Cyborg-Lobotka, postrach w środku pola
2017-06-17 13:50:16; Aktualizacja: 7 lat temu- Bierność? A co to? – zanim ktokolwiek inny zdołał wystartować do piłki, on już kończył drugie kółeczko, żeby zmienić flankę i wypuścić kolegę w wolną strefę.
Przyznam szczerze, że przygotowując się do tego meczu, nieszczególnie zwróciłam uwagę na jego umiejętności techniczne. Pewnie wpływ na to miały dostępne materiały i sam zawodnik, który wpisał się na karty historii internetu słowacką wersją naszego okazejszyn.
Od tego wydarzenia minęły już 4 lata, a Lobotka nie stał się jakimś wielkim obiektem drwin głównie dzięki reakcji… byłego klubu. AS Trenčín wpadł na genialny pomysł, żeby wykorzystać „This is my sen” jako chwyt marketingowy, nazywając tak turniej U-11 (pierwszy w 2015 roku).Popularne
Można wybrnąć? Jak najbardziej! (źródło: astrencin.sk)
Psy szczekają, karawana idzie dalej
Wykopanie wpadki Lobotki z czeluści internetu nie jest wymagającym zadaniem, przez co jeszcze przed meczem naśmiewano się z młodego (wówczas zaledwie 19-letniego) piłkarza. I ok, pełne prawo. Tak samo jak do podkreślania, że na spokojnie pykniemy Słowację. Tylko, że ta rzekomo najsłabsza drużyna w grupie ma atut w postaci stałego, niesamowicie zgranego składu. Na próżno wypatrywać jakichś wielkich gwiazd: klucz do sukcesu leżał w regularności.
Trencin - Ternana, Lokeren, Sampdoria, Żilina - Salt Lake, Trabzonspor, Nordsjaelland, Pilzno, Cracovia - Jablonec. Ładnie to Hapal złożył.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) 16 czerwca 2017
Z wyjściowej jedenastki, jedynie Chrien i Zrelak rozegrali połowę meczów w eliminacjach. Liczby pozostałych oscylowały w okolicach 6-8 spotkań. I rzeczywiście, znajdowało to swoje odzwierciedlenie na boisku. Słowacy grali bardzo dynamicznie, dokładnie i potrafili wykorzystać błędy Polaków w ustawieniu. Sektor, w który wszedł Mihalik przy golu wyrównującym, był jednym z najczęściej wykorzystywanych (m.in. wcześniej przez Mazana). Wolna przestrzeń wynikała z rozproszonej koncentracji – Kędziora skupiał się na wychodzącym na obieg Mazanie, Frankowski dał się okiwać, a brak komunikacji Dawidowicza z resztą drużyny dopełniał obraz zniszczenia.
Mózg operacji był jednak znacznie niżej, gdzieś w okolicach drugiej linii.
This is my sen
Jeśli ktokolwiek był w stanie uśpienia, to na pewno nie Słowacy z Lobotką na czele. Młody pomocnik wyróżniał się na tle drużyny od pierwszej minuty, gdy zdecydował się na samodzielne wyjście z piłką (od swojej obrony, do naszej drugiej linii). Już wtedy można było dostrzec, że świetnie utrzymuje się z futbolówką przy nodze. Wiadomo, pierwsze koty za płoty, jakiś tam błysk, z którego tak naprawdę nic nie wyszło, bo przecież jego ekipa zaraz straciła bramkę. Tylko, że to nie był jednorazowy wypadek przy pracy, a konsekwentna gra bez chwili wytchnienia przez 90 minut.
Pozory mylą. 22-latek zdecydowanie nie wygląda na jakiegoś bulteriera. Mierzy jakieś 170 centymetrów i sądząc po posturze, bliżej mu do technicznego gracza niż wyrachowanego walczaka, który sam się prosi o pojedynki 1 na 1. Okazuje się jednak, że Lobotka potrafi połączyć finezję z ostra grą.
Wszystko zaczynało się gdzieś tam w odległ… w głębokiej defensywie. Pomocnik odbierał piłkę od stoperów, umożliwiając Mazanowi i Valjentowi bardzo szerokie i wysokie ustawienie, a następnie sam, nie zwracając uwagi na Polaków, pakował się do środka pola.
