Finezja na bok, wynik idzie w świat: FK Sarajevo – Lech Poznań

2015-07-15 15:20:48; Aktualizacja: 8 lat temu
Finezja na bok, wynik idzie w świat: FK Sarajevo – Lech Poznań Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: Transfery.info

Mówią, że podróż do Sarajewa jest jedną z tych, które pozostają najsilniej w pamięci. Wojna odcisnęła niewyobrażalne piętno na kartach historii tego miasta. Skutki wypalania żelazem znaku spustoszenia widoczne są do dnia dzisiejszego.

Hordy Zła zapraszajądo kibicowskiego piekła

Jedna z najbardziej zorganizowanych grup kibicowskich nieoszczędza nikogo. Kibice poznańskiego Lecha doskonale wiedzieli na co sięporywają, decydując się na niebezpieczną podróż do samej twierdzy bośniackichUltrasów. W żadnym wypadku nie mogli oczekiwać ciepłego przyjęcia. No, chociażtemperatura w podsarajewskiej Wogoszczy mogła pozbawić rtęci niejedentermometr. Konfrontacja była oczywiście nieunikniona, ale i tak zakończyła sięw lekki sposób. Ponad 40-osobowagrupa Bośniaków wyprawiła się pod hotel entuzjastów z Polski tylko w jednymcelu. Cały tłum został w miarę szybko rozgoniony, ale okolica i tak wyglądałajak po wielkiej bitwie. Na dobrą sprawę ciężko uwierzyć w relacje bośniackichmediów, które twierdzą, iż kibice Cracovii mieli prowokować miejscowychgłośnymi okrzykami to jest Serbia.

Na stadionie… tylkoLech

Pomimo wielkiej (nie)sławy bośniackich fanów, podczas meczunie tylko obeszło się bez większych incydentów, ale i Hordy Zła odpadły wprzedbiegach. Miejscowi nie mieli szans w słownej konfrontacji z poznaniakami,których rozmaite przyśpiewki z łatwością przebijały się ponad murawę. KibiceLecha stworzyli niesamowitą atmosferę (może poza kilkunastoma bluzgami) głośnowspierając swoją drużynę na tym niekoniecznie przyjaznym terenie. Nie tylko oninie zawiedli.

Mały jubileusz

850. mecz polskich drużyn w europejskich pucharach powinienzostać na długo zapamiętany i  tobynajmniej nie za sprawą boiskowych wydarzeń, o których każdy niedługo zapomni.Pewne, dwubramkowe zwycięstwo natychmiastowo wskoczyło na autostradę i już wtym momencie uskutecznia tournée po całej piłkarskiej Europie.

LECH POZNAŃ: Burić– Kędziora, Kadar, Kamiński, Douglas – Trałka, Linetty (8. Dudka) – Pawłowski(78. Jevtić), Hamalainen, Kownacki (38. Formella) – Thomalla.

FK SARAJEVO: Ostraković– Puzigaca, Barbarić, Stepanov, Hebibović – Cimirot, Radovac (78. Rustemović) –Velkoski (73. Bekić), Stojcev (66. Alispahić), Duljević – Benko.

Lechici weszli w mecz bardzo pewnie, bez zbędnego respektu,od razu starając się grać szybko i na 1 kontakt. W ich poczynaniach widocznabyła ogromna motywacja w pewnych chwilach przeradzająca się w istną żądzęcałkowitego zdominowania przeciwnika. Piłka z dużą prędkością przemieszczałasię między formacjami prowokując sporo chaosu w szeregach rywala. FK Sarajevo wobliczu takiej gry Kolejorza,ustawiało się stosunkowo dobrze. W pierwszych momentach konfrontacjizdecydowanie dobrze prezentował się Barbarić, który nieźle czyścił wszelkiepróby ofensywnych zagrań. Inna sprawa, że lechitom już w okolicach szesnastki brakowało dokładności.Komunikacja na linii Pawłowski – Kownacki nie przebiegała tak, jak życzyłbysobie tego trener Skorża. Zwłaszcza w 5. minucie, pierwszy z pary wypracowałnaprawdę niezłą sytuację swojemu młodszemu koledze, który nieco za wolno zebrałsię z wyruszeniem w głębsze sektory pola karnego. Widząc tak prężne poczynaniarywala, Bordo-Bijeli przekształcilipoczątkową dezorganizację w żywy doskok. Takim bodźcem do pobudzenia mógł byćagresywny pressing lechitów – aż 3 z nich za każdym razem osaczało będącegoprzy piłce zawodnika FK Sarajevo (dość dobrze widoczne było to w 6. minucie wbocznym sektorze boiska).

