TOP 11 powrotów do Ekstraklasy ostatniej dekady [miejsca 6-11]
2014-09-19 15:10:37; Aktualizacja: 10 lat temuRanking najbardziej spektakularnych "comebacków" do polskiej Ekstraklasy w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Powroty zawodników do polskiej Ekstraklasy zawsze budzą różnego rodzaju emocje, zazwyczaj negatywne, ponieważ jeśli zawodnik wraca, to najczęściej oznacza, że coś mu się tam nie powiodło. Oczywiście, nie jest to żadna nienaruszalna zasada, od której nie ma wyjątków, bo istnieją też przypadki takie jak np. Michała Żewłakowa, który uznał, że najwyższy czas wrócić do „domu”, bo jeśli by się uparł, to zapewne mógł dorobić jeszcze gdzieś na Cyprze lub w Belgii. Jednak mimo wszystko znakomitą część stanowią ci, którzy wracają na tarczy i mają kolejny raz coś do udowodnienia.
Zjawisko to powtarza się właściwie w każdym okienku transferowym - w większej lub mniejszej skali. Jesienią tego roku znowu na naszych boiskach oglądamy: Piotra Celebana, Mariusza Stępińskiego (mocne wejście do Wisły), Pawła Komołowa, Ariela Borysiuka, Bartłomieja Pawłowskiego, Roberta Demjana, Mariusza Pawełka i Grzegorza Sandomierskiego – całkiem spora grupa, prawda?
Ja w moim rankingu skupię się jednak na zawodnikach, którzy po powrocie rozegrali przynajmniej jeden pełen sezon (z pojedynczym małym wyjątkiem, ale to wyjaśnię w dalszej części tekstu). Kto wrócił i z powrotem rządził na boiskach Ekstraklasy w ostatniej dekadzie?Popularne
11) Arkadiusz Głowacki – 53 spotkania/3 gole po powrocie – wyjazd: z Wisły Kraków w 2010 / za granicą: Tabzonspor / powrót: do Wisły Kraków w 2012
Arkadiusz Głowacki to obecnie opoka defensywy „Białej Gwiazdy” | fot. Adam Koprowski/Wisła Kraków
Głowacki to obrońca wybitny na polską ligę, co nadal udowadnia pomimo ponad 30 lat na karku. Kiedy wracał z Turcji w 2012 roku byłem przekonany, że nic nie stracił na swojej jakości, której w żaden nie da się podważyć, ale niestety idącej często w parze z ogromnym pechem. W ilości kontuzji mógłby się na tym polu równać jedynie Dawid Nowak, a jeśli dodamy do tego te nieszczęsne samobóje w dość istotnych spotkaniach (z Anglią, Finlandią, Tottenhamem), to trudno znaleźć na krajowym podwórku bardziej dotkniętego przez los zawodnika. Ale wydaje się, że od momentu transferu do Trabzonu wszystko zaczęło w miarę się układać, bo co prawda Turcji nie podbił jakoś szczególnie, ale grał tam dość regularnie i udało mu się zadebiutować w wymarzonej Lidze Mistrzów. Po powrocie do Polski to od niego ustalanie wyjściowej jedenastki zaczyna Franciszek Smuda, „Głowa” odpłaca się bardzo pewną grą i gdyby był młodszy, pewnie dalej mówiłoby się o nim w kontekście kadry narodowej. 35-letni stoper ma kontrakt do końca sezonu z opcją przedłużenia o kolejny, więc jeśli jego forma nie ulegnie nagłemu załamaniu, a na to się nie zanosi, to Wisła będzie miała z niego jeszcze sporo pożytku.
10) Przemysław Kaźmierczak – 96/16 – wyjazd: z Pogoni Szczecin w 2006 / za granicą: Boavista FC, FC Porto, Derby County FC, Vitória FC Setúbal / powrót: do Śląska Wrocław w 2010
Przemysław Kaźmierczak ze Śląskiem zdobył swoje jedyne mistrzostwo Polski | fot. Dariusz Hermiersz/UEFA
Jeden z najsolidniejszych polskich środkowych pomocników ostatniej dekady. A może nawet więcej niż solidny, bo na pewno byle kogo nie kontraktuje wielkie FC Porto, które posiada jedną z najlepszych sieci skautingowych na świecie. Kaźmierczak w pierwszym sezonie po powrocie miał prawdziwie wejście smoka, bo strzelił aż osiem bramek, grając jako defensywny pomocnik, a jego Śląsk po raz pierwszy od 29 lat stanął na podium Ekstraklasy, zdobywając wicemistrzostwo. „Kaz” był jednym z głównych asów atutowych w talii trenera Oresta Lenczyka. Następne dwa sezony to kolejne sukcesy Śląska, w których spory udział miał wychowanek ŁKS-u – mistrzostwo Polski, trzecie miejsce, finał Pucharu Polski oraz Superpuchar. Dodatkowo od czasu do czasu pozwalał sobie na świetne zagrania, które rzadko widujemy na krajowych stadionach, wystarczy przypomnieć bramkę w meczu z Ruchem w marcu 2013 roku. Być może teraz w Górniku Łęczna jeszcze nawiąże do najlepszych czasów.
