Derby Dolnego Śląska i wymiana ciosów: 26. kolejka Ekstraklasy
2016-03-04 14:16:07; Aktualizacja: 8 lat temuLegia ma "obowiązek" docisnąć zabrzan, w Poznaniu walczą z problemami kadrowymi, a trener Michniewicz i jego paka zmierzą się z młodzieńczą brawurą "Niebieskich". Ekstraklasa zmienną jest, niczego nie można być pewnym!
Piątek, 4 marca. Kielczanie ze względu na fatalny stan murawy nie mogli poczuć się jak w Lidze Mistrzów, a taka dłuższa przerwa wcale nie musi podziałać odświeżająco. Podbeskidzie jest w gazie, Korona zawsze gra na 100%, więc może start kolejki wcale nie będzie aż taki nudny? Gorzej o 20:30. Źle się dzieje w krakowskim królestwie. Zawirowania w Wiśle rzutują na całą drużynę, a przecież przyjeżdża poraniony Piast, który ma jedną z ostatnich szans na udowodnienie, że wcale nie złapał zadyszki i te wszystkie straty punktów są po to, by uśpić czujność przeciwnika.
„Górale” wyryją „Scyzorykami” swoje miejsce w szeregu?
Popularne
Podbeskidzie Bielsko-Biała po bolesnej porażce z Lechią Gdańsk szybko się podniosło i odniosło trzy zwycięstwa z rzędu, dzięki czemu realnym celem do osiągnięcia przez drużynę Roberta Podolińskiego stał się awans do czołowej ósemki Ekstraklasy. Z kolei zespół z Kielc, mimo że zdobywa sporo goli, to dużo też traci i w efekcie w najbliższym starciu przeciwko ekipie „Górali” nie może sobie pozwolić na powrót do domu bez choćby jednego zdobytego punktu, jeżeli chce nadal liczyć się w grze o awans do grupy mistrzowskiej.
„Żółto-Czerwonym” trudno będzie wywalczyć korzystny rezultat w Bielsku-Białej, bo w jej szeregach zabraknie podstawowego stopera – Radka Dejmka (pauza za kartki). Na korzyść ekipy z województwa świętokrzyskiego przemawia jednak fakt, że mieli więcej czasu na odpoczynek niż ich najbliższy rywal, a to z tego powodu, że mecz Korony z Wisłą został przeniesiony na inny termin ze względu na zły stan murawy na Kolporter Arenie.
TypujeMY: Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce (1:1)
***
Powrót na szczyt
Właściciel „Białej Gwiazdy” po zakupie klubu miał w planach stworzyć Wisłę, która będzie odnosiła sukcesy na krajowym i europejskim podwórku. A wszystko miało być okraszone niezliczonymi rekordami. Chociaż krakowianie są najbardziej utytułowaną drużyną XXI wieku, to ostatnio trudno o zwycięstwa: najdłuższa seria porażek u siebie (trzy) i dziewięć meczów bez zwycięstwa. Wisła powoli popada w ruinę, a Bogusław Cupiał nie zamierza pompować w nią wielkich pieniędzy, bo sam ma kłopoty finansowe. Ta nerwowość przekłada się na decyzje właściciela: opiekunem drużyny po niespełna dwóch miesiącach przestał być Tadeusz Pawłowski, a do klubu ma wrócić Franciszek Smuda. Zagubieni? A co mają powiedzieć piłkarze? Tę sytuację powinien wykorzystać Piast, który po porażce Legii w Niecieczy (i w przypadku zwycięstwa w przełożonym meczu ze Śląskiem) może powrócić na fotel lidera Ekstraklasy. Lepszej okazji na przełamania mieć nie będą. Wszak zwierzyna już ranna, a jej koniec bliski…
Nie będzie to miły powrót Marcina Broniszewskiego na ławkę trenerską. Jego piłkarze nieprzyzwyczajeni do gry pod presją walki o utrzymanie ponownie załamią się po straconym golu i dadzą sobie wbić kolejne. Po końcowym gwizdku sędziego na murawę wbiegnie sam Franciszek Smuda potwierdzając dobrą formę i chęć objęcia drużyny.
