Co łączy Jana Klimenta i Romelu Lukaku?
2022-05-24 18:34:36; Aktualizacja: 2 lata temu![Co łączy Jana Klimenta i Romelu Lukaku?](img/photos/85822/1500xauto/kliment-lukaku.jpg)
Mamy dwóch piłkarzy - Jana Klimenta z Wisły Kraków i Romelu Lukaku z Chelsea - którzy w niecały rok zapomnieli o tym, jak się gra w piłkę. Jak do tego doszło?
Duże nadzieje, obiecujący początek, ale potem zastój. Z czasem coraz większa niemoc, nie tylko strzelecka, bo problemem staje się nawet już nie wykorzystywanie okazji, co w ogóle przyjęcie piłki i proste podanie. W końcu napastnik zapomina o wszystkich swoich atutach i trenerowi nie pozostaje nic innego jak tylko usadzić piłkarza na ławce. A wywiad piłkarza w zaprzyjaźnionych mediach jeszcze tylko pogarsza sprawę. Do końca sezonu napastnik gra sporadycznie, a wyjście z tej sytuacji staje się oczywiste - odejście z klubu.
Choć Romelu Lukaku i Jana Klimenta różni wiele (przede wszystkim piłkarska jakość), to ich kariery w nowych klubach - Chelsea i Wiśle Kraków - przebiegały w tym sezonie wyjątkowo podobnie. I dziś oba te kluby zrobią pewnie dużo (londyńczycy) bądź wszystko (krakowianie), by się ich pozbyć.
Porównanie do Romelu Lukaku dla Jana Klimenta jest być może największym jego sukcesem w tym sezonie. Lecz pewne mechanizmy w piłce nożnej powielają się na każdym jej poziomie.Popularne
Wszystko, co najlepsze - w sierpniu
Lukaku i Kliment przychodzili z wielkimi nadziejami, których po prostu nie spełnili. Belg miał wprowadzić Chelsea na wyższy poziom i pomóc jej w walce o mistrzostwo Anglii. W Interze grał jak jeden z najlepszych napastników na świecie, jeden z kluczowych elementów układanki, która dała mediolańczykom scudetto.
Z kolei Czech miał być dla Wisły Kraków zerwaniem z walką o utrzymanie. Był napastnikiem, który w poprzednim klubie strzelał regularnie. To naturalne, że jego przyjście do Krakowa wzbudziło duże oczekiwania.
Ale Kliment tych oczekiwań nie spełnił. Choć miał udany początek, to wszystkie jego gole i asysty w tym sezonie Ekstraklasy ograniczyły się do pierwszych czterech kolejek. Od tego czasu - a w czwartej kolejce krakowianie grali w połowie sierpnia - Kliment ani razu nie trafił do siatki i wraz z upływem czasu coraz mniej było u niego udanych zagrań, a coraz więcej potykania się o własne nogi.
Aż na końcu Czech stał się parodią napastnika: nie potrafił przyjąć piłki, przegrywał pojedynki, miał nieudane podania, słaby drybling, a nawet jeśli pojawiła się jakaś sytuacja strzelecka, to każdy wiedział, że Kliment ją zmarnuje.
Lukaku jak samiec alfa
Lukaku też miewał mecze, gdy „ginął w akcji”. W lutowym starciu z Crystal Palace zaliczył przez całe spotkanie ledwie SIEDEM kontaktów z piłką. W finale Pucharu Anglii z Liverpoolem piłkę dotknął tylko 15 razy, najmniej ze wszystkich spośród tych, którzy zaczęli mecz (poza Mohamedem Salahem, który zszedł po 30 minutach). W angielskim podcaście „Tifo” prowadzący zwracali uwagę na to, że Belg ma problemy z podstawami piłkarskiego rzemiosła.
– Wygląda tak, jakby kompletnie nie potrafił przyjąć piłki. Ona się od niego odbija – mówili.
To wszystko jest dokładnym przeciwieństwem Lukaku z początku sezonu, gdy wszedł do drużyny Thomasa Tuchela z aurą samca alfa, który na „dzień dobry” samodzielnie rozmontował obronę Arsenalu. Dziś Belg wygląda jak zupełnie inny, nieporównywalnie gorszy piłkarz.
Sezon trwa długo i dobre wrażenie z początku się rozmywa i pozostaje zgrzytanie zębów. Pojawiają się kontuzje, wykluczenia, rywale zaczynają lepiej czytać grę.
Był napastnik, nie ma napastnika. Tak Lukaku, jak i Klimenta.
Wywiady
Choć Adrian Gula stawiał na Klimenta na początku wiosny, to Jerzy Brzęczek od pierwszego meczu zdecydował się na Zdenka Ondráška. Kliment najpierw był rezerwowym, a potem nawet nie łapał się do meczowej kadry. A starszy z Czechów grał po 90 minut, choć w zimie ściągany był jako napastnik numer trzy.
