Ekstraklasa przestaje być najbardziej wyrównaną ligą Europy. To dobrze
2023-04-04 13:02:00; Aktualizacja: 1 rok temuRośnie różnica między najlepszym a najgorszym zespołem polskiej najwyższej klasy rozgrywkowej. Wygląda na to, że powinno to pomóc polskim klubom w europejskich pucharach.
Przez lata jedną z bardziej wyświechtanych klisz była tak zwana „logika Ekstraklasy”, czyli zjawisko, które powodowało, że drużyny w dobrej formie często przegrywały z tymi będącymi w dołku. Każdy bowiem może wygrać z każdym, a liga polska była jedną z najbardziej wyrównanych w Europie.
Te czasy mamy już za sobą.
Raków Częstochowa jak Red Bull SalzburgPopularne
W obecnym sezonie przewaga najlepszego ekstraklasowego zespołu - Rakowa Częstochowa - nad najsłabszym - Miedzią Legnica - jest większa niż w Anglii, Niemczech, Czechach czy Belgii. Z różnicą między średnimi liczbami punktów na mecz (pozwala to zrobić dokładną analizę wszystkich lig) 1,68 bliżej nam jest do Austrii z hegemonem Red Bullem Salzburg (1,73) niż do Czechów (1,46).
Ekstraklasa przez lata była najbardziej wyrównaną ligą Europy (w latach systemu ESA37 wzięto pod uwagę tylko sezon zasadniczy), a często różnica między najlepszą a najgorszą drużyną w rozgrywkach była mniejsza niż punkt na mecz. To w skali całego sezonu mniej niż 30 punktów.
Od 2018 roku jednak Ekstraklasa systematycznie zwiększa różnicę między swoim najlepszym a najgorszym zespołem.
W Polsce tę różnicę buduje przede wszystkim rozwój najmocniejszych klubów, które osiągają powoli poziom dominacji jak w pięciu najmocniejszych ligach Europy. W zeszłym roku Lech Poznań sięgnął po mistrza ze średnią 2,18, a PSG, Real czy Bayern wygrały ligę ze średnią 2,26. W tym roku Raków ma szóstą najlepszą średnią spośród liderów w wybranych ligach.
Przyczyną są przede wszystkim pieniądze. W 2018 roku różnica w wypłaconych przez Ekstraklasę pieniądzach dla mistrza - Legii Warszawa była o 11 milionów złotych wyższa niż dla ostatniej Sandecji Nowy Sącz. Z kolei w 2022 roku Lech Poznań dostał o 21 milionów złotych więcej niż Górnik Łęczna.
Góra odjeżdża, ścisk w dole
Podział środków z praw transmisyjnych jest bowiem zupełnie inny niż pół dekady temu. Najlepsze kluby dostają o ponad 60% więcej, a najsłabsze - ledwie o 33%. Ekstraklasowy tort się zwiększył, a do tego znacznie większą jego część zabierają kluby najmocniejsze.
To potem widać w wynikach sportowych. Z roku na rok coraz wyraźniejsza jest grupa klubów, które są zdecydowanie ponad resztą stawki. W tabeli najbardziej kotłuje się tuż nad strefą spadkową, a im wyżej, tym różnice punktowe są większe.
A liderujący obecnie Raków Częstochowa punktuje lepiej niż Wisła Kraków za Henryka Kasperczaka czy Widzew Łódź za Franciszka Smudy.
Szczytowym momentem „wyrównanej” Ekstraklasy były lata 2014-2018, zatem czasy systemu ESA37. Walka o pierwszą ósemkę była tak zażarta, że niemal cała liga była w nią zaangażowana. Niewiele drużyn potrafiło przebić barierę 2 punktów na mecz, a praktycznie wszystkie miały więcej niż 1 punkt na mecz. Cała liga kotłowała sie w tym przedziale.
Gdy jednak pieniądze z transmisji zaczęły być dysponowane inaczej, wzrosła różnica między najlepszymi a najgorszymi.
Większa szansa na puchary
W efekcie wytworzyła się w Ekstraklasie „duża czwórka”. Pogoń i Raków zagrają najpewniej trzeci raz z rzędu w pucharach, a Lech Poznań i Legia Warszawa od kilkunastu lat grają w nich regularnie. A przecież w „złotych czasach” systemu ESA37 dwa z czterech miejsc w pucharach przypadały często przypadkowym drużynom.
Od 2019 roku (czyli od awansu Rakowa do Ekstraklasy) te cztery kluby zdobyły zresztą najwięcej punktów w Ekstraklasie.
Jak zauważył w wywiadzie dla Weszlo.com, dr Szczepan Kościółek zajmujący się na Uniwersytecie Jagiellońskim ekonomią sportu „model z dwoma przodującymi drużynami w największym stopniu wyjaśnia punkty zdobyte dla danej ligi w europejskich pucharach”.
Zatem: im bardziej dosłownie garstka zespołów dominuje nad resztą, tym lepsze wyniki osiąga kraj w europejskich pucharach.
- Najlepiej mieć dwa, trzy „konie pociągowe”, które wykręcają wyniki w europejskich pucharach. Tak działają rankingi UEFA, że bez powtarzalności nie ma mowy o dogodnej drodze do faz grupowych – tłumaczy Kościółek.
Wygląda więc na to, że w takim właśnie kierunku zmierza Ekstraklasa. Odkąd obowiązuje nowy podział środków z praw transmisyjnych, góra tabeli coraz bardziej odjeżdża drużynom z dołu.
Jeśli celem rozgrywek ligowych jest wysyłanie najsilniejszych drużyn do europejskich pucharów, to Ekstraklasa rozwija się prawidłowo.
W ostatnich trzech latach w każdym sezonie udało się polskiemu klubowi zakwalifikować do fazy grupowej europejskich pucharów. I jest duże prawdopodobieństwo na czwarty taki sezon, bo według analityka Piotra Klimka Raków ma 89% szans na grę w fazie grupowej którychkolwiek pucharów. A w grze o Ligę Konferencji będą też Lech i Legia.
Na 89% Raków zagra w jakichś rozgrywkach grupowych, do Ligi Mistrzów bez rozstawienia będzie
— Piotr Klimek (@pklimek99) March 28, 2023
ciężko (szanse niczym wyrzucenie szóstki kostką czyli spory fart), choć potencjalni rywale nie są wiele lepsi niż Slavia Praga, z którą mecz był na styku. pic.twitter.com/bPvCPUBA8Z
Wzmocnione pieniędzmi z praw transmisyjnych, a także z europejskich pucharów najbogatsze kluby mogą zabetonować podium Ekstraklasy. Wejść między to grono będzie znacznie trudniej, choć oczywiście nie będzie to niemożliwe.
Jeśli jednak trend się utrzyma - odjazd czołówki tabeli i ścisk w dole - to dla większości klubów ważniejsze będzie nie szukanie drogi do awansu do europejskich pucharów, ale walka o utrzymanie. Przecież wystarczy plaga kontuzji, trochę pecha, być może przespany okres przebudowy kadry i otworzy się autostrada do spadku.
Wiele klubów będzie musiało przemyśleć swoją pozycję w łańcuchu pokarmowym już nie europejskiego, ale polskiego futbolu. Albo szukać nieoczywistych rozwiązań. Być może w którymś momencie przegłosowana zostanie zmiana podziału pieniędzy z praw transmisyjnych.
Przed polską piłką naprawdę ciekawe czasy.
JACEK STASZAK