W Portugalii też zdarzały mu się przebłyski prawdziwego geniuszu, jak np. w tym meczu Vitórii Setúbal z União Leiria.
9) Michał Żewłakow – 44/0 – wyjazd: z Polonii Warszawa w 1998 / za granicą: KSK Beveren, Excelsior Mouscron, RSC Anderlecht, Olympiakos Pireus, MKE Ankaragücü / powrót: do Legii Warszawa w 2011
Wybitny Reprezentant z największą ilością występów w kadrze w historii, a dodatkowo jeden z najbardziej utytułowanych Polaków za granicą. Wszędzie, gdzie występował był podstawowym obrońcą i trudno było usłyszeć cokolwiek o jego słabej grze, bo charakteryzowała go zawsze solidność i umiejętność utrzymania formy na odpowiednim poziomie przez długie lata. Do tej pory pozostaje polskim zawodnikiem z pola z największą ilością występów w Lidze Mistrzów (w tym sezonie prawdopodobnie zdystansuje go Robert Lewandowski).
Michał Żewłakow rozegrał 31 spotkań w Lidze Mistrzów | fot. UEFA
Oczywiście w reprezentacji też nie miał problemów z utrzymaniem miejsca w składzie – był w kadrze na mundialach 2002 i 2006 oraz na EURO 2008 – i byłby pewnie też na EURO 2012, gdyby nie sprzeczka z Franzem Smudą, kiedy to Żewłakow przebrał się za Dennisa Rodmana i podobno, wraz z Borucem, spożywał wino w samolocie, co nie spodobało się ówczesnemu selekcjonerowi kadry. To jednak na pewno nie rzuca się cieniem na jego dokonaniach, bo cała sprawa wydawała się bardzo wówczas wyolbrzymiona, dlatego bardzo dobrze, że mógł się on pożegnać z kolegami z drużyny w normalnych okolicznościach, rozgrywając 62 minuty w towarzyskim meczu z Grecją w Pireusie (już za kadencji Waldemara Fornalika) i organizując po spotkaniu przyjęcie dla przyjaciół.
O jego powrocie do Polski i transferze do Legii lub Polonii mówiło się już w 2010 roku, ale wtedy zdecydował się jeszcze trochę zarobić za granicą. Ostatecznie trafił na Łazienkowską rok później i nic się nie zmieniło w jego grze, bo dalej imponował spokojem i umiejętnością wyprowadzania piłki. Być może powoli brakowało mu już szybkości, ale nadrabiał to sprytem i olbrzymim doświadczeniem, dlatego kibice Legii na pewno byli zadowoleni z jego pobytu w ich klubie. Z „Wojskowymi” udało mu się zgarnąć dwa Puchary Polski, mistrzostwo Polski i zaliczyć udaną kampanię w Europie w sezonie 2011/2012, kiedy pokonali m.in. Spartak Moskwa, Gaziantepspor i Rapid Bukareszt. Zawodnik jest znany ze swojej elokwencji i zdroworozsądkowego postrzegania polskiej piłki, dlatego nie dziwi fakt, że prezes Leśnodorski widział dla niego miejsce w klubie w innej roli – obecnie Żewłakow jest tam szefem skautingu.
8) Semir Stilić – 24/11 – wyjazd: z Lecha Poznań w 2012 / za granicą: Karpaty Lwów, Gaziantepspor / powrót: do Wisły Kraków w 2014
Bośniaka umieszczam w TOP-ie trochę wyłamując się od zasady: „pełnego sezonu po powrocie”, ale ciężko Stilicia pominąć w tego typu zestawieniu, bo niewielu graczy w tak krótkim czasie odbudowało swoją pozycję w polskiej piłce. 26-letni rozgrywający to najlepszy przykład, że trochę techniki użytkowej, umiejętność prostopadłego podania i przede wszystkim genialne stałe fragmenty gry, to wystarczająca mieszanka, aby być w Polsce gwiazdą.
