„Prezesie, nie rób ze mnie niewolnika!”, czyli „transfer request” i zawodnicze bunty

„Prezesie, nie rób ze mnie niewolnika!”, czyli „transfer request” i zawodnicze bunty fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek
Źródło: Transfery.info

Czasami tak bywa, że dany zawodnik nie chce już reprezentować barw swojego dotychczasowego klubu. Najczęściej wynika to oczywiście z atrakcyjnej propozycji od innej drużyny, która leży na stole...

Problem rodzi się wtedy, gdy odmienne zdanie na temat transferu mają włodarze tegoż klubu. Sytuacja szybko robi się nieprzyjemna, a obie strony często są tylko o krok od naprawdę poważnego konfliktu. Jednym z ostatnich formalnych sposobów, dzięki któremu piłkarz może wpłynąć na decyzję klubu jest „transfer request”, a więc oficjalne pismo wyrażające prośbę o pozwolenie na opuszczenie dotychczasowego miejsca pracy.


Komunikat, który niesie za sobą jest prosty - „Dajcie żyć, nie chcę już u was grać”. Od tego momentu nikt nie ma żadnych wątpliwości. Szkoleniowiec, działacze, kibice i cała opinia publiczna, inne kluby - wszyscy wiedzą, że zawodnikowi zależy na zmianie barw. Ci pierwsi oczywiście zdają sobie z tego sprawę dużo wcześniej, ale po prostu nie chcą się na to zgodzić. Publiczne oświadczenie sporo jednak zmienia. Klub, który najczęściej chce zatrzymać u siebie jednego ze swoich najlepszych zawodników, znajduje się pod presją.


„Transfer request” nie ma mocy prawnej i nie rozwiązuje jak za dotknięciem magicznej różdżki umowy piłkarza z dotychczasowym klubem. W Premier League jest jednak taka niepisana zasada, że jeśli zawodnik decyduje się ogłosić wszem i wobec, że ma dość występów w dotychczasowym miejscu, z reguły (z reguły!) się mu ustępuje. Żeby nie było - on również na tym ruchu traci. Po pierwsze, zrzeka się wszelkich pieniędzy, jakie klub jest mu winien choćby z tytułu przeróżnych premii. Po drugie, istnieje ryzyko, że stanie się wrogiem numer jeden kibiców dotychczasowej drużyny, którzy - łagodnie rzecz ujmując - będą zarzucali mu nielojalność.


Tak czy siak, sporo zawodników decyduje się na ten ruch. Dla wielu to ostatnia deska ratunku.


***

Kiedyś piłkarze nie mieli możliwości zbuntować się przeciwko swojemu pracodawcy. Pewnego dnia, na samym początku lat osiemdziesiątych, do gabinetu głównodowodzącego Chelsea, Kena Batesa, wszedł jeden z zawodników. Działacz dowiedział się w czym rzecz, po chwili wyciągnął jego kontrakt z szafki i poinformował: „Tu jest napisane, że jesteś związany z klubem jeszcze dwuletnią umową. Wynocha!”. BBC, które swego czasu przedstawiło tę historię, nie zdradziło, o jakiego piłkarza chodziło. Wiadomo tylko, że był angielskim kadrowiczem.


- Mówił później, że zwrócenie się w tej sprawie do Batesa było jedną z najgorszych decyzji w jego życiu - przyznał piłkarski agent, David Seligman. W klubie został na kolejny rok.

Była też historia z Rohanem Rickettsem. Jeszcze jako młodzieżowy reprezentant Anglii był on tak zdesperowany, żeby odejść z Arsenalu do Tottenhamu, że przyznał się do kradzieży telefonu jednego z kolegów z szatni. W klubie mu nie uwierzyli, ale koniec końców dopiął swego i odszedł do „Kogutów”.

