TOP 10 2012, czyli co przykuło naszą uwagę. Wybiera Tomasz Gadaj

2012-12-28 22:26:47; Aktualizacja: 4 lata temu
TOP 10 2012, czyli co przykuło naszą uwagę. Wybiera Tomasz Gadaj Fot. Transfery.info
Tomasz Gadaj
Tomasz Gadaj Źródło: Transfery.info

Rok 2012 powoli się kończy. Postanowiliśmy przygotować dziesięciopunktowe podsumowania, zawierające najważniejsze naszym zdaniem wydarzenia z ostatnich dwunastu miesięcy.

Klęska naszej kadry na Euro 2012

Nigdy wcześniej i prawdopodobnie nigdy później tyle fartu nie spotka naszej reprezentacji, tak jak spotkało ją przed Euro 2012. Turniej organizowany w naszym kraju, grupa śmiechu, złożona z co najwyżej futbolowych średniaków oraz prawdopodobnie najlepszy personalnie skład kadry w XXI wieku, zawierającej przecież mistrzów Niemiec, Francji, a także piłkarze innych mocnych, europejskich klubów. Niestety, nie graliśmy jak nigdy, za to przegraliśmy jak zawsze. Remis z Rosją ujmy nie przyniósł, lecz już brak wygranej przeciwko Grecji, po 45 minutach prowadzenia i grania w przewadze, zakrawa o piłkarską tragikomedię. Pokonanie nas przez Czechów ostudziło zapędy milionów Polaków, rozbudzone niezłym spotkaniem ze Sborną. Chociaż może to dobrze, że nie wyszliśmy z tej grupy. Widząc, co Niemcy robili z Grekami, najpewniej starcie "Biało-Czerwonych" z kadrą Joachima Loewa skończyłoby się dwucyfrowym wynikiem.

Pomnik Sir Alexa Fergusona

Jeden z niewielu pozytywnych akcentów dla fanów Manchesteru United w minionych 12-stu miesiącach. Brak sukcesu w Europie oraz porażka na samiuteńkim finiszu ligi spowodowała, że  rok 2012 stanowić będzie czarną kartę w najnowszej historii “Czerwonych Diabłów”. Niemniej, nawet w takich okolicznościach stało się coś, co każdego kibica 19-krotnych mistrzów Anglii musi przyprawić o szeroki uśmiech. Z okazji 26-lecia pracy na Old Trafford, w listopadzie odsłonięto pomnik legendarnego szkockiego menedżera. Tym samym Sir Alex Ferguson dołączył do elitarnego grona, w którego skład wchodzą Sir Matt Busby, Sir Bobby Charlton, Dennis Law i George Best, a więc postaci unieśmiertelnionych przed słynnym “Teatrem Marzeń”. Tylko dlaczego, do cholery, nie uwzględniono w projekcie gumy do żucia?

Robin van Persie w Manchesterze United

Transfer Holendra okazał się drugą pozytywną wiadomością w minionym roku dla kibiców “Czerwonych Diabłów”. Podrażniony bezowocnym w trofea sezonem 2011/2012, Sir Alex Ferguson postanowił rozbić bank i nagiąć swoją zasadę nie sprowadzania na Old Trafford zawodników powyżej 27 roku życia. Ten łup transferowy okazał o tyle okazały, że przecież Robin van Persie był kapitanem oraz najlepszym strzelcem śmiertelnego wroga United, Arsenalu. 24 miliony funtów za czołowego napastnika świata to cena promocyjna, jednak i przy tej transakcji występowały znaki zapytania. Czy niemal 30-letni reprezentant Holandii nie ma już przypadkiem za sobą szczytu formy? A jak z kontuzjami? Wszak ostatni sezon był dopiero pierwszym (!) od dawien dawna, w którym byłemu piłkarzowi Feyernoordu niemal nic nie dolegało. W każdym razie, jak dotąd wszystko idzie po myśli przebiegłego szkockiego menedżera. Atak Van Persie-Rooney to postrach całej piłkarskiej Europy, od Glasgow, po Moskwę. Teraz zabójczym tandemem przejmują się szczególnie w Madrycie. Jose Mourinho, o ile ciągle będzie w lutym trenował Real, musi do tego czasu zbudować nieliche zasieki obronne przed armatami Sir Alexa Fergusona

Klęczący, bezradny Mourinho w półfinale Ligi Mistrzów

Przez całą karierę niezwykle pewny siebie. Zadufany, arogancki, śmiejący się prosto w twarz wszystkim przeciwnikom. Człowiek o wielkim ego, przeświadczony o własnej nieomylności oraz wielkości. Tego dnia jednak, być może po raz pierwszy i, kto wie, może po raz ostatni w karierze, był bezradny. Wielokrotny mistrz trzech lig, jeden z najlepszych trenerów XXI wieku, tytułujący sam siebie “The Special One”, klęczy bezbronny, oczekując na cud, jedyną nadzieję upatrując w niebiosach. Te nie okazały empatii. Zamiast daru z zaświatów, w stronę nieba powędrowała za to futbolówka Ramosa, która dała Bayernowi Monachium awans do finału Ligi Mistrzów.

