Finiszer klasy premium. To będzie najlepszy napastnik w Ekstraklasie?
2025-09-10 17:40:36; Aktualizacja: 14 minut temu
Jeszcze kilka miesięcy temu Andi Zeqiri mógł przebierać w ofertach z Bundesligi, duńskiej ekstraklasy czy Arabii Saudyjskiej. Dziś zamiast tego zakłada koszulkę Widzewa. Łódzki klub upolował napastnika, o którego biły się bogatsze rynki, i zrobił to cierpliwością oraz idealnym wyczuciem czasu.
Cierpliwość wynagradza. Brzmi jak banał, wyświechtany frazes, który można powtarzać do znudzenia. Ale kiedy spojrzeć na najnowszy ruch transferowy Widzewa Łódź, trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie niestrudzoność, uporczywość i zawziętość były kluczem do sfinalizowania transakcji, która jeszcze kilka tygodni temu wydawała się odrealnionym marzeniem.
Szeregi czterokrotnego mistrza Polski wzmocnił Andi Zeqiri - napastnik wyciągnięty z belgijskiego Genku. Jego nazwisko przewijało się wcześniej w kontekście dużo poważniejszych rynków. Szwajcar miał na stole oferty, które spychały Ekstraklasę w dalszy szereg. Wśród nich FC Kopenhaga, Borussia Mönchengladbach czy Pafos FC, który sensacyjnie zaklepał sobie udział w Lidze Mistrzów. Prócz tego zyskał możliwość zgarnięcia fortuny w Arabii Saudyjskiej, gdzie zainteresowanie wykazało Al-Shabab.
Zeqiri konsekwentnie odmawiał. Tym samym - kiedy następne opcje z listy zaczęły się wykruszać - coraz mocniej w tunelu świeciły reflektory Serca Łodzi. Widzew wyczuł moment perfekcyjnie. Gdy tylko dostrzeżono przestrzeń do podjęcia formalnych negocjacji, w delegację ruszyli właściciel klubu Robert Dobrzycki i dyrektor sportowy Mindaugas Nikoličius. Prywatny lot do Sionu, a wraz z nim jasno sprecyzowany cel - przekonać Szwajcara, że warto dołączyć do wcielanego w życie projektu przy alei Piłsudskiego. Kilkadziesiąt godzin później w Łodzi można było otwierać szampany. Zeqiri wylądował, przeszedł testy medyczne i podpisał kontrakt. Popularne
Według doniesień koszt transferu wyniósł ponad dwa miliony euro. To drugi rekord Widzewa tego lata i jedna z najwyższych operacji gotówkowych w dziejach Ekstraklasy, przy czym warto dodać, że łodzianom udało się znacząco zejść z kwoty wyjściowej wymaganej przez Genk. Na starcie letniego okienka Belgowie oczekiwali bowiem za swojego zawodnika aż czterech milionów euro.
Zeqiri lepszy niż... Gyökeres
Ścieżka seniorskiej kariery Zeqiriego zdawała się rozwijać na przyspieszonym kursie. Jeszcze przed szesnastymi urodzinami zadebiutował w Lausanne-Sport, a z drugiej ligi szwajcarskiej zrobił sobie poligon doświadczalny. Ponad setka rozegranych spotkań i kapitalny sezon okraszony zdobyciem 17 bramek oraz ośmiu asyst zaprocentowały transferem do Brighton & Hove Albion.
Anglicy nie kupują przypadkowo. Brighton to klub, który od lat buduje przewagę na rynku transferowym w oparciu o analitykę i skauting wspierany przez algorytmy. Tak sprowadzano piłkarzy z głębokich peryferiów, którzy później odchodzili za dziesiątki milionów. Moisés Caicedo, Alexis Mac Allister, Deniz Undav - każdy z nich był produktem tego systemu. Taki sam los miał czekać Zeqiriego.
Na początku października 2020 roku, krótko po przyjściu Zeqiriego na The Amex, „The Athletic” poświęciło mu osobny materiał, przybliżając sylwetkę, a także starając się oszacować jego potencjał. Szczególną uwagę w dosyć obszernym tekście przykuwa jeden fragment.