***

Rzecz jasna najwięcej emocji wzbudzają „prośby” najbardziej znanych zawodników. I tak, w 2009 roku o swój transfer z Liverpoolu do Realu Madryt postanowił zawalczyć Xabi Alonso. Rafie Benítezowi i działaczom „The Reds” bardzo zależało na tym, żeby zatrzymać go na Anfield. Nie można było zresztą się temu dziwić, wszak reprezentant Hiszpanii od wielu sezonów stanowił o sile drużyny. Benítez próbował uderzać w poważne tony, twierdząc, że jego rodak wiele Liverpoolowi zawdzięcza, ale na nic się to zdało.

Alonso postawił sprawę jasno, pokazując, że następnych kilka sezonów chce spędzić w Madrycie i „transfer request” zrobił swoje. Chociaż trzeba dodać, że „Królewscy” i tak zapłacili za niego więcej niż chcieli. Ostatecznie na stole pojawiło się bowiem 35 milionów euro.




Kilka lat po nim na podobny krok zdecydował się inny zawodnik Liverpoolu, Luis Suárez. W tym wypadku nie był on jednak ostatecznie dogadany z jednym konkretnym klubem. Latem 2013 roku Urugwajczyk znajdował się na celowniku większości europejskich gigantów. Najbardziej chciały go Arsenal i Real. Ten pierwszy oferował legendarne 40 milionów i jeden funt, które miało aktywować klauzulę odstępnego, ale ostatecznie tak się nie stało.

Sam Suárez chciał opuścić Liverpool z kilku powodów. - Rok temu miałem możliwość przenosin do wielkiego europejskiego klubu, ale zostałem wierząc, że jeśli nie zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów, to klub pozwoli mi odejść. Dałem z siebie wszystko w poprzednim sezonie, ale to nie wystarczyło, by Liverpool mógł znaleźć się w pierwszej czwórce. Wszystko czego chcę, to żeby klub uszanował naszą umowę - mówił. Do tego sporo mówiło się o tym, że Urugwajczyk czuje się na Anfield coraz gorzej.

Koniec końców Suárez opuścił Liverpool dopiero rok później. Barcelona zapłaciła za niego 82 miliony euro. Jego pismo bezpośrednio nic więc nie dało, ale pośrednio mogło mocno wpłynąć na transfer, z którego wszystkie strony były zadowolone. Choć on sam z dokumentu próbował się w pewnym momencie wymigać.



W 2013 roku na wymuszenie odejścia z Aston Villi zdecydował się też Christian Benteke. Wtedy 22-letni zawodnik sezon wcześniej przeniósł się do Premier League z Genk. Premierowe rozgrywki miał znakomite, bo zakończył je z 19 ligowymi trafieniami i czterema asystami. Po ich zakończeniu do „The Villans” zgłosiły się m.in. Arsenal, Chelsea oraz Tottenham. Belg niemal od razu podjął decyzję o odejściu, czym rozczarował bodaj wszystkich ludzi pracujących w Aston Villi. Skończyło się na tym, że... podpisał ze swoim klubem nowy kontrakt.

Niektórzy uważają, że „transfer request” służy części zawodnikom i ich agentom właśnie po to, żeby wywalczyć lepszą umowę.


Benteke ostatecznie odszedł z Aston Villi po dwóch kolejnych sezonach. Liverpool zapłacił za niego ponad 46 milionów europejskiej waluty.

Podobnie było w 2010 roku z Waynem Rooneyem. Reprezentant Anglii oficjalnie wyraził chęć opuszczenia Manchesteru United, po czym związał się z nim nową umową. - Czasami zawodnicy podejmują błędne decyzje. Myślę, że tak było właśnie wtedy. Czasami widzisz siebie gdzieś indziej. To działa na twoją psychikę, przez co mówisz rzeczy, których tak naprawdę nie powinieneś mówić - stwierdził potem „Wazza”.


Trzy lata później znowu pojawiły się doniesienia, że chce opuścić United, ale tym razem napastnik podkreślił, że nie złożył w tej sprawie żadnego pisma.



