Tomasz Podgórski: „Chcę nadrobić stracony czas”

Tomasz Podgórski: „Chcę nadrobić stracony czas” fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka
Źródło: Transfery.info

O nadrabianiu straconych lat, zbyt radosnej gry z Legią na Łazienkowskiej, Sebastianie Mili w wersji light, a także o perspektywach Piasta rozmawialiśmy z kapitanem Piasta Gliwice, Tomaszem Podgórskim.

Wiesz jakie nazwiska były najbardziej rozpoznawalne wśród kibiców Piasta na początku pierwszej przygody z Ekstraklasą?

Jakie?
 
Kaszowski, Widuch i Podgórski. Było czuć tę popularność?
 
Wiadomo, że bardziej człowieka się rozpoznaje, jeżeli gra na najwyższym szczeblu. Na pierwszą ligę aż tak wielu kibiców nie chodziło i te mecze nie były pokazywane w takim wymiarze w telewizji. Teraz pierwszą ligę pokazuje Orange Sport, ale i tak nie wszystkie mecze, a Piasta można oglądać w Canal Plus, także na pewno więcej ludzi - i to nie tylko w Gliwicach - rozpoznaje już niektóre twarze zawodników z Gliwic. Oczywiście wiadomo, że dla kibiców, którzy twierdzą, że polska liga jest słaba i którzy oglądają tylko ligi zagraniczne, dalej jesteśmy dość anonimowi, ale ja jestem stąd, gram tu od dziecka i wiadomo, że sporo ludzi mnie kojarzy. Ale dla mnie znacznie ważniejsza od rozpoznawalności jest świadomość, że na stadionie wspiera mnie zawsze moja rodzina. 
 
A zaczepianie na mieście z prośbą o autograf czy tego typu sytuacje się zdarzają?
 
W takim formacie to raczej nie, czasem człowieka ktoś zapyta na ulicy o wynik w następnym meczu czy "czemu było tak słabo" albo powie, że fajnie gramy. Mieszkam obecnie na Sikorniku (dzielnica Gliwic - przyp.red.), tam kibice mieszkający blisko mnie, śledzący nasze wyniki często jakoś wyrażają tą swoją sympatię, podejdą, wypytają co nieco. Ze mną zresztą można spokojnie o piłce porozmawiać. Na osiedlu mam też taką ekspedientkę w sklepie, która mocno kibicuje naszym głównym rywalom, Górnikowi Zabrze i już wczoraj na wejściu usłyszałem, że my nie daliśmy sobie w kaszę dmuchać, ale to Górnik wygrał derby Śląska (śmiech). Dlatego tak jak mówię, to nie jest popularność uporczywa, a wręcz sympatyczna, bo na małą skalę. Ale też nie ma co porównywać tego z zawodnikami z topowych lig, gdzie kluby mają markę na całym świecie. Tylko czy to koniecznie jest takie dobre? Często pewnie jest tak, że takie sprawy przeszkadzają w skupieniu się na meczu, na swojej pracy i niejednokrotnie piłkarz przez to robi się śmieszny - przede wszystkim tam, gdzie powinien być najlepszy. Na boisku.
 
Ale czy ta mała skala popularności nie przekłada się na frekwencję? Byliśmy choćby na meczu z Pogonią Szczecin jesienią i aż żal było patrzeć, jakimi pustkami świeciły trybuny.
 
Lepiej się gra przy pełnym stadionie, jak choćby ostatnio z Legią czy z Lechem, wiadomo. No ale nie ukrywajmy, że ludzie, którzy chętnie przyjdą na markowy zespół walczący co rok o mistrzostwo Polski, również ci spoza Gliwic, na mecze z zespołami z dołu tabeli czy o słabszej marce, jeszcze przy niesprzyjającej pogodzie zdecydują się przyjść. A szkoda, bo Gliwice to, w porównaniu z Chorzowem czy Zabrzem, ładny stadion i świetne warunki do oglądania piłki nożnej. Mamy nadzieję, że jeśli dalej będziemy grać dobrze, będą przede wszystkim wyniki, to i doping będzie lepszy i liczniejszy. Wiele zależy tu od nas, bo ludzie pokazali tymi ostatnimi spotkaniami, że zapotrzebowanie na futbol na poziomie w Gliwicach jest i to duże.
 
