Kolejny strzał w stopę PZPN? Koniec trenerskiej karuzeli

2014-08-26 23:34:01; Aktualizacja: 10 lat temu
Kolejny strzał w stopę PZPN? Koniec trenerskiej karuzeli Fot. Transfery.info
Maciej Wdowiarski
Maciej Wdowiarski Źródło: Transfery.info

Mariusz Rumak został nie tak dawno zwolniony z Lecha Poznań, ale szybko znalazł sobie pocieszenie w ramionach Radosława Osucha, który zaoferował mu objęcie stanowiska trenera Zawiszy Bydgoszcz. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie… przepisy.

Według doniesień różnych źródeł Rumak dogadał się z już z szefem Zawiszy w sprawie indywidualnego kontraktu i na dniach ma zostać trenerem Bydgoszczan. To kolejny przypadek w naszej Ekstraklasie, gdy trener tuż po rozstaniu z poprzednim klubem znajduje nowego pracodawcę.

Absolutnym rekordzistą w tej materii jest Michał Probierz. Jego kariera trenerska trwa zaledwie od 2005 roku, a w tym czasie zdążył być szkoleniowcem ośmiu zespołów (niektórych po dwa razy). Pierwszy przypadek, gdy Probierz w tej samej rundzie rozgrywek objął stanowisko w innym klubie Ekstraklasy, miał miejsce w 2007 roku. Wówczas został zwolniony z Widzewa Łódź, by kilka tygodni później zostać trenerem Polonii Bytom. Tam też jednak nie zabawił za długo, bowiem jeszcze przed końcem sezonu 2007/2008 objął stery Jagiellonii Białystok. Analogiczna sytuacja jak w 2007 roku miała miejsce 4 lata później. Wówczas to Probierz zrezygnował z trenowania Wisły Kraków, by nieco ponad miesiąc później zostać szkoleniowcem GKS-u Bełchatów. Podobna kombinacja wydarzyła się w 2014 roku. Wtedy to z kolei zwolniono go z Lechii Gdańsk, ale już po kilkunastu dniach znalazł ciepłą posadę w dobrze sobie znanej Jagiellonii.

W zeszłym sezonie jeszcze dwukrotnie byliśmy świadkami takich sytuacji. Pierwszy raz, gdy po dwóch ligowych kolejkach z Koroną pożegnał się Leszek Ojrzyński, a chwilę później prowadził już treningi Podbeskidzia. Drugi raz, gdy z Białegostoku odszedł Piotr Stokowiec, by niedługo potem zostać zatrudnionym w Zagłębiu Lubin.

PZPN mówi stanowcze DOŚĆ takim roszadom. Przed obecnym sezonem uchwalono przepis, w myśl którego trener nie może prowadzić więcej niż jednego zespołu w trakcie trwania rundy rozgrywek. Oznacza to więc, że wszelkie transfery szkoleniowców będą odbywać się na podobnej zasadzie, jak piłkarzy – tylko w określonych terminach – a w tym wypadku są to okresy pomiędzy poszczególnymi rundami. Dotychczasowe przepisy także oficjalnie zabraniały takich roszad, ale było o wiele więcej luk, jakie zainteresowane kluby mogły wykorzystać. Chodziło między innymi o to, że w trakcie tej samej rundy można było zatrudnić trenera, który rozstał się ze swoim poprzednim pracodawcą za porozumieniem stron. Teraz przepisy są o wiele bardziej rygorystyczne i takiej luki już nie ma.

Oznacza to więc, że oficjalnie Rumak nie będzie mógł objąć stanowiska szkoleniowca Zawiszy. No właśnie, OFICJALNIE. Nieoficjalnie będzie mógł jednak trenować zespół, z tym, że w tajemnicy, za tzw. zamkniętymi drzwiami. Podobnie jak robił to swego czasu Robert Warzycha, który nie miał uprawnień, by prowadzić Górnika Zabrze w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jako oficjalny trener zabrzan figurował wówczas Józef Dankowski, co nie przeszkadzało Warzysze prowadzić treningów. W Zawiszy mogą obejść ten przepis podobnie, i zaproponować Rumakowi np. stanowisko dyrektora sportowego. Wówczas do stycznia oficjalnie sprawowałby tę funkcję, a potem bez żadnych przeciwwskazań mógłby prowadzić zespół.

Jaki cel ma PZPN we wprowadzaniu nowych, rygorystycznych przepisów? Szefom związku oraz pomysłodawcom zmian chodzi zapewne o to, by trenerzy pracowali w klubach dłużej, by nie było tak wielu zmian, by w Ekstraklasie zapanował względny porządek, a nie ciągły chaos związany z zatrudnianiem kolejnych i kolejnych szkoleniowców. Ale karuzela trenerska w polskiej lidze trwała, trwa, i będzie trwać, bo prezesi klubów są zwyczajnie niecierpliwi (więcej TUTAJ). Kolejne korekty regulaminu tego nie zmienią, bo mentalności nie da się zamknąć żadnymi ramami prawnymi. Dlatego trenerzy i tak będą zwalniani, bo dlaczego szefowie mieliby czekać? Są dwa efekty, które może wywołać ten przepis, ale oba są skutkami ubocznymi i zapewne nie o takie zmiany PZPN-owi chodziło. Po pierwsze zakaz ten będzie powodował wzrost importu trenerów zagranicznych, z czym walczy się u nas od lat. Po drugie kluby oraz ich prawnicy nauczą się, jak być sprytnym i omijać niewygodne zapisy. I w ten sposób będą powstawać kolejne fikcyjne stanowiska tylko na potrzeby tego, by nieoficjalny trener miał oficjalną przykrywkę.

Na pierwszy rzut oka ten przepis ma sens, bo takie sytuacje jak ta z Probierzem w roli głównej to istne kuriozum, które nie powinno mieć miejsca w takiej bądź co bądź poważnej i profesjonalnej lidze. Jednak gdy się lepiej przyjrzeć, PZPN lekko strzela sobie w stopę, może nie karabinem, ale małym pistoletem na pewno. Pytanie tylko kiedy w związku to zauważą.