Pomocna dłoń AS Monaco, futbol inspirowany szkołą Red Bulla i rekordowa sprzedaż. Oto Cercle Brugge, czyli rywal Wisły Kraków

2024-08-19 18:09:04; Aktualizacja: 10 godzin temu
Pomocna dłoń AS Monaco, futbol inspirowany szkołą Red Bulla i rekordowa sprzedaż. Oto Cercle Brugge, czyli rywal Wisły Kraków Fot. Belga/SIPA USA/PressFocus
Norbert Niebudek
Norbert Niebudek Źródło: Transfery.info

Wisła Kraków po wygranym dwumeczu ze Spartakiem Trnawa zameldowała się w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji. Na ostatnim etapie kwalifikacji zdobywcę Pucharu Polski czeka starcie z Cercle Brugge. Czy podopieczni Kazimierza Moskala mają szanse na awans? Jakim zespołem jest Cercle? Jak udało im się zająć czwarte miejsce w poprzednim sezonie belgijskiej ekstraklasy? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w poniższym tekście.

Wisła Kraków po porażce w pierwszym spotkaniu zdołała odwrócić losy dwumeczu ze Spartakiem Trnawa i po emocjonującej serii rzutów karnych wyeliminowała słowacką drużynę. Tym samym „Biała Gwiazda” awansowała do ostatniej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji, a tam jej rywalem będzie Cercle Brugge.

Belgijska drużyna rozpoczęła zmagania na europejskie scenie od drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Europy, pokonując w niej szkockie Kilmarnock (1:1, 1:0). Następnie podopieczni Mirona Muslicia, po beznadziejnym występie w wyjazdowym starciu z Molde, przegrali w Norwegii 0:3, co i tak wydaje się najniższym wymiarem kary. Gdy Cercle podjęło natomiast rękawice w rewanżowej konfrontacji, to jeszcze przed upływem pół godziny gry z boiska po zobaczeniu bezpośredniej czerwonej kartki wyleciał Abu Francis. W tamtym momencie stało się zatem jasne, że szanse zespołu z Brugii na odrobienie strat z pierwszego meczu są bliskie zeru [ostatecznie Cercle wygrało 1:0 po bramce Abdoula Ouatarry - przyp. red]. 

Kiepskich spotkań na starcie bieżącego sezonu Cercle miało jednak więcej. Wystarczy wskazać rywalizację z KVC Westerlo (0:3) czy pojedynek z KV Kortrijk (1:2). Dotychczasowy dorobek „Groen-Zwart” uzupełnia przekonujące zwycięstwo z beniaminkiem K Beerschot VA (4:1) oraz remis z Oud-Heverlee Leuven (1:1).

AS Monaco na ratunek

Miejsce, w jakim obecnie się znajduje, Cercle Brugge zawdzięcza AS Monaco. To właśnie marka z zamożnego Księstwa, będąca własnością rosyjskiego oligarchy Dmitrija Rybołowlewa, którego majątek szacuje się na siedem miliardów euro, co z kolei czyni go jednym z najbogatszych ludzi na całym świcie, od 2017 roku jest w posiadaniu belgijskiego klubu. Pomocna dłoń wyciągnięta przez przedstawiciela francuskiej Ligue 1 w stronę ówczesnego zespołu z zaplecza krajowej ekstraklasy najpierw pozwoliła mu na spłatę zadłużenia i uregulowanie finansów, później na awans do elity, a następnie na ustabilizowanie pozycji oraz stopniowe pięcie się ku górze w rodzimych rozgrywkach. 

AS Monaco wykorzystuje Cercle Brugge jako ośrodek do rozwoju swoich utalentowanych zawodników, którzy w danym momencie nie są w stanie przebić się do pierwszej drużyny. Najświeższy przykład to Paris Brunner. 18-letni środkowy napastnik, król strzelców ubiegłorocznych Mistrzostw Europy U-17, przeniósł się w zeszłym tygodniu w ramach transakcji definitywnej z Borussii Dortmund do AS Monaco i od razu udał się na wypożyczenie do Cercle Brugge, dla którego zadebiutował już przy okazji niedzielnego spotkania przeciwko Oud-Heverlee Leuven. 

Podobnie było z resztą w przypadku Radosława Majeckiego. Dwa sezony wstecz Polak zanotował łącznie 34 występy w barwach Cercle. Po blisko roku spędzonym w Belgii wrócił na Stadion Ludwika II, gdzie bogatszy o doświadczenie zebrane na całkiem niezłym poziomie mógł skutecznie rywalizować o bluzę bramkarską numer jeden.