TypujeMY: Wisła Kraków – Piast Gliwice (1:3)
***
Sobota, 5 marca. Nieciecza wraca z orbity i szykuje się na trudny wyjazd do Łęcznej. Wszak, nie wiadomo czego spodziewać się po Górniku. Raz obrywa, kiedy indziej pokazuje rozważny i niezły jakościowo futbol, a czasami jeszcze, tak dla odmiany, spaceruje po boisku. Więcej emocji można oczekiwać wieczorem: uwaga, czas na derby! Zagłębie z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, jego futbol naprawdę cieszy oko, a do tego wykształca się coś na kształf "figodependencji", natomiast Śląsk... pewnie ma więcej siły, bo oszczędzono mu gry w środku tygodnia. A jeśli doliczyć do tego szczerą nienawiść, którą pałają do siebie obie ekipy, to można być wręcz pewnym dobrego widowiska. Na deser "obowiązkowe zwycięstwo" Legii - no bo, co może pójść nie tak?
Rzeczywistość po fecie
Termalica wystrzeliła w orbitę i jeszcze przez długi czas będzie wspominać historyczne zwycięstwo z warszawską Legią. Skazywani na pożarcie, wyśmiewani i bez szans? Zdecydowanie nie. Podopieczni Mandrysza udowodnili, że nieważne, ile pieniędzy spoczywa na Twoim koncie i skąd pochodzisz: możesz zwyciężać. „Wara wszystkim niedowiarkom”, aż chciałoby się wykrzyczeć, posiłkując się słowami nieoficjalnego hymnu Ekstraklasy. Wracamy jednak na ziemię. Liga dalej gra, tempa nie zwalnia, a stopień trudności z każdym meczem zdaje się być coraz wyższy. Przed Niecieczą trudny wyjazd do Łęcznej i ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje jest pełne rozkojarzenie. Górnik „gra w kratkę” i tak na dobrą sprawę nie za bardzo wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Tu ulegnie Podbeskidziu, tam wyrwie punkty Koronie walcząc do samego końca, ewentualnie postawi trudne warunki Piastowi. Podopieczni Szatałowa potrafią grać bardzo rozważnie, całkowicie odcinać swojego rywala od „szesnastki”, fizycznie miażdżyć, a następnie wykorzystywać prosty schemat o enigmatycznej nazwie „piłka na Świerczoka” i liczyć na błysk geniuszu swojego napastnika. Brzmi łagodnie, ale wiele drużyn zdołało się już przekonać, że zlekceważenie rywala to najgorsze, co mogą zrobić. Termalica nie gra wielkiej piłki, ale zaangażowania nie można jej odmówić: i to właśnie może być klucz do sukcesu. Sytuację nieco komplikuje uraz Babiarza, ale… po zwycięstwie z Legią nie ma rzeczy niemożliwych.
Istnieją dwa możliwe rezultaty: albo niecieczanie się podpalą i nie zdążą na czas wrócić z orbity, albo ich morale będą na tak wysokim poziomie, że zmiażdżą przeciwnika i pozostanie jedynie mokra plama. Jednak zwykle, gdy typuje się jednostronne widowisko… los lubi być przewrotny i mecz kończy się bezbramkowym remisem. Wszyscy są jednak świadomi, że szkoda czasu na życie bez goli, więc wierzę w wymianę ciosów!
TypujeMY: Górnik Łęczna – Termalica Bruk-Bet Nieciecza (1:2)
***
Po komplet zwycięstw w ligowym maratonie?
Dla wielu – zwykłe spotkanie, takie jak wiele innych. Dla osób zamieszkujących tereny południowo-zachodniej Polski – duże wydarzenie, dumnie określane derbami Dolnego Śląska. Może i brzmi to trochę górnolotnie, ale fakty są takie, że walka o supremację na tych terenach, na których liczy się tylko i wyłącznie Śląsk i Zagłębie, jest sporym zastrzykiem adrenaliny dla fanów obu drużyn. Tym bardziej, że pałają do siebie szczerą nienawiścią. W sobotę dojdzie do wydarzenia bezprecedensowego, bo bez wątpienia faworytem tej rywalizacji są goście. Wywiezienie trzech punktów z Wrocławia przez lubinian wydaje się wielce prawdopodobne, ponieważ „Miedziowi” świetnie rozpoczęli rundę wiosenną. Zagłębie ma za sobą wygrane z Cracovią i Lechią, w które spory wkład miał Filip Starzyński. Jego przyjście do zespołu wniosło wiele wigoru w poczynania beniaminka i to właśnie dzięki niemu drużyna Piotra Stokowca zdecydowanie poprawiła swoją boiskową jakość. Jedno indywiduum, które wręcz zmusza wszystkich wokół do wspinania się na wyżyny piłkarskich umiejętności. Właśnie kogoś takiego w zimowym okienku transferowym stracił Śląsk. Flavio Paixao miał niepodważalny wpływ na grę dwukrotnego Mistrza Polski i pomimo że ściągnięto w jego miejsce Moriokę, Picha i Gosztonyiego, to nie można powiedzieć, iż nawet wszyscy razem wzięci są w stanie zastąpić Portugalczyka w skali 1:1. Śląsk z racji tego, że nie musiał grać w środku tygodnia z Piastem, będzie miał więcej sił niż Zagłębie. Jest to ich największy atut i jednocześnie… spora bolączka. W tym meczu mieli pauzować Gecov i Celeban, a z racji tego, że mecz został przełożony, będą musieli to zrobić właśnie w sobotę.
