Zaczęli snuć marzenia o powrocie do Premier League. Sunderland zaskakuje w Championship
2024-12-29 11:39:40; Aktualizacja: 1 dzień temuZamiast walki o utrzymanie są marzenia o awansie. Sunderland zaskakuje w pozytywnym tego słowa znaczeniu, zajmując czwarte miejsce w tabeli Championship. Klub z sześcioma tytułami mistrzowskimi po latach naznaczonych wieloma zawiłościami zamierza wrócić do Premier League.
Sunderland to miasto położone w północno-wschodniej Anglii. Na przestrzeni wieków dominował w nim sektor przemysłowy. Nadmorska lokalizacja sprzyjała rozwojowi przemysłu stoczniowego. Budowano okręty wojenne, żaglowce czy statki handlowe, którymi przewożono wydobywany lokalnie węgiel. Swego czasu Sunderland był zresztą wiodącym na skalę kraju eksporterem tego surowca.
Aglomeracja zamieszkała przez ludność wywodzącą się z klasy robotniczej w 1879 roku doczekała klubu piłkarskiego. Powstał Sunderland Association Football Club (przez pierwszy rok istnienia nosił nazwę Sunderland and District Teachers’ Association Football Club), który bardzo szybko znalazł się w centrum zainteresowania okolicznej społeczności, przyciągając tłumy i stanowiąc chlubę miasta. Po trzynastu latach zdobył premierowe mistrzostwo. Sukces ten powtórzył jeszcze pięciokrotnie - ostatnim razem w 1936 roku. Tamte lata zapisały się w dziejach klubu złotymi zgłoskami.
To jednak historia, a po występach w najwyższej klasie rozgrywkowej, z której „Czarne Koty” spadły w 2017 roku, pozostały wspomnienia. Obecny sezon może napawać nadzieją, że po chudych sezonach naznaczonych nie tyle degradacją na drugi, co na trzeci szczebel ligowy, Sunderland wróci do elitarnego grona drużyn rywalizujących w Premier League.Popularne
Jakie są ku temu rzeczywiste argumenty? Co na ten moment stanowi kluczową przeszkodę w drodze do osiągnięcia tego celu?
„Ten człowiek ma prowadzić Sunderland?”
Jest 19 lutego. Dwa dni wcześniej Sunderland ponosi drugą ligową porażkę w ciągu trzech dni, w konsekwencji czego pracę nad Stadium of Light traci Michael Beale. Trener, który w jeszcze grudniu zastąpił cenionego wśród kibiców Tony'ego Mowbraya, poprowadził drużynę w zaledwie 12 meczach. Przegrał połowę z nich. W historii klubu zapisał się niechlubnie, bowiem jako najkrócej urzędujący menedżer (jeden mecz więcej w 2013 roku wytrwał Paolo Di Canio).
Nastaje anarchia. Władze klubu pożegnały szkoleniowca, ale jednocześnie nie są jeszcze dogadane z nikim innym. Kupują sobie zatem czas, tymczasowo powierzając opiekę nad zespołem w ręce Mike'a Doddsa, który finalnie przejmuje dowodzenie aż do końca sezonu.
Z czasem lista życzeń Sunderlandu redukuje się do najpoważniejszych kandydatów. Faworytem w oczach właścicieli jest Will Still, który nie tak dawno za porozumieniem stron rozstał się z francuskim Stade Reims. 32-latek osiąga nawet ustne porozumienie w sprawie zatrudnienia u przedstawiciela angielskiej Championship, ale wtem z propozycją nawiązania współpracy przychodzi do niego oferujące europejską przygodę RC Lens. Still trafia na Stade Félix-Bollaert.
Kolejnymi kandydatami są René Marić (trener Bayernu Monachium do lat 19), Pascal Jansen (zwolniony w styczniu przez AZ Alkmaar) oraz Liam Rosenior (zwolniony w maju przez Hull City), jednak żaden z nich nie daje się przekonać do podpisania kontraktu.
Wreszcie 22 czerwca, dokładnie 123 dni po zwolnieniu Michaela Beale'a, Sunderland wydaje komunikat, w którym oświadcza, że nowym szkoleniowcem drużyny został Régis Le Bris. Opcja nieoczywista, nazwisko mniej znane. Stwierdzając bez krzty przesady, w tamtym momencie część kibiców nie wiedziała nawet, kim ten człowiek jest. „Naprawdę? On ma poprowadzić nasz zespół? To jakieś żarty” - mówili do siebie.
