Nie tylko od czarnej roboty: MARTIN BUKATA

2016-05-04 17:50:25; Aktualizacja: 8 lat temu
Nie tylko od czarnej roboty: MARTIN BUKATA Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Wszechobecny, ambitny i zaangażowany w grę swojej drużyny. Szarżuje w ofensywie, by zaraz wspomóc obronę, a w międzyczasie jeszcze zająć się rozegraniem. I choć na pierwszy rzut oka wygląda zwyczajnie, to… drzemie w nim ogromna siła.

Mobilność i niespożyta energia

Piast bywa wyraźnie podzielony na dwa zespoły, które wzajemnie się zazębiają. Jeden jest odpowiedzialny za defensywę, drugi można określić mianem silnie wymiennego ataku. Póki wszystko ze sobą współgra, rywal ma ogromne problemy z utrzymaniem się przy piłce i przedarciem się przez w-miarę-szczelne-zasieki. W tym wszystkim wielką rolę odgrywa Martin Bukata, swoisty łącznik, który jako jeden z nielicznych pojawia się w obu strefach. Nie brakuje mu zapału do tego, żeby w jednej sekundzie wypluć płuca w okolicach ścisłej obrony i za chwilę pognać wyżej, podłączając się do ofensywy.

PIERWSZA POŁOWA

Już sam rozkład podań z pierwszej części spotkania sugeruje, że pomocnik był obecny w niemalże każdym sektorze boiska. Skoncentrował się nie tylko na swoich nominalnych obowiązkach, ale i był odpowiedzialny za płynność akcji drużyny oraz uspokajanie jej gry. Bardzo często miał dużo miejsca, żeby przyjąć futbolówkę, spokojnie ocenić sytuację i przekazać ją dalej. Nie stronił od doskoku do przeciwnika, utrudniał mu utrzymywanie się przy piłce chcąc zmusić do błędu.

To tyle tytułem krótkiego podsumowania, bowiem sama struktura podań nie powie wiele o tym zawodniku. Chodzi o coś więcej. Bukata w początkowych momentach meczu z Pogonią bardzo szybko przenosił się ze swojej środkowej strefy w wyższe sektory boiska pod bramkę Słowika. Podążał za piłką, wychodził do pojedynków w ofensywie, pokazywał się do podania i był ciągle pod grą przy okazji zachowując właściwy stosunek odległości na linii kolega z drużyny-przeciwnik.

Już w 5. minucie było widać, że Bukacie nie brakuje zaangażowania. Momentalnie wydostawał się z bloków startowych (jednocześnie śledząc ruch futbolówki) i wyskakiwał przed przeciwnika.

Nie zawsze udawało mu się odebrać rywalowi piłkę, ale samo zachowanie sprawiało, że jego akcje traciły na płynności i szybkości – w tym czasie Piast był w stanie poukładać swoje szyki, wrócić na pozycje i zminimalizować ryzyko zagrożenia. Właśnie to można określić jako czarną robotę, w której Bukata bardzo dobrze się spisywał. Ważne, żeby zaakcentować, iż nie był to bierny odbiór: owszem, pomocnik doskakiwał do rywala, ale nie zostawał w tamtym miejscu. Wręcz przeciwnie, podążał za akcją, męczył przeciwnika lub ewentualnie dostosowywał się do ruchu całej drużyny. Nie można mu odmówić boiskowej inteligencji – potrafił wyczuć moment, kiedy musi wrócić do ścisłej defensywy (i popisać się świetną interwencją jak w 74. minucie), a kiedy można zaryzykować i udać się w wyższe sektory boiska. Wnioski wyciągał z gry i przesunięcia formacji w danym fragmencie spotkania. Nie miałoby to racji bytu bez ogromnej ruchliwości. Bukatę trudno było przyłapać na truchcie, czy biernym oczekiwaniu na futbolówkę. To także od niego zależała regulacja tempa akcji (zwłaszcza w drugiej części spotkania).

Realna dokładność podań, a co za tym idzie cała skuteczność Bukaty, stała jednak na znacznie wyższym poziomie w środkowej strefie. Rzadkie próby dośrodkowań raczej nie znajdowały adresata, a w ataku nie był zbyt często uruchamiany. Co prawda podłączał się do ofensywy, ale bardziej chodziło o zwiększenie przewagi liczebnej (wszak, miał u boku dobrze dysponowanych Ziveca, Barisicia i Nespora).

Pomocnik pokazuje się do podania i ściąga na siebie uwagę dwóch przeciwników tak, że koledzy z drużyny mają kilka możliwości rozegrania.