„Andi Zeqiri jest postrzegany jako nieco lepszy zawodnik od 22-letniego Viktora Gyökeresa, którym interesuje się Swansea City oraz inne kluby Championship, chcące wypożyczyć napastnika” - czytamy we wspomnianym źródle.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to zdanie brzmi wręcz tak, jakby pochodziło z wyimaginowanego świata. Ledwie parę tygodni temu ten sam Viktor Gyökeres dopiął bowiem przenosiny warte łącznie 75 milionów euro do Arsenalu, gdzie wiąże się z nim nadzieje na zdobycie upragnionego tytułu mistrzowskiego Premier League. Zeqiri zaś znalazł się na całkowicie innym biegunie.
- Gyökeres nie był wtedy postrzegany jako piłkarz tej skali, którą później osiągnął. Ogromny krok naprzód zrobił dopiero po transferze do Coventry, kiedy uświadomił sobie, że jest graczem wartym milion funtów - wyjaśnia nam Brian Owen, dziennikarz „The Argus”, który pisze o Brighton.
Zaczątki Zeqiriego w zetknięciu z wielkim futbolem dawały podstawy do optymizmu. Raz zebrał sporo pochwał za występ na... lewym wahadle, bo właśnie tam wystawił go Graham Potter; innym razem strzelił gola w meczu Pucharu Ligi Angielskiej przeciwko Cardiff City. Na dalszą metę przepaść dzieląca drugi szczebel szwajcarskich rozgrywek z królową wszystkich lig była jednak nie do zrównania.
- Graham Potter słusznie podkreślał jego zaangażowanie i dobrą postawę. W tamtym okresie często ustawiał piłkarzy na nowych pozycjach. Być może nie cenił go zbyt wysoko pod kątem rozegrania czy gry w utrzymaniu piłki - zastanawia się Brian Owen.
Drogą ratunku miały być wypożyczenia: najpierw do Augsburga, później do FC Basel. W tym drugim Zeqiri znów złapał oddech i poczuł się jak ryba w wodzie, zdobywając osiemnaście bramek i dorzucając dwie asysty. Na chwilę wróciła więc nadzieja, że może jednak odnajdzie się w Premier League. Roberto De Zerbi dokładnie przyglądał się mu w letnim okresie przygotowawczym, ale po wielopłaszczyznowej analizie uznano, że przy wygasającym kontrakcie lepiej zamknąć ten rozdział na dobre.
- Trzeba też patrzeć na kontekst czasowy. Gdy we wrześniu 2022 roku Zeqiri przebywał na wypożyczeniu, w klubie doszło do dużej zmiany - Pottera zastąpił De Zerbi. A kiedy wrócił, Brighton miało już za sobą sezon zakończony na szóstym miejscu i właśnie sprowadziło João Pedro - wspomina dziennikarz „The Argus”.
Z okazji, jaka pojawiła się na rynku, skorzystał Genk, wykładając na stół 2,75 miliona euro. Premierowy sezon w nowym otoczeniu Szwajcar zakończył z dziewięcioma trafieniami, co wcale nie było złym wynikiem. Niemniej latem w klubie doszło do kluczowej dla jego przyszłości zmiany na stanowisku szkoleniowca. Trenerem „Smerfów” został Thorsten Fink, który od pierwszych dni osobistym priorytetem uczynił wyrzeźbienie z Tolu Arokodare najlepszego napastnika ligi belgijskiej. Ten plan wdrożył nad wyraz skutecznie - Nigeryjczyk zdobył aż 21 bramek i zgarnął koronę króla strzelców. A dla Zeqiriego - cóż - miejsca po prostu zabrakło. Zanim jednak opuścił Genk, sumiennie przepracował okres przygotowawczy i wystąpił w dwóch pierwszych meczach sezonu.
Przez te niespełna dwa miesiące Szwajcar miał okazję współpracować z polskim trenerem, Przemysławem Łagożnym, który zasilił tamtego lata sztab Thorstena Finka.