Tyle że Le Bris, kolokwialnie rzecz ujmując, coś już w życiu osiągnął. W debiutanckim sezonie u sterów rodzimego FC Lorient, gdzie po raz pierwszy zaznał smaku seniorskiego futbolu na najwyższym poziomie, zanotował rewelacyjny początek rozgrywek 2022/2023, a dowodzony przez niego zespół ostatecznie zakończył tamte zmagania na dziesiątej - najwyższej od blisko dekady - lokacie w tabeli Ligue 1. Choć gdyby nie odejścia kluczowych zawodników, „Morszczuki” prawdopodobnie zajęłyby jeszcze wyższą pozycję.
- Le Bris po wielu latach pracy w akademii Lorient (doglądał rozwoju takich piłkarzy, jak Mattéo Guendouzi, Illan Meslier, Enzo Le Fée czy Alexis Claude-Maurice) otrzymał szansę poprowadzenia pierwszego zespołu. I jego drużyna od razu zrobiła furorę, zaczęła być porównywana z tą z czasów Christiana Gourcuffa. W końcu futbol przez nią prezentowany był bardzo podobny do tamtej ekipy - gra na dużej szybkości, krótkimi podaniami były jej znakami szczególnymi. Wobec dwóch poważnych ubytków (Terem Moffi i Dango Ouattara) siła rażenia zespołu nieco osłabła i Lorient zakończyło sezon w samym środku tabeli - tłumaczy nam Bartek Gabryś.
Niestety, w drugim sezonie nie było już tak kolorowo, a zmagające się z wieloma problemami FC Lorient spadło z ligi.
- Następne rozgrywki stały za to pod znakiem przeciekającej zewsząd defensywy. Przejście na grę trzema stoperami niewiele pomogło, tak samo jak zryw zaraz po zimowym okienku transferowym czy szarża w ostatniej kolejce sezonu. Lorient nie robiło już takiego dobrego wrażenia jak w pierwszym sezonie pracy Le Brisa, który sam nie był też w stanie zapanować nad atmosferą w drużynie. Kłótnia z Benjaminem Mendym, Romainem Faivre (który przedwcześnie wrócił do Bournemouth), zakończenie kariery przez Vincenta Le Goffa... - diagnozuje nasz rozmówca.
Po spadku 49-latek przyjął ofertę Sunderlandu. Rok wcześniej zabiegał jednak o niego ligowy rywal.
- Ciekawe były historie Le Brisa toczące się już poza boiskiem. Przed sezonem 2023/2024 konkretne podchody pod niego robił Florent Ghisolfi - ówczesny dyrektor sportowy Nicei, który chciał sprowadzić szkoleniowca nad Lazurowe Wybrzeże. Zgody na ten ruch nie wyraził Loïc Féry, prezes Lorient. Z kolei po zakończeniu sezonu Le Bris walczył z szefem FCL w kwestii odejścia z klubu, bowiem nie chciał zgodzić się na proponowane mu rozwiązanie (podanie się do dymisji) - wyjaśnia Gabryś.
Skazany na walkę o przetrwanie
Mimo początkowych obaw związanych z warsztatem francuskiego szkoleniowca Le Bris w mgnieniu oka rozwiewa wszelkie wątpliwości kibiców Sunderlandu. Dowodzona przez niego drużyna notuje udaną inaugurację sezonu, wygrywając na wyjeździe z Cardiff City (2:0), a tydzień później pokonuje na własnym obiekcie Sheffield Wednesday (4:0).
Po bezbłędnym początku następuje to, co na Stadium of Light uznano za niemal nieuniknione. Szeregi zespołu opuszcza jego największa gwiazda. Jack Clarke za gwarantowaną kwotę 15 milionów funtów przenosi się do Ipswich Town, które parę tygodni wcześniej świętowało awans do Premier League.
24-latek wnosił szaleńczą wartość. Jako skrzydłowy z 15 bramkami na koncie był najlepszym strzelcem Sunderlandu podczas ubiegłej kampanii, tymczasem żaden z jego kolegów nie dobił nawet do dziesięciu trafień. Oprócz tego Clarke był drugim najskuteczniej dryblującym piłkarzem w Championship, czterokrotnie po faulach na nim sędziowie wskazywali na jedenasty metr (najwyższy wynik w lidze), a także wykreował najwięcej okazji bramkowych spośród wszystkich graczy w drużynie „Czarnych Kotów”.
To niepowetowana strata, lecz Régis Le Bris zdołał przekonać swoich podopiecznych, że istnieje życie po odejściu lidera.