Futbol inspirowany szkołą Red Bulla

Dla wielu polskich kibiców nazwa Cercle Brugge może być zupełnie obca i nie ma w tym nic dziwnego. W hierarchii rozpoznawalności czy renomy na znacznie wyższych lokatach plasują się między innymi Club Brugge, Anderlecht i Standard Liège. Ponadto od kilku lat o czołowe miejsca w lidze regularnie rywalizują mocne Royal Antwerp FC, KRC Genk, KAA Gent oraz Royale Union Saint-Gilloise. Wbić się pomiędzy te zespoły nie jest tak łatwo. A mimo wszystko Cercle kończyło dwa ostatnie sezony kolejno na pozycji szóstej i czwartej, co było nie lada zaskoczeniem.

Co okazało się kluczem do sukcesu?

Cercle opiera swój futbol na filozofii, która przyświeca klubom spod szyldu Red Bulla - wysoki pressing, duża intensywność, natychmiastowy odbiór piłki po stracie. Podopieczni Mirona Muslicia nie bawią się raczej w koronkowe rozgrywanie akcji od własnej bramki - zamiast tego stawiają na szybkie przeniesie futbolówki pod pole karne przeciwnika, nierzadko uciekając się przy tym do długich zagrań.

Aby to udowodnić, zerknijmy w statystyki z poprzedniego sezonu belgijskiej Jupiler Pro League. Widzimy, że na tle ligowych rywali Cercle to:

  • trzecia najgorsza drużyna pod względem średniego posiadania piłki w meczu - 44,1%
  • zdecydowanie najgorsza drużyna pod względem średniej liczby celności podań - 210,1 - 62,1% (przedostatnie Oud-Heverlee Leuven - 76,1%)
  • najlepsza drużyna pod względem średniej liczby przejęć piłki w meczu
  • druga najlepsza drużyna pod względem średniej liczby odbiór piłki w meczu 
  • najlepsza drużyna pod względem średniej liczby odbiorów futbolówki w trzeciej tercji boiska
  • drużyna z najwyższą średnią liczby popełnionych fauli w meczu


To wszystko sprawia, że zespół dowodzony przez 41-letniego szkoleniowca jest strasznie niewygodny dla swoich rywali, co otwarcie podkreślają poszczególni trenerzy na szczeblu Jupiler Pro League.

Oczywiście, do zaimplementowania takiego stylu gry potrzebni są też odpowiedni wykonawcy. A skoro Cercle wzoruje się w tej materii na szkole Red Bulla, to nic dziwnego, że przed tym sezonem wypożyczyło dwóch zawodników z tamtejszej stajni. Na grunt belgijski trafili Lawrence Agyekum (Red Bull Salzburg) oraz Bruno Gonçalves, znany jako Bruninho (Red Bull Bragantino).

Rekordowa sprzedaż 

Wracając jednak jeszcze myślami do poprzednich rozgrywek, sukces tego mniejszego klubu z Brugii miał wielu ojców. Jednym z nich był Kévin Denkey. 23-letni napastnik o budzącej podziw muskulaturze zdobył aż 27 bramek na przestrzeni 38 występów, czym zapracował sobie na tytuł króla strzelców całej ligi i letni transfer. Choć Togijczyk wciąż przywdziewa barwy Cercle (ba, w niedzielę strzelił nawet gola w starciu z Oud-Heverlee Leuven), to nikt w Belgii, uwzględniając działaczy klubu, nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że zawodnik zmieni środowisko jeszcze przed końcem trwającego miesiąca. Według doniesień „Het Nieuwsblad” zainteresowanie snajperem wykazują takie ekipy, jak Real Sociedad, Lille czy Bayer Leverkusen. Oczekuje się, że czwarta siła zeszłego sezonu ligi belgijskiej zarobi na tej transakcji od 15 do nawet 20 milionów euro, ustanawiając tym samym swój nowy rekord sprzedażowy (obecnie należy on do Ayase Uedy, który latem ubiegłego roku przeniósł się do Feyenoordu Rotterdam za około osiem milionów euro). Kibice Wisły Kraków powinni jednak zadawać sobie pytanie nie „gdzie odejdzie Denkey?”, a „kiedy to się w końcu stanie?”. Do zamknięcia okienka w czołowych ligach europejskich pozostały bowiem niecałe dwa tygodnie. 

Wszystko wskazuje na to, że z Cercle pożegnają się też wkrótce dwaj obrońcy. Jesper Daland, kluczowa postać formacji defensywnej, zdaniem belgijskich źródeł finalizuje przenosiny do Cardiff City. Z tego też względu Norweg nie znalazł się w kadrze meczowej na niedzielne spotkanie z Oud-Heverlee Leuven.

Klub prawdopodobnie opuści również Boris Popović. Serb, podobnie jak Daland, nie zasiadł nawet na ławce rezerwowych „Groen-Zwart” przy okazji wspomnianej wcześniej potyczki.