Jego ustawienie umożliwiło asystę Pietrowskiemu. To właśnie Bukata znalazł się w gąszczu defensywy przeciwnika. Nie udało mu się wyłuskać futbolówki, ale szczęśliwie wypadła ona poza pole karne i trafiła pod nogi byłego lechisty. Przy okazji obrona „Portowców” skoncentrowała się na odbiorze piłki pomocnikowi.

Warto jednak zwrócić uwagę na samą jego reakcję na różne wydarzenia boiskowe na całej długości boiska. W zależności od tego, co się działo, Bukata był w stanie dostosować swoje zadania.

Spokój i chłodna kalkulacja. Bukata wchodził między obrońców, odbierał od nich piłkę i zarządzał nią w środku pola. Po zagraniu natychmiast przesuwał się wyżej.

W obliczu zagrożenia pomocnik potrafił cofnąć się do linii obrony i pomóc w oddaleniu zagrożenia. Nie szczędził płuc – po prostu uznawał to za misję poboczną, którą i tak warto zrealizować. I to nie ze względu na bonusy, a z czystego poczucia obowiązku.

Potencjał w rozegraniu

Druga połowa w wykonaniu Słowaka pokazała, że równie dobrze jak w pracy na całej długości boiska, spisuje się w rozegraniu w ścisłym tego słowa znaczeniu. Celował w działaniach w środku pola. Odbiory, przecinanie podań, krótkie kontakty z futbolówką – to wszystko złożyło się na jego bardzo dobre zawody.

 Kluczowym do zrozumienia mechanizmów kierujących Bukatą jest nie sama analiza struktury podań, a jego gra bez piłki i ruch do niej. Pomocnik nie czeka aż reszta drużyny pójdzie za akcją. On sam pracuje na te sytuacje. Szuka sobie miejsca, urywając się przeciwnikowi, stara się ułatwić koledze z drużyny uruchomienie go podaniem.

Był to jednak zgoła inny typ inteligencji niż w pierwszej połowie, gdy np. wyrywał się do przodu, czy próbował przenieść ciężar gry na przeciwległą flankę (podanie było niecelne, ale sama próba zasługuje na uwagę). Teraz Bukata stał się istną siatką blokującą, która przy okazji miała wszczepioną sztuczną inteligencję i potrafiła podejmować właściwe decyzje boiskowe. A więc: odbiór, krótkie podania napędzające boczne sektory i przejście wyżej, w okolice „szesnastki”. Powtórz.

DRUGA POŁOWA

Szybko, stale pod grą i tak naprawdę… prawie ciągle w strefie ofensywnej. Bukata stał się bardzo przydatny w ataku, bowiem był jednocześnie odpowiedzialny za napędzanie akcji swojej ekipy oraz utrzymywanie piłki na połowie przeciwnika. Miał nawet dłuższy moment, gdy był w stanie tak wyskoczyć przed rywala, że ten nie mógł zabrać się z futbolówką. W efekcie, akcje Pogoni paliły na panewce.

Pomocnik idealnie wpisał się w schemat gliwiczan, którzy coraz odważniej rozgrywali na flance – Bukata pokazywał się do podania i przekazywał je dalej. Bardzo istotne, że zwykle udało mu się wywalczyć dużo wolnej przestrzeni.

Rywal nie był jednak pozbawiony umiejętności umożliwiającej mu szybką ocenę sytuacji. Bukata od początku stanowił zagrożenie, więc bardzo często był obstawiany, co wymuszało na nim grę tyłem do bramki pod ciągłą presją. Dobry przykład takiej pewności dał w 62. minucie, gdy dwójka „Portowców” usiadła mu na plecach, a on… i tak nic sobie z tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie, radził sobie całkiem nieźle z taką presją – potrafił poholować futbolówkę, utrzymać ją blisko przy nodze i przekazać do lepiej ustawionego kolegi. Rzadko kiedy brakowało mu jakości w tym elemencie.

Jego prostopadłe podania w środkowej strefie napędzały akcje Piasta, regulował ich tempo, ale i bardzo chętnie podłączał się do ofensywy. Mając więcej miejsca był w stanie naprawdę przysłużyć się drużynie w ataku - co prawda, tak jak to miało miejsce w pierwszej połowie, zbyt często nie był uruchamiany. A szkoda, bo niejednokrotnie był dobrze ustawiony i jego koledzy mogli pokusić się o lepsze decyzje.

Bukata bez namysłu wyruszył pod pole karne Pogoni, ale jego dobrego ustawienia nie dostrzegł Nespor.

Także w ostatnich fragmentach meczu pomocnik nie stronił od domykania akcji – tym razem wystarczyło wycofać do niego futbolówkę. Miał sporo przestrzeni, żeby ułożyć sobie ją na nodze i precyzyjnie uderzyć.

