„Prezesie, nie rób ze mnie niewolnika!”, czyli „transfer request” i zawodnicze bunty

2016-12-31 11:19:34; Aktualizacja: 8 lat temu
„Prezesie, nie rób ze mnie niewolnika!”, czyli „transfer request” i zawodnicze bunty Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

Czasami tak bywa, że dany zawodnik nie chce już reprezentować barw swojego dotychczasowego klubu. Najczęściej wynika to oczywiście z atrakcyjnej propozycji od innej drużyny, która leży na stole...

Problem rodzi się wtedy, gdy odmiennezdanie na temat transferu mają włodarze tegoż klubu. Sytuacjaszybko robi się nieprzyjemna, a obie strony często są tylko o krokod naprawdę poważnego konfliktu. Jednym z ostatnich formalnychsposobów, dzięki któremu piłkarz może wpłynąć na decyzjęklubu jest „transfer request”, a więc oficjalne pismo wyrażająceprośbę o pozwolenie na opuszczenie dotychczasowego miejsca pracy.


Komunikat, który niesie za sobąjest prosty - „Dajcie żyć, nie chcę już u was grać”. Od tegomomentu nikt nie ma żadnych wątpliwości. Szkoleniowiec, działacze,kibice i cała opinia publiczna, inne kluby - wszyscy wiedzą, żezawodnikowi zależy na zmianie barw. Ci pierwsi oczywiście zdająsobie z tego sprawę dużo wcześniej, ale po prostu nie chcą sięna to zgodzić. Publiczne oświadczenie sporo jednak zmienia. Klub,który najczęściej chce zatrzymać u siebie jednego ze swoichnajlepszych zawodników, znajduje się pod presją.


„Transfer request” nie ma mocyprawnej i nie rozwiązuje jak za dotknięciem magicznej różdżkiumowy piłkarza z dotychczasowym klubem. W Premier League jest jednaktaka niepisana zasada, że jeśli zawodnik decyduje się ogłosićwszem i wobec, że ma dość występów w dotychczasowym miejscu, zreguły (z reguły!) się mu ustępuje. Żeby nie było - on równieżna tym ruchu traci. Po pierwsze, zrzeka się wszelkich pieniędzy,jakie klub jest mu winien choćby z tytułu przeróżnych premii. Podrugie, istnieje ryzyko, że stanie się wrogiem numer jeden kibicówdotychczasowej drużyny, którzy - łagodnie rzecz ujmując - będązarzucali mu nielojalność.


Tak czy siak, sporo zawodnikówdecyduje się na ten ruch. Dla wielu to ostatnia deska ratunku.


***

Kiedyś piłkarze nie mielimożliwości zbuntować się przeciwko swojemu pracodawcy. Pewnegodnia, na samym początku lat osiemdziesiątych, do gabinetugłównodowodzącego Chelsea, Kena Batesa, wszedł jeden zzawodników. Działacz dowiedział się w czym rzecz, po chwiliwyciągnął jego kontrakt z szafki i poinformował: „Tu jestnapisane, że jesteś związany z klubem jeszcze dwuletnią umową.Wynocha!”. BBC, które swego czasu przedstawiło tę historię, niezdradziło, o jakiego piłkarza chodziło. Wiadomo tylko, że byłangielskim kadrowiczem.


- Mówił później, że zwrócenie sięw tej sprawie do Batesa było jedną z najgorszych decyzji w jegożyciu - przyznał piłkarski agent, David Seligman. W klubie zostałna kolejny rok.

Była też historia z Rohanem Rickettsem.Jeszcze jako młodzieżowy reprezentant Anglii był on takzdesperowany, żeby odejść z Arsenalu do Tottenhamu, że przyznałsię do kradzieży telefonu jednego z kolegów z szatni. W klubie munie uwierzyli, ale koniec końców dopiął swego i odszedł do„Kogutów”.

***

Rzecz jasna najwięcej emocjiwzbudzają „prośby” najbardziej znanych zawodników. I tak, w2009 roku o swój transfer z Liverpoolu do Realu Madryt postanowiłzawalczyć Xabi Alonso. Rafie Benítezowi i działaczom „TheReds” bardzo zależało na tym, żeby zatrzymać go na Anfield. Niemożna było zresztą się temu dziwić, wszak reprezentant Hiszpaniiod wielu sezonów stanowił o sile drużyny. Benítez próbowałuderzać w poważne tony, twierdząc, że jego rodak wieleLiverpoolowi zawdzięcza, ale na nic się to zdało.

Alonso postawił sprawę jasno,pokazując, że następnych kilka sezonów chce spędzić w Madryciei „transfer request” zrobił swoje. Chociaż trzeba dodać, że„Królewscy” i tak zapłacili za niego więcej niż chcieli.Ostatecznie na stole pojawiło się bowiem 35 milionów euro.




Kilka lat po nim na podobny krokzdecydował się inny zawodnik Liverpoolu, Luis Suárez.W tym wypadku nie był on jednak ostatecznie dogadany z jednymkonkretnym klubem. Latem 2013 roku Urugwajczyk znajdował sięna celowniku większości europejskich gigantów. Najbardziej chciałygo Arsenal i Real. Ten pierwszy oferował legendarne 40 milionów ijeden funt, które miało aktywować klauzulę odstępnego, aleostatecznie tak się nie stało.

