Football Fiction: Mourinho następcą Fergusona
2012-12-02 19:59:08; Aktualizacja: 11 lat temuNie samą informacją człowiek żyje. Zaczynamy cykl, w którym będziemy przedstawiać różne historie alternatywne bądź scenariusze, jakie mogłyby wystąpić w przyszłości.
Przypominamy, że opisana historia jest fikcją i ma stanowić tylko przyjemną lekturę, temat do dywagacji. Należy traktować ją z przymrużeniem oka, jako formę zabawy. To od Was zależy, czy cykl będzie kontynuowany.
******
19.05.2013. Romelu Lukaku przyjmuje futbolówkę na skraju pola karnego. Zastawiając się, czeka na partnerów z drużyny, którzy nie nadążyli za akcją. Rosły Belg kątem oka dostrzega wbiegającego Jamesa Morrisona. Napastnik bez wahania dośrodkowuje zewnętrzną częścią stopy, a Anglik pewnym uderzeniem głową pokonuje bezradnego Davida de Geę. Wściekły Sir Alex Ferguson siedzi nabuzowany u boku Mike Phelana, szybciej niż zwykle żując gumę. Kilka minut później rozlega się końcowy gwizdek Phila Dowda. Szkot samotnie, z opuszczoną głową, udaje się do szatni. Rewelacja sezonu, West Bromwich Albion, remisuje u siebie z Manchesterem United. „Czerwone Diabły” tracą mistrzostwo kraju na rzecz lokalnego rywala, Manchesteru City. Drugi raz z rzędu. Sir Alex Ferguson na pomeczowej konferencji prasowej ogłasza, że było to jego ostatnie spotkanie jako trener United.Popularne
18 dni wcześniej na Estadio Santiago Bernabeu dogrywka miała rozstrzygnąć o tym, kto zagra w wielkim finale Ligi Mistrzów na angielskim Wembley. Real Madryt czy Juventus? „Królewscy” już dawno stracili szanse na zwycięstwo w Primera Division. Po każdym spotkaniu Mourinho żegnany jest przez kibiców gwizdami i białymi chusteczkami. Majowa konfrontacja z Włochami stanowiła ostatnią szansę na jakiekolwiek trofeum w tym sezonie. Marzenia o dziesiątym Pucharze Europy w brutalny sposób przerwał jednak Sebastian Giovinco. Pomocnik „Starej Damy”, na pięć minut przed końcem doliczonego czasu gry, indywidualną akcją pieczętuje awans ekipy ze stolicy Piemontu, po bezbramkowym wyniku w pierwszym meczu. Z trybun lecą zapalniczki, wyzwiskom pod adresem trenera Realu nie ma końca. Socios tworzą wielką flagę sugerującą w mało wyrafinowany sposób wykopanie z Madrytu portugalskiego trenera. Nim kończy się maj, Mourinho w niełasce opuszcza Hiszpanię.
Wielki ścisk panuje w małej salce konferencyjnej nieopodal Sir Matt Busby’s Way. Zajęto wszystkie miejsce siedzące, a ci dziennikarze, którzy przyszli później niż co najmniej godzinę przed rozpoczęciem spotkania, zmuszeni są do stania w ogromnym tumulcie. Dziś bowiem ogłoszony zostanie nowy menedżer Manchesteru United. Następca słynnego Sir Alexa Fergusona. W prasie wymieniano różne nazwiska. Faworytem do objęcia schedy po Szkocie byli Jose Mourinho oraz Ole Gunnar Solskjaer, który postanowił rozstać się z Molde. Gdzieniegdzie w prasie przewijały się nazwiska Pepa Guardioli, niedoszłego selekcjonera reprezentacji Brazylii i Ryana Giggsa, niedawnego piłkarza United, od kilku tygodni dostojnego emeryta. Niemniej, najpierw na salę wszedł, witany oklaskami, dobrze znany mediom 72-letni trener.
