Schalke od początku tego sezonu radziło sobie na boiskach Bundesligi bardzo źle. Już u progu rozgrywek wszystkie słabe punkty ekipy z Zagłębia Ruhry obnażył Bayern Monachium. Robert Lewandowski i spółka pokonali ten zespół aż 8-0.
Wydawało się, że taki zimny prysznic może wstrząsnąć zawodnikami i dać im impuls na kolejne miesiące. Rzeczywistość okazała się jednak odwrotna, bo drużyna w wielu spotkaniach odstawała poziom od poszczególnych rywali.
Żeby nie być gołosłownym, wystarczy odwołać się do liczb. Po 30 kolejkach Schalke zgromadziło zaledwie 13 punktów. Do tego może „pochwalić się” najgorszymi: ofensywą (18 strzelonych bramek) oraz defensywą (76 straconych goli).
Od jakiegoś czasu niemalże pewne wydawało się, że po tym sezonie „Die Königsblauen” pożegnają się z niemiecką elitą. Tylko jakiś cud mógł spowodować, że drużyna zdoła się utrzymać.
We wtorkowy wieczór doszło do kolejnego spotkania Bundesligi. Tym razem naprzeciw zespołu prowadzonego przez Dimitriosa Grammozisa stanął inny kandydat do walki o ligowy byt, Arminia Bielefeld.
Beniaminek zachował w tym meczu zimną krew i w 50. minucie wyszedł na prowadzenie. Piłkę do siatki gości skierował 33-letni Fabian Klos. Rezultat udało się dowieźć do końca, przez co Schalke oficjalnie żegna się z ligą.
Tym samym „Die Königsblauen” zameldują się na zapleczu niemieckiej elity po raz pierwszy od sezonu 1990/1991.