Di Canio w Sunderlandzie, czyli kto nie ryzykuje, szampana nie pije

2013-04-04 13:00:15; Aktualizacja: 11 lat temu
Di Canio w Sunderlandzie, czyli kto nie ryzykuje, szampana nie pije Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

1 kwietnia 2013 roku kontrowersyjny Włoch objął stanowisko trenera Sunderland AFC. Musi zacząć działać niezwykle szybko, by utrzymać pogrążony w kryzysie zespół w Premier League.

Był styczeń 2005 roku, czwartkowy wieczór. Na Stadio Olimpico odbywały się derby Rzymu. O prym w Wiecznym Mieście walczyły SS Lazio i AS Roma. Gdy zabrzmiał gwizdek arbitra, wieszczący koniec spotkania, na tablicy wyników widniał rezultat 3:1 dla biało-błękitnych. Jednym ze strzelców bramek był 37-letni wówczas, Paolo Di Canio. Pomijając fakt, iż derby są zawsze wyjątkowe, to spotkanie obyło się bez jakiejkolwiek dramaturgii. Po meczu,  doszło jednak do pewnej dyskusyjnej sytuacji, gdyż cieszący się z wiktorii Di Canio pozdrowił sympatyków swojej drużyny tzw. salutem rzymskim.

Znajdujący się w stanie euforycznym kibice Lazio nie mieli z tym żadnych problemów. Nie dostrzegali, bądź nie chcieli dostrzec faszystowskich konotacji tego zachowania. Opinia publiczna we Włoszech również zareagowała dosyć powściągliwie, w przeciwieństwie do mediów zagranicznych. Na Półwyspie Apenińskim faszyzmu nie stawia się na równi z nazizmem i rasizmem, tak jak w wielu innych europejskich krajach. Duce nie jest postrzegany w kategorii zbrodniarza. Toteż łagodnie do sprawy podeszli rządzący; minister włoskiego rządu (dziwnym trafem kibic Romy) określił Di Canio mianem „biednego chłopaczka”, który, tak jak fani Lazio, „nie jest przyzwyczajony do zwyciężania i nie umie powściągnąć emocji”. W tym doszukiwał się przyczyn gestu Włocha. Policja i prokuratura wszczęła jednak postępowanie wyjaśniające, czy salut urodzonego w Rzymie piłkarza miał podłoże faszystowskie. Gracz Lazio przyznał, że nie miał zamiaru nikogo obrazić, a gest skierowany był do grupy sympatyków Biancazzurich, jako element „pozdrowienia kamratów”. Cała sprawa zakończyła się 7 tysiącami € kary dla piłkarza. Można powiedzieć, że stosunkowo łagodnie, zważywszy na to, jak przed kilkoma tygodniami grecka federacja potraktowała młodego Katidisa za podobne zachowanie (dożywotnia dyskwalifikacja w reprezentacji). Jakby na tę sprawę nie spojrzeć, nazwisko Di Canio stało się jeszcze bardziej rozpoznawalne i kontrowersyjne.

Były piłkarz m.in. AC Milan czy West Ham United ujawnił, że jest zafascynowany osobą Benito Mussoliniego (ma nawet tatuaż na prawym ramieniu na cześć „Duce”). „Jestem faszystą, ale nie rasistą” mówił krótko po incydencie z derbowego pojedynku. Boiskowy Dr Jekyll i Mr. Hyde. Podczas swojej bogatej kariery potrafił dostać nagrodę fair play, jak również otrzymać 11-meczową dyskwalifikacje za uderzenie sędziego. Z takim typem nie sposób się nudzić!

Di Canio nigdy nie przebierał w środkach dyskutując z arbitrami

A w Sunderlandzie, z którym podpisał właśnie 2,5-letnią umowę, aktualnie posucha. Ostatni raz schodzili z boiska z 3 punktami w garści 19 stycznia 2013! Od tego czasu pasmo porażek przeplatanych remisami wywindowało zespół aż na 16 miejsce w tabeli. W sumie, trudno się dziwić, ten cały Sunderland jakiś taki… nijaki. Mniej zorientowani „kibice” są zapewne święcie (nomen omen) przekonani, że na Stadium of Light występuje Artur Boruc. No bo jakaż dla niewtajemniczonych istnieje różnica między Sunderlandem a Southamptonem?