- Dziękuję za tak liczną frekwencję. Te 27 lat spędzonych tutaj były moimi najszczęśliwszymi w życiu. Odchodzę ze stanowiska, ponieważ mój czas już dobiegł końca. Pora jest odpowiednia, żeby stery przejęła młodość. Mam zaszczyt dziś przedstawić państwu ludzi, którzy wspólnie będą tworzyli część nowego, mam nadzieję lepszego, Manchesteru United. -
Kilkadziesiąt sekund później u boku swojego wieloletniego opiekuna zasiada Ryan Giggs. Ubrany na luzie, w firmowy T-Shirt Manchesteru United, spokojnym tonem informuje zgromadzonych, że został mianowany asystentem nowego menedżera 19-krotnych mistrzów Anglii. Jeszcze większa konsternacja tworzy się po nagłym wejściu Ole Gunnara Solskjaera. Żurnaliści podnoszą głos, przystawiają mikrofony i przekrzykują się w zadawaniu pytań. Norweg, parodiując gest Cristiano Ronaldo z zeszłorocznego meczu przeciwko Barcelonie, wymownym ruchem dłoni nakazuje spokój zebranym mistrzom pióra. Ci bowiem przez chwilę byliprzekonani, że to słynny „zabójca o twarzy dziecka” obejmie zespół z Old Trafford. Były napastnik okazał się jednak drugim obok Giggsa pomagierem w sztabie nowego bossa. Nadszedł czas na niego. Ubrany w idealnie skrojony ciemny garnitur, białą koszulę i wymowny, czerwony krawat. Średniego wzrostu mężczyzna zasiada pomiędzy Walijczykiem a Solskjaerem. Przeczesuje szpakowate włosy i pewnym wzrokiem obejmując notujących w szybkim tempie dziennikarzy. Nowym trenerem Manchesteru United na trzy lata został Jose Mourinho. Do zespołu dołącza także Rui Faira, długoletni współpracownik Portugalczyka, odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne. Sir Alexa Fergusona mianowano honorowym prezesem „Czerwonych Diabłów”. Szkot żartobliwie przyznał, że swoją funkcję częściej będzie pełnił na polu golfowym aniżeli w korytarzach budynku przy Busby’s Way.
Latem ekipa z Manchesteru tradycyjnie udała się na tournée po Azji. W trakcie wyjazdu wyklarowały się role w szkoleniowym trio. Walijczyk, z racji zerowego doświadczenia w trenerce, odpowiadał głównie za kontakty z szatnią. Solskjaer natomiast stał się prawą ręką Mourinho. Z czasem jednak kończyna zaczęła świerzbić i buntować się przeciwko głównemu organowi. Norwegowi nie podobało się, że 50-latek wziął na obóz bardzo mało wychowanków akademii Carrington. Portugalczyk zlekceważył także rekomendacje byłego napastnika odnośnie potencjalnych wzmocnień. „Mou” uznał, że byli podopieczni Solskjaera z Molde, czyli Martin Linnes, Joshua Gatt i Ethaz Hussain nie są gotowi do gry na najwyższym poziomie. Sporo kontrowersji wywołały również testowane na Dalekim Wschodzie rozwiązania taktyczne i personalne. W klubie pozostał skonfliktowany z Fegusonem Nani. Na Old Trafford przyszedł jeden z głównych celów transferowych Szkota, Wesley Sneijder. Targany kontuzjami Holender bynajmniej nie przypominał już najlepszego pomocnika świata z 2010 roku. Pomimo obniżki formy, wicemistrz świata z RPA był faworyzowany przez Mourinho kosztem Shinjiego Kagawy. Zakupiono także dobrego znajomego „The Special One” z Madrytu, Samiego Kheidirę. Na stałe prawym obrońcą mianowano Luisa Valencię. Ekwadorczyk za Fergusona sporadycznie grywał na tej pozycji, jednak nie wyobrażał sobie na niej pełnego etatu. Rafael, zdaniem nowego menedżera, nie podoła roli, jaką przewidział były trener Porto dla prawego beka. Miał on być bowiem zarówno defensorem, jak i graczem drugiej linii, gdyż w praktyce nie było w konfiguracji Mourinho miejsca dla prawego skrzydłowego. United poczęło grać trzema środkowymi pomocnikami, najczęściej Carrickiem, Kheidirą i Sneijderem. Duet napastników stanowili Robin Van Persie i Danny Welbeck. Rooney atakował bramkę rywali z lewej flanki, stając się kimś na wzór Samuela Eto z Interu a’la Jose Mourinho. Mającym mało sytuacji do strzału, acz harujący na całej długości i szerokości boiska wołem. Nie podobało się to Anglikowi, który za swoje królestwo uważał środek ataku. Opór snajpera złamał dopiero sam Ferguson, apelując na łamach „The Guardian” o zaufanie dla nowego menedżera.