Stilić grając w Lechu Poznań wyrobił sobie sporą renomę, dlatego nie dziwiło, że zainteresowanie nim wyrażały niegdyś m.in. Celtic Glasgow, Nicea czy Olympiakos Pireus. Jednak żaden z tych kierunków nie okazał się realny, szczególnie że pod koniec pobytu w Poznaniu pomocnik nie prezentował się już tak olśniewająco, jak tuż po przyjściu. Dlatego ostatecznie przywdział koszulkę… Karpat Lwów, wówczas jednej z najsłabszych drużyn ligi ukraińskiej, ale nawet tam nie odnalazł się do końca, bo trudno nazwać sukcesem jedną bramkę w 22 meczach, a następnie transfer do tureckiego średniaka, w którym nie zagrzał na długo miejsca.
Franciszek Smuda, kiedy tylko zorientował się, że będzie okazja na przechwycenie Bośniaka, nie wahał się ani chwili. Stilić trafił do Wisły w styczniu tego roku i od tamtej pory w zasadzie nie zwalnia tempa, po prostu rządzi i dzieli w drużynie „Białej Gwiazdy”, a przy okazji stanowi wartość dodaną, kiedy przychodzi do uderzenia piłki ze stałego fragmentu gry (m.in. przepiękne trafienie z wolnego w marcowym meczu z Legią!).
Bośniak niezwykle precyzyjnie wykonuje stałe fragmenty gry | fot. Adam Koprowski/Wisła Kraków
Na razie w 24 spotkaniach zaliczył aż 11 bramek i siedem asyst – genialny wynik. Nie jest wykluczone ze krakowianom będzie trudno go zatrzymać, ale powinni się o to postarać za wszelką cenę, bo bez Stilicia ich siła ognia spadnie zdecydowanie, a Ekstraklasa straci sporo kolorytu.
7) Paweł Golański – 100/8 – wyjazd: z Korony Kielce w 2007 / za granicą: Steaua Bukareszt / powrót: do Korony Kielce w 2010
Moje pierwsze skojarzenie z Pawłem Golańskim – mecz z Portugalią w Chorzowie w 2006 roku, kiedy wraz z Grzegorzem Bronowickim nakryli czapką skrzydłowych „Selecção”, a przy okazji harowali w ofensywie. Kosmiczny występ. Był to jeden z tych momentów, kiedy oglądając piłkę nożną przestałem rozumieć rządzące nią zazwyczaj prawa, według których to Portugalia powinna zmieść Polaków z powierzchni ziemi, a nie na odwrót. Być może dlatego kielecki obrońca bardzo dobrze mi się kojarzy, dzięki tym przedziwnym 90 minutom na Stadionie Śląskim.
O jego występach w Rumunii za dużo powiedzieć nie można, bo jedyne wieści dochodziły na jego temat, kiedy, raz pozytywnie a raz negatywnie, wypowiadał się o nim słynący ze swoich kontrowersyjnych opinii prezes Steauy Gigi Becali lub wtedy, gdy popisywał się tego typu uderzeniami z dystansu.
W pewnym momencie mówiło się, że jest bliski przenosin do FC Porto, ale rumuński gigant nie był zainteresowany oddawaniem swojego podstawowego obrońcy i z transferu nic nie wyszło. Zamiast Golańskiego do Portugalii trafił Cristian Săpunaru… z lokalnego rywala, Rapidu Bukareszt.
W 2010 roku skończył się jego kontrakt w Rumunii i wydawało się, że pozostanie on na obczyźnie, bo mówiło się o zainteresowaniu Toma Tomsk (nawet pojawiały się informacje, że podpisał tam już kontrakt), Sturmu Graz czy klubów z niemieckiej Bundesligi. Ostatecznie wrócił jednak do Kielc, gdzie jednak nie wszystko poszło z początku tak dobrze, jak przed wyjazdem, bo zaczęto mu zarzucać braki kondycyjne i słabą formę, a dodatkowo doszło do pewnych nieporozumień na tle finansowym, a to wszystko poskutkowało najpierw przesunięciem do drużyny Młodej Ekstraklasy, a później wypożyczeniem do ŁKSu Łódź. Po pół roku wrócił kolejny raz do Korony i zaczął grać znowu jak za dawnych dobrych lat.