- W tym czasie udało nam się zbudować naprawdę fajną relację. Mogę śmiało powiedzieć, że od tamtego momentu jesteśmy kolegami. Nawet kiedy był już zawodnikiem Standardu, nasza relacja nie działała na zasadzie trener-zawodnik, tylko właśnie bardziej koleżeńsko. Przed jego transferem do Polski rozmawialiśmy ze sobą nieraz - mówi Przemysław Łagożny w rozmowie z Transfery.info.
Po otrzymaniu zielonego światła na odejście agenci Zeqiriego szukali mu zespołu, w którym będzie miał zapewnione granie. I tak, przez chwilę wydawało się, że wyląduje w Sportingu Charleroi. Było naprawdę blisko, ale transfer wysypał się na ostatniej prostej. Dlaczego? Wersje są dwie. Zdaniem prezesa walońskiego klubu, Mehdiego Bayata, ruch został storpedowany przez wyciek medialny. Inaczej sprawę opisywały jednak flamandzkie media, podając, że Szwajcar nie był przekonany co do przenosin w szeregi „Zebr”. Miał kręcić nosem na infrastrukturę, obiekty klubu. Generalnie nie widział się w czarno-białych barwach.
W tę niepewność błyskawicznie wstrzelił się derbowy rywal - Standard Liège, któremu udało się zawrzeć porozumienie na wypożyczenie z opcją wykupu. Tam nie było już miejsca na wątpliwości.
- Rozmawiałem z Charleroi, ale nie byłem w stu procentach przekonany. Dlaczego Standard? Dla mnie to największy klub w Belgii. Kiedy przyjechałem tu w zeszłym sezonie, grając w Genku, byłem pod ogromnym wrażeniem atmosfery na stadionie. Każdy piłkarz marzy o grze przy takiej atmosferze. To uczucie, którego teraz doświadczam jako zawodnik Standardu, jest wspaniałe. Jestem dumny, że tu jestem - orzekał po czasie Zeqiri, cytowany przez „Het Nieuwsblad”.
Na Sclessin odnalazł się błyskawicznie. Standard powierzył mu misję prowadzenia ataku i był to strzał w dziesiątkę - snajper zaliczył udział przy czternastu trafieniach, manifestując nieprzeciętne umiejętności w obszarze wykończenia akcji. Nic zatem dziwnego, że dziesięciokrotni mistrzowie kraju chcieli zatrzymać go u siebie. Za ten temat zabierano się co najmniej dwukrotnie, lecz za każdym razem rozmowy kończyły się fiaskiem.
- Standard musiałby zapłacić za Zeqiriego około 1,5 miliona euro. Problemem byłaby również jego pensja, wynosząca 1,6 miliona euro. To kwota zbyt wysoka dla Standardu - ujawnia Kevin Sauvage, dziennikarz Sudinfo.be, zajmujący się Standardem Liège.
Król pola karnego o wysokim etosie pracy
Widzew spędził całe letnie okienko na poszukiwaniach napastnika klasy premium. Można było przypuszczać, że jeśli celuje się w zawodnika z tej półki, to dopiero ostatnie dni mogą przynieść owoce. Widzew, choć ambitny, na ten moment wciąż musi przebijać się przez resztę, wybierając na rynku spośród tych, którzy jeszcze nie zabezpieczyli sobie transferu do czołowej ligi.
Zeqiri melduje się w Ekstraklasie po sezonie, który w jego wykonaniu można uznać za naprawdę udany. Gdy zerkniemy w liczby, zobaczymy obraz zawodnika przewidywalnego w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Szwajcar nie wybił się bowiem ponad model goli oczekiwanych (xG), ani też znacząco od niego nie odstawał, w związku z czym nie dostarczył wyczerpujących powodów do tego, by przylepić mu łatkę „nieskutecznego”. To dobrze o nim świadczy.
