Legia Warszawa. Paka na mistrza?

2013-02-20 13:23:03; Aktualizacja: 11 lat temu
Legia Warszawa. Paka na mistrza? Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Okno transferowe w Polsce kończy się 28 lutego. Ligowi analitycy już zacierają ręce przed okresem podsumowań. Wkraczamy w rundę wiosenną T-Mobile Ekstraklasy, a więc ostatnia prostą do zdobycia Mistrzostwa Polski dla jednego z ligowców.

Postaramy się odpowiedzieć na pytanie, kto ligowe zmagania zakończy na szczycie tabeli i dlaczego będzie to Legia Warszawa.

Rok 2012 Legia zakończyła z 33 punktami w 15 meczach ligowych. 4 punkty za plecami lidera czai się Lech Poznań, oczko do Poznaniaków traci rujnowana przez swojego prezesa Polonia Warszawa. Nie trzeba posiadać wybitnych zdolności profetycznych, aby dojść do wniosku, iż o końcowy triumf będą walczyć dwaj odwieczni rywale: Niebiescy z Poznania i Czerwono-Biało-Zieloni z Warszawy. Pomimo transferowego napinania muskułów ze strony jednych i drugich, to właśnie „Wojskowi” powinni „żółtą koszulkę lidera” utrzymać do samego finiszu. Dlaczego? Zobaczcie sami.

Byłoby niedorzeczne, gdybym jako argument przedstawił te marne 4 punkciki przewagi na Lechem. Taką ilość Legioniści stracą zapewne w jakichś niecodziennych okolicznościach z zespołami pokroju Podbeskidzia czy Piasta Gliwice. Całe szczęście, w obecnych rozgrywkach takowych „baboli” zdarzyło się niewiele. Przegrana na Ł3 z przeciętną do bólu Jagiellonią to jedyna większa rysa na wizerunku Warszawian w sezonie 2012/13. Wyjazdowy klops ze słabym, lecz bądź co bądź obecnym mistrzem kraju, Śląskiem Wrocław mógł się przytrafić. Tym bardziej, że we wspomnianej potyczce zawodnicy z „Elką” na piersi na zwycięstwo nie zasłużyli. Najskuteczniejsza ofensywa w lidze spowodowała w znacznej mierze sytuację, że aktualnie to Legię gonią, a nie odwrotnie. Gole w końcówkach i zdobywanie punktów „rzutem na taśmę” to wynik grania do końca, waleczności, powiedzą optymiści. Dobrze poinformowani optymiści, bez trudu dostrzegą, że takową nerwówkę stołeczni piłkarze fundują sobie i kibicom na własne życzenie. Tak, tak. Z takim potencjałem i momentami porywającą grą wcale nie trzeba się męczyć. Wystarczy być skoncentrowanym od pierwszej minuty. A nie od 60.

Zastanawiam się czy ten zespół mentalnie dorósł do mistrzostwa. Że sportowo tak, nie podlega żadnej dyskusji. Jednak taka niefrasobliwość i męczarnie z beniaminkami czy outsiderami spowodowana jest przez zwyczajne lekceważenie rywala. A to już dowód psychicznej niedojrzałości. I między innymi to zgubiło Legię w poprzednim sezonie.
Wiele meczy wygrywa się w szatni. Odpowiednia mobilizacja i koncentracja to zadanie trenera. Trenera, którego zawodnicy słuchają. Poprzedni szkoleniowiec z Łazienkowskiej miał w szatni posłuch porównywalny do przewodniczącego samorządu klasowego w gimnazjum. Żaden. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
A propos trenera. Kiedy w sierpniu ogłoszono, że Jan Urban wraca na ławkę trenerską Legionistów, straciłem wiarę w ten klub. „Jeszcze tylko czekajmy na powrót Mikela Arruabarreny i Inakiego Descargi i będzie jak dawniej”. Czyli bez jakości. Dzisiaj, cieszy mnie fakt, że kompletnie nie miałem racji. Urban podszedł do pracy rzetelnie, fachowo i z jasno określonym celem. Nie ustawia zespołu ultra defensywnie (to w sumie logiczne, skoro sam był napastnikiem), konsekwentnie wprowadza do drużyny młodych, a kopaczami pokroju Marco Sulera nawet nie zawraca sobie głowy. „Człowiek uczy się całe życie”, zgodnie z tym porzekadłem trener Urban wyciągnął wnioski ze swojej przygody z warszawskim klubem z lat 2007-2010 i teraz ta nauka procentuje. Przewaga Legionistów nad resztą stawki widoczna jest już na ławce trenerskiej. Lepszym szkoleniowcem może pochwalić się chyba jedynie Górnik Zabrze.

Na boisku sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Najlepszy bramkarz w lidze, któremu jedynie niepewnie grająca obrona nie pozwala śrubować kolejnych rekordów skuteczności. To dzięki niemu Legia straciła 14 goli w 15 meczach. Strach pomyśleć, jak wyglądałby ten dorobek, gdyby między słupkami stał najbardziej chybiony transfer ostatnich lat na Ł3 -  Marijan Antolović.