A piłka na poziomie to też puchary. Piast jest na nie gotowy, czy po cichu mówi się - jak na przykład w Zabrzu - że eliminacje Ligi Europy to niekoniecznie rozgrywki pożądane i może lepiej byłoby się do nich nie zakwalifikować?
 
Organizacyjnie wypowiadać się nie będę, bo to nie jest moja działka. Ja mam sprawić, by jak najlepiej wszystko wyglądało na boisku. Do miejsc pucharowych mamy niewielką stratę, jednak przed nami sześć spotkań, w których wiele się może zdarzyć. A spłaszczona tabela sprawia, że jeden lepszy mecz i możesz być kilka miejsc wyżej, a jedna porażka i lecisz na łeb na szyję. Dla nas to, że w ogóle walczymy o te miejsca jest wielką niespodzianką i jeśli ktoś powiedziałby nam przed sezonem, że w decydującej fazie sezonu będziemy grać o puchary, to złapalibyśmy się wszyscy za głowy. Ale nie mówię nie, fajnie byłoby wykorzystać szansę i zawalczyć o coś więcej niż utrzymanie, które przed sezonem było priorytetem. A wiadomo, im wyższa lokata, tym większa szansa na przyciągnięcie ludzi na stadion.
 
No i poza lokatą, gdyby do Gliwic w którejś fazie eliminacji Ligi Europy przyjechał jakiś silniejszy zespół, pewnie też byłaby to duża promocja samego klubu.
 
Owszem, marka Piast Gliwice na rynku ekstraklasowym to wciąż marka świeża i musimy się rozwijać też organizacyjnie, żeby w kolejnych sezonach odnosić dobre wyniki. To jest proces wielopłaszczyznowy i jeśli za tym pójdzie jakość i piłkarska i kibicowska, to ten klub może jeszcze sporo osiągnąć. Ale napinki w szatni na te puchary nie ma, nawet o tym nie rozmawiamy. Może po kilku meczach, kiedy wygraliśmy, pisało się o tym, że "o, Piast może grać w Europie", ale tak naprawdę wśród zawodników temat nawet się nie pojawił. Trochę się śmialiśmy nawet z tego, że jesteśmy tak postrzegani w mediach, jak jeden z faworytów do tych miejsc. Ale broń Boże się z tej walki nie wycofamy, zostało sześć kolejek i chcemy punktować na maksa (śmiech).
 
Teoretycznie nie powinno być już tak trudno, bo najcięższe mecze chyba macie już za sobą.
 
Można sobie tak spekulować, ale my nie patrzymy na to, z kim zagramy za trzy-cztery tygodnie, bo można sobie gdybać: o, ci grają słabo to będą trzy punkty, z nimi już wygraliśmy, bo przez te kilkanaście dni dużo może się pozmieniać, a teraz nie ma już łatwych spotkań. No i przede wszystkim nikt przed nami się nie położy, a dwa broniące się przed spadkiem zespoły, Bełchatów i Podbeskidzie, które jeszcze przed nami, mogą nam sprawić więcej problemu niż można się było spodziewać jeszcze niedawno. Szczególnie Podbeskidzie, które wiosną punktuje bardzo regularnie, najlepiej z zespołów dołu tabeli. Ale koncentrujemy się na razie na tym, co przed nami, a tam czeka mecz z Ruchem, który po przegranych Wielkich Derbach Śląska będzie chciał dać zadośćuczynienie kibicom, odgryźć się za porażkę z Górnikiem. Ale my jedziemy tam po trzy punkty i im też łatwo nie będzie.
 
Ale sygnału z góry, że może jednak te puchary to jeszcze nie dla Was nie było?
 
