasu występy w Ruchu Chorzów wybrali PatrykLipski i Filip Starzyński, a jeszcze gdy graliśmy w I lidze, doLegii przeniósł się Grzegorz Aftyka. To wszystko było pokłosiemtego, co wcześniej działo się w klubie. Sam Lipski powiedział, żedo przenosin na Górny Śląsk przekonała go wizja gry w MłodejEkstraklasie.
Odtamtej pory sporo się jednak zmieniło i nie wiem czy teraz ktośmoże zaoferować młodemu zawodnikowi więcej od nas. W kwestiachczysto finansowych - być może, ale w tym wieku pieniądze nie sąprzecież najważniejsze. Kluczowe jest wsparcie i pomysł nachłopaka. Dlatego przychodzi do nas coraz więcej dobrychzawodników.
W jakich okolicznościach objął panfunkcję szefa akademii? Nie myślał pan wcześniej, żeby zająćsię czymś zupełnie innym?
Pozakończeniu gry w Szkocji zrobiłem sobie krótkie wakacje. Tuż ponich skierowałem kroki na Twardowskiego, ale osoba pana Ptakasprawiła, że nie było tutaj dla mnie miejsca. Podobnie byłozresztą w wieloma innymi osobami, które były i do dzisiaj sąmocno związane z Pogonią. Poszedłem więc do Salosu, gdziewykonywaliśmy niezłą robotę m.in. z Pawłem Sikorą. Po erzechaosu na Twardowskiego, rozpoczęliśmy odbudowę klubu. Pełniłemwiele przeróżnych funkcji. W barwach nowej Pogoni, którawystępowała w B-klasie, wybiegałem jeszcze na boisko. Potem byłemm.in. drugim trenerem, wiceprezesem i dyrektorem do spraw młodzieży.W momencie powstawania akademii otrzymałem propozycję od prezesaMroczka, żeby stanąć na jej czele. Zgodziłem się, bo praca zmłodzieżą i dla niej zawsze mnie cieszyła.
Nieciągnęło pana bardziej do trenerki?
Nie,raczej nigdy mnie to bardziej nie kręciło. Od czasu do czasu lubiępójść na trening, dać jakieś wskazówki, ale codzienna pracaraczej nie wchodziłaby w grę.
Jak do tychwskazówek ustosunkowuje się pański syn, Patryk, który od latszkoli się w Pogoni? Ile trwają analizy występów?
Zwykledwie minuty... To jasne, że staram mu się podpowiadać i mówić,co robi źle. Do kłótni jednak nie dochodzi, on zwykle widzi swojebłędy i przyznaje mi rację. Ogólnie rzecz biorąc, staram sięnie narzucać na niego dodatkowej presji.
Osiągnietyle co pan?
Ma szanse naregularną grę w Ekstraklasie. Nie wiem czy w Pogoni, ale potencjałna to jak najbardziej jest. Gra na niewdzięcznej pozycji dla młodegochłopaka, bo na stoperze. Potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale mawielki charakter.
Wiadomo po kim.
Faktycznieprzejął to po mnie. Może nie ma takiej szybkości jak ja, ale zato dysponuje lepszą techniką. Wszystko się więc wypośrodkowało(śmiech).
Czego najbardziej chciałby pan,żeby uniknął w najbliższych latach? Tak patrząc na swojąkarierę.
Miałem wielewzlotów i upadków. Zdaję sobie sprawę, że on tych drugich teżnie ominie. Każdy zawodnik ma swoje gorsze okresy. Najważniejszejest to, żeby - gdy już na dobre trafi do seniorskiej piłki -podejmował dobre wybory. Sam wielokrotnie powtarzałem, że pójściedo Włoch było moim błędem. Straciłem przez to sporo czasu. Odrazu powinienem postawić na inny kierunek.
Aleprotekcji w Pogoni nie ma?
Wiesz,tak szczerze, to jest dla mnie bardzo niewdzięczna sytuacja.Wolałbym nawet, żeby mnie tutaj nie było, a jemu wiodło sięświetnie. Dlatego właśnie powiedziałem, że niekoniecznie musiwystępować w Pogoni. Nie ma co ukrywać, że jest to dla niegododatkowa presja. A prawda jest taka, że na wszystko co do tej poryosiągnął, zapracował całkowicie sam.