Prezes Ożarowianki: Piłkarze wiedzieli, że jeśli dalej będą wygrywać, to może być problem z terminowym wypłacaniem premii
2018-10-25 13:36:24; Aktualizacja: 6 lat temu Fot. Transfery.info
Sprawa piłkarzy Ożarowianki Ożarów Mazowiecki, którym zasygnalizowano, aby swoimi zwycięstwami nie nadwyrężali klubowego budżetu, obiegła w ostatnich dniach polskie media. O komentarz w sprawie pokusił się prezes klubu, Michał Szulc.
***
Jak wygląda ta sprawa z pańskiej perspektywy?
Ten temat został poruszony w naszym oświadczeniu, które opublikowaliśmy kilka dni temu. Bierzemy za nie pełną odpowiedzialność. Te słowa, które tam padły, zostały bardzo wnikliwie przeanalizowane pod każdym kątem. Wszystkie z nich były wyważone, aby nie posądzono nas o manipulację. Będę pożytkował się historią, bo ta sprawa ma swój początek kilka miesięcy temu, począwszy od lipca, poprzez sierpień i wrzesień.
Jakie były okoliczności zmiany zarządu, do której doszło w lipcu? Chodziło chyba o konflikt jednego z trenerów grup młodzieżowych z koordynatorem...
Rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce. Muszę jednak przyznać, że nie mam pewności, czy to był główny lub jedyny powód. Ja z kolei słyszałem, że rodzice mieli pretensje do ludzi decyzyjnych, w tym również do mnie jako członka zarządu, bo oni regularnie płacili składki z tytułu szkolenia ich dzieci i tak naprawdę nic z tego nie mieli. Z wieloma z tych osób znam się na co dzień i oni zarzucali zarządzającym, że te pieniądze idą na pierwszą drużynę. Czy tak naprawdę było? Nie jestem w stanie tego określić, bo nie zajmowałem się w tamtym czasie finansami.
Część rodziców jest członkami Stowarzyszenia i na lipcowym Walnym Zebraniu podjęli decyzję o odwołaniu Prezesa.
Myśli pan, że odwołanie prezesa było dobrą decyzją?
W tamtym czasie miałem wątpliwości, bo obawiałem się, jakie będą dalsze losy klubu. Wiadomo, sezon za pasem, a odwołano najważniejszą osobę w klubie. Trapiło mnie to, że w zasadzie nie było jakieś jasno nakreślonego planu, co dalej robić. Nie było chętnych osób do kandydowania na członka zarządu, czy prezesa. Jest to praca bardzo absorbująca czasowo, za którą nie ma w żadnej postaci wynagrodzenia.
Otrzymałem propozycję kandydowania na to stanowisko i powiem szczerze, że podjęcie decyzji zajęło mi kilka dni, bo tego nie planowałem. Przekonał mnie jednak fakt, że od dawna jestem kibicem tego klubu i to w tej sprawie przeważyło. Jednak bliżej mi do pracy samorządowca, aniżeli działacza piłkarskiego. Ktoś musiał to ratować, bo inaczej z tego, co mi wiadomo, to stowarzyszenie trafiłoby w ręce osoby nakreślonej przez sąd.
Jak ocenia pan swojego poprzednika?
Muszę przyznać, że wniósł wiele dobrego do klubu, bo udało nam się zaliczyć progres w wielu kwestiach. Jako członek zarządu identyfikowałem się z wieloma pomysłami, może poza tempem zmian w dosłownie kilku aspektach działalności klubu.
Mówi pan, że klub jest stowarzyszeniem, ale jak duży wpływ na jego funkcjonowanie mają władze miasta, które są jednym z jego sponsorów?
Mówi pan, że klub jest stowarzyszeniem, ale jak duży wpływ na jego funkcjonowanie mają władze miasta, które są jednym z jego sponsorów?
W zasadzie nie szczególnie ingeruje w bieżące funkcjonowanie klubu. Władze miasta, w ciągu roku, skrupulatnie rozliczają nas ze środków publicznych, które przeznaczają naszemu klubowi na szkolenie dzieci i młodzieży we wszystkich sekcjach, nie są zatem sponsorem, wspierają nas.
Miasto ma chyba swojego przedstawiciela w zarządzie Ożarowianki?
Zgadza się, jest wiceprezesem. Nie ma jednak odgórnego przykazu ani tym bardziej przepisów, aby ktoś z gminy zasiadał w Zarządzie lub Komisji Rewizyjnej Stowarzyszenia. Wspomina osoba została wytypowana na to stanowisko, bo wzbudziła zaufanie głosujących.
