Kun napędowy. Gdyńskie skrzydła: reaktywacja

2017-07-08 16:07:31; Aktualizacja: 7 lat temu
Kun napędowy. Gdyńskie skrzydła: reaktywacja
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Chociaż miarodajność i Superpuchar nie idą ze sobą w parze, to gdzieś tam tli się nadzieja, że przynajmniej jeden sektor został poddany terapii. Szokowej, może nawet nie obeszło się bez defibrylatora.

Dodatkowy silnik

Początek meczu, ruch na skrzydle. Dokładność i tempo nie wchodzą sobie w drogę, można nawet powiedzieć, że są w stanie ze sobą żyć. Kun trzyma się bardzo blisko Zbozienia, razem zdobywają teren. Już za chwilę nowy zacznie ścinać do środka i nadawać odpowiedni rytm wymienności pozycji.

W tym momencie trudno powiedzieć, czy to zasługa finałów, Warszawy, a może w ogóle mieszanka tych dwóch elementów doprawiona jakością, która uaktywnia się pod wpływem bodźca. Niewątpliwie jest nim stawka. Arkowcy zepchnięci do roli outsiderów potrafią w ciągu kilku chwil urosnąć do rangi gladiatorów nieczułych na strach. Nie jest istotne, kto staje po przeciwnej strony barykady: bez wahania podejmują rękawicę. Wszak mają po swojej stronie magię pucharów, do której ochoczo podłączyli się debiutanci.

Patrząc na kartkę ze składem można było odnieść wrażenie, że to wszystko nie ma prawa funkcjonować. Środek niegrzeszący kreatywnością, odmienione skrzydła, które przecież nie miały czasu zgrać się z resztą drużyny. Wszystko na opak. Zamiast niedokładności i kopania się po głowach, Arka zepchnięta do głębokiej defensywy potrafiła się postawić, nawet w pewnym stopniu odgryźć.

Trener Ojrzyński nie chciał, żeby jego podopieczni otworzyli się przed legionistami, obnażając swoje słabości. Chciał, żeby zostawiali im jak najmniej miejsca. Wyobrażam sobie, że zminimalizowanie ryzyka straty i ograniczenie pola gry były obrane za punkt honoru i zakreślone na czerwone. Wyszło całkiem nieźle. Istotną rolę odegrał Kun, który trzymał się bardzo blisko Zbozienia, będąc zawsze w gotowości na podanie zwrotne. To tak na początku. Taka gra na małej powierzchni wyglądała naprawdę obiecująco – Arka zdobywała teren i przede wszystkim nie była czytelna. Tutaj ponownie ukłon w stronę 22-latka, który zdecydowanie się nie oszczędzał. Pomocnik po zagraniu chciał jak najszybciej odzyskać piłkę. Pokazywał się, wychodził na czystą pozycję, wymuszał wyjście  na obieg. Już sam ruch był bardzo charakterystyczny. Kun śledził futbolówkę, kontrolował położenie swoich kolegów i wykorzystywał ten jedyny moment na urwanie się spod czujnego oka przeciwnika. Zresztą, może nawet nie tak czujnego, bowiem wielokrotnie udawało mu się urwać flanką bez żadnego krycia. Dynamiczne skrzydła stały się podstawą organizacji ataku. W nich Arka upatrywała swojej szansy.

Równomierne rozłożenie ciężaru gry było czymś zupełnie nowym. Arka nie przechylała się na jedną stronę będąc przy tym niesamowicie powtarzalną, a z powodzeniem zmieniała sektor rozegrania. Tych akcji nie było jakoś dużo, znacznie częściej trzeba było wracać do ścisłej obrony i bunkrować szesnastkę. Tylko, że właśnie ta płynność przechodzenia z defensywy do ataku wyglądała naprawdę nieźle.

Dobry prognostyk

Chciałabym w przyszłości zobaczyć rotację w obrębie ofensywy ułożoną typowo pod jednego ze skrzydłowych. Nieważne, czy szkoleniowiec obierze sobie za centralny punkt Piesia, czy Kuna – istnieje szansa, że to wypali.

Żaden z nich nie wykazywał jakiegoś szczególnego przywiązania do pozycji. 22-latek z powodzeniem ścinał do środka, a wówczas jego miejsce zajmował Siemaszko, ewentualnie pojawiało się wsparcie ze strony Marcusa. Była w tym płynność, której tak bardzo brakowało Arce w zeszłym sezonie. W 19. minucie właśnie w ten sposób, takim prostym manewrem, gdynianie zawiązali naprawdę świetną kontrę. Legioniści nie byli przygotowani na to, że skrzydłowy w kilku ruchach zajmie miejsce w środku, a w jego miejscu równie szybko pojawi się ktoś inny. Przyspieszenie Kuna było bardzo przydatne. Zresztą, to właśnie on ściągnął na siebie Pazdana przy akcji bramkowej i w ciągu zaledwie 25 minut wywalczył dwa faule. Inaczej trudno było go zatrzymać.

Taki wariant taktyczny mógłby mieć rację bytu choćby przez wzgląd na ogromne wyczucie 22-latka. Pomimo bardzo krótkiego stażu w drużynie, nie ma najmniejszych problemów z komunikacją. Wie, kiedy powinien ściąć do środka, a kiedy lepiej trzymać się w bocznym sektorze boiska. Bazuje na odczytywaniu zamiarów przeciwnika. W jednej chwili ocenia sytuację i jest w stanie bardzo szybko zareagować. W starciu z Legią raczej się nie mylił, podejmował tylko dobre decyzje. Nawet kilkakrotnie pokusił się o prostopadłe podania, co również wytrąciło z równowagi przeciwnika. Widzi dużo, ale i sam bardzo ciężko pracuje na boisku – nieustannie poszukuje dobrej pozycji, chce dać kolegom więcej możliwości zagrania. Co najciekawsze, pod wpływem jego dynamiki i równomiernie rozłożonego ciężaru na przeciwległej flance, pozostali gdynianie też czuli się zmotywowani do znacznie większego wysiłku. Jeszcze w samej końcówce meczu, gdy wydawało się, że nawet Kun spuścił z tonu, to właśnie on zdobył się na rozpaczliwy rajd środkiem. Odebrał piłkę, przerwał groźną akcję legionistów i być może ocalił swoją drużynę.

Trener Ojrzyński przyłożył defibrylatorem na skrzydła, ale chyba za bardzo podkręcił moc, bo wszyscy jego podopieczni prezentowali się znacznie lepiej niż jeszcze kilka(naście) tygodni temu. Wystarczyło spojrzeć na Steinborsa, któremu nagle skrócił się czas reakcji. Linia obrony nadal popełniała proste błędy, ale w najbardziej newralgicznym momencie potrafiła stanąć na wysokości zadania. Trochę w tym magii, ale któż powiedział, że nie można posiąść jej arkanów?