Manchester United wygrał co prawda wszystkie przedsezonowe sparingi, jednak styl i klasa rywali nie były zbyt satysfakcjonujące. Wymiernym egzaminem miał być właściwy debiut 50-latka, czyli inauguracyjny mecz przeciwko Swansea. Kibice ciepło przyjęli następcę legendarnego Szkota. „Czerwone Diabły” odniosły jednak zaledwie jednobramkowe zwycięstwo. Gra podopiecznych Mourinho była senna, nudna, bez polotu. Spotkanie ożywiło dopiero wejście Naniego i Kagawy, który został autorem decydującej bramki.Niemniej, do końca rundy Japończyk pozostał jedynie rezerwowym. Pierwszeństwo miał Sneijder, choć przez pół roku nijak zwróciły się wydane na niego 20 milionów funtów. Do zimy najlepszym strzelcem ponownie był Van Persie, autor 10 bramek. Udało się również awansować, chociaż z drugiego miejsca, do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. United pokonało FK Baumit Jablonec, Celtic Glasgow, lecz okazało się gorsze od Atletico Madryt. Dużo gorzej wiodło się w Premier League. Tuż przed Boxing Day ekipa z Old Trafford spadła na czwarte miejsce w tabeli, za Chelsea, Manchesterem City i, niespodziewanie, odnowionym Liverpoolem. Po klęsce 0-3 z tymi ostatnimi, Mourinho znalazł winnych takiego stanu rzeczy. Mieli to być jego asystenci, którzy, jak to określił Portugalczyk na konferencji prasowej, „nie zawsze ciągną wózek w tą samą stronę”. Odnosiło się do Solskjaera i, przede wszystkim, Ryana Giggsa.
Duet legend United z każdym kolejnym miesiącem coraz gorzej znosił współpracę z Mourinho. Przed jego przybyciem do Manchesteru Giggs i Solkskjaer darzyli go umiarkowaną sympatią, choćby przez przyjaźń byłego szkoleniowca Chelsea z ich wieloletnim pryncypałem. Namaszczony przez Szkota następca miał jednak zupełnie inną wizję pracy. Menedżer często ignorował wszelkie pomysły swoich asystentów. „Mou” traktował ich z czasem jako mało potrzebne relikty starego porządku w nowym, lepszym ładzie. Norwesko-walijski tandem szukał wsparcia i rad u Fergusona. 72-latek początkowo w stu procentach popierał nowego bossa 19-krotnych mistrzów Anglii, jednak obserwując z boku wydarzenia oraz konflikty w zespole, „Fergie” stopniowo tracił zaufanie do swojego bądź co bądź przyjaciela. Czarę goryczy przelały słowa po laniu od Liverpoolu. Na dwa dni przed sylwestrem doszło, bez wiedzy Mourinho, do tajnego spotkania Fergusona, Solskjaera i Giggsa z Davidem Gillem, dyrektorem wykonawczym Manchesteru United.