Sam Suárez chciał opuścićLiverpool z kilku powodów. - Rok temu miałem możliwość przenosindo wielkiego europejskiego klubu, ale zostałem wierząc, że jeślinie zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów, to klub pozwoli miodejść. Dałem z siebie wszystko w poprzednim sezonie, ale to niewystarczyło, by Liverpool mógł znaleźć się w pierwszej czwórce.Wszystko czego chcę, to żeby klub uszanował naszą umowę - mówił.Do tego sporo mówiło się o tym, że Urugwajczyk czuje się naAnfield coraz gorzej.

Koniec końców Suárez opuściłLiverpool dopiero rok później. Barcelona zapłaciła za niego 82miliony euro. Jego pismo bezpośrednio nic więc nie dało, alepośrednio mogło mocno wpłynąć na transfer, z którego wszystkiestrony były zadowolone. Choć on sam z dokumentu próbował się wpewnym momencie wymigać.



W2013 roku na wymuszenie odejścia z Aston Villi zdecydował się teżChristian Benteke. Wtedy22-letni zawodnik sezon wcześniej przeniósł się do Premier Leaguez Genk. Premierowe rozgrywki miał znakomite, bo zakończył je z 19ligowymi trafieniami i czterema asystami. Po ich zakończeniu do „TheVillans” zgłosiły się m.in. Arsenal, Chelsea oraz Tottenham.Belg niemal od razu podjął decyzję o odejściu, czym rozczarowałbodaj wszystkich ludzi pracujących w Aston Villi. Skończyło sięna tym, że... podpisał ze swoim klubem nowy kontrakt.

Niektórzyuważają, że „transfer request” służy części zawodnikom iich agentom właśnie po to, żeby wywalczyć lepszą umowę.


Bentekeostatecznie odszedł z Aston Villi po dwóch kolejnych sezonach.Liverpool zapłacił za niego ponad 46 milionów europejskiejwaluty.

Podobnie było w 2010 roku z WaynemRooneyem. Reprezentant Angliioficjalnie wyraził chęć opuszczenia Manchesteru United, po czymzwiązał się z nim nową umową. - Czasami zawodnicy podejmująbłędne decyzje. Myślę, że tak było właśnie wtedy. Czasamiwidzisz siebie gdzieś indziej. To działa na twoją psychikę, przezco mówisz rzeczy, których tak naprawdę nie powinieneś mówić -stwierdził potem „Wazza”.


Trzylata później znowu pojawiły się doniesienia, że chce opuścićUnited, ale tym razem napastnik podkreślił, że nie złożył w tejsprawie żadnego pisma.



Oczywiściejest więcej przypadków, które ostatecznie doprowadziły dotransferów. Bardzo możliwe, że bez dodatkowegozaangażowania się w transferowe sprawy, DwightYorke nie przeniósłby się pod konieczeszłego tysiąclecia do Manchesteru United. Do prośby o odejściez Aston Villi dołączył również... noc spędzoną pod domemprezesa, Douga Ellisa. Menedżer John Gregory miał wtedywypowiedzieć słynne: „Gdybym tylko miał broń, to bym gozastrzelił”.

W 1999 roku Pierre Van Hooijdonkkilkukrotnie próbował wpłynąć na działaczy NottinghamForest. W końcu się udało, chociaż transfer do Vitesse Arhem niebył wtedy akurat szczytem jego marzeń.


Siedem lat później PascalChimbonda wręczył „transferrequest” menedżerowi Paulowi Jewellowi chwilę poprzegranej jego Wigan z Arsenalem. Jakiś czas później trafił doinnego londyńskiego klubu, Tottenhamu.

Byliteż m.in. Robbie Savage,który wywalczył swój transfer z Birmingham do Blackburn i JermainDefoe. Reprezentant Angliikilkanaście lat temu prosił o odejście z West Hamu. Jak późniejmówił - było to zalecenie agenta i z czasem mocno tej decyzjiżałował. Żeby było śmieszniej, ostatnio angielskie mediazasugerowały, że 34-latek musiałby zrobić to samo, aby przenieśćsię z powrotem do „Młotów” z Sunderlandu. Udało się teżJamesowi Milnerowi (przenosinyz Newcastle do Aston Villi) czy Fernando Torresowi(Liverpool odrzucił wniosek,ale ostatecznie doszło do jego transferu do Chelsea).




Nieod razu, ale po jakimś czasie poskutkowały też prośby o odejścieCharliego Adama zBlackpool, Petera Odemwingie zWest Brom i Morgana Schneiderlinaz Southampton, który trafił na Old Trafford rok później niżchciał.

Poprzedniego lata na „transfer request”zdecydowali się m.in. Saido Berahino oraz John Stones.Pierwszy do dzisiaj jest w WestBrom, a drugi dopiero po 12 miesiącach przeniósł się z Evertonudo Manchesteru City.


Kilka miesięcy temu media obiegłateż informacja, że swoje odejście na działaczach Chelsea chciałwymusić Diego Costa. Szybkozostała ona jednak zdementowana. Jedno jest pewne - gdyby się na tozdecydował i osiągnął cel, miałby czego żałować.

***

Jakna prośby o transfery reagują sami działacze? - Kiedy sprawyzachodzą aż tak daleko, oznacza to, że przegrałeś. W twojejpracy chodzi o to, żeby zawodnicy byli szczęśliwi. Tymczasem jeśliskładają na twoje biurko prośbę dotyczącą pozwolenia naodejście, po prostu przegrałeś - stwierdził jakiś czas temu wrozmowie z „Daily Mail” działacz jednego z klubów PremierLeague. Nie chciał podać nazwiska.