Przechodząc do spraw bieżących. To prawda, że zaoferowano piłkarzom pewne wyjście z tej sytuacji, a konkretnie 80% płacone teraz i pozostała część kwoty w późniejszym okresie?
Rzeczywiście pojawiła się taka propozycja. Pieniądze miały pochodzić od jednego ze sponsorów i jednocześnie członka zarządu. Rozmawialiśmy z zawodnikami jeszcze przed starciem z rezerwami Pogoni Siedlce.
Mówi się jednak, że zarząd wycofał się z tej deklaracji?
Rozmowy z piłkarzami i z zarządem odbyły się w czwartek. Następnie był kontakt jeszcze w poniedziałek z trenerem i kapitanem pierwszej drużyny po walkowerze. Z kolei w piątek nie doszło do niczego. Ja przynajmniej żadnego telefonu nie otrzymałem o przystaniu zawodników na naszą czwartkową propozycję.
Rozumiem zatem, że zawodnicy nie byli zainteresowani otrzymaniem części pieniędzy?
Oni chyba byli zdziwieni naszą propozycją. Ponadto przekazaliśmy półtora miesiąca wcześniej trenerowi, że klub może mieć problem z terminowością wypłat premii, jeśli piłkarze będą dalej tak grać, bo te pieniądze przewidziane na ich premie się po prostu skończą. W momencie, kiedy przejęliśmy stery klubu, to zrobiliśmy swego rodzaju rozeznanie. Przeanalizowano wydatki na wiosnę i zdecydowaliśmy się na podpisanie umów. Z tego się oczywiście nie wycofaliśmy.
Jedyne, co zrobiliśmy w tej sprawie, to pod koniec sierpnia, przed meczem z Kasztelanem Sierpc, poprzez trenera I drużyny, daliśmy im do zrozumienia, że może być problem z terminowością wypłacanych premii, jak będą tak dalej wygrywać. Stypendia będą oczywiście na czas. Trener miał z nimi porozmawiać. Nie mieliśmy sygnałów, że ta terminowość jest problemem.
Nie było to powiedziane w żartach? Może ktoś tak to odebrał?
Z mojej strony na pewno nie, bo wiem, ile to jest dwa plus dwa i przekazałem trenerowi, że jeśli tak dalej będą grać, to mogą się pojawić opóźnienia, jeśli chodzi o premie. Nie mam jednak pewności, czy to zostało im przekazane. Szkoleniowiec jednak zarzekał się, że im to mówił. Nawet przy kapitanie, na spotkaniu, które odbyło się po niedzielnym walkowerze, to potwierdził, a ja mu oczywiście uwierzyłem, bo dlaczego miałby kłamać.
Prawda jest taka, że my się dalej uczymy. Zarząd funkcjonuje ponad dwa miesiące, w tym znaczna część przypadła na okres wakacyjny. W tym roku bowiem po raz pierwszy w klubowym budżecie zostały wprowadzone stypendia i premie, które składają się z kilku składników. Wcześniej tego nie było, dlatego trzeba się z tym oswoić i ostatecznie przywyknąć.
Czyli jest pan pewny, że wszystkie pieniądze ostatecznie trafiłyby do piłkarzy?
Jestem jednak przekonany, że do zamknięcia roku kalendarzowego wszystkie zobowiązania zostałyby wypłacone piłkarzom. Pozwalają nam na to finanse. Muszę w tym miejscu również dodać, że jesteśmy już w zasadzie na finiszu rozmów ze sponsorem, co na pewno nam pomoże. Jednak i bez tego daliśmy radę z bieżących wpływów do budżetu, bo nasze deklaracje z początku sezonu nie były rzucane na wiatr.
Widzi pan w tym momencie możliwość podjęcia dialogu z piłkarzami?
Ja myślę, że my nie jesteśmy w żadnym wielkim sporze. Widziałem się nawet z niektórymi z zawodników i normalnie podajemy sobie ręce. Ja nie chowam urazy, bo na ich miejscu też mógłbym się pewnie wkurzyć, gdyby ktoś mi powiedział tuż przed wypłatą, a taki miałem sygnał od niektórych zawodników, że wcześniej nie wiedzieli, że moje premie będą płacone w ratach. Są to pieniądze, na które umówiliśmy się i które „podnieśli z murawy”. Jednak po rozmowach pewnie zgodziłbym się na jakieś polubowne rozwiązanie sprawy. Na nikogo się nie obraziłem, jeśli o to chodzi. Szczerze mówiąc to ja sam, w części, nie rozumiem tej sytuacji.