Osłabieni przez kontuzje

Powodem do zmartwień dla trenera Mirona Muslicia nie są jednak transfery wychodzące ważnych zawodników, a kontuzje. Na ten moment z większymi bądź mniejszymi problemami zdrowotnymi zmagają się: Edgaras Utkus, Hannes van der Bruggen, Malamine Efekele oraz Alama Bayo. Szczególnie absencje pierwszej dwójki to dla Cercle spore osłabienie. Występujący na pozycji środkowego obrońcy Utkus ma pauzować przez dłuższy czas, więc na dwumecz z Wisłą Kraków nie będzie gotowy. Inaczej ma się sytuacja z Hannesem van der Bruggenem. Na czwartkowej konferencji prasowej po potyczce z Molde trener Miron Muslić zdradził, że przerwa w grze 31-letniego pomocnika potrwa od dziesięciu dni do dwóch tygodni. Van der Bruggen jest jedną z pierwszoplanowych postaci zespołu, dlatego w Brugii zrobią zapewne wszystko, aby jak najszybciej wrócił na boisko.

Na tym jednak nie koniec kłopotów belgijskiej drużyny. W 34. minucie niedzielnej rywalizacji z Oud-Heverlee Leuven swój występ zakończył kapitan Thibo Somers (nominalny ofensywny pomocnik). Gdyby okazało się, że problem 25-latka jest poważniejszy, byłoby to kolejne, duże osłabienie rywala Wisły Kraków.

Wisła Kraków musi na nich uważać

Zakładając, że przy okazji pierwszego spotkania w ramach czwartej rundy eliminacji do Ligi Konferencji w szeregach Cercle zabraknie między innymi Jespera Dalanda i Hannesa van der Bruggena, a być może Thibo Somersa, na kogo Wisła musi zwrócić uwagę?

Przede wszystkim pod lupę trafia Kévin Denkey. Pomimo tego, że na początku trwającego sezonu wykazywał się lekką impotencją w zdobywaniu bramek, to wydaje się, że wreszcie na dobre odpalił swoje pistolety, strzelając dwa gole w dwóch poprzednich starciach ligowych. Jednym z jego największych atutów jest gra tyłem do bramki przeciwnika. Pod tym względem przoduje wśród innych napastników belgijskiej Jupiler Pro League.

O sile ofensywnej, nie uwzględniając Thibo Somersa, stanowią również błyskotliwi Felipe Augusto, Alan Minda, Kazeem Olaigbe, Abdoul Ouatarra oraz Bruninho. Na dzień dzisiejszy trudno wytypować, kto z nich znajdzie miejsce w wyjściowej jedenastce na czwartkowe spotkanie przy Reymonta.

Po odejściu Jespera Dalanda większa odpowiedzialność za poczynania w formacji defensywnej Cercle spadnie na barki Christiaana Ravycha. 22-latka wyróżnia umiejętność przewidywania zdarzeń boiskowych, niezła gra w powietrzu i dobry odbiór piłki.

Niełatwe zadanie czeka natomiast Ángela Rodado. Gwiazdor i najlepszy zawodnik Wisły Kraków postara się przechytrzyć świetnie dysponowanego Warlesona. Brazylijski golkiper doskonale spisuje się w grze na linii, a także dysponuje znakomitym refleksem. To dzięki niemu Cercle straciło „tylko” trzy gole w pierwszej konfrontacji z Molde.

„Biała Gwiazda” ma szanse

Choć w oczach wszystkich bukmacherów Cercle wyrasta na faworyta do wygrania tego dwumeczu, to Wiśle absolutnie nie można odbierać szans. Drużyna dowodzona przez Mirona Muslicia ma swoje problemy i podobnie jak krakowianie, też odczuwa trudy łączenia gry na krajowym podwórku z europejskimi pucharami. 

Na korzyść zdobywcy Pucharu Polski przemawia choćby fakt wsparcia ze strony wiernych fanów, którzy do ostatnich miejsc wypełnią Stadion Miejski im. Henryka Reymana i będą z całych sił dopingować swoich ulubieńców. Pod tym kątem Cercle wypada dużo słabiej, bowiem około 30-tysięczny Jan Breydel Stadion, na którym swoje domowe mecze rozgrywa także Club Brugge, przy okazji spotkań „Groen-Zwart” świeci pustkami. Widowisko z wysokości trybun ogląda raptem parę tysięcy kibiców. Cercle planuje co prawda budowę nowego, znacznie mniejszego obiektu, ale to zajmie lata.

W kwestii awansu sporo będzie zależało od dyspozycji „Białej Gwiazdy”. Podopieczni Kazimierza Moskala udowodnili już, że potrafią przeciwstawić się silniejszemu przeciwnikowi. Jakkolwiek prostolinijnie by to nie zabrzmiało, jeśli chcą marzyć o jesieni w Lidze Konferencji, teraz muszą po prostu zrobić to po raz kolejny.