TOP 5 nieudanych transakcji Legii
2013-09-05 15:39:37; Aktualizacja: 11 lat temuNasz cykl TOP 5 zawitał do T-Mobile Ekstraklasy. Prześwietlimy dziś wstydliwe zakamarki działalności transferowej dziewięciokrotnego Mistrza Polski – Legii Warszawa.
Warszawskiej Legii po raz kolejny nie udało się odczarować Ligi Mistrzów. Stołeczna drużyna poległa w boju z mistrzami Rumunii. 17-letnia klątwa niemocy nadwiślańskich zespołów pozostaje więc niezagrożona. Padają coraz donośniejsze głosy, że to z powodu braku realnych wzmocnień. No ale jak to?! Przecież transfery były i to głośne. Ale cóż z tego, skoro brazylijski szrot z Fluminense nie nadaje się do grania w piłkę nawet na poziomie ekstraklasy, a kreowany na nową gwiazdę naszej ligi – Helio Pinto – sprawia wrażenie, jakby w przeszłości w tej Lidze Mistrzów nosił bidony z wodą, a nie biegał za futbolówką. Jest katastrofalny. A Legia niby to działa na rynku, niby to szuka, negocjuje, zapowiada prawdziwą bombę i… no i niewiele z tego pompowanego balonika wynika. Więc jak to jest, z tymi transferami w ekipie stołecznych?
A no właśnie. Nijak. Pomimo tego, że w ostatnich dziesięciu latach włodarze Legii wydali na zakupy prawie 13,5 miliona euro – najwięcej z polskich zespołów (dla porównania: Lech ok. 9,5 miliona, Wisła ok. 8,3 miliona). W skali europejskiego futbolu to suma wręcz niezauważalna, ale patrząc przez pryzmat realiów naszej rodzimej kopanej – kwota, z której można zrobić użytek. Niestety, na palcach jednej ręki możemy policzyć udane transfery ekipy z Łazienkowskiej. Ostatnimi czasy, jeżeli wydają grube tysiące euro na piłkarzy, to są to pieniądze wyrzucane w błoto.
Musimy przyznać, że nie lada wyzwaniem, był wybór czołowej „piątki” z tego zagłębia chybionych zakupów. Oprócz TOP 5, przypomnimy pozostałych piłkarzy, których zatrudnienie również okazało się strzałem w stopę. Zapraszamy, TOP 5 nieudanych transakcji „Wojskowych”.
Sezon 2010/2011, Marijan Antolović, 500 tysięcy euro
Marijan, potocznie zwany „ręcznikiem”, na papierze wyglądał obiecująco. Młody, utalentowany posiadający świetne warunki fizyczne (195cm wzrostu). Chorwat miał być jednym z kluczowych elementów układanki, jaką miała być nowa, silna Legia. To właśnie w okresie, gdy na Ł3 zawitał Antolović, Warszawiacy wydali na nowych piłkarzy aż 3,5 miliona euro. Z tamtego, pamiętnego okienka transferowego, pozytywnie zapisali się jedynie Ivica Vrdoljak i Janusz Gol.
Antolović to taka ekonomiczna pijawka w Legii. Jego kontrakt wygasa w czerwcu 2014 roku, ale do tego czasu wciąż będzie pobierał sowitą pensję z kasy warszawskiego klubu (ok. 100 tysięcy złotych miesięcznie). Bramkarz, siedząc na wypożyczeniach, cały czas był utrzymankiem Legii, gdyż wypożyczające go zespoły nie były w stanie sprostać jego oczekiwaniom finansowym. Chłopak bez ambicji, jak mantrę powtarzał, że ani myśli odchodzić z Legii przed wykonaniem kontraktu. Cóż, po co rezygnować z dużych pieniędzy. Na rzecz regularnej gry? Rozwoju? Budowania marki? Nonsens, lepiej pobierać uposażenie z klubu, w którym nikt nie traktuje cię już poważnie.