Wymuszona zmiana,czyli jak ważnym ogniwem jest Karol Linetty

Sektor kibiców Lecha zamarł w 8. minucie. Karol Linetty,jeden z najlepszych i najwyżej wycenianych zawodników poznaniaków, złapał sięza mięsień i pokazał, że potrzebuje zmiany. Szkoleniowiec zareagował szybko iod razu nakazał Dudce, by zameldował się przy linii bocznej. Jak się późniejokazało, roszada nie wpłynęła zbyt dobrze na poczynania lechitów. Granatychmiastowo zwolniła, środek pola o funkcjach ofensywnych został wyłączony zgry. Bądź co bądź, Dudka jest zawodnikiem bardziej defensywnym i potrzebowałczasu, żeby wskoczyć w meczowy rytm. Przebudzenie pomocnika nastąpiło dopierook. 50. minuty starcia. Do tego czasu, koncentrował się jedynie na biernychdziałaniach destrukcyjnych niewiele wnoszących w sferę kreatywności. Dopiero poupływie kwadransa drugiej połowy, Dudce przypomniały się czasy, gdy grał na bokuobrony i rozpoczął ofensywne rajdy bocznymi sektorami boiska. Kilkakrotnieudało mu się zmylić przeciwnika, wywalczyć rzut rożny i przyspieszyć tempodanej akcji. Choć nowy zawodnik Kolejorzawłaściwie nie popełniał błędów i poruszając się po całej szerokości swojegosektora naprawdę dobrze wygarniał piłki przeciwnikowi, to nie zapadł w pamięci.Jego gra w destrukcji powstrzymywała ataki rywala, ale odbiła się na płynnościpoczynań całego zespołu.

Defensywaniekoniecznie na miarę Ligi Mistrzów

Choć żaden błąd w obronie nie zakończył się stratą gola, toLech musi jeszcze popracować nad sferą defensywną jeśli marzy mu się awansnieco wyżej niż eliminacje do europejskich pucharów. Trenera musi cieszyćpostawa Buricia, który podwójnie zmotywowany do gry prezentował naprawdę fajnąpewność siebie. Nie tę z typu zgubnych,a wytwarzających dodatkowy generator energii. Bośniacki bramkarz dobrzewychodził do piłek, nie wahał się, nie interweniował  na dwarazy, świetnie ustawiał się przy stałych fragmentach gry górując nadofensywnymi zawodnikami rywala i przede wszystkim, był w stanie ocalić swójzespół. 

Tekst alternatywny

Po tym jak Kędziora poślizgnął się podczas interwencji,Velkoski obudził w sobie snajperski zmysł, szybko zabrał się z piłką i zabrakłomu jedynie zimnej krwi, by posłać ją na długi słupek. Zresztą, Burić dobrzeskrócił pole i wyciągnął strzał, ratując swoją drużynę przed stratą bramki.Bośniak nie zastanawiał się zbyt długo, kontrolował balans ciała swojegoprzeciwnika i nie stracił głowy w sytuacji 1 na 1.

Będąc już przy zachowaniu Kędziory, trzeba otwarcieprzyznać, że ten młody lechita po kontuzji nie jest w formie. Bocznemu obrońcyLecha brakowało pewności, często przegrywał pojedynki na boku boiska zVelkoskim. Zwłaszcza ostatni kwadrans był szczególnie kłopotliwym dla Kędziory,gdyż wówczas na murawie zameldował się się Bekić. Nie miał najmniejszychproblemów, by przedzierać się skrzydłem i z łatwością dośrodkowywać w polekarne Lecha. W tym samym czasie, lechita był całkowicie bezradny. Jegointerwencje okazywały się być spóźnione, często nie był w stanie nawet wygarnąćrywalowi piłki, już nie wspominając o ofensywnych rajdach flanką. Żadenskuteczny się nie pojawił. Kędziora był cieniem gracza, który walnie przyczyniłsię do zdeklasowania warszawskiej Legii.

