Emocje do samego końca: szczęście po stronie skutecznego Piasta
2016-05-01 20:10:10; Aktualizacja: 8 lat temuPoprzeczki, chaos i szybkie ataki – podopieczni Latala stanęli na wysokości zadania, choć jedyne w czym ustępowała im Pogoń to… skuteczność.
Energia z góry doładowana
Wiadomo, chodzi teraz o najwyższe cele. Jedni chcieli utrzymać się w walce o mistrza i zrównać punktami z Legią, a drudzy powalczyć o klucz do europejskich wrót. Szanse? Wyrównane. Obie drużyny już wielokrotnie zdołały udowodnić, że ambicja i zaangażowanie nie są im obce. Ba, nieznana im samotność, bo zawsze występują w parze z pozytywnym ładunkiem energii.
I ruszyli. Ruszyli pewnie, agresywnie i szybko. Już na samym początku spotkania swoją okazje miała Pogoń, gdy Piast jeszcze nie zdołał poukładać szyków – futbolówkę przejął Zwoliński z impetem doskakując do swojego przeciwnika… i tyle z niego było w pierwszej połowie meczu. Zresztą, później pałeczkę przejęli gospodarze. Przodował Mraz, którego dośrodkowania czyniły naprawdę masę chaosu i za każdym razem nie tylko piłka zmierzała w pole karne „Portowców”, ale i potężna groza. Właśnie tak niebezpiecznie było, gdy skierował celownik na Barisicia – zawodnik nie zdołał popisać się czystym przyjęciem i tylko to ocaliło przyjezdnych przed stratą gola. A wszystko można by było zrzucić na barki niepewnego Fojuta.Popularne
Szybko, pewnie i agresywnie. I Pogoń, i Piast zachowywały bliskie odległości w obrębie swojej formacji i jednocześnie w stosunku do przeciwnika. Niestraszny był im odważny doskok i wysoki pressing. Podczas gdy w ekipie Michniewicza najlepiej oglądało się lewą stronę Lewandowskiego oraz Nunesa (dośrodkowania tego drugiego były naprawdę groźne), od której na dobre kilka kilometrów biła moc, to w zespole gospodarzy sama organizacja w ataku zasługiwała na pochwałę. Wydawało się, ze gliwiczanie mozolnie zabierają się z piłką, ale wówczas wystarczył jeden jedyny moment, żeby przyspieszyć i wyprowadzić z równowagi defensywę Pogoni. Tak było w 10. minucie, gdy po szybkim rozegraniu w okolicy „szesnastki”, futbolówkę przejął Zivec i nie dość, że świetnie przyjął to jeszcze popisał się niesamowitym wykończeniem wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Ta akcja nie miała prawa bytu: było ciasno i duszno, a jednak „Piastunki” znalazły wytrych do bramki Słowika.
Widząc jak chce się bawić Latal, Michniewicz i jego banda wzięli się ostro do roboty. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Najpierw doszło do serii błędów gospodarzy (piłkę stracił Mokwa, Korun się zapętlił), a następnie w tym wszystkim odnalazł się Dwaliszwili i technicznym strzałem pokonał Szmatułę. Bramkarz Piasta nawet nie drgnął. Szybki remis i zaczynamy od nowa!
Gliwiczanie natychmiast wyciągnęli wnioski – już nie zostawiali rywalowi tak dużo miejsca w okolicy „szesnastki”, dzięki czemu nieco zminimalizowali ryzyko straty kolejnego gola. Dodatkowo wrzucili wyższy bieg, żeby… tym razem zmaksymalizować swoje szanse na wyjście na prowadzenie. I udało się. Każda kolejna minuta przybliżała ich do zwycięstwa, każda akcja wierciła coraz większą dziurę w brzuchach „Portowców”. A to Barisić dał przykład turbodoładowania i wyskoczył przed Fojuta, a to… no właśnie, Nespor urwał się Rudolowi i zaliczył złoty kontakt z futbolówką. Czech miał masę miejsca na oddanie strzału, ale zamiast skupić się na czystym przyjęciu… szybko i bez zastanowienia umieścił futbolówkę w siatce.
Pomieszanie z poplątaniem i arytmia
Nie tak wyobrażaliśmy sobie początek drugiej połowy. Przecież zaczęli tak dobrze, przecież grali tak dokładnie i pomysłowo. Po gwizdku sędziego na próżno było wypatrywać jakości. Obie drużyny nie potrafiły utrzymać nerwów na wodzy, przez co zobaczyliśmy więcej chaosu niż realnego futbolu. Piłka odskakiwała, sędzia często musiał przerywać grę, a akcje straciły na swojej płynności.
W tym całym chaosie najlepiej odnajdywał się zmiennik-Listkowski, który zaliczył świetne wejście. Już swoim pierwszym kontaktem z futbolówką spowodował skok ciśnienia pośród kibiców „Piastunek”, bowiem jego strzał spowodował sporo problemów w obrębie pola karnego gospodarzy. Zresztą, młody zawodnik miał 3 próby strzału, świetnie dogadywał się z Nunesem i mógł przyczynić się do złotego gola dla „Portowców”. Po jednej z szybkich akcji już w 90. minucie meczu, piłka trafiła właśnie do niego, ale nie zdecydował się na strzał, tylko odegrał do Murawskiego, któremu… zdecydowanie zabrakło szczęścia. Futbolówka obiła poprzeczkę. Dodatkowo niesamowicie zakotłowało się, gdy arbiter był zajęty roztrząsaniem jednego z boiskowych sporów i… bardzo prawdopodobne, że Matras z premedytacją uderzył łokciem Nespora. Cokolwiek by się nie stało: między tymi dwoma panami porządnie zaiskrzyło!
Matras lepiej gra łokciami niż nasi hokeiści ;) @PiastGliwiceSA - @PogonSzczecin @_Ekstraklasa_ #PIAPOG pic.twitter.com/MET8ZiWVSB
— Łukasz Laskowski (@llaskow) 1 maja 2016
Po przeciągłym okresie chaosu zdecydowanie więcej z gry miała Pogoń. Dłużej utrzymywała się przy piłce, zdobywała teren i siała spustoszenie pod bramką Szmatuły. A to wyżej wymieniona poprzeczka, a to Nunes wystawił na próbę bramkarza „Piastunek”, by za chwilę po rzucie rożnym porządnie się zakotłowało. Piast w żaden sposób nie był w stanie powstrzymać potężnej zawieruchy – wybijał na aferę i liczył na łut szczęścia, że uda się jakimś cudem przenieść w okolicę „szesnastki” przeciwnika i ukraść choć kilka cennych sekund. I jak udało się to w samej końcówce regulaminu czasu gry, gdy np. Szelidze zabrakło centymetrów, by skierować piłkę do siatki lub sędzia odgwizdał dyskusyjnego spalonego, kiedy Barisić wychodził na czysta pozycję, to już w doliczonym czasie gry tak kolorowo nie było. Kluczową rolę odgrywał także Bukata, którzy przodował w zwyczajnym wywalczaniu sobie pozycji. Zawsze miał bardzo dużo miejsca, potrafił utrzymać się przy piłce i to właśnie on wziął na swoje barki odpowiedzialność za rozgrywanie. Wiedział, kiedy podłączyć się do ofensywy, zamykał akcje i bardzo inteligentnie poruszał się po boisku.
Ale udało się. Cała ławka wyrwała na murawę prezentując ogrom swojej radości. Piast dowiózł zwycięstwo do końca i nadal liczy się w walce o mistrzostwo. Wszystko wskazuje na to, że emocje będą utrzymywać się na wysokim poziomie do samego końca tego sezonu.