Detronizacja Barcelony, odejście Pepa Guardioli

Primera Division od ładnych kilku lat w piłce zaczęła przypominać nieco większą, kontynentalną Szkocję. Polaryzacją między Barceloną, Realem, a resztą stawki nie była nigdy jednak tak wielka, jak od momentu przybycia Jose Mourinho na Estiado Santiago Bernabeu. Ilość gwiazd, nie tylko tych na murawie, zgromadzonych w obu zespołach spowodowała, że rozgrywki w Hiszpanii przypominały gonitwę dwóch koni wyścigowych przeciwko 18 osiołkom. Pierwszą bitwę, czyli inauguracyjny sezon, portugalski szkoleniowiec “Królewskich” przegrał, mimo zwycięstwa w Copa del Rey. Potem jednak narzucony przez “Mou” wyścig zbrojeń oraz niezliczone psychologiczne zagrywki spowodowały, że Pep Guardiola 27. kwietnia 2012 roku skapitulował, a “Blaugrana” nie obroniła tym samym swoich zdobyczy ani w La Lidze, ani w europejskich pucharach. Historia pokazała, że decyzja Katalończyka była trafna. Wiedział on bowiem, kiedy zejść ze sceny w taki sposób, aby jego zespołowi nie stała się żadna krzywda. Jego następca, Tito Villanova, chwilowo poprzez Jordiego Rourę, prowadzi bowiem Barcę do kolejnego zwycięstwa w lidze. Ekipa Mourinho natomiast, wyniszczona i skonfliktowana wewnętrznie, już zimą ma 16 punktów straty do odwiecznych rywali z północy Hiszpanii.

Dach na Stadionie Narodowym

Polska – Anglia. Mało kto łudził się na wygraną lub choćby remis z Wyspiarzami. Niemniej, choćby z powodu pamiętnym występów kadry Wójcika za gówniarza, było to wydarzenie, którego nie wypadało ominąć. Ubłagało się szefa, żeby wcześniej wypuścił z z roboty, byle tylko zdążyć 20:45. Zakupiono niezbędne, płynne składniki, potrzebne do w miarę komfortowego podziwiania naszych orłów. Włączamy telewizor, a tu zamiast Gerrarda posyłającego bomby w kierunku biednego Tytonia, Jerzy Dudek oraz Michał Żewłakow analizują ulewę nad Warszawą i dach, który teoretycznie powinien chronić murawę przed pogodowymi niespodziankami, ale tego dnia akurat wziął sobie wolne. Obiekt, a właściwie ta konkretna, felerna część stadionu, stała się obiektem drwin i niezliczonej ilości żartów. Ostatecznie spotkanie rozegrano dzień później, chociaż Waldemar Fornalik proponował zmianę terminu na 14 listopada. O dziwo, nasza kadra zaliczyła najlepsze jak dotąd spotkanie pod wodzą nowego selekcjonera, remisując z Anglikami 1:1, choć była nawet duża szansa na triumf.

Hiszpania znów najlepsza w Europie

Euro w Polsce i na Ukrainie miał być zmierzchem potęgi “La Furia Roja”. Drużyna Vicente del Bosque, w zamyśle wielu, musiała być wypalona po mistrzostwie świata i Europy. Beznadziejna forma Torresa, postarzenie się bohaterów poprzednich imprez, a także efektowna gra Niemców miała przerwać zwycięski pochód Hiszpanów. Początkowo nawet wydawało się, że tak będzie. Triumfatorzy Euro 2008 męczyli się z Włochami, mieli spore kłopoty z Chorwatami, a Portugalię odprawili dopiero po rzutach karnych, choć mogło być różnie, gdyby Ronaldo wykorzystał dogodną sytuację z doliczonego czasu gry. Właściwie lekko i łatwo było tylko przeciwko parodystom z Irlandii oraz dopiero odradzającej się po katastrofie z mundialu Francji. Nadszedł jednak finał. Buffon, Pirlo, Balotelli i spółka, po rozbrojeniu niemieckiego czołgu, miała sobie również poradzić z, wydawałoby się, coraz słabszym koniem andaluzyjskim. Jak się okazało, Hiszpania zaczęła grać na poważnie dopiero w finale. Na stadionie w Kijowie “La Furia Roja” rozegrała prawdopodobnie najlepszy mecz w historii, demolując “Squadre Azzurra” 4:0. Chyba przed każdym poprzednim spotkaniem przybysze z Półwyspu Iberyjskiego spędzali noce na sopockim Monciaku i grali potem na kacu, ale przed ostatnim starciem postanowili dać sobie spokój z imprezami , by raz zagrać na poważnie. Przynajmniej tak to wyglądało 1. lipca na Ukrainie.