Zdecydowanie lepiej wyglądała druga flanka, na której szalałsympatyczny Szkot. Noga Douglasa aż rwała się do gry, by tylko spowodowaćwięcej chaosu w szeregach rywala. Stałe fragmenty gry były jego niezaprzeczalnąspecjalnością. Choć w 30. minucie lechici nie byli w stanie wykorzystać jegonaprawdę dobrej wrzutki, to mogą za to winić tylko siebie i zbytnie zbicie wbramce Ostrakovicia. Poza tym, Douglas asystował przy drugiej bramce, gdy porzucie wolnym w 63. minucie piłka zawisła nad głową Thomalli i nie pozostało munic innego prócz wpakowanie jej do bramki.

Parastoperów Kadar – Kamiński nieźle ze sobą współpracowała i po nieco chaotycznympoczątku Węgra (w 8. minucie zwolnił przy akcji ofensywnej FK Sarajevo), doszłodo zazębienia się gry obu tych zawodników. 


Choć węgierski obrońca zaliczył niepewny start, to szybkozdołał się ogarnąć i nawet stanął przed szansą na pokonanie Ostrakovicia – jegostrzał został jednak zablokowany, ale samo ustawienie  Kadara było naprawdę dobre. 


Kamiński również próbował swoich sił w dobitce, ale akuratjego wejścia ofensywne w ostatnim czasie nie są nowością. Ba, Kamyk chyba przypomniał sobie juniorskieczasy.

Skuteczność nawysokim poziomie

W zeszłym sezonie Lech potrzebował naprawdę wielu sytuacji,by w końcu wpakować piłkę do siatki. W meczu z FK Sarajevo sprawy miały sięnieco inaczej. Prawdę mówiąc, skuteczność Kolejorzabyła na naprawdę wysokim poziomie – potrzebował zaledwie trzech, dobrychsytuacji, by strzelić dwa gole.

30. minuta. Bramka Ostrakovicia przeżywa prawdziweoblężenie. Po centrze Douglasa z rzutu wolnego, piłka trafia do Kamińskiego,który wygrywa pojedynek główkowy zgrywając tym samym futbolówkę do Kownackiego.Młody lechita nie trafia w piłkę, ale szczęśliwie spada ona pod nogiHamalainena, który myli się nieznacznie uderzając wprost w poprzeczkę. Przedszansą stanął jeszcze Kadar, ale jego strzał został zablokowany. Poznaniacy niedali złapać się na spalonym, zachowując naprawdę bardzo dobre ustawienie.

Na pierwszą bramkę entuzjaści polskiego futbolu musielipoczekać jeszcze 10 minut dłużej. Kędziora dobrze przytrzymał piłkę, znajdując tym samym sporo czasu, żebydośrodkowanie było dopieszczone. Po jego podaniu futbolówka znalazła sięnieopodal Trałki, który nie tylko dobrze zgrał ją sobie klatką piersiową podnogi, ale i zastawił się, wygrał pojedynek biegowy z Radovacem i spod liniikońcowej dośrodkował wprost na głowę Hamalainena. Fin znajdował się wówczas wsporej odległości od Hebibovicia dzięki czemu zdołał puścić piłkę w kozioł iwpakować ją do siatki. Warto wspomnieć, że FK Sarajevo grało wówczas w 10, gdyż Stepanov miał poprawianyopatrunek.


Lechici po golu co prawda starali się silniej napierać nabramkę rywala, ale niewiele z tego wynikało. Na właściwe efekty trzeba byłopoczekać do 62. minuty. Zawiesina Douglasa znalazła ujście ponad głowąThomalli, który nie dał się złapać na spalonym, wygrał pojedynek z Puzigacą ibez większych problemów, głową pokonał Ostrakovicia. Nowy nabytek Lecha przezwiększą część spotkania był zdecydowanie za mało widoczny, ale przy stałymfragmencie gry aktywowany został bodziec w postaci zmysłu snajperskiego, któryzaowocował naprawdę ładnym trafieniem.