Zdezorientowany Kliment udzielił więc wywiadu czeskim mediom, w którym narzekał na to, że trener chwali go na treningach, a potem nie zabiera nawet na mecz. Przy okazji zwrócił też uwagę na problemy w szatni zespołu i istniejące w niej podziały. A przede wszystkim - że zupełnie inaczej to miało wyglądać. Miała być piękna gra i walka o miejsca w górnej części tabeli, a jest gra o utrzymanie.
Od tego momentu stało się w zasadzie jasne, że - nawet przy ewentualnym utrzymaniu - Kliment pod Wawelem przyszłości mieć już nie będzie.
Wywiad też był punktem zwrotnym w sezonie Romelu Lukaku. W grudniu Belg rozmawiał bowiem ze Sky Italia, a wywiad ten był jednym wielkim listem miłosnym do Interu i jego kibiców. – Kiedy Inter dotknie twojego serca, wszystko się zmienia. Wszystko jest inaczej – mówił. A zapytany, czy chciałby swojego dawnego partnera z Interu Lautaro Martineza w Chelsea, odpowiedział, że on sam prędzej wróci do Mediolanu.
Lukaku musiał przepraszać później kibiców Chelsea, ale mleko już się rozlało. Belg zamiast być hersztem bandy, stał się zawodnikiem peryferyjnym. A drużyna grała lepiej po prostu bez niego. Tu też pojawia się kluczowa różnica między tymi przypadkami. Wisła z Klimentem, czy bez niego - grała tak samo słabo.
A może przyczyny leżą na boisku?
Dlaczego Lukaku w Chelsea nie gra tak, jak w Interze? Wielu ekspertów wskazuje na to, że styl gry londyńczyków nie wykorzystuje jego atutów. We Włoszech, gdy był w najlepszej formie, świetnie odnajdywał się w wolnej przestrzeni, wychodził na prostopadłe podania. W Anglii więcej jest bezpośredniej walki o piłkę, a w tym Lukaku nie jest już tak dobry. Belg po prostu świetnie odnajduje się, atakując pole karne rywala, ale gdy ma więcej rozgrywać bądź walczyć z obrońcami, wówczas zaczyna się problem.
Mówiąc krótko: w Chelsea wymaga się innej gry niż w Interze. I Lukaku nie jest w stanie pokazać swoich atutów.
Być może podobnie jest z Klimentem. Analityk Filip Dutkowski zwrócił uwagę na to, że Slovacko - drużyna Czecha z poprzedniego sezonu - grała zupełnie inaczej niż miała wyglądać gra Wisły za Adriana Guli.
no właśnie, Slovacko. jeżeli bierze się trenera, którego zespół ma najwięcej podań w lidze i napastnika z zespołu, który w tej samej lidze jest trzeci od końca w liczbie podań, to mi coś zgrzyta. i to mocno.
— Soccer (b)analytics & hindsight research (@fid8) November 27, 2021
Kliment strzelał gole w drużynie grającej zupełnie inaczej niż to, jak miała grać Wisła.
Kariera Czecha pod Wawelem była więc poniekąd naturalnie skazana na porażkę. Nie zmieniła tego nawet roszada na stanowisku trenera - Jerzy Brzęczek nie wprowadził w Wiśle oczekiwanego pragmatyzmu, który bardziej przypominałby takie warunki, jakie napastnik miał w Slovacko. A Kliment przesiedział praktycznie całą wiosnę na trybunach, bądź na ławce.
Co z pewnością siebie?
Być może to wszystko da się sprowadzić do prostego wniosku: napastnik bez pewności siebie nie jest w stanie na boisku nic pokazać. A problem z czasem tylko rośnie. Najpierw z każdą niewykorzystaną sytuacją, potem z każdym nieudanym podaniem. Napastnicy sztywnieją, poruszają się inaczej niż zwykle, inaczej niż reszta drużyny. To dlatego od razu rzuca się w oczy ich słabość.
Trenerzy znajdują sposoby na to, żeby do takiego piłkarza trafić. Legendarny angielski napastnik Alan Shearer wspominał, że gdy nie szło mu w Newcastle, nowy trener Bobby Robson zaprosił go do gabinetu i przez kilkanaście minut pokazywał mu jego najlepsze akcje. Menedżer uznał go za swojego najważniejszego zawodnika, za swojego lidera, a Anglik odwdzięczył się pięcioma bramkami w domowym debiucie Robsona.
Czasem więc wystarczy taka prosta rozmowa, by piłkarza pobudzić do życia. Czasem to jednak staje się o wiele trudniejsze.
Jeden sezon nie przekreśla umiejętności napastnika, nawet jeśli - jak w przypadku Klimenta - stają się oni symbolem spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej. Kluczem jest znalezienie takiego środowiska i - przede wszystkim - stylu gry zespołu, w którym wszystkie najważniejsze atuty mogą być wykorzystane.
JACEK STASZAK