Wybory prezydenckie w Realu Madryt i Barcelonie przyzwyczaiły nas do tego, że głównymi atutami w rękach kandydatów są wzmocnienia. Ten rok był jednak inny pod tym względem. Florentino Pérez nie miał konkurencji, więc został wybrany na kolejną kadencję z automatu, a Joan Laporta ani myślał zapowiadać transferów, słysząc o trudnej sytuacji finansowej na Camp Nou.
Obawy Hiszpana się potwierdziły, kiedy wybrano go oficjalnie na prezydenta „Dumy Katalonii”. Zastał puste kasy i ujemne saldo, niekorzystną umowę z Erikiem Garcíą, nie mówiąc już o problemie wygasającej umowy Lionela Messiego.
Mimo wszystko u 58-latka pojawił się mały optymizm. Doszedł on bowiem do wniosku, że bez większego problemu jest w stanie wzmocnić drużynę poprzez wolne transfery. To jednak może nie wystarczyć, dlatego sternik klubu szuka dodatkowych źródeł dochodu.
Z pustego i Salamon nie naleje - to przysłowie oddaje aktualną sytuację finansową „Blaugrany”. W efekcie Laporta wpadł na inny pomysł.
Według „Mundo Deportivo” chce on wykorzystać fakt, że do kilku graczy z obecnej kadry istnieją poważne zastrzeżenia, co do ich dyspozycji.
Tym sposobem prezydent stawia ultimatum Gerardowi Piqué, Sergio Busquetsowi, Sergiemu Roberto oraz Antoine’owi Griezmannowi. Na czym ono polega? Albo cała czwórka zgodzi się na obniżkę pensji, albo zostanie wystawiona na sprzedaż.
Pieniądze zaoszczędzone na wynagrodzeniach miałyby zostać przeznaczone na transfery.
„La Vanguardia” podaje z kolei, że Laporta zamierza pójść nawet o krok dalej, pozbywając się przynajmniej 10-12 zawodników. Na liście tej, poza wspomnianą czwórką, znaleźli się Philippe Coutinho, Miralem Pjanić, Neto, Júnior Firpo, Martin Bratithwaite, Samuel Umtiti, Matheus Fernandes czy Carles Aleñá.
Nie jest żadną tajemnicą, że marzeniem Hiszpana jest pozyskanie Erlinga Brauta Haalanda. Wydaje się, że drogą do jego realizacji może być wyprzedaż.