Futbolowy przełom w kraju mercedesów
2014-10-14 16:39:35; Aktualizacja: 10 lat temuTe eliminacje to dla Albanii kampania całkowicie nowa. Nigdy wcześniej wszystkie ich spotkania w domu nie były grane poza Tiraną, nigdy wcześniej trener nie zmienił się przed eliminacjami.
Nigdy wcześniej Albańczycy po dwóch kolejkach nie byli też liderami swojej grupy.
Wyczyny Albanii nie pozostają niezauważone, jednak pozostają nieco przyćmione przez ostatni wysyp rewelacji, takich jak Islandia z 9 punktami i tureckim i holenderskim skalpem na koncie, Słowacy pozostawiający w pokonanym polu Ukrainę, Białoruś i przede wszystkim Hiszpanię, czy - nie bójmy się tego stwierdzenia - Polacy pokonujący mistrzów świata bez straty gola. Ale skala przemian, jakie przeszli Albańczycy jest niezwykła.
Wszystko co dobre rozpoczęło się w 2011 roku, kiedy to zdecydowano się na stanowisku selekcjonera reprezentacji obsadzić trenera „z nazwiskiem”. Ale nie pobierającego wielkie miliony z konta biednej federacji wyjadacza. Gościa głodnego sukcesów, doświadczonego w pracy w trudnych warunkach. Faceta od misji niemożliwych, który dwukrotnie uratował Torino przed spadkiem, gdy wydawało się, że "Bykom" nic już nie pomoże. Gianniego De Biasi.Popularne
Gianni de Biasi | fot. lajmesport.com
Efekt? Piorunujący. Od początku jego pracy, Albania wygrała 40 procent rozgrywanych meczów, na rozkładzie mając między innymi Portugalię, Norwegię czy Słowenię. W poprzednich eliminacjach mistrzostw świata pod jego wodzą Albania niemal do końca liczyła się w walce o baraże. Dopiero w 9. serii gier, przegrywając ze Szwajcarią, skończył się piękny sen Kuq e Zinjtë (Czerwono-Czarnych).
W federacji uznano jednak, że nie warto się budzić - trzeba się przewrócić na drugi bok i zaufać trenerowi, który wreszcie zaszczepił w kadrze sporo radości. Pierwszy raz po eliminacjach, które Albania - mimo rewelacyjnej postawy - zgodnie z przewidywaniami skończyła na przedostatnim miejscu, nie wykonywano nerwowych ruchów. Bo De Biasi zaangażował się w budowanie silnego zespołu na dwieście procent, a jego praca wykraczała daleko poza boiska treningowe i ławkę rezerwowych.
Za cel numer jeden postawił sobie bowiem namówienie zawodników mających podwójne obywatelstwa, a prezentujących wysoki piłkarsko poziom, do gry w reprezentacji Albanii. To, jak skuteczna okazała się jego perswazja, spodobało się w federacji najbardziej. Podczas gdy w poprzednich latach przez palce uciekały takie nazwiska jak Xherdan Shaqiri czy Granit Xhaka, o tyle jedynym głośnym przypadkiem, w którym De Biasi poniósł porażkę był Adnan Januzaj.
- Zasypywałem jego ojca wiadomościami w trzech językach. Rozumiem, że Januzaj mógł chcieć grać dla Belgii, ale jego tata nie odpisał na ani jednego mojego smsa - mówił wtedy włoski szkoleniowiec. - Decyzja zawodnika to jedno, ale dobre wychowanie to drugie.
Tamto niepowodzenie odbił sobie po trzykroć. Kluczową postacią jego zespołu jest obecnie bramkarz Lazio Etrit Berisha. Dzięki swoim znajomościom we Włoszech na reprezentowanie Albanii udało mu się namówić zmagającego się obecnie z poważną kontuzją pomocnika Torino Migjena Bashę. Za największy sukces uważa się jednak sakramentalne „tak” wypowiedziane przez obrońcę Kolonii, Mergima Mavraja, który przed De Biasim dwukrotnie odmawiał albańskiej federacji.
I nie myślcie, że to wszystko, co dla piłki w Albanii robi De Biasi. Wraz z nim do bałkańskiego kraju przybył Paolo Tramezzani, były piłkarz Interu i Atalanty. I gdy nie trenują zawodników, trenują… trenerów. Zdiagnozowali bowiem, że największym problemem albańskiej piłki nożnej jest niemal zerowy poziom szkolenia. Zdecydowano się więc poprosić o pomoc organizację T11 (Talent Eleven), która przeprowadza obecnie w Szwajcarii, we Włoszech, Australii, Rumunii, na Malcie, a także w Albanii spotkania z trenerami dotyczące szkolenia młodzieży, a także zarządzania transferami.