Oczywiście jest więcej przypadków, które ostatecznie doprowadziły do transferów. Bardzo możliwe, że bez dodatkowego zaangażowania się w transferowe sprawy, Dwight Yorke nie przeniósłby się pod koniec zeszłego tysiąclecia do Manchesteru United. Do prośby o odejście z Aston Villi dołączył również... noc spędzoną pod domem prezesa, Douga Ellisa. Menedżer John Gregory miał wtedy wypowiedzieć słynne: „Gdybym tylko miał broń, to bym go zastrzelił”.

W 1999 roku Pierre Van Hooijdonk kilkukrotnie próbował wpłynąć na działaczy Nottingham Forest. W końcu się udało, chociaż transfer do Vitesse Arhem nie był wtedy akurat szczytem jego marzeń.


Siedem lat później Pascal Chimbonda wręczył „transfer request” menedżerowi Paulowi Jewellowi chwilę po przegranej jego Wigan z Arsenalem. Jakiś czas później trafił do innego londyńskiego klubu, Tottenhamu.

Byli też m.in. Robbie Savage, który wywalczył swój transfer z Birmingham do Blackburn i Jermain Defoe. Reprezentant Anglii kilkanaście lat temu prosił o odejście z West Hamu. Jak później mówił - było to zalecenie agenta i z czasem mocno tej decyzji żałował. Żeby było śmieszniej, ostatnio angielskie media zasugerowały, że 34-latek musiałby zrobić to samo, aby przenieść się z powrotem do „Młotów” z Sunderlandu. Udało się też Jamesowi Milnerowi (przenosiny z Newcastle do Aston Villi) czy Fernando Torresowi (Liverpool odrzucił wniosek, ale ostatecznie doszło do jego transferu do Chelsea).




Nie od razu, ale po jakimś czasie poskutkowały też prośby o odejście Charliego Adama z Blackpool, Petera Odemwingie z West Brom i Morgana Schneiderlina z Southampton, który trafił na Old Trafford rok później niż chciał.

Poprzedniego lata na „transfer request” zdecydowali się m.in. Saido Berahino oraz John Stones. Pierwszy do dzisiaj jest w West Brom, a drugi dopiero po 12 miesiącach przeniósł się z Evertonu do Manchesteru City.


Kilka miesięcy temu media obiegła też informacja, że swoje odejście na działaczach Chelsea chciał wymusić Diego Costa. Szybko została ona jednak zdementowana. Jedno jest pewne - gdyby się na to zdecydował i osiągnął cel, miałby czego żałować.

***

Jak na prośby o transfery reagują sami działacze? - Kiedy sprawy zachodzą aż tak daleko, oznacza to, że przegrałeś. W twojej pracy chodzi o to, żeby zawodnicy byli szczęśliwi. Tymczasem jeśli składają na twoje biurko prośbę dotyczącą pozwolenia na odejście, po prostu przegrałeś - stwierdził jakiś czas temu w rozmowie z „Daily Mail” działacz jednego z klubów Premier League. Nie chciał podać nazwiska.

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] OFICJALNIE: Znów to zrobił... Sandro Tonali oskarżony o obstawianie zakładów po transferze do Newcastle United OFICJALNIE: Znów to zrobił... Sandro Tonali oskarżony o obstawianie zakładów po transferze do Newcastle United Zinédine Zidane opcją dla giganta. Brak znajomości języka nie stanowi problemu Zinédine Zidane opcją dla giganta. Brak znajomości języka nie stanowi problemu Zawodzi w Śląsku Wrocław na całej linii, ale Jacek Magiera jeszcze go nie skreśla. „Popracuję z nim” Zawodzi w Śląsku Wrocław na całej linii, ale Jacek Magiera jeszcze go nie skreśla. „Popracuję z nim” Marcus Rashford niepewny powołania na EURO 2024? „Znajduje się pod presją” Marcus Rashford niepewny powołania na EURO 2024? „Znajduje się pod presją” Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma”

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy