W czyje ślady poszedł gwiazdor Arsenalu, który trzy gole w meczu z Bułgarami poprzedził jeszcze asystą?
Franck Sauzée
(Olympique Marsylia – CSKA
6:0,
1992/1993)
Hat-trick
francuskiego środkowego pomocnika, który grywał też na
stoperze, był jednym z pierwszych w całej historii Ligi Mistrzów.
W spotkaniu z CSKA Francuzi mieli na szpicy m.in. kończącego już
powoli karierę Rudiego Völlera, ale tamten wieczór należał do
Sauzée. Na jego dorobek złożył się wykorzystany rzut karny,
płaskie uderzenie z szesnastki i zabójczo precyzyjny strzał z
dalszej odległości.
43-krotny
reprezentant Francji był jednym z głównych architektów ówczesnego
triumfu Marsylii w Lidze Mistrzów. W sumie we wszystkich spotkaniach
zdobył aż sześć bramek.
Gerard López (Valencia – Lazio
5:2,
1999/2000)
Wychowanek, a obecnie trener drugiej drużyny
Barcelony, na przełomie wieków reprezentował barwy
Valencii. Tamto spotkanie na Mestalla było zwariowane. López po raz
pierwszy trafił do siatki w 4. minucie, a „Nietoperze”
prowadziły już wtedy dwoma golami. Lazio odgryzało się bramkami
Simone Inzaghiego i Marcelo Salasa, ale hiszpański pomocnik był
tamtego dnia nieuchwytny. To dzięki niemu Valencia awansowała do
1/2 finału. Tam okazała się lepsza od... Barcelony. Dopiero w
finale musiała uznać wyższość Realu.
Siergiej Siemak
(Paris Saint-Germain – CSKA
1:3, 2003/2004)
Po pierwszym trafieniu Siemaka Francuzi
jeszcze odpowiedzieli, ale po dwóch kolejnych już się nie udało.
PSG nie potrafiło wykorzystać tego, że przez większą część
pierwszej połowy grało w przewadze po czerwonej kartce dla Deividas
Šemberasa. Siemak poradził sobie z nimi w zasadzie w pojedynkę.
Było to ostatnie spotkanie w grupie. Mimo wygranej moskiewski klub z
niej nie wyszedł. Skończyło się jednak szczęśliwie, bo kilka
miesięcy później sięgnął po Puchar UEFA.
Lewan Kobiaszwili (Schalke –
PSV 3:0,
2005/2006)
Legenda gruzińskiej piłki, która stoi zresztą
teraz na czele rodzimej federacji. To właśnie z PSV Kobiaszwili
strzelił wszystkie gole w historii swoich występów w Lidze
Mistrzów. Jego wieczór, bezapelacyjnie. I osiągnięciu kompletnie
nie umniejsza fakt, że dwa z trzech trafień Gruzin zanotował z
rzutów karnych. Dodajmy, że na ławce rezerwowych w tamtym
spotkaniu siedział Tomasz Wałdoch.
Kaká
(Milan –
Anderlecht 4:1,
2006/2007)
Brazylijczyk ma na swoim koncie łącznie 30 bramek w Lidze Mistrzów. Aż dziesięć z nich zanotował właśnie w tamtym sezonie, co miało oczywiście ogromny wpływ na zgarnięcie pucharu przez Milan. W meczu grupowym z Anderlechtem wychodziło mu niemal wszystko. Hat-tricka zaczął kompletować od wykorzystania karnego po faulu na Alberto Gilardino. Później wykończył dogranie ze skrzydła Cafú i popisał się znakomitym uderzeniem z dystansu.
Jádson (Szachtar – Basel 5:0, 2008/2009)
Mówi
się, że to on natchnął Luiza
Adriano, który później sam trzykrotnie strzelał co najmniej trzy
gole w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. W meczu z
Basel brazylijski snajper zresztą również przebywał na murawie.
Wtedy jednak najmocniej błyszczał występujący za nim Jádson.
Strzelanie rozpoczął w pierwszej połowie, a dzieło skończył po
przerwie. Na strzelenie dwóch goli i zanotowanie asysty potrzebował
raptem 10 minut.
Arturo Vidal
(Juventus –
Kopenhaga 3:1, 2013/2014)
W
meczu z Duńczykami Chilijczyk wykorzystał dwa karne - jednego
podyktowanego za zagranie ręką, a drugiego za faul na Fernando
Llorente. Chwilę po tym drugim skompletował hat-tricka
wykorzystując świetne dośrodkowanie Paula Pogby.
- Zapamiętam ten mecz na bardzo długo.
To pierwszy hat-trick w mojej karierze. Na pamiątkę zabrałem do
domu piłkę, którą wręczę mojemu synowi. Kiedyś ze szczegółami
będę opowiadał mu o tym wieczorze - przyznał już po ostatnim
gwiazdku.
Jesteśmy przekonani, że z Özilem
będzie podobnie.