Siła rażenia „Miedziowych” jest nieporównywalnie większa, a sam Śląsk może i wydostał się ze strefy spadkowej, ale raczej wynika to z beznadziejności konkurentów w walce o utrzymanie niż ich własnej dyspozycji.
TypujeMY: Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin (1:2)
***
Żurek na przekąskę
„Wojskowi” ostro skomplikowali sobie życie i mają nauczkę, że nie można lekceważyć przeciwnika. Nie chciałabym być w skórze zabrzan stając w sobotę po przeciwnej stronie barykady! Nie dość, że są czerwoną latarnią ligi, absolutnie nic im nie wychodzi, nie potrafią zagrozić przeciwnikowi, to jeszcze stracili trenera i pogrążają się w całkowitym marazmie. Sprawa jest prosta: Legia musi wygrać. Legia jest wkurzona, ciska błyskawicami i nie może sobie pozwolić na kolejne potknięcie. Nawet nasza Ekstraklasa nie należy do aż tak nieprzewidywalnych, żeby nagle zadziałał efekt nowej miotły. No chyba, że… ale nie, to praktycznie niemożliwe! Górnik wiosną nie strzelił jeszcze gola, w 4 meczach zdobył zaledwie 1 punkt, a jego konkretne akcje ofensywne należą do rzadkości. No i jeszcze ta zmiana trenera. Gdyby zabrzanom udało się urwać punkt na Łazienkowskiej, zaczęłabym poważnie zastanawiać się nad poszukiwaniem schronu. Wszak, byłoby o krok od apokalipsy. Żarty na bok. Obowiązkiem „Wojskowych” jest docisnąć przeciwnika i udowodnić kibicom, że porażka z Termalicą była jedynie wypadkiem przy pracy. Kłopotliwym, ale jednym z takich, które nigdy się już nie powtórzą. Legia ma armaty, ma szeroką kadrę, ma wszystko, czego tylko potrzebuje, by zniszczyć rywala i zepchnąć go jeszcze bardziej w otchłań.
Co tydzień nie może dochodzić do niespodzianek, a jeśli by tak było, to… już nie byłyby niespodzianki. Trudno uwierzyć w wymianę ciosów: Legia jest „skazana” na zwycięstwo i mocno się zdziwię, jeśli napotka opór. No chyba, że Żurek ustawi 10 piłkarzy w jednej linii, a Kante daleko w przodzie i będzie liczył na blokadę, a następnie długą, rykoszetową lagę. To w sumie nie byłoby nawet takie głupie…
TypujeMY: Legia Warszawa – Górnik Zabrze (3:0)
***
Niedziela, 6 marca. Gdańsk powoli robi się miastem niezdobytym, ale podopieczni Nowaka wciąż nie grzeszą stabilnością. Atak Lechii wygląda imponująco, ale łapie zawiechy, w szybkiej grze nie brakuje przestojów, a "Jaga" prezentuje ostatnio bardzo konkretny futbol. Nie gra niczego porywającego, ale jest skuteczna. I to może wystarczyć. W Poznaniu mecz przyjaźni, ale raczej nikt nie spodziewa się przesadnej uprzejmości. Cracovia ma kim postraszyć, Lech stracił Szymona "generator energii" Pawłowskiego, a z przodu brakuje ognia.