Bilans Antolovicia w Legii? Zadebiutował on w koszulce z „Elką” na piersi w sierpniu 2010 roku i od tego czasu rozegrał dla „Wojskowych”… 9 spotkań. Szybko stało się jasne, że Janka Muchy młody golkiper godnie nie zastąpi. Można powiedzieć, że przygoda Chorwata z bramką warszawskiej Legii skończyła się zanim w ogóle na dobre się rozpoczęła. W międzyczasie były wypożyczenia i w miarę solidna gra w barwach Zeljeznicaru Sarajewo. Po zakończonym niedawno sezonie Marijan wrócił na Ł3 i zgodził się na rozwiązanie kontraktu… po warunkiem wypłacenia mu z góry ok. miliona złotych, które zapewnia mu umowa z klubem. Żądanie to rzecz jasna absurdalne i cała historia skończy się najprawdopodobniej tak, że najbardziej przepłacony bramkarz ekstraklasy dosiedzi na trybunach (lub dogra w rezerwach) swój kontrakt i rozstanie się (wreszcie) z Legią na dobre. Nic, tylko czekać!
Sezon 2010/2011, Srđa Knežević, 500 tysięcy euro
Pod wieloma względami mogłoby się wydawać, że Serb przyszedł do Legii w pakiecie z Antoloviciem. W bardzo felernym pakiecie. W obydwu pokładane były spore nadzieje i obydwaj zawiedli. Wychowanek Partizana Belgrad nie potrafił się przebić do podstawowego składu Legii, wskutek słabej postawy i podatności na urazy. Gdy był zdrowy, z kretesem przegrywał rywalizację z kimś z duetu Rzeźniczak – Jędrzejczyk. Rozegrał w trykocie „Wojskowych” cztery mecze w lidze i dwa w Pucharze Polski. W 2012 roku Serb przebywał na wypożyczeniu (wraz z Antoloviciem) w zespole Boraca Banja Luka, ale nawet bośniackie rozgrywki okazały się zbyt wymagające dla 27-letniego wówczas defensora. W lutym 2013 roku, ku uciesze wszystkich sympatyków stołecznego zespołu, Kneżević rozwiązał swoją umowę, za porozumieniem stron.
De facto, ciężko o grze Kneżevicia w Legii cokolwiek napisać, gdyż takowa praktycznie nie miała miejsca. Częściej zasiadał na trybunach niż na ławce rezerwowych. A jego pobyt? Równie bezbarwny, no może z wyjątkiem tego, że omal nie zapoczątkował modnego już w stolicy, „Klubu Kokosa”, tyle że przy Łazienkowskiej, gdzie przez pewien czas trenował indywidualnie. Dzisiaj, mało kto pamięta, że w klubie przebywał (graniem jego podrygi trudno by nazwać) ktoś taki jak Srdja Kneżević. A zapłacono za niego 1/3 sumy, jaką wydano na najdroższego piłkarza sprowadzonego do Polski (Ivica Vrdoljak – przyp. red.)
Sezon 2006/2007, Junior Godoi, 500 tysięcy euro
Ależ to był transfer! 28-letni Brazylijczyk, który zjadł zęby w ukraińskiej ekstraklasie. A jak się nad nim rozpływał ówczesny trener „Wojskowych”, Dariusz Wdowczyk! Że to jest piłkarz uniwersalny, świetnie wyszkolony, niesamowity drybler. Jeżeli Legia ma podbić Europę to tylko z Juniorem w składzie!
W sierpniu 2006 roku Junior podpisał z Legią czteroletni kontrakt. Nominalnie jest to ofensywny pomocnik, ale grywał również w napadzie. Wystąpił w barwach Legii w 13 ligowych meczach (jedna bramka w wygranym 5:0 meczu z Górnikiem Łęczna) i w rewanżowym meczu z Austrią Wiedeń). Ledwie cztery razy rozpoczynał spotkania w podstawowym składzie. Bilans: 15 meczy i 2 gole. Trochę słabo jak na takiego „wirtuoza”.