Michael Laudrup menedżerem Swansea

Najlepszy duński piłkarz w historii i w ogóle jeden z najlepszych zawodników wszech czasów tej dyscypliny sportu pół roku temu rozpoczął pierwszy brytyjski rozdział w swojej karierze. Laudrup, po niemal 12 miesiącach laby, powrócił na ławkę trenerską. Szkoleniowa przygoda 48-latka póki co nie obfituje w takie sukcesy jak ta piłkarska, jednak tytułowany w 2000 roku rycerz ma dobrą renomę na rynku. Nieprzypadkowo to jemu zaproponowano kontynuację dzieła Brendana Rodgersa, który z małego walijskiego klubu stworzył wyspiarski odpowiednik FC Barcelony. Duńczyk, wszak słynący z ofensywnego stylu gry oraz dawania dużej swobody podopiecznym, idealnie wpasował się w ten klimat. Nawet czysto piłkarsko. Alan Tate, defensor Swansea, wyjawił, że najlepszym graczem na treningach jest…ich trener. Przypominam, że mówimy tu o ekipie, która jest uznawana za jedną z najlepiej wyszkolonych technicznie w Premier League.

Więcej o samym Michaelu Laudrupie:

http://transfery.info/52876,rycerz-posrod-labedzi-historia-nowego-trenera-swansea-cz1

http://transfery.info/52938,rycerz-posrod-labedzi-historia-nowego-trenera-swansea-cz2

http://www.transfery.info/53186,rycerz-posrod-labedzi-historia-nowego-trenera-swansea-cz-iii


Reaktywacja Wielkiej Brytanii

Może nie było to wydarzenie dużej wagi, jednak z pewnością dla kibiców brytyjskiej piłki to sprawa niebagatelna. Po raz pierwszy bowiem od 50 lat Zjednoczone Królestwo wystawiło wspólną drużynę piłkarską na Igrzyskach Olimpijskich. Ściślej rzecz ujmując, była to angielsko-walijska ekipa, ponieważ w kadrze na londyński turniej nie znalazł się ani jeden zawodnik ze Szkocji oraz Irlandii Północnej. Niemniej, tak okrojona Wielka Brytania miała dać Wyspiarzom pierwszy od 1966 roku medal na dużej imprezie. Niestety, głównie dzięki beznadziejnej pracy selekcjonera Stuarta Pearce’a oraz słabości pokolenia młodych Anglików i Walijczyków, nadzieja na medal prysła już po ćwierćfinałowej porażce z Koreą Południową. Dość powiedzieć, że najżwawszym i najlepiej wyszkolonym technicznie piłkarzem w ekipie gospodarzy był niemal 40-letni Ryan Giggs.

Więcej o historii piłkarskiej drużyny Wielkiej Brytanii: http://transfery.info/53501,jak-to-z-wyspiarzami-bywalo-historia-olimpijskiej-druyny-wielkiej-brytanii

Montpellier mistrzem Francji

Nad Sekwaną wszystko było ustalone. Obrzydliwie bogate PSG miało wywalczyć mistrza, przeszkodzić stołecznej drużynie mogły ewentualnie Olympique Marsylia lub Lille. Wtrąciło się jednak Montpellier, zarządzane przez szalonego Louisa Nicollina, który majątku dorobił się na…śmieciach. Do tego Younes Belhanda momentami grał niczym Zidane, Geoffrey Jourdren nie odstawał od Hugo Llorisa, a Olivier Giroud, ten sam, który teraz kopie się po czole w Arsenalu, seriami zdobywał bramki, zostając ostatecznie królem strzelców Ligue 1. Ta kumulacja szczęścia, szczytowej formy czołowych graczy, a także tytanicznej pracy trenera Rene Girarda spowodowały, że właściciel “La Paillade” pomalował swoje włosy w barwy ukochanego klubu z okazji pierwszego w historii mistrzostwa. To póki co jest jedyny trwały efekt tamtego magicznego sezonu, bowiem obecnie Montpellier jest cieniem samego siebie sprzed 12 miesięcy, wracając do pozycji, jaką zajmowała wcześniej przez lata, czyli wyższa strefa klasy średniej.

Więcej na ten temat: TOP 10 2012