Nie sposób nie dostrzec, że wszystko w Albanii idzie ku lepszemu. Także budowany za 65 milionów dolarów stadion narodowy w Tiranie, mający pomieścić 22 tysiące ludzi. Wizytujący go Michel Platini obiecał premierowi, Ediemu Ramie wsparcie UEFA w zakresie wdrażania metodologii i dzielenia się doświadczeniem. Europejska federacja ma też pokryć około 20 procent kosztów wybudowania wspomnianej areny w stolicy.
Wizualizacja powstającego w Tiranie stadionu narodowego
- Przestaliśmy być kopciuszkiem - cieszy się De Biasi. - Każdy pozytywny rezultat będzie powodować, że inni będą do nas podchodzić z większym respektem.
Do pełni szczęścia brakuje jedynie silnej ligi, bądź choćby kilku zespołów mogących rywalizować jak równy z równym z europejskimi średniakami. Ostatnio inwestorzy pojawili się między innymi w Shkendiji Tetovo, jednak wciąż pieniądze wkładane w albańskie zespoły to grosze. Problem piłki na Bałkanach jest jednak znacznie szerszy, co wyjaśnia Jonathan Wilson, autor książki „Odwrócona piramida”.
- Zoran Avramović, były dyrektor marketingu Crvenej Zvezdy powiedział mi kiedyś: „jeśli chcesz pomóc piłce nożnej w Serbii, musisz zmusić telewizję, by przestała pokazywać ligi europejskie. Kibic w Serbii woli usiąść w weekend z piwem w ręku i obejrzeć osiem, dziewięć, dziesięć meczów z Anglii, Włoch, Hiszpanii, niż pójść na stadion zobaczyć, jak Crvena Zvezda bije kolejną ekipę z prowincji 2:0”. W Albanii do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zamiłowanie do hazardu. Ludzie przesiadują u bukmacherów godzinami, obstawiając i oglądając Barcelonę, Real czy Inter.
To pokazuje także, że do wszystkiego należy dochodzić stopniowo. W Albanii jest głód dobrej piłki, tyle że takiej dotąd nie dawały ani reprezentacja, ani kluby. Teraz, gdy najważniejsza drużyna w kraju jest w stanie ograć Portugalię na jej terenie, wydaje się że kluczowe jest pójście za ciosem. Wykorzystanie tego, że co mecz na Elbasan Arenie, tymczasowym domu reprezentacji, zasiada komplet, że na każdy wyjazd jeździ kilkusetosobowa grupa kibiców. Może i to wyświechtany slogan, ale w przypadku Albanii - jak najbardziej na czasie. Teraz albo nigdy.
Wcześniej Albania zwykle kojarzyła się nam z bardzo wysoką przestępczością, a także z największą liczbą mercedesów na głowę na świecie. Oczywiście nie wynikającego z bogactwa republiki. Samochody są kradzione na zachodzie, po czym sprowadzane do kraju i sprzedawane za bezcen.
Teraz coraz częściej w kierunku Albanii patrzy się już znacznie przychylniejszym okiem, nie tylko ze względu na futbol. Dawniej była to ciekawostka, kraj do którego wybierali się ludzie żądni wrażeń, na pewno nie na wymarzone, bajkowe wakacje. Sporo się w ostatnich latach zmieniło. W 2012 roku The Telegraph napisał, że nadszedł idealny czas, by inwestować w Albanii, bo kraj dostaje kopa, rozwija się i sporo na zakupionych tam nieruchomościach będzie można zarobić. Wzrost PKB w Albanii w tym roku ma wynieść ponad 2 procent, a w latach 2015-2017 zwiększyć się o kolejne 3,9 procent.
Wzrost można, a nawet trzeba zaobserwować także w futbolu. No bo reprezentacja narodowa jest w tym momencie na czele grupy eliminacyjnej, wyprzedzając Danię, Portugalię i - co dla Albańczyków chyba najważniejsze - Serbię.
To właśnie z Serbami piłkarze lidera grupy I kwalifikacji do mistrzostw Europy we Francji zmierzą się dzisiaj w meczu tysiąca podtekstów. To Albania bowiem była jednym z pierwszych państw, które uznały niepodległość Kosowa. Od tego czasu Serbowie odmawiają bezpośrednich kontaktów z Republiką Kosowa, którego 92 procent ludności stanowią Albańczycy. Zapobiegawczo postanowiono, że na spotkanie w Serbii nie będą mogli się udać kibice z Albanii. Ale i bez nich reprezentacja powinna znów sprawić papierowemu faworytowi mnóstwo problemów. Ostatnimi czasy wychodzi im to lepiej niż kiedykolwiek.