W każdym razie, potrzebny jest temu średniakowi jakiś bodziec, iskra motywująca do walki o ligowy byt. Takim ogniwem może być właśnie były włoski napastnik. O tym, jak niezbędny na ławce trenerskiej jest ktoś charyzmatyczny i pewny siebie, przekonujemy się na przykładzie naszej reprezentacji. Trener Fornalik posiada z pewnością dużą wiedzę teoretyczną i ma pojęcie o pracy na poziomie klubowym. Brakuje mu jednak zdolności przywódczych, umiejętności podejmowania odważnych decyzji. Przy całej sympatii dla obecnego selekcjonera, nie potrafi on zaszczepić w reprezentacji tego ducha walki. Aby okiełznać rozkapryszone gwiazdeczki, potrzebny jest ktoś pewny siebie. Autorytet.


Wracając do Anglii, taki właśnie wydaje się być Paolo Di Canio. Zadziorny, potrafiący i niebojący krytykować, pewny swego. A ten słaby, bezbarwny i bezproduktywny Sunderland może dzięki Włochowi zyskać nową jakość. I pozostać w Premier League.


Czy Di Canio podzieli los świetnych piłkarzy, którzy trudniąc się zawodem szkoleniowca , na ławkach trenerskich się skompromitowali? A może pójdzie w ślady m. in. Michaela Laudrupa, którego Swansea radzi sobie naprawdę przyzwoicie? Na pewno spowoduje wzrost zainteresowania przeciętnym zespołem. Włoch zna specyfikę gry Premier League, a dryg do trenerskiej fachury pokazał w malutkim Swindon Town. W dwa lata wypracował z tym zespołem awans do League One. Był na tyle oddany pracy dla zespołu z County Road, że oferował 30 tysięcy € na transfery z własnej kieszeni! Rozstał się z klubem ze względu na problemy finansowe, uniemożliwiające dalszy rozwój.


Włoch uspokaja sceptycyzm części kibiców i dziennikarzy sportowych. Przyznaje, iż początkowo w Swindon mało kto w niego wierzył. Już po dwóch miesiącach na stadionie skandowano jego imię, by wreszcie nie móc się pogodzić z jego odejściem. „Możecie być pewni, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby utrzymać Sunderland w lidze”. Powyższa wypowiedź pachniała tą, której udzielił tuż po blamażu na EURO (wybaczcie, że znowu nawiązuje do kadry) Robert Lewandowski, iż w zbliżających się eliminacjach do mundialu, „damy z siebie wszystko”. Chociaż nie, tamto było po prostu chamstwem.


Mamy do czynienia z wieloma opiniami głoszącymi, że radykalne poglądy polityczne mogą przysparzać nam problemów. Polityczna niepoprawność Di Canio spowodowała, że nic nieznaczący klubik istnieje w mediach, jego nazwa odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Co prawda lepszą reklamą byłby wyniki sportowe, ale taki rozgłos na start też się przyda, budowanie wizerunku od czegoś trzeba zacząć. To, że jakiś ważniak poczuł się urażony i odszedł z zarządu klubu, świadczy tylko i wyłącznie o nim, a nie nowym trenerze. A sam zainteresowany odżegnuje się od politykowania, mówiąc na jednej z konferencji: „nie mam nic wspólnego z polityką, mogę z wami rozmawiać jedynie o futbolu.”


Czas pokaże, czy włoska jakość w zespole „Czarnych Kotów” (asystent, trener bramkarzy, przygotowania fizycznego i fizjoterapeuta, to Włosi, którzy również pracowali w Swindon) przyniesie efekty. Włodarze klubu podjęli ryzyko, stawiając wszystko na jedną kartę. Na Paolo Di Canio.