Kłopotliwe FKSarajevo

Bordo-Bijeli zawiesili poprzeczkę zdecydowanie wyżej niżLegia w Superpucharze Polski. Silnie problematyczny okazywał się być Duljević,który zaraz po starcie drugiej części spotkania sam ograł kilku obrońców Kolejorza i urządził sobie ponad20-metrowy rajd z piłką, który zakończył uderzeniem grubo sprzed pola karnego. Jegopostawa pokazała, że wystarczy ktoś nieco lepiej dysponowany technicznie, byprzedrzeć się przez poznańskie zasieki.

W 55. minucie znów mógł zaskoczyć Buricia po tym, jakwywalczył sobie pozycję obok bezradnego Pawłowskiego i skierował piłkę w stronętwierdzy poznaniaków.

Także dwójkowa klepanaakcja Cimirot-Stojcev prezentowała europejski poziom. Po zawiązaniu ataku wśrodku pola na małej powierzchni, FK Sarajevo przeniosło ciężar gry doniepilnowanego przez Douglasa Hebibovicia, mającego naprawdę dużo miejsca.Bośniak doholował piłkę do linii końcowej, a następnie wycofał ją w pole karnedo nadbiegającego Benko. Nie był on przez nikogo pilnowany, Kamiński totalnieodpuścił krycie idąc za akcją, a napastnikowi rywala i tak zabrakło zimnej krwi– strzelił prosto w ręce Buricia.

Swoich sił z rzutu wolnego próbował także Puzigaca w 68.minucie, ale jego strzał przeszedł obok bramki wyciągniętego jak powietrznastruna bramkarza Lecha.

Pomimo, że Velkoski starał się podchodzić bardzo wysoko iniejednokrotnie sprawiał ogromne problemy Kędziorze, to i tak jeszcze większeożywienie na jego flance zapanowało po wejściu na murawę Bekicia.

Punkt pośredni:osiągnięty

Wyjazdowy mecz Lecha z FK Sarajevo nikomu na długo niezapadnie w pamięci przez wzgląd na wydarzenia boiskowe. Lechici mają jeszczeprzed sobą naprawdę długą drogę, by wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.Wciąż brakuje stabilności w defensywie (tym razem nie do końca dobrzefunkcjonowały boki boiska, które odpuszczały krycie), środek pola pozbawiony Linettegotraci naprawdę dużo jakości. Także para stoperów potrzebuje stabilizacji, którądawał kontuzjowany obecnie Arajuuri. Kadar nadal próbuje wdrożyć się wstrategię zespołu, ale jego gra do tej pory była zbyt sinusoidalna, by mógłzasługiwać na wielkie pochwały. W jednej chwili potrafi zaprezentowaćeuropejski poziom, by następnie dać ograć się jak dziecko. Trenera Skorżę mogąrównież martwić kontuzje. Wspomniany wyżej Linetty był ostatnimi czasy jednym znajjaśniejszych punktów zespołu, a strata Kownackiego, u którego podejrzewanejest wstrząśnienie mózgu, również może powodować ból głowy. Choć młodemulechicie niejednokrotnie brakowało skuteczności, to potrafił ciężko pracować naboisku. Zresztą, każdy uraz powoduje destabilizację formacji. Pomimo brakujakichś wielkich wrażeń piłkarskich, Lech zrealizował cel. Był skuteczny, niepotrzebował zbyt dużego nakładu energii, by zdobyć twierdzę Ostrakovicia izapewnił sobie niezłą zaliczkę na mecz rewanżowy, który odbędzie się już naprzyjaznym terenie. Na pewno pokrzepiająca jest postawa Thomalli, dopieropoznającego się z drużyną, a już zaliczającego dla niej trafienia.  Pomimo, że tę parę niedociągnięć wpływa naobraz gry Kolejorza, to należycieszyć się z sukcesu polskiej drużyny w europejskich pucharach. Na tympoziomie nie liczy się styl, chodzi o przetarcie szlaków, o zaznajomienie sięze światowymi boiskami, o wyjście z domowych obiektów. Na finezyjną i cieszącąoko grę przyjdzie jeszcze czas. Zresztą, na co komu posiadanie na70-procentowym poziomie i wysoka celność podań, jeśli wynik pozostaje bezzmian?