Skazani na remis
Piłkarze Jagiellonii kontynuują swoją serię ciężkich wyjazdów. W 26. kolejce zawitają nad morze, gdzie zmierzą się z Lechią Gdańsk. Lechią, która kolejny raz zmaga się z problemem niewykorzystanego potencjału ludzkiego. Bogusław Kaczmarek wielokrotnie podkreśla, że „Biało-Zieloni” kadrowo są drugą siłą Ekstraklasy, ale cały czas brakuje potwierdzenia w ligowej tabeli. Nic dziwnego, skoro podopieczni Piotra Nowaka punktują tylko na własnym boisku, a na wyjazdach są jedną z najgorszych drużyn w całym zestawieniu. Jednak w niedzielę nie będą mieli łatwego spotkania: tym razem do Gdańska przyjeżdża drużyna w formie i żądna zwycięstw. Zawodnicy mistrza Polski przekonali się na własnej skórze o możliwościach białostockiej drużyny, więc gospodarze muszą wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Chyba, że „Lechistom” pomoże sędzia, z Mariuszem Złotkiem nigdy nic nie wiadomo.
Niedzielny mecz w Gdańsku nie zaskoczy statystyków Ekstraklasy. Piłkarze Piotra Nowaka i Michała Probierza zgodnie z tradycją podzielą się punktami (dwa ostatnie pojedynki na boisku gdańszczan zakończyło się wynikiem 1:1), ale ten wynik bardziej zadowoli gospodarzy. Michał Mak znowu zagra dobre spotkanie, a Marco Paixao w końcu pokaże swoje oblicze snajpera.
TypujeMY: Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok (1:1)
***
Mecz pod znakiem kontuzji Szymona Pawłowskiego
Oj, trener Urban będzie musiał się natrudzić przy wymyślaniu jedenastki na pojedynek z groźną ekipą spod Wawelu. Sisi i Lovrensics – bez formy, Jevtić też nie porywa. Może pech jednego z najważniejszych elementów poznańskiej lokomotywy to szansa dla młodego Kamila Jóźwiaka? Z pewnością czeka nas kolejna dawka rotacji i eksperymentów, które mogą nie wypalić.
Cracovia w Chorzowie pokazała, że mimo słabszej dyspozycji potrafi zrobić coś z niczego i dzięki przebłyskom indywidualnych umiejętności potrafiła wygrać nad fajnie grającym rywalem. Czas na powtórkę w Poznaniu?Możliwe, gdyż walka o miejsce na podium wchodzi w decydującą fazę – Pogoń zaczyna słabnąć, a może uda się dopaść i Piasta....
TypujeMY: Lech Poznań – Cracovia Kraków (1:3)
***
Coś czuję, że tu może pójść na noże. Pogoń rozpaczliwie pragnie utrzymać kontakt z podium, a Ruch pozostać w pierwszej „ósemce”. Podopieczni Michniewicza grają ostatnio bardzo zachowawczo, swoje mecze rozgrywają w środku pola i brakuje im ognia albo… może po prostu się go boją. „Portowcom” bardzo zależy na walce o czub tabeli i taka meczowa rozwaga może właśnie wynikać ze strachu przed powinięciem się nogi. W końcu „kto od miecza wojuje, ten od miecza ginie”. Ileż jednak można czaić się za podwójną gardą? Nadszedł najwyższy czas na pokazanie pełni umiejętności. Ruch na pewno nie pozwoli Pogoni „przechodzić” tego meczu. Chorzowianie grają bardzo szybko, są nastawieni na zmasowane ataki i nie boją się otwartej gry. Kluczową rolę spełnia tutaj Kamil Mazek, którego kreatywność i dynamika stoją na wysokim poziomie. Ten młody zawodnik potrafi sprawić ogromne problemy defensywie przeciwnika i wyprowadzić ją w pole zwyczajnym balansem ciała. Ruch będzie atakował, Pogoń będzie musiała się otworzyć pod takim zmasowanym naciskiem. Runda wkracza w decydującą fazę.
Brawura i fantazja kontra chłodna kalkulacja. Nie ma czasu na ocenę sytuacji. Tutaj trzeba punktować. Chociaż „Niebieskim” los ostatnio poskąpił szczęścia, to na pewno nie będą ustawać w atakach. Mają coś do udowodnienia. Chodzi o być albo nie być w pierwszej „ósemce”. Ale hola, hola, tak łatwo nie ma. Trener Michniewicz świetnie radzi sobie w Szczecinie i potrafi ustawić „Portowców” tak dobrze, że żaden Mazek, czy Stępiński nie zdołają nawet ruszyć nogą, a gdzie w ogóle mówić o szturmie. Nie można zapominać, że Pogoń w tym roku jeszcze nie przegrała. Punkty potrzebne jak powietrze? No to en garde!
TypujeMY: Pogoń Szczecin – Ruch Chorzów (3:2)
Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)