Przede wszystkim wykorzystywał swoje unikalne przyspieszenie w punkcie. W ten prosty sposób mógł zwieść rywala i uruchomić dobrze pokazującego się na flance kolegę (powyżej, Mazana). Na tym jednak nie poprzestawał. Zamiast wracać na z góry ustalone pozycje, wchodził w wolną, wykrojoną strefę między Dawidowiczem a Linettym w oczekiwaniu na podanie zwrotne lub… żeby po prostu, ściągnąć na siebie uwagę przeciwnika. I znowu, nie były to jednorazowe wyskoki. Lobotka utrzymywał wysokie tempo przez cały mecz. Niech najlepiej świadczy o tym sytuacja z 70. minuty.
Wygląda tutaj jak wolny elektron, a tak naprawdę świetnie odczytuje zamiary Polaków. Poruszał się zgodnie z ruchem przeciwnika zagrywającego futbolówkę w pole karne, wyczuł moment i przeciął podanie niwelując zagrożenie. Czytanie gry było jedną z jego mocniejszych stron.
Duże znaczenie odgrywały czystość w odbiorze oraz nieustępliwość. Pomocnik bazował na swojej prędkości, dzięki czemu mógł wygarnąć przeciwnikowi piłkę zanim ten w ogóle zdecydował się na zagranie. Po odbiorze albo natychmiast zagrywał na jeden kontakt do lepiej ustawionego kolegi, albo jeśli się nie dało, to i tak potrafił dobrze utrzymać się przy futbolówce. Słynne z meczu Polska-Słowacja były jego kółeczka pozostawiające rywala w stanie oszołomienia.
Wydaje mi się, że najczęstszą ofiarą Lobotki był Lipski, którego z łatwością nawijał, ale najbardziej zaimponowała mi akcja z samej końcówki meczu, gdy nie dość, że zdołał zrobić kółeczko z rywalem na plecach, to jeszcze miał przed sobą przeciwnika. Futbolówki nie stracił.
Takie manewry nie były domeną środka pola. Pomocnik z powodzeniem kręcił przeciwnikami przed ich własnym polem karnym. Nie dość, że udało mu się utrzymać przy piłce, to jeszcze celnie dośrodkował.
Mimo swojego wieku i wcale nie tak dużego doświadczenia, pomocnik nie miał najmniejszych problemów z grą pod presją. Chociaż na samym początku drugiej połowy był naciskany przez dwóch Polaków przy wyprowadzaniu piłki z własnej linii obrony, to nie ugiął się, nie wycofał do bramkarza. Właściwie ocenił sytuację i bezczelnie zabrał się z futbolówką. Zresztą, wielokrotnie celowo pakował się w drybling.
W jego słowniku bierność nie istnieje. Lobotka na tle Polaków wyglądał jak zawodnik z innej galaktyki, który bawi się piłką i czerpie ogromną radość z upokarzania przeciwnika. Kluczowa w kontekście porównania do cyborga jest jego wydolność, bowiem przez 90 minut utrzymywał takie samo, wysokie tempo gry, nieustannie kursując z jednego pola karnego w drugie. Mało tego, potężnie irytował się na kolegów, gdy zamiast szybko zagrać do przodu, rozgrywali wszerz boiska. Żywił się dynamiką. O jego ogromnym głodzie najlepiej świadczą wieloetapowe akcje, gdy po rozegraniu w trójkącie ścinał do środka, uruchamiał flankę na jeden kontakt i wciskał się w wolną strefę. Krótko mówiąc: był w stanie ożywić całą drużynę w ciągu maksymalnie kilkunastu sekund.
Jeszcze trudniej dziwić się jego zdenerwowaniu, gdy wielokrotnie sam pokazywał kolegom jak mają grać i ustawiać się względem rywala.
Poprzeczka zawisła bardzo wysoko. Albo inaczej: sam Lobotka zawiesił ją o kilka poziomów wyżej niż można się było tego spodziewać. Chociaż przed meczem był wymieniany w gronie potencjalnych gwiazd, na które warto zwrócić uwagę, to raczej mało kto spodziewał się takiego występu. 22-letni pomocnik nie uznaje słowa bierność i był całkowitym przeciwieństwem nastawienia Polaków. Trudno było znaleźć miejsce na boisku, gdzie go nie było (ok, między słupkami) i gdzie nie mógł się przenieść w ciągu kilkunastu sekund (ok, teoretycznie nawet tam mógł). Ma jeszcze co najmniej dwa mecze na potwierdzenie, że to nie Polacy pozostawili mu takie pole do popisu, a sam je sobie wykreował. Co najmniej, bo wcale nie jest powiedziane, że maszyna Hapala nie zajdzie daleko. A Lobotka? Jego cena na pewno wzrośnie.