Dzieciaki van Gaala

2015-01-15 22:56:04; Aktualizacja: 9 lat temu
Dzieciaki van Gaala Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Dokładnie pół roku temu Louis van Gaal poprowadził pierwszą jednostkę treningową w Carrington. Od tamtej pory nie próżnował, a z kątów akademii United wygrzebywał coraz to nowe nazwiska.

Z jednej strony dano mu wydać krocie na zagraniczne wzmocnienia, z drugiej - to United zgłosili największą liczbę zawodników wyszkolonych w klubie z całej stawki Premier League. Dziewięciu. I nawet, gdy ta grupa skurczyła się do siedmiu nazwisk po odejściu Welbecka i Cleverleya, nikt nie przegonił w tym względzie „Czerwonych Diabłów”. 


Blackett, McNair, Lingard - żaden z nich pewnie nie spodziewał się, że Holender zdecydowanie na nich postawi. W lipcu i sierpniu, pokazując całemu światu, jak zasobny jest skarbiec na Old Trafford, niewerbalnie dawał znać im i wielu innym młodym chłopakom, że buduje zespół gwiazd. Galacticos, ale w przeciwieństwie do Realu z początku wieku, praktycznie z samymi „Zidanes”. Wyobrażacie sobie, jak musiał się czuć McNair czy Blackett, gdy United romansowali z występującym na ich pozycji Marcosem Rojo, płacąc za niego później 20 milionów euro? Co działo się w głowie Lingarda, gdy spoglądał na listę konkurentów do miejsca w pierwszym zespole, a tam: Mata, Young, Valencia, Januzaj. I na nagłówki gazet, gdzie coraz częściej w konfiguracji z "Manchester United" widniało nazwisko Di Maria.


Blackett i Lingard - ku zaskoczeniu wielu - zaczęli jednak ten sezon w podstawowym składzie. McNair dołączył później, ale za to jest oceniany z tej trójki najlepiej. W międzyczasie swój debiut w Premier League zaliczył też Tom Thorpe czy Michael Keane, który odszedł już za nieco ponad 2,5 miliona euro do Burnley.


Wielu powie, że van Gaal został do gry wychowankami zmuszony przez okoliczności. Że gdyby miał zdrowych innych piłkarzy, to McNair nadal ogrywałby się w U21 Premier League, zamiast wielokrotnie tworzyć środek obrony „Czerwonych Diabłów”. Jasne. Ale nie sposób nie docenić nosa, jakiego miał Holender, wyciągając akurat Paddy’ego. Osiągi obrony z nim w składzie są nie do przecenienia. 9 meczów - 7 wygranych, 1 remis, 1 porażka. Tylko 6 bramek straconych. Czyste konto z Liverpoolem (tutaj akurat duża zasługa De Gei), czyste z Tottenhamem, do tego wygrane z Arsenalem czy Southampton. 


Trzeba to przyznać otwarcie Holender zawsze to oko do młodych posiadał. Za jego kadencji w Bayernie zadebiutował przecież Thomas Müller. Jeden z najlepszych obecnie piłkarzy na świecie, redefiniujących jednowymiarowe postrzeganie pozycji w ataku. „Raumdeuter”. Pewnie gdybyście zobaczyli go te kilka lat temu w zespole rezerw Bayernu, z tymi jego patyczakowatymi nóżkami, stwierdzilibyście, że każdy z jego partnerów (tak, nawet występujący wtedy razem z Niemcem Daniel Sikorski) ma szanse na wielką karierę, ale na pewno nie on.


Van Gaal widział coś więcej. Tak jak wtedy, gdy dawał debiutować w Barcelonie Puyolowi, Valdesowi, Inieście i Xaviemu, wpuszczając na boisko jej wieloletni trzon. Jak wtedy, gdy mówił, że nastąpi chwila, gdy w barwach „Blaugrana” zagra w końcu jedenastu wychowanków. Nie pomylił się.



Kto wie, czy i teraz, dając szansę takim jak McNair, znów nie widzi czegoś więcej. Czegoś dalej. Kto wie, czy faktycznie potrzebny mu jest na przykład taki Mats Hummels, skoro za kilka lat wyżej ceniony może być Blackett? Nieufność kibiców, którzy widzieliby w tym miejscu od razu kogoś światowej klasy, jest zrozumiała. Ale czy wszyscy nie wątpili w rozsądek Sir Alexa Fergusona, gdy w United rodziła się potęga oparta na „The Class of 92”?