Nie było, bo nie mogło być. To by zadziałało bardzo niekorzystnie na drużynę, na jej motywację. A tak, każdy dobry wynik, każde zwycięstwo sprawia, że w klubie ludzie są szczęśliwi. Nie tylko zawodnicy, trenerzy, ale też wszyscy ludzie tworzący zaplecze Piasta chodzą zadowoleni, gdy uda się z wyjazdów przywieźć jakieś punkty, czy wygrać tu, w Gliwicach. Trzeba to po prostu zobaczyć, jak wszystkie praczki, sprzątaczki funkcjonują po dobrym meczu, ile tej szczerej radości jest w klubie. Od nich, aż na samą "górę" reakcja jest taka sama - im więcej punktów, tym lepiej dla nas. 
 
A gdzie leży limit tego klubu? Myślisz, że osiągnął go już w tym sezonie?
 
Na pewno nie powiemy sobie za rok czy dwa, że gramy o mistrzostwo Polski. Ale Gliwice to znacznie bardziej perspektywiczne miasto, niż Bełchatów czy Wodzisław, które miały swoje lepsze momenty, ale w których kluby nie mogą przyciągnąć kibiców, bo tych kibiców po prostu... nie ma. A osobiście nie znam osoby, która nie chciałaby przyjść na mecz Piasta, jeśli ten walczyłby jak równy z równym z najlepszymi w tej lidze czy zachodził wysoko w Pucharze Polski. Klimat na pewno jest, ale do wielkich rzeczy trzeba cierpliwości. Na pewno nie możemy teraz pomyśleć, że jako beniaminek nam się udało, to teraz gramy o - przykładowo - czwarte miejsce.
 
Żałujesz czegoś, patrząc na przebieg swojej dotychczasowej kariery? 
 
Trochę szkoda, że z Zawiszą nie udało się awansować do pierwszej ligi, w Bydgoszczy nieźle się czułem i była oferta, bym tam został. Ale wróciłem z wypożyczenia i od trenera Brosza dostałem jasny sygnał, że chce mnie w klubie. Zacząłem jeszcze raz walczyć o swoje, z sezonu na sezon grałem coraz więcej. Jak tak teraz na to patrzę, to tego kroku na pewno nie żałuję, bo choć po pierwszym sezonie poza Ekstraklasą były nawet opinie, że skoro nie awansowaliśmy, to w Gliwicach już nie będzie dobrego zespołu i można się było nad tym wszystkim mocno zastanawiać. Wielu zawodników odeszło na własne życzenie, będąc przekonani, że tu już jest spalona ziemia i trzeba się zwijać, ale ci, którzy zostali, gdyby zapytać ich o to - żaden tej decyzji nie żałuje.
 
Twój rocznik, rocznik 85. był dla polskiej piłki wyjątkowo udany. Piszczek, Błaszczykowski, Celeban, Peszko, Fabiański zrobili kariery w piłce międzynarodowej - mniejsze lub większe. Ty nigdy nie miałeś propozycji z zagranicy?
 
Jakby były propozycje, to bym wyjechał (śmiech). Nie no, trzeba sobie powiedzieć szczerze - w tych pierwszych sezonach w Ekstraklasie nie zaistniałem, mając te 23-24 lata, a oni wtedy już byli bardzo znani, wyjeżdżali, odgrywali ważne role w swoich zespołach.
 
Łukasz Piszczek jednak na przykład zaistniał głównie w piłce młodzieżowej, bo do Herthy Berlin przeszedł bezpośrednio z Gwarka Zabrze, nie grając na najwyższym poziomie rozgrywek w Polsce.
 