Wkrótce Sunderland wygrał dwa kolejne mecze z Burnley i Portsmouth. Zwycięstwo w następnym pojedynku przeciwko Plymouth Argyle, które w tamtym czasie dysponowało ledwie dwoma „oczkami” po czterech kolejkach, oznaczałoby, że ekipa francuskiego szkoleniowca zapisze się na kartach historii klubu jako pierwsza drużyna z kompletem punktów po pięciu ligowych spotkaniach na starcie sezonu.
Wyzwanie to nieoczekiwanie przerosło Sunderland, który po bramce straconej w trzeciej minucie doliczonego czasu gry opuścił Home Park z pustymi rękoma.
W kolejnych tygodniach Le Bris coraz bardziej utwierdzał klubowe władze z właścicielem w osobie Kyrila Louisa-Dreyfusa na czele w przekonaniu, że jego czerwcowa nominacja na stanowisko trenera była słusznym wyborem. Sunderland przez wiele tygodni zasiadał na fotelu lidera Championship, patrząc na resztę stawki z samej góry. Ale prędzej czy później należało spodziewać się kryzysu.
Ten nadszedł w listopadzie. Na sześć rozegranych wówczas spotkań Sunderland przegrał co prawda tylko raz, ale przy tym nie odniósł żadnego zwycięstwa, notując serię pięciu remisów z rzędu. Mimo to dźwignął się w grudniu, zgarniając jedenaście punktów, wobec czego na półmetku ligowych zmagań zajmuje wysokie, czwarte miejsce, tracąc jedynie pięć „oczek” do strefy premiowanej bezpośrednim awansem.
Przed inauguracją obecnych rozgrywek Opta wskazała, że Sunderland z ponad 24% prawdopodobieństwa spadku do League One finalnie zakończy ten sezon na 21. lokacie (tuż nad kreską) z przewidywanym dorobkiem na poziomie 56.2 punktów.
Na tę chwilę ma 44 punkty. A dopiero wchodzimy w styczeń.
Niezwyciężeni na własnym terenie
Niech jednak pozycja w tabeli nie wytworzy złudnego obrazu zespołu dominującego w większość spotkań. Owszem, Sunderland dysponuje materiałem ludzkim, aby w dłuższych fragmentach przejmować kontrolę nad pojedynkiem z piłką przy nodze, ale pod względem średniego posiadania piłki w meczu (47,5%) to przeciętniak. Daleko mu jeszcze do liderującego pod tym względem Leeds United (63,1%), które na ten moment przewodzi także tabeli Championship.
Régis Le Bris wdrożył do Sunderlandu elementy futbolu bezpośredniego. To drużyna skuteczna (drugi najwyższy wynik zdobytych bramek względem oczekiwanych goli w lidze - 5.87), stawiająca na dużą liczbę prób umieszczenia piłki w siatce (281 strzałów - czwarty wynik, 90 strzałów celnych - siódmy wynik), zagrań w trzecią tercję (71,65% skuteczności - piąty wynik), a także potrafiąca wykorzystać atut stałego fragmentu gry (siedem takich goli - trzeci wynik).
Sir Alex Ferguson stwierdził kiedyś, że atakiem wygrywa się mecze, a obroną zdobywa trofea. Spoglądając prawdzie w oczy, na triumf w lidze Sunderland ma nikłe szanse, jednak ze szczelną defensywą może pokusić się o awans. Kluczem jest to, aby nie dopuszczać przeciwnika do tworzenia dogodnych sytuacji i wyeliminować błędy własne, które napędzają rywali do ofensywnych szarż. Tego Le Brisowi udało się dokonać. Na obecnym etapie sezonu Sunderland pozwolił swoim przeciwnikom na oddanie łącznej liczby 230 strzałów (piąty najlepszy wynik w lidze), przy czym jedynie 67 z nich zmierzało w światło bramki (czwarty wynik). Podopieczni francuskiego szkoleniowca skutecznie unikają również zbędnego narażania się na szybkie ataki ze strony rywali. Żadna z ekip, którym dotychczas stawiali czoła, nie znalazła sposobu na strzelenie im gola po fazie przejściowej z obrony do ataku. Na dodatek żaden z raptem trzech poważnych błędów (wg Opta) popełnionych przez zawodników „Czarnych Kotów” skutkujących strzałem na ich bramkę nie doprowadził do utraty gola (najlepszy wynik w lidze, ex aequo z Queens Park Rangers, Burnley, Sheffield United i West Bromwich Albion).