Statystyki Andiego Zeqiriego w sezonie 2024/2025:
- 10,42 xG vs 9 goli - łącznie,
- 6,48 xG vs 4 gole - z otwartej gry,
- 0,52 xG / 90 minut,
- 1,46 xA vs 3 asysty,
- 3,3 strzałów / 90 minut,
- 54 strzały z pola karnego,
- 11 strzałów spoza pola karnego.
Najwięcej o Zeqirim mówią jednak nie suche liczby, lecz opinie osób, które miały okazję go obserwować. Z wielu źródeł słychać hasła: szybkość, wyszkolenie techniczne, fizyczność. Ale jest jeszcze coś, co przebija się przez te odpowiedzi.
- To świetny finiszer. Ma tę umiejętność odnajdywania się w sytuacjach, w których jest bardzo mało czasu i przestrzeni - mówi Przemysław Łagożny.
- Andi jest prawdziwym lisem pola karnego. Nie potrzebuje wielu okazji, aby umieścić piłkę w siatce. W zeszłym sezonie bardzo pomógł Standardowi dzięki swoim bramkom, ale także dzięki swojej pracowitej mentalności, która idealnie pasuje do klubu. Gdyby został, naprawdę mógł odnieść sukces w Standardzie - dodaje Kevin Sauvage.
Na pierwszy rzut oka Szwajcar wydaje się emanować dużą pewnością siebie, sprawiać wrażenie zawodnika o mocnym charakterze, a tacy gracze mogą czasem generować w szatni pewne nieporozumienia, a nawet głębsze konflikty. Ci jednak, którzy znają go nieco bliżej, szybko wybijają nam to z głowy. - To bardzo miły facet. W szatni jest mocnym charakterem, ale nie do tego stopnia, żeby powodować problemy - przekonuje Sauvage.
W przypadku Zeqiriego prawdziwym fundamentem jest jednak to, że swoją karierę buduje w oparciu o silną etykę zawodową.
- Uważam, że największą wartością Andiego jest jego profesjonalizm. To, co Widzew naprawdę zyskuje, to człowieka, który swoim charakterem i pracą może dać bardzo dużo całej szatni. Andi osiągnął w piłce tak wiele właśnie dlatego, że wszystko podporządkował ciężkiej pracy i profesjonalnemu podejściu. Kiedy przychodził do Belgii, szukał domu, z którego będzie mieć blisko na siłownię, skąd łatwiej będzie mu zadbać o regenerację i odnowę. To zawodnik, który przychodził do klubu pierwszy i ostatni go opuszczał. Indywidualne prowadzenie, indywidualna praca na siłowni. Do tego buduje wśród innych zawodników poczucie, że profesjonalny styl życia jest ważny. Jeśli dalej funkcjonuje w ten sposób, jak pamiętam go z Belgii, to Widzew zyskuje naprawdę silną osobowość, która może pozytywnie wpłynąć na całą drużynę i jej etos pracy - prognozuje Przemysław Łagożny, po czym dodaje: - To prawdziwy tytan pracy i doskonały przykład dla innych, ile można osiągnąć w życiu, jeśli wszystko podporządkuje się ciężkiej pracy i profesjonalizmowi.
Wielką wartością Zeqiriego jest również to, że przy całej jakości strzeleckiej, jaką posiada, na murawie nie jest graczem piłkarzem zapatrzonym w siebie. Osoby, które przekazują nam swoje opinie na jego temat, podkreślają, że jest zawodnikiem, który priorytetowo traktuje dobro zespołu, potrafi się dla niego poświęcić i dobrze współpracuje z kolegami.
***
Ilekroć można próbować odszukać jakąś rysę w tej układance, okazuje się, że nikt nie chce jej wskazać. Albo jej zwyczajnie nie ma? Taka zgodność w środowisku piłkarskim występuje niezwykle rzadko, co potwierdza, że Widzew pozyskał napastnika wyjątkowego pod wieloma względami.
Całość tych analiz, obserwacji oraz przeprowadzonych sond prowadzi do wniosku, że Zeqiri jest poważnym kandydatem na najlepszego snajpera w Ekstraklasie.