W zeszłym sezonie Legia miała najskuteczniejszą defensywę. I mistrzostwa nie zdobyła, a kibice przeklinali piłkarzy, gdy większość spotkań kończyła się po jednym trafieniu, lub znienawidzonym 0:0. Teraz CWKS gra niefrasobliwie z tyłu, ale bardzo skutecznie w ofensywie. Dużo strzela, głupio traci. Irytuje, gdy trzeba gonić wynik przez irracjonalną stratę. Lepsza dyscyplina i koncentracja zaoszczędziłaby niepotrzebnych nerwów kibicom. A trzeba o nich dbać, a nie skracać żywot. Transfery Brzyskiego i Jodłowca zaostrzą konkurencję w defensywie. To powinno zaprocentować. W tej formacji nie ma miejsca na indywidualności. To ma być bezbłędnie funkcjonujący monolit.
W linii pomocy jest ciekawie. Loty niestety obniżył Ivica Vrdoljak, furorę zaś robi młody Kosecki. Środkowi Furman i Łukasik przebojem wdarli się do pierwszego zespołu. Grają bez kompleksów, imponując boiskową dojrzałością. Jest Jorge Salinas, czy perspektywiczny Bereszyński. Trener Urban na brak urodzaju narzekać nie może.
W ataku błyszczy kapryśny Ljuboja. Jest bezsprzecznie najlepszym zawodnikiem w polskiej lidze. Pamiętam doskonale debiut Serba na Łazienkowskiej. Jego umiejętność zastawiania się, przegląd pola, branie na siebie ciężaru rozgrywania, bajeczna, jak na nasze realia, technika, wywoływały zachwyt. Pocieszające i przygnębiające zarazem. Pozytywne, bo wreszcie na polskich boiskach biega nazwisko, które daje jakość. To, że w ostatnich kilku latach grywał we francuskich i niemieckich średniakach i niczym się nie wyróżniał (oprócz fryzury), zaś u nas stał się gwiazdą uwydatniło przepaść między europejską piłką, a naszym bagnem. 14 bramek (10 w lidze) i 3 asysty to jego wkład faktyczny w dorobek Legii. On prawie w ogóle się nie wraca, nie broni, zna swoje zadania. Jeden kontakt z piłką, czy niekonwencjonalne zagranie świadczy o piłkarskiej inteligencji Ljubo. Lepiej mądrze stać, niż głupio biegać. Taki lider jest niezbędny, aby odnieść końcowy triumf. Jest ktoś taki z Lechu?
Wraca Marek Saganowski, przychodzi Dwaliszwili. Siła rażenia „Wojskowych” znacznie przekracza poziom ligi. Szkoda więzadeł Michała Efira, który w sparingach brylował i mógłby stać się odkryciem rundy wiosennej. Jeżeli Miro Radović przypomni sobie jak grał np. w pojedynkach z Rapidem Bukareszt w LE, na Legię będzie się przyjeżdżać po odbiór 3-4 bramek. Mocna ławka rezerwowych to dodatkowy atut. Czego tej drużynie brakuje, pod względem kadrowym?

Kibice. KP Legia Warszawa często borykał się z kibolskimi wybrykami. Setki tysięcy złotych kar nakładane na klub, z drugiej strony bojkot i puste trybuny. Ale relacja na linii klub – kibice to coś nadzwyczajnego. Jedno bez drugiego nie istnieje, nie ma sensu. Po tych słowach zarzuci mi się brak obiektywizmu, ale moim zdaniem NIGDZIE w Polsce nie ma takiej atmosfery jak na trybunach Pepsi Areny na Łazienkowskiej 3. Tak głośnego, fanatycznego i charyzmatycznego dopingu próżno szukać gdzie indziej. Fakt zakończenia protestu Stowarzyszenia Kibiców Legii spowoduje, że „Żyleta” ponownie zapełni się sympatykami wojskowych. Doping tego „12 zawodnika” będzie dodatkową siłą napędową warszawskiego zespołu.

Co warte zaznaczenia, Legia Warszawa ma parcie na Mistrzostwo Polski. Ciśnienie w szatni dawno nie osiągało takiego poziomu. Dwa krajowe Puchary z rzędu nie były nawet pocieszeniem. Oni nie o to grają, to widać. Muszą zdobyć mistrzostwo i odnoszę wrażenie, że wreszcie, całkiem szczerze, pragną tego. Chce im się walczyć, mają determinację, której brakowało dotychczas. Wygwizdywano Legionistów za brak zaangażowania. Teraz maja za zadanie udowodnić, że są najlepsi i zasługują na grę w Legii. Duzi chłopcy muszą umieć sobie radzić z presją, jeżeli są profesjonalistami. Od 2006 roku nie mieli nawet możliwości snucia planów o Lidze Mistrzów. Teraz, zarówno piłkarze jak i działacze ze stolicy powinni czynić kroki w kierunku inwestycji, która się zwróci. I to może szybciej niż się wydaje. Czy się uda, pogadamy za pół roku.

Wszystkie te przypuszczenia zweryfikuje boisko. Pierwsze kolejki po absurdalnie długiej przerwie zimowej nie powiedzą nam absolutnie nic. 2-3 spotkania ligowe, rozgrywki Pucharu Polski pozwolą wejść w meczowy rytm. Dobrze przepracowany okres przygotowawczy, podtrzymanie skuteczności z jesieni i głód sukcesu powinny zapewnić oczekiwane rezultaty. Czyli Mistrzostwo Polski sezonu 2012/2013.