Ogromną zaletę zespołu Le Brisa stanowi Stadium of Light. W ramach bieżących rozgrywek Sunderland nie przegrał jeszcze ani jednego spotkania w roli gospodarza. Z drużyn rywalizujących na szczeblu Championship tylko Burnley może poszczycić się także statusem ekipy dotychczas niepokonanej na własnym terenie.
Młodzieńcza energia
Od powrotu do Championship w trzech sezonach z rzędu Sunderland zachowuje najniższą średnią wieku wyjściowej jedenastki. Aktualnie wskaźnik ten wynosi skromne 22.4. Nie ma co się dziwić.
Zaczynając. W środku pola błyszczą 19-letni Jobe Bellingham i 17-letni Chris Rigg. Ten pierwszy to młodszy brat gwiazdora Realu Madryt. Jemu też marzy się wielka kariera, lecz na razie w północno-wschodniej Anglii nie spieszą się ze sprzedażą wychowanka Birmingham City, stawiając żądania na poziomie 25 milionów funtów.
Urodzony w 2007 roku Rigg to natomiast „cudowne dziecko” Sunderlandu. W wieku 16 lat i 51 dni został najmłodszym strzelcem w dziejach klubu i Pucharu Ligi Angielskiej, trafiając do siatki przy okazji starcia z Crewe Alexandra. W obecnym sezonie zachwycił z kolei bramką zdobytą... „piętką” w ligowej potyczce z Middlesbrough. Tamten gol zapewnił gospodarzom sięgnięcie po komplet punktów.
🎯 Chris Rigg's back-heel against Middlesbrough has been nominated for the @SkyBetChamp Goal of the Month award!
— Sunderland AFC (@SunderlandAFC) October 11, 2024
Vote for Riggy in the link below... 🗳️👇
Mówi się, że świetnymi występami na boiskach Championship utalentowany zawodnik zwrócił uwagę skautów Manchesteru United. Pechowo w niedawnym starciu z Blackburn Rovers doznał kontuzji mięśniowej, a Le Bris przekazał, że okres jego absencji wyniesie mniej więcej kilka tygodni.
Koło wspomnianego duetu zwykle gra nieco bardziej doświadczony, 23-letni Daniel Neil. Na bokach obrony występują natomiast urodzeni w 2002 roku Trai Hume (prawy defensor) i Dennis Cirkin (lewy defensor). Pozycję lewego skrzydłowego po odejściu Jacka Clarke'a docelowo obsadza 21-letni Romaine Mundle, ale że obecnie leczy on kontuzję, zastępuje go 19-letni Eliezer Mayenda.
Podstawowy skład uzupełniają: 24-letni Anthony Patterson (bramkarz), kapitan w osobie 30-letniego Luke'a O'Niena (środkowy obrońca), 27-letni Chris Mepham (także środkowy obrońca), jego rówieśnik Patrick Roberts (prawy skrzydłowy) oraz 24-letni Wilson Isidor (środkowy napastnik).
Deficyt doświadczonych graczy sprawia jednak, że w trakcie wielu meczów Le Bris niechętnie dokonuje roszad. Sunderland to na tę chwilę drużyna ze zdecydowanie najmniejszą liczbą przeprowadzonych zmian w Championship. Francuz na przestrzeni 22 potyczek (dane Opta sprzed dwóch kolejek) rotował piłkarzami tylko 61 razy. Dla porównania przedostatnie w tej klasyfikacji Millwall dokonało aż 21 zmian więcej, a przepaść na tle drużyn z szerokimi i jakościowymi kadrami jest nieporównywalna.
Klub ze Stadium of Light musi zatem bardzo poważnie pomyśleć o wzmocnieniu zespołu podczas nadchodzącego okienka transferowego. Inaczej zbierających najwięcej minut zawodników zaraz zacznie dopadać zmęczenie, w konsekwencji czego zaczną pojawiać się urazy i kontuzje, a Le Bris będzie musiał szyć z tego, co ma.
***
Sunderland może pochwalić się sześcioma tytułami mistrzowskimi w gablocie. Na jego domowe mecze w trwającym sezonie przychodzi średnio blisko 40 tysięcy widzów. Setki kilometrów pokonywane w drodze na spotkania wyjazdowe nie stanowią dla fanów żadnego problemu. W niedzielę w liczbie 3,391 osób stawili się na obiekcie Stoke City, wypełniając sektor gości. Jeszcze lepiej było parę dni wcześniej, gdy 7,343 sympatyków „Czarnych Kotów” zajęło trybunę na Ewood Park w Blackburn.
Historia i potencjał kibicowski czynią Sunderland klubem, którego miejsce jest w Premier League.