Trenerska karuzela

2014-05-10 15:29:56; Aktualizacja: 10 lat temu
Trenerska karuzela Fot. Transfery.info
Maciej Wdowiarski
Maciej Wdowiarski Źródło: Transfery.info

Trenerska karuzela w ostatnich latach kręci się coraz szybciej. I nie tylko w Polsce. Ci, którzy nie wytrzymują prędkości, spadają z niej już nawet po kilka obrotach.

Choć pod względem czysto piłkarskim jesteśmy futbolowym zaściankiem, to w kwestii częstotliwości zmian trenerskich w polskich klubach znajdujemy się z pewnością w czołówce krajów Europy. Kilka dni temu zwolniony został najdłużej pracujący trener w ekstraklasie – Marcin Brosz. Na stanowisku szkoleniowca Piasta Gliwice przepracował 1421 dni. Jeszcze na początku obecnych rozgrywek „Piastunki” grały w eliminacjach do Ligi Europy, z którymi pożegnały już po pierwszym dwumeczu. Działacze zespołu z Gliwic szybko stracili cierpliwość do Brosza, który został bez skrupułów zwolniony w 11 miesięcy po historycznym sukcesie zespołu, czyli zajęciu czwartego miejsca w tabeli T-Mobile Ekstraklasy.

Ruch działaczy Piasta można zrozumieć z tego względu, że faktycznie nie można zatrudniać kogoś za zasługi. Ale poprzedni sezon pokazał, że Brosz wcale nie jest słabym trenerem, skoro z beniaminka zrobił czwartą siłę ekstraklasy.  Cała sytuacja udowodniła więc, że osoby inwestujące w polskie kluby i piłkę nie mają cierpliwości. Naczelnym przykładem był Józef Wojciechowski, który trenerów Polonii zmieniał jak rękawiczki i chyba nikt nie żałuje, że tego pana w światku piłkarskim od pewnego czasu już nie ma.

Czasem zmiany trenerskie zależą od działaczy, czasem od samych trenerów. Tu z kolei można powołać się na Michała Probierza, który zdaniem wszystkich fachowców jest znakomitym szkoleniowcem, ale od 2011 roku pracował aż w sześciu klubach. Czy to kwestia jego w rzeczywistości marnych umiejętności, czy może faktu, że jest dla działaczy „niewygodny” – tego do końca nie wiadomo. Przyznać jednak trzeba, że zatrudnienie Probierza w jakimkolwiek klubie Ekstraklasy zapewni bezstronnym fanom wiele zabawy i powodów do kpin.

Ekstraklasowy ranking trenerów z najdłuższym stażem (brano pod uwagę tylko tych, którzy przepracowali min. sto dni):

W powyższym zestawieniu nie znalazło się miejsca dla kilku trenerów pracujących w swoich klubach poniżej stu dni: Tadeusza Pawłowskiego (Śląsk), Roberta Warzychy (Górnik), Ricardo Moniza (Lechia) oraz Michała Probierza (Jagiellonia)

Obecnie najdłużej pracującym trenerem Ekstraklasy jest Mariusz Rumak. „Wyrzucany” przez media wielokrotnie nadal twardo trzyma się swojego stołka. Lech Poznań jest ciekawym przykładem na to, że można okazać cierpliwość nawet w obliczu braku sukcesów. A jak to jest z innymi zespołami z szeroko pojętej czołówki? Legia rozstała się z Janem Urbanem po 1,5 roku, bowiem „nie znaleziono wspólnej wizji rozwoju drużyny”. Nie znaleziono jej mimo Mistrzostwa, Pucharu Polski oraz pozycji lidera, jaką piastowała Legia w momencie opuszczenia stanowiska przez Urbana. Z drużyn znajdujących się obecnie w grupie mistrzowskiej Ekstraklasy poza Rumakiem jest jeszcze dwóch trenerów pracujących ponad rok – Dariusz Wdowczyk (Pogoń) oraz Ryszard Tarasiewicz (Zawisza). Oba przykłady pokazują, że cierpliwość popłaca, bo przed sezonem ani jednej ani drugiej drużyny nie postrzegano jako kandydata do europejskich pucharów (teraz obie mają na to spore szanse).