Paweł Golański to od dwóch sezonów główna siła napędowa Korony | fot. Korona Kielce
Rzadko zdarza się, aby boczny obrońca był liderem drużyny, ale tak właśnie było - ostatnie dwa sezony to prawdziwy popis „Golo” - bo w sumie zanotował w nich sześć goli i porażające 17 asyst, czyli dorobek godny ofensywnego pomocnika. Nie dziwi więc, że ostatnio trener „Tarasiewicz” próbuje jakość Golańskiego przenieść bliżej bramki rywala i stawia go na „10”. Trzeba podkreślić jeszcze jedną rzecz – większość asyst to zasługa świetnie bitych rzutów wolnych i rożnych, w których specjalizuje się rodowity łodzianin w stopniu równie zaawansowanym, co wspominany wcześniej Semir Stilić. Czyli krótko mówiąc – najwyższa klasa w Polsce w tym elemencie gry.
6) Kamil Grosicki – 58/14 – wyjazd z Legii Warszawa w 2008 / za granicą: FC Sion / powrót: do Jagielloni Białystok w 2009
Grosicki to jeden z tych zawodników, który obok talentu piłkarskiego posiadał też zdolność częstego wplątywania się w różnego rodzaju kłopoty. Głośno zaczęło o nim być, kiedy jako nastolatek zaczął błyszczeć w Pogoni Szczecin, ale na jego nieszczęście była to ta najgorsza od lat wersja „Portowców”, gdzie prym wiedli sprowadzani przez Antoniego Ptaka w hurtowych ilościach brazylijscy zawodnicy o wątpliwej jakości piłkarskiej. Ten dziwny twór oczywiście nie miał jakiejkolwiek racji bytu i z hukiem zleciał z Ekstraklasy. Była to okazja dla czołowych polskich klubów na przejęcie Grosickiego i sztuka ta udała się Legii, która podpisała z nim długoterminowy kontrakt.
Okres w Legii Warszawa nie był udany dla Kamila Grosickiego | fot. Legia Warszawa
Życie w stolicy potrafi być bardzo kuszące, szczególnie dla młodych zawodników, którzy mogą się tym zachłysnąć. Niestety tak było w przypadku szczecinianina. Grosicki popadł w długi i ostatecznie musiał się poddać leczeniu w klinice uzależnień na Mazurach. W Legii już nie widzieli dla niego miejsca, dlatego zdecydował się na przenosiny do szwajcarskiego FC Sion.
Tam nadal sprawiał kłopoty – m.in. stłuczka autem prowadzonym bez prawa jazdy, spóźnienia na treningi czy bezpodstawna rezygnacja z wymaganej nauki języka francuskiego. Działacze klubu nie byli mu dłużni i dali do podpisania dokument, który powodował, że zawodnik zrzekł się swoich zarobków do końca roku, a następnie przesunęli do drużyny rezerw. Wtedy jedynym rozsądnym wyjściem wydawał się powrót do Polski.
Pomocną dłoń wyciągnął w jego stronę prezes Jagiellonii Cezary Kulesza i dal mu szansę w klubie z Podlasia. Była to świetna decyzja, ponieważ „Grosik” nie zawiódł, nie mówiło się już o jego pozaboiskowych ekscesach, tylko o świetnej grze w „Jadze”, gdzie stworzył doskonały ofensywny duet z Tomaszem Frankowskim. Ta para to główni architekci Pucharu Polski z 2010 roku oraz 4. miejsca w Ekstraklasie rok później. Już po odejściu z Białegostoku Grosicki przyznawał: - Wszystko, co dzisiaj mam, zawdzięczam Jagiellonii. To jedna z bardziej pozytywnych historii w naszym futbolu, pokazująca, że warto czasami w kogoś uwierzyć, bo może się to opłacić obu stronom.
Grosicki odbudował się, Jagiellonia nieco na nim zarobiła, a teraz z czasami lepszym, a czasami gorszym skutkiem próbuje swoich sił kolejny raz w zagranicznych zespołach: Sivasporze i Rennes. Powoływany jest też regularnie do reprezentacji Polski, w której ostatnio zaliczył nawet trafienia z Gibraltarem, więc wydaje się, że jego kariera jest na dobrym torze, szczególnie że ma on dopiero 26 lat, więc sporo grania przed nim.