Jeśli ktoś ma umiejętności, to - jak to w życiu - dużo zależy od szczęścia i jedni mają go więcej, inni mniej. Każdemu kariera układa się według osobnej, wyjątkowej ścieżki i jeśli w młodym wieku ktoś się wyróżnia, jak Błaszczykowski gra w Wiśle, zdobywa mistrzostwo Polski jak Piszczek czy broni w Legii jak Fabiański, to ma później znacznie łatwiej. Celeban może trochę później osiągnął wyższy poziom, jednak na powierzchni cały czas po debiucie w lidze w Pogoni się utrzymywał. Ja w wieku 23-24 lat jednak regularnie nie grałem i mogę mieć pretensje tylko do siebie, że nie rozwinąłem się tak szybko jak chciałem i nie wywalczyłem sobie miejsca w jedenastce, kiedy graliśmy w Ekstraklasie. Bo Kamil Glik, Kamil Wilczek czy Grzegorz Kasprzik zapracowali sobie tutaj na transfer do lepszych drużyn, potrafili się wybić.
 
A czego brakło, żeby jeśli nie w klubie, to zaistnieć w kadrach młodzieżowych, gdzie na wielkie imprezy jeździli tacy zawodnicy jak Łatkowski czy Ilków-Gołąb, o których jakikolwiek słuch zaginął?
 
Tak jak mówię, w tym wszystkim trzeba mieć trochę szczęścia, trafić na dobrych ludzi, dobrych trenerów, ale przede wszystkim mieć zdrowie. Wydaje mi się, że dziewięćdziesiąt procent chłopaków, którzy dobrze się zapowiadali, grając w niższych ligach złapało urazy, po których klub nie był w stanie ich odbudować fizycznie, z braku środków. Przy zerwaniu, dajmy na to, więzadeł krzyżowych w takim 2- czy 3-ligowym zespole nie zawsze znajdą się pieniądze na profesjonalną operację i piłkarz musi finansować wszystko z własnej kieszeni, a tam wielkiej kasy po prostu nie ma. A jeśli o mnie chodzi? Nie żałuję tego, co się nie udało, skupiam się na tym, co jeszcze mogę osiągnąć, co przede mną. Chcę stracony czas odzyskać teraz, w Ekstraklasie.
 
A planujesz odzyskiwać go już do końca kariery w Gliwicach, czy myślisz może jeszcze o jakimś transferze?
 
Zobaczymy. Mam kontrakt ważny jeszcze przez dwa lata od czerwca i nie jest to tajemnicą, że świetnie sie tutaj czuję. Ale tajemnicą nie jest też to, że mam wpisaną kwotę odstępnego i jeśli ktoś się zgłosi, to może mnie wyciągnąć, chociaż to oczywiście nie byłaby łatwa decyzja, bo jestem z tym klubem związany i wiele sił włożyłem w to, by był tu, gdzie jest teraz. W każdym razie - nie mówię nie.
 
Ale jednej drużynie definitywnie "nie" już powiedziałeś.
 
(śmiech) Jak już powiedziałem, no to powiedziałem. Na taki transfer nie ma szans, nie zrobiłbym tego kibicom.
 
Pamietasz też pewnie, że gdy Adam Banaś odszedł do Górnika Zabrze, to fani - delikatnie mówiąc - zachwyceni nie byli.
 
To jest jednak trochę inna rzecz, Adaś nie był wychowankiem klubu, ja nim jestem i jeśli miałbym wybierać między Górnikiem a Piastem, to zdecydowanie bym wybrał i wybieram Piasta.
 
Ale załóżmy taką sytuację - przychodzi do Ciebie ktoś ze Śląska Wrocław i mówi: "słuchaj, Sebastian Mila odchodzi po sezonie, trener Levy widziałby Cię na jego miejscu". Twoja reakcja?
 
Tutaj oczywiście najpierw by kluby musiały się dogadać, żebym w ogóle mógł przysiąść do tej propozycji, ale na razie w ogóle o tym nie myślę. O takich rzeczach mówi się jak zacznie się okienko transferowe, a im więcej się mówi, tym tak naprawdę jest to mniej realne. Jak coś jest robione w ciszy, to może wypalić, a im więcej szumu, tym mniej w tym wszystkim konkretów. Faktycznie kluby rozmawiają i załatwiają wszystko w dwa-trzy dni i albo nam na zawodniku zależy, albo nie.
 
O Śląsk i Sebastiana Milę zapytałem nieprzypadkowo, bo choćby na Twitterze natknąłem się na opinię, że Tomasz Podgórski to Mila wersja light.
 
