PONIEDZIAŁKOWY SPARING. Kiedy ostatnio kadra miała taki potencjał?
2014-11-25 10:53:33; Aktualizacja: 9 lat temuNie mam wątpliwości: ta reprezentacja Polski ma największy potencjał ze wszystkich, które przyszło mi oglądać.
Nie obudziłem się z tą myślą wczoraj, nie zmienił tego nawet mecz z Niemcami czy też Gruzją: wystarczyło przyjrzeć się jak i gdzie grają aktualni kadrowicze. Tym bardziej głośno szczekałem po złych wynikach, bo spartaczenie takiego pokolenia byłoby zbrodnią na naszym futbolu.
Pierwsza reprezentacja którą śledziłem to ta Wójcika. Nie powiem, była wokół niej fajna, pozytywna atmosfera, jako młody chłopak załapałem się na pompowanie balonika. Jednak patrząc wstecz, co oni tak naprawdę osiągnęli? Zwycięstwa nad zwijającymi się Bułgarami, gdzie za gwiazdę uchodził Stoiczkow, odcinający już tylko kupony od dawnej sławy? Więcej, myślę, że to były wyniki na miarę naszych możliwości, skoro kapitanem i rozgrywającym był Brzęczek z przeciętnego austriackiego zespołu.
Idźmy dalej. Engel? Ano, wielkie emocje, wielka radość. Ale swój szczyt ta kadra osiągnęła w eliminacjach, na więcej realnie dziś patrząc nie było jej stać. Pierwsze skrzypce grali tam gracze tacy jak Kałużny czy Olisadebe - jasne, fajni, ale co oni potem osiągnęli w Europie? Czy chociaż zbliżyli się do reputacji, jaką właśnie mają Krychowiak i Lewandowski? Nie, nigdy.Popularne
Za Janasa chcieliśmy straszyć Europę superstrzelcem Żurawskim i rozgrywającym Szymkowiem. Oczywiście, jak na nasze realia to byli piłkarze bardzo dobrzy. Ale przeciętny kibic w Europie nie miał pojęcia co to za ludzie. Jakiś koleś z Celtiku, który zresztą miał tam udany tylko jeden sezon oraz rozgrywający Trabzonsporu, który także szczerze mówiąc mocne miał wyłącznie wejście. I to są te filary kadry, która miała bez problemów wyjść z grupy na mistrzostwach świata? Dajcie spokój, nie róbmy z mundialu pucharu pasztetowej.
Za Beenhakera niekwestionowaną gwiazdą kadry był Ebi Smolarek. Smolarek, który nie poradził sobie w przeciętniutkim Racingu Santander a także w Boltonie. O czym my w ogóle rozmawiamy? Tamte eliminacje, wyjście z pierwszego miejsca w tak silnej grupie, zakrawają na cud.
Zawsze mieliśmy mocnych bramkarzy, nie przeczę. Zdarzali się piłkarze, którzy okresowo posiadali uznaną markę: ot, Wałdoch był kapitanem Schalke, Krzynówek miał rundę konia w Leverkusen. Nigdy za mojego świadomego kibicowania nie mieliśmy jednak tylu uznanych graczy jednocześnie. Kojarzonych i cenionych dość powszechnie. Lewy to megagwiazda. Krychowiaka znają wszyscy śledzący La Liga, wystartował z kopyta. Glik to jeden z lepszych defensorów Serie A, do tego dwóch fachowców rodem z Premier League i jeden z bardziej cenionych prawych obrońców na kontynencie.
A przecież wróci Kuba, gość który wychodził w pierwszym składzie podczas finału Ligi Mistrzów. A przecież w obwodzie są piłkarze trochę przez nas chyba niedoceniani, jak na przykład Jędrzejczyk, który w silnym rosyjskim klubie gra w obronie pierwsze skrzypce, czy też wielkie talenty jak Milik, mogące jutro podbić świat. Wszystko zbiegło się ze świetnymi wynikami Legii, która dostarcza wartościowych rezerwowych. Dawniej gdy Wisła robiła furorę, pierwszy skład reprezentacji w dużej mirze opierał się na jej zawodnikach, teraz nie ma takiej potrzeby, to są piłkarze do rotacji. Mamy komfort.
Nie odbieram w żaden sposób zasług Nawałce. Dokonał wielkiej sztuki, bo taką jest wydobycie z grupy piłkarzy ich wspólnego potencjału, uczynienie drużyny ze zbieraniny. Cudu jednak nie było, alchemikiem Nawałka nie jest. Gówna w czekoladę nie zmienił, bo tam od początku był talent zdolny do wielkich rzeczy.
Cieszę się, dawno nie byłem tak podekscytowany meczami reprezentacji. Kto wie, może nigdy? Bo chyba nigdy nie miałem prawa oczekiwać tak wiele od Polaków. Tę grupę stać na naprawdę wiele, ich potencjalny szczyt znajduje się znacznie wyżej, niż szczyt kadry Engela, Janasa, Beenhakera.
LESZEK MILEWSKI
Twitter: @LeszekMilewski