Poniższy wykres przedstawia trenerów, którzy pożegnali się ze swoimi posadami w obecnym sezonie 2013/2014. Liczby przy nazwiskach pokazują ilość przepracowanych dni przez każdego ze szkoleniowców.

Narzekamy na naszą szarą, polską rzeczywistość, a jak jest na niedoścignionym Zachodzie? Ostatnie lata pokazują, że w wielu klubach tendencja się zmienia. Coraz mniej cierpliwości mają właściciele największych klubów, którzy już po sezonie czy kilku miesiącach niepowodzeń zwalniają trenerów swoich klubów. Utopią wydaje się sytuacja jak przed blisko trzydziestu laty, gdy stanowisko szkoleniowca Manchesteru United obejmował sir Alex Ferguson. Szkot w swoim pierwszym sezonie na ławce Czerwonych Diabłów zajął w lidze… jedenaste miejsce. Pierwsze trofeum mistrzowskie przyszło natomiast dopiero po sześciu sezonach. Zwolniony w kwietniu tego roku David Moyes zostawił Manchester na siódmej lokacie. Kto wie, jeśli dostałby szansę trenować zespół dłużej, może nawet przebiłby osiągnięcia „Fergiego”? Moyes na Old Trafford przepracował 295 dni. Dałoby mu to siódme miejsce pośród trenerów polskiej ekstraklasy z najdłuższym stażem. Czy na tym tle naprawdę wypadamy tak źle? Trenerska karuzela przyspiesza też w Barcelonie. Specyfika tego klubu, styl gry, jakiemu oddani są kibice i włodarze, wielkie oczekiwania – to wszystko powoduje, że wielu trenerów nie sprawdziło się na stanowisku w „Barcy”. Chociażby Gerardo Martino, który po sezonie najpewniej opuści stolicę Katalonii. W Barcelonie wszystko jest albo czarne, albo białe. Wygrywasz ligę/Ligę Mistrzów – zostajesz (Copa del Rey jest traktowany raczej jako trofeum pocieszenia, rzadko bywa więc dla najmocniejszych klubów uznawane jako wielki sukces). Nie zdobywasz trofeum – wylatujesz z karuzeli. 

Miło się obserwuje, gdy cierpliwość działaczy i kibiców przynosi efekty. Przykłady? Diego Simeone i Brendan Rodgers. Pierwszy z nich pracuje w zespole od 2011 roku, drugi od 2012. Obaj, mimo początkowych niepowodzeń (w pierwszych sezonach pracy obu szkoleniowców Atlético zajęło piąte miejsce, Liverpool siódme) dostali czas i zaufanie a teraz można zbierać owoce takiego działania. Całkowicie skrajnym przypadkiem jest Arsène Wenger, obecnie najdłużej piastujący swoje stanowisko menadżer w Europie (blisko 18 lat – od 1996 roku). Choć w Londynie czekają na jakiekolwiek trofeum od dziewięciu sezonów, to francuski szkoleniowiec ma bezgraniczne zaufanie działaczy „Kanonierów”, którzy puszczają mu płazem wszelkie niepowodzenia. I aż trudno sobie wyobrazić, jak wielka będzie radość obu stron w przypadku kolejnego sukcesu.

Wyścig szczurów, parcie na sukces, czy może zwyczajna niecierpliwość? W europejskiej piłce w ostatnich latach nie ma miejsca na potknięcia. Tendencja powoli się zmienia i niebezpiecznie zbliża się do polskich standardów. Coraz częściej – nawet w tych największych klubach – obowiązuje prawo dżungli, gdzie tylko zwycięzca uchodzi z życiem. Trenerska karuzela przyspiesza, ale dzięki temu z jeszcze większą przyjemnością obserwuje się kluby, w których cierpliwość popłaciła.