Light? (śmiech) Ja przede wszystkim mam trochę inną rolę na boisku, Sebastian gra bliżej środka, ja jestem bardziej skrzydłowym z dodatkowymi zadaniami w rozegraniu, taką mamy taktykę. Myślę, że kibice doszukują się podobieństwa przez to, że obaj wykonujemy wszystkie stałe fragmenty gry w zespole.
 
Z całkiem niezłym skutkiem.
 
(śmiech) Jeśli ktoś już porównuje mnie do takiego zawodnika jak Mila, to cała przyjemność po mojej stronie. Świetny zawodnik, zaistniał na poważnie w naszej piłce.
 
Jest w naszej lidze piłkarz, z którym bardzo chciałbyś zagrać w jednym zespole, z którym wydaje Ci się, że świetnie byście się rozumieli?
 
Osobiście podoba mi się styl gry Dwaliszwiliego z Legii. Widać, że to taki zawodnik, który nie dość, że chce grać, to jeszcze dobrze się zastawia. Jest przede wszystkim nieprzyjemny dla obrońcy, nie gwiazdorzy, ale jak ma coś do wykonania, to idzie na sto procent i jest skuteczny. Piłkarsko - bardzo wysoki poziom. A u nas, to Wojtek Kędziora. Szkoda, że złapał kontuzję, bo z racji tego, że długo się znamy, to i na boisku świetnie się rozumiemy.
 
A najbardziej nieprzyjemny rywal w lidze?
 
Piłkarza nastawionego tylko i wyłącznie na rachowanie kości chyba w naszej lidze nie ma, ale źle grało się nam z Koroną, której styl polega na stłamszeniu rywala w fizycznej walce.
 
Spodziewałem się, że jeśli wspomnisz o Koronie, to padnie nazwisko Kuzera, bo to on ma opinię tego najtwardszego wśród najtwardszych.
 
Za nim ciągnie się taka opinia, ale tak jak mówię - cała Korona gra twardo, i o ile u nich na boisku to jeszcze zdaje egzamin, to na dłuższą metę zdarza im się głupio wykartkować i na wyjazdach tak lekko nie jest. Ale lubię jak gra jest twarda, nie mylić z brutalną. Ma się wtedy szacunek do rywala, że nie odstawia nogi, że gra na sto procent.
 
Pod koniec roku, przy okazji spotkania towarzyskiego kadry w składzie ligowym z Macedonią, asystent trenera Brosza, Dariusz Dudek powiedział: "Podgórski i Trela mieli świetną rundę, dlatego liczyliśmy, że mogą przyjść do nich powołania i szkoda, że tak się nie stało". Czułeś wtedy, że jesteś w takiej formie, że mógłbyś kadrze dać coś, "coś więcej"?
 
Takie przymiarki były miłe, szczególnie, że po awansie do Ekstraklasy wszystko działo się bardzo szybko, ale gdybym ja miał wysyłać powołania, to chciałbym zawodnika, którego z boisk ligowych znam, a nie takiego, który zagrał dwa czy trzy dobre mecze, bo wtedy to są powołania na wyrost i obniżanie rangi kadry. Tak robił choćby Leo Beenhakker, a przecież zawodnik powinien ustabilizować formę, szczególnie jeśli gra w polskiej Ekstraklasie, co mecz dawać coś zespołowi, by w ogóle brać go pod uwagę przy powołaniach. Wiadomo, że fajnie jak po dwóch dobrych meczach trafi się do kadry, bo to i przyjemne doświadczenie i wartość dodana dla klubu, ale czy to faktycznie ma tak wyglądać? Przede mną jest w każdym razie sporo pracy i czuję, że może kiedyś jeszcze się uda.
 
A nie myślisz, że to, że masz już te 28 lat może przy powołaniach odstraszać? Nie jesteś już materiałem na zawodnika, graczem na lata.
 