Po przygodzie z warszawską Legią wrócił na Ukrainę. Rok pograł w Zorii Ługańsk, a od 2009 roku reprezentuje barwy Metalurga Zaporoże. I tam się odnajduje. Przeciętny piłkarz (choć nie wiadomo jakby sobie radził, gdyby nie chroniczne kłopoty z kolanem) w przeciętnych zespołach, a nie żadna brazylijska perełka.Popularne
Sezon 2008/2009, Mikel Arruabarena, 200 tysięcy euro
„Na co nam Lewandowski, mamy Arruabarenę!”. Ten cytat zapisał się na stałe w historii naszej piłki (niestety dla Legii). Supersnajper rodem z Hiszpanii, to kolejny kwiatek wynaleziony przez trenera Urbana. Zauważony gdzieś na Teneryfie, "będzie się nadawał" – wykoncypował dosyć naiwnie szkoleniowiec „Wojskowych”. Boisko jednak zweryfikowało postawę Hiszpana i to jednoznacznie. Wspólnie z Tito i Descargą stworzył wspaniały tercet hiszpańskich niby-piłkarzy.
Miał strzelać minimum 10 goli w sezonie, a przegrał rywalizację o pierwszy zespół z duetem Chinyama – Grzelak. W lidze zagrał dla Legii sześć razy, spędzając na boiskach ekstraklasy… 94 minuty. Gola oczywiście nie zdobył. Gdy rosły Hiszpan przychodził do Legii, miał 25 lat i nie przypuszczał, że w dalszej części swojej kariery zamiast europejskich pucharów z warszawskim zespołem, będzie się tułał na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy. Z Legią, trzyletnią umowę parafował w lipcu 2008 roku, a już w styczniu 2009 został wypożyczony do SD Eibar. Z hiszpańskim trzecioligowcem podpisał kontrakt definitywny już pół roku później, tuż po rozwiązaniu umowy z „Wojskowymi”. W Segunda Division B udało mu się nawet w jednym sezonie zdobyć ponad 20 bramek dla Legones, do którego był wypożyczony. Aktualnie, nowy sezon rozpoczął jako podstawowy napastnik Eibar, grającego w Liga Adelante (druga liga hiszpańska).
Serwis Transfermarkt.de nie podaje wartości rynkowej Mikela Arruabareny. Prawdopodobnie, również według niemieckich ekspertów, zgodnie z oczekiwaniami, Arruabarema to piłkarz po prostu bezcenny.
Sezon 2005/2006, Marcin Klatt, 300 tysięcy euro
Lipiec 2005 roku. Warszawska Legia sprowadza za cenę 300 tysięcy euro 20-letniego napastnika – Marcina Klatta. Młody snajper miał się rozwijać m.in. u boku doświadczonego Piotra Włodarczyka i w kolejnych latach stanowić o sile ofensywy stołecznej ekipy. Ligowe mecze zaczynał na ławce rezerwowych, nie przeszkodziło mu to jednak w zapisaniu się na kartach historii polskiej piłki. W trzeciej kolejce, w wyjazdowej potyczce z Bełchatowem, wszedł na boisko w 27 minucie i… strzelił hat-tricka. Mając nieco ponad 20 wiosen, został jednym z najmłodszych zawodników, którzy uzyskali hat-tricka w meczu ligowym. Potencjał, jakim dysponował „Klacik” wydawał się nie do zmarnowania.
Niestety, fortuna nie była dla Marcina zbyt łaskawa. W październikowym meczu z Zagłębiem Lubin, doznał okropnej kontuzji. Zdiagnozowano u niego zerwanie więzadeł w kolanie. Oznaczało to rozbrat z futbolem na niemal pół roku. W rundzie wiosennej, po rekonwalescencji, rozegrał w sumie zaledwie 70 minut i widać było, jak bardzo uraz zahamował karierę Klatta.
Perypetie pozasportowe podczas pobytu w Koronie, a także nieudany epizod w Zawiszy spowodowały, że ze świetnie zapowiadającego się napastnika, Klatt stał się