Festiwal błędów w Krakowie: Jagiellonia piąty raz z rzędu przegrywa na wyjeździe
2016-05-06 23:03:07; Aktualizacja: 8 lat temuWisła po bardzo wyrównanym meczu pokonała "Jagę" i jako pierwsza drużyna z grupy spadkowej zapewniła sobie utrzymanie w Ekstraklasie.
Rozpoczęliśmy 35. kolejkę Ekstraklasy. Z pewnością znajdą się tacy, którzy bez zbędnych emocji oczekują jej końca, ale dalibyśmy sobie ręce uciąć, że nie są to fani drużyn z grupy spadkowej. To tam walka o utrzymanie w elicie ciągle trwa i do samego końca ważą się losy wszystkich drużyn. Przyśpieszone tętno, wystarczająca ilość leku Positivum na nerwy i zapas chusteczek na otarcie łez szczęścia. To właściwa wyprawka na spotkanie drużyn walczących o utrzymanie, a już szczególnie na mecz Wisły z Jagiellonią.
Obrona do wymiany
Jeśli popatrzymy na ostatnie pojedynki tych drużyn, a zwłaszcza na sytuację w tabeli, to jednego można było być pewnym. Bramek. W tym sezonie drużyna Michała Probierza dwukrotnie podejmowała „Białą Gwiazdę” i za każdym razem doznawała smaku (sromotnej) porażki. 1-4 w Białymstoku i ostatni łomot 1-5 w Krakowie sugerowały ponowne rozwiązanie worka z golami, a ich liczba straconych po stronie Jagi (59 – najwięcej w całej Ekstraklasie) dodatkowo potwierdzała tę tezę. Ponadto jeśli dodamy do tego statystyki Wisły, która jest niepokonana u siebie za kadencji Dariusza Wdowczyka i strzela najwięcej bramek wśród wszystkich zespołów z grupy spadkowej, to „Żółto-Czerwoni” mogli spodziewać się problemów.Popularne
Piłkarze Michała Probierza swoich szans upatrywali w osłabieniach gospodarzy. Z powodu nadmiaru żółtych kartek nie mogli zagrać Boban Jović oraz Arkadiusz Głowacki, a nowy boczni obrońcy: Tomasz Cywka i Jakub Bartosz (Maciej Sadlok miał zagrać jako środkowy obrońca) nie gwarantowali równie wysokiej jakości. W tej sytuacji spore pole do popisu otwierało się dla dynamicznych skrzydłowych Jagiellonii: Karol Mackiewicz i Przemysław Frankowski w ostatnim meczu pokazali się z dobrej strony i wielokrotnie kręcili obrońcami Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem, samolotem leciałem…
… jedną bramkę dostałem. Mimo kłopotów Wisły, Jagiellonia Białystok doskonale zdawała sobie sprawę z siły „Białej Gwiazdy”. Białostoczanie ciągle nie byli pewni utrzymania w elicie i za wszelką cenę chcieli zminimalizować szanse na porażkę. W tym celu właściciele klubu załatwili Bartłomiejowi Drągowskiemu specjalny samolot, dzięki któremu bramkarz mógł przylecieć na mecz, prosto po egzaminach maturalnych. Mimo ciężkiego dnia golkiper „Żółto-Czerwonych” nie zawiódł drużyny (chociaż mogło być inaczej, gdyby sędzia odgwizdał jego faul na Pawle Brożku w polu karnym), za to nie popisali się jego koledzy.
Piłkarze Wisły od feralnego remisu z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą nie mogą wrócić do dawnego stylu gry. Ich akcjom brakuje tempa, środkowi pomocnicy nie potrafią zdominować przeciwnika, a ofensywa „Białej Gwiazdy” ma problemy ze sforsowaniem obrony rywali. Dawną formę stracił Rafał Wolski, który jest cieniem zawodnika sprzed kilku tygodni. Były pomocnik Legii Warszawa nie wygląda dobrze pod względem fizycznym, co rzutuje na jego pozostałe atuty: szukanie gry, umiejętność zagrania prostopadłej piłki i bezwzględność w polu karnym rywala.
Słabość przeciwnika mogła wykorzystać Jagiellonia, która lepiej weszła w mecz i to ona stworzyła sobie więcej klarownych sytuacji. Piłkarze Michała Probierza wyprowadzali świetne kontrataki, w które angażowało się czterech-pięciu zawodników, ale piłka jakimś cudem ani razu nie znalazła się w siatce Miśkiewicza. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i dziś rolę katów zagrał duet Małecki-Brożek. Pierwszy był najlepszym zawodnikiem tego spotkania i to po jego akcji (i błędzie w kryciu Tomasika) były napastnik reprezentacji Polski zapewnił Wiśle zwycięstwo i utrzymanie w Ekstraklasie. Jagiellonia kolejny raz nie zagrała źle, ale dzięki błędom piąty raz z rzędu wraca z wyjazdu na tarczy.