To na pewno nie pomaga, szczególnie gdy gra się nadal w polskiej lidze. A już w ogóle, jak gra się na niższych szczeblach i ma się na koncie tylko kilka udanych gier w Ekstraklasie. Trener bierze na siebie te powołania i jeśli coś jest nie tak, to to on za to odpowiada. Ale jeśli ktoś prezentuje odpowiedni poziom i widać, że ma coś, czego kadrze potrzeba, to wiek nie jest żadną przeszkodą.
 
Czyli jeśli Piast będzie dalej grać dobrze, to w grudniu tego roku będziesz się nastawiać na powołanie?
 
Oj, musi grać dużo lepiej. Punktowo wygląda to dobrze, ale jest wiele rzeczy, które możemy jeszcze poprawić.
 
Na przykład wyeliminować momenty, kiedy wyraźnie Piastowi na boisku brakuje prądu, jak początek drugiej połowy w niedawnym spotkaniu z Lechem czy końcówka jesiennej potyczki z Legią?
 
Jeśli chodzi o te mecze z pierwszej rundy, to powiedziałbym, że wina leżała po stronie tego, że graliśmy trochę zbyt radośnie, brakowało doświadczenia. Na Legii wygrywaliśmy 2:0, a chcieliśmy 4:0. Nawet po dwóch golach straconych, przy stanie 2:2 nie dopuszczaliśmy do siebie myśli o tym, by odpuścić - chcieliśmy z Łazienkowskiej wywieźć 3:2. Owszem, strzelaliśmy więcej bramek, graliśmy może i atrakcyjniej, ale i zdarzało się, że traciliśmy te gole hurtowo, jak cztery z Koroną, cztery z Lechem. Ale najlepiej było widać to na tej nieszczęsnej Legii, kiedy Piast stracił gola... z kontry. Na Legii, przy stanie 2:2, daliśmy im okazję do kontry, gdzie generalnie wszystkie zespoły jadą się bronić. Wcześniej, przy 2:1, myśmy chcieli zrobić z tego 3:1, wyszedł ten brak doświadczenia, daliśmy się ponieść emocjom. No ale kto by się nie dał, jako beniaminek wbić dwa gole na samym początku? Na Legii!? Teraz już jesteśmy mądrzejsi, priorytetem jest czyste konto, szczególnie, kiedy ktoś przyjeżdża do nas po trzy punkty i każda upływająca minuta to są dla rywali dodatkowe nerwy.
 
Czego życzyć Tomaszowi Podgórskiemu na najbliższe miesiące?
 
Zdrowia. Resztę da się wytrenować jeśli ono dopisze. Którego piłkarza byś o to nie spytał, każdy odpowie tak samo.


Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
Więcej na temat: Tomasz Podgórski Piast Gliwice

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Marek Papszun ze wzmocnieniem z Lecha Poznań?! Marek Papszun ze wzmocnieniem z Lecha Poznań?! W 2030 roku chce zostać prezydentem! Zdobył z Wisłą Kraków mistrzostwo Polski W 2030 roku chce zostać prezydentem! Zdobył z Wisłą Kraków mistrzostwo Polski Borussia Dortmund bliżej upragnionego finału Ligi Mistrzów. PSG zmuszone odrobić straty w rewanżu [WIDEO] Borussia Dortmund bliżej upragnionego finału Ligi Mistrzów. PSG zmuszone odrobić straty w rewanżu [WIDEO] „Xabi Alonso chciałby poprowadzić te kluby” „Xabi Alonso chciałby poprowadzić te kluby” Kosztował 15 milionów euro, teraz PSG nie wie, co z nim zrobić Kosztował 15 milionów euro, teraz PSG nie wie, co z nim zrobić „Wrócę do FC Barcelony po sezonie” „Wrócę do FC Barcelony po sezonie” Liga Mistrzów: Składy na Borussia Dortmund - PSG [OFICJALNIE] Liga Mistrzów: Składy na Borussia Dortmund - PSG [OFICJALNIE] PSG chce gwiazdę Liverpoolu PSG chce gwiazdę Liverpoolu

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy