Efekt (prawie) pierwszego wrażenia: Matija Špičić
2017-05-13 20:11:22; Aktualizacja: 7 lat temuNa start kubeł zimnej wody, a później już tylko lepiej. Skoncentrowany na pojedynkach 1 vs 1, aktywny w bocznym sektorze boiska i chętny do gry na jeden kontakt.
Głęboka woda
Trener Kiko Ramirez dokonał przebudowy defensywy swojej drużyny i zdecydował się postawić na czwórkę, która nigdy wcześniej w meczu o stawkę nie miała przyjemności ze sobą zagrać. Swoim układem zdecydowanie najbardziej przypominała tę ze spotkania z Górnikiem Łęczna (porażka 1:3) tylko, że miejsce Głowackiego zajął Ivan Gonzalez. Do składu powrócił chorwacki nabytek Białej Gwiazdy, dla którego miał być to poważny test – wszak nie w każdej kolejce przychodzi mierzyć się ze świetnie dysponowanym ofensywnym kwartetem.
PIERWSZA POŁOWAPopularne
Špičić radził sobie zaskakująco dobrze. Kluczowe była maksymalne skupienie na działaniach przeciwników (w tym przypadku głównie Novikovasa i Gordona) i kontrola ich poczynań. Głównie dlatego najczęściej przewijającym się obrazkiem z pierwszej części zmagań był przyklejony do Litwina Chorwat. 29-latek bardzo mocno wziął sobie do serca przegrany w pierwszej minucie pojedynek biegowy i od tego momentu starał się być o krok przed swoim rywalem.
Chorwacki obrońca nie miał ani chwili wytchnienia. Chociaż Jagiellonia nie starała się za wszelką cenę narzucić swojego rytmu gry, to jednak nie zwalniało go to z obowiązków w obronie. Wisła zaczęła zmagania od wysokiego pressingu, ale jej gra nie była wolna od prostych strat – jednocześnie boczni obrońcy byli ustawieni szeroko. Między Urygę i Gonzaleza wciskał się Mączyński celem odebrania od nich piłki i przekazania jej dalej, natomiast zarówno Špičić jak i Cywka wychodzili znacznie wyżej stanowiąc realne wsparcie dla bocznych pomocników. Wszystko wyglądało dobrze aż do momentu błędu, gdy boki defensywy musiały natychmiast wracać. Dla 29-latka stanowiło to spore wyzwanie, bowiem nie mógł się mierzyć z Novikovasem w pojedynkach szybkościowych. Z tego powodu musiał planować swoje działania z wyprzedzeniem – tak, aby zminimalizować ryzyko groźnej akcji. Znacznie lepiej radził sobie z Gordonem (w 32. minucie zanotował kluczową interwencję), którego z łatwością mógł zablokować. Przydatne było jego wyczucie. Špičić całkiem nieźle się ustawiał względem przeciwnika, dzięki czemu był w stanie przeciąć podanie i zgasić futbolówkę przy nodze.
Sytuacje oceniał na chłodno, nie starał się za wszelką cenę przekazać piłki ofensywie, gdy widział, że może paść łupem przeciwnika (stąd tyle podań do tyłu czy wszerz boiska). Nie oznacza to jednak, że wiślacy nie mieli z niego pożytku w ataku.
Typowo pod taktykę Kiko Ramireza
Chociaż w żyłach Špičicia nie płynie gorąca, hiszpańska krew i znacznie bliżej mu do chłodu bijącego z syberyjskich lasostepów, to wpasował się w strategię szkoleniowca z Półwyspu Iberyjskiego. Chorwat wykazuje inklinacje do gry w ofensywie, ale jeszcze nie do końca jest w stanie dopasować się tempem do swoich kolegów z drużyny.
Warto przede wszystkim zwrócić uwagę na charakterystyczny ruch chorwackiego obrońcy. Po szybkim zagraniu (zwykle nie holuje piłki), natychmiast przesuwa się wyżej oczekując na piłkę zwrotną.
29-latek na połowie przeciwnika zdecydowanie najczęściej wymieniał podania z Małeckim, który zdawał się nie do końca rozumieć jego intencje. Tak jak w powyższej sytuacji, pomocnik nie pociągnął akcji bocznym sektorem boiska, a ściął do środka przez co całość straciła swoje tempo.
Sytuacja należała do powtarzalnych. Nawet w momencie, gdy ponowne uruchomienie Špičicia wyglądało na najlepsze rozwiązanie, to wiślacy próbowali innych sposób na zawiązanie akcji (w większości przypadków paliły na panewce w okolicach szesnastki Jagiellonii). Widoczna była także spora wymienność pozycji – chorwacki obrońca nieznacznie ścinał do środka.
Chorwat potrafił dobrze utrzymać się przy piłce i w pełnym biegu zagrać dokładnie do lepiej ustawionego kolegi. Nie zostawał w miejscu, a starał się zmusić drużynę do utrzymania tempa akcji. Jego dynamika uaktywniała się nawet przy wznowieniach gry z autu, gdy wrzucał piłkę stosunkowo blisko linii bocznej, oczekując na podanie zwrotne i dopiero wówczas zagrywał wyżej. Wszystko po to, żeby nakłonić wiślaków do gry z pierwszej piłki.
Špičicia nie brakowało w polu karnym przeciwnika. W 26. minucie był na tyle dobrze ustawiony, że wystarczyło mu wyłożyć piłkę, żeby mógł wycelować na dłuższy słupek bramki Kelemena. Niestety dla Wisły, Małecki zdecydował się przerzucić futbolówkę przez całe pole karne w poszukiwaniu Lloncha (ostatecznie dośrodkowanie było bardzo nieudane).
Chociaż ostatecznie Wisła dała sobie wbić dwie bramki, to tak zestawionej defensywy, a zwłaszcza samego Špičicia nie można spisywać na straty. Co prawda drugi gol jest wynikiem całkowitej utraty koncentracji (także Chorwata, który nagle znalazł się sam w towarzystwie dwóch przeciwników), ale warto wziąć pod uwagę całokształt. 29-letni obrońca całkiem nieźle radzi sobie w pojedynkach 1 na 1 i to nie dlatego, że jest szybki, a po prostu bazuje na swoim wyczuciu. Istnieje szansa, że wniesie sporo dobrego do ofensywy, ale ten element wymaga poprawy (przede wszystkim lepszej komunikacji i wykształcenia pewnych mechanizmów). Na ten moment wydaje się, że warto: choćby dla tej umiejętności utrzymywania wysokiego tempa w bocznych sektorach boiska.