PONIEDZIAŁKOWY SPARING. Jak Polska wbiła Serie A ostatni do trumny gwóźdź
2014-11-10 22:53:45; Aktualizacja: 10 lat temuRegularnie, tydzień w tydzień, Serie A zbiera medialne bęcki. Tylko w tym tygodniu przeczytałem naprawdę duży artykuł rozjeżdżający Calcio, usłyszałem Kahna wyśmiewającego Romę, a nawet sam opieprzyłem Juventus za mecz z Olympiakosem.
Bowiem tak, sam śledzę tę ligę uważnie, więc wiem, że jest bardzo daleko od ideału. Fala krytyki ma swoje uzasadnienie. Aż żal patrzeć w jakim stanie są Inter czy Milan, dawniej gwarancje topowych zespołów, ekipy, które wszyscy pamiętamy ze szlagierów Ligi Mistrzów. Teraz? Jak słyszę, że Rossoneri łaszą się do Johannesa Geisa z Mainz i McCarty'ego z Evertonu, to ręce mi opadają. Może i to utalentowani piłkarze, fajni i zdolni, ale dajcie spokój, dawniej trafić do Milanu to była nobilitacja czekająca tylko najlepszych z najlepszych.
Nie zamierzam walczyć z wiatrakami. Przekonywać, że Serie A ma się dobrze, szkolenie wygląda super, stadiony są ekstra, sponsorzy walą drzwiami i oknami. To wszystko bujda. Chciałbym jednak wskazać wam jeden czynnik, który w wielkim stopniu zaważył na takim a nie innym wyglądzie dzisiejszej włoskiej piłki, a w rezultacie także europejskiej.
Chodzi mi o taki a nie inny wybór gospodarza Euro 2012. UEFA wybrała nas i Ukrainę, a nie faworyzowanych Włochów. Przypomnijmy, że my prześlizgnęliśmy się przez pierwszą rundę zdobywając siedem głosów, jeden więcej niż Turcja, podczas gdy Italia spokojnie wjechała do finału jako lider i faworyt z jedenastoma.Popularne
Wybory gospodarza odbywały się jeszcze w czasie, gdy Włosi trzymali się mocno. W Lidze Mistrzów grało czterech reprezentantów Serie A, kluby stać było na poważne transfery, należały do najlepszych na kontynencie. Wiadomo było jednak, że trzeba zacząć modernizować ligę, począwszy od stadionów, przez akademie, bazy treningowe. To wszystko mogło zapewnić organizowanie Euro 2012. Pojawiłyby się fundusze na areny, piłka dostałaby ogromny zastrzyk finansowy, nie skończyłoby się więc tylko na samych obiektach.
Tak się jednak nie stało i do dzisiaj włączając Serie A możemy czasem natrafić na produkt jak z lat osiemdziesiątych; gigantyczny, pustawy stadion, otoczony bieżnią. Fatalnie się to ogląda, a skoro zła jest perspektywa kibica, zła też reklamodawcy i chętnych na płacenie za prawa telewizyjne. Zresztą, nawet Artur Boruc narzekał, że bardzo rozczarował się Calcio. Granie na ruderach to żadna bajka.
Według mnie, gdyby wtedy to Włosi dostali EURO, zachowaliby status, wciąż byli na topie. Z oczywistych względów nie lamentuję, że stało się inaczej, ale warto wiedzieć kto kiedy i jak wbił Serie A ostatni do trumny gwóźdź. My możemy się cieszyć, dostaliśmy kopa na rozpęd, rozbudowuje się cała piłkarska Polska. Włoski futbol klubowy? Kto wie, czy prędko się podniesie, jeśli w ogóle wróci na piedestał z dawnych lat.
LESZEK MILEWSKI
Twitter: @leszekmilewski