Choć, trzeba przyznać, że wyregulowany celownik Bukaty jest kwestią dyskusyjną. W całym meczu miał jedną próbę strzału – i „próba” jest tu bardzo adekwatnym określeniem, bowiem piłka poszybowała grubo ponad bramkę. Dośrodkowania również nie należały do jego mocnych stron: w pierwszej części spotkanie przeleciało przez całą długość pola karnego, a w drugiej tylko raz udało mu się dobrze obsłużyć kolegę. W 63. minucie poszarżował flanką i skutecznie przeniósł ciężar gry swojej ekipy.

Warto również zwrócić uwagę na zachowanie Bukaty w obliczu stałych fragmentów. Z uwagi na swoje gabaryty (175/69) nie wbiega w pole karne wyskakując do pojedynków główkowych (zresztą, w całym meczu wdał się tylko w dwa – jeden przegrał, drugi wygrał i jeszcze celnie podał), a zostaje na zebraniu piłki niezależnie od tego, w którą stronę idzie akcja. W razie czego jest w stanie albo szybko wyjść z kontrą, albo pochwycić futbolówkę, która nieopatrznie chce wylecieć z pola karnego.

Takie ustawienie umożliwia szybkie zawiązanie akcji przez Piasta.

Odwaga i pewność siebie

W pewnym momencie Bukata stał się jednym z najbardziej przydatnych i aktywnych zawodników Latala na boisku. Nie dość, że był najlepiej zorganizowany jeśli chodzi o grę (nie odpuszczał swoich nominalnych obowiązków, ale i dawał nową jakość), to jeszcze jego odbiory pozwalały gliwiczanom szybsze przeniesienie ciężaru gry pod bramkę przeciwnika.

Młody Słowak wykazuje się ogromną inteligencją na boisku. Może jego robota nie jest zauważalna na pierwszy rzut oka – no bo kto koncentruje się na odbiorach i krótkich podaniach – ale właśnie samym balansem ciała jest w stanie upłynnić grę swojej drużyny. Wie co zrobić z futbolówką, dobrze czyta ruchy przeciwnika, nie boi się poruszać z rywalem na plecach, a przy okazji notuje bardzo dobre powroty. Piłkę trzyma blisko i sam nie stroni od doskoku do przeciwnika. I analogicznie, nie ma oporów by gnać w drugą stronę i wspomóc zespół w ataku.

Szeliga mógł uruchomić Bukatę prostopadłym podaniem, co otworzyłoby mu prostą drogę do bramki Słowika.

Bukata nie może jednak spocząć na laurach. Chociaż młody Słowak ma ogromny potencjał, ciężko pracuje na boisku i nigdy nie można odmówić mu zaangażowania (nieważne, w którym sektorze boiska aktualnie się znajduje), to czasami ma problemy na poziomie jakościowym. Kiedy już uda mu się dobrać do defensywy przeciwnika, traci chłodną głowę i jego podania stają się niecelne, nie mówiąc już o próbach strzałów na bramkę. W pewnym sensie był także odpowiedzialny za groźną sytuację Murawskiego z 90. minuty.

Pomocnik usiłował wygrać pojedynek główkowy z doświadczonym reprezentantem Polski, ale nie zdołał wyskoczyć ponad niego i uniemożliwić strzał. Ostatecznie skończyło się na strachu (piłka obiła poprzeczkę), ale mogło to kosztować utratę gola. Fakt, że Bukata nie dysponuje pokaźnymi gabarytami zadziałał na jego korzyść.

Zauważalna była jednak ogromna różnica pomiędzy jego grą w pierwszej i drugiej połowie. Na początku przeważały długie podania, mające na celu szybkie rozegranie i zaskoczenie defensywy przeciwnika podczas, a w drugiej brał czynny udział w rozmontowywaniu obrony na małej powierzchni (wówczas było go znacznie mniej w obronie). Wszystko wynikało z taktyki Piasta na to spotkanie, w którą Bukata bardzo konkretnie się wkleił. Sama próba przerzutu z 39. minuty mówi dużo o jego usposobieniu: usiłował przenieść ciężar gry, wiedział, że w jakiś sposób musi się dać zaskoczyć rywala.  To wszystko świadczy o nim bardzo dobrze, bowiem wskazuje na sporą uniwersalność. Ale nie „uniwersalność” pełną bylejakości i bierności. Taką, która dokłada cegiełkę do sukcesów drużyny i pokazuje, że bez większych spadków energetycznych można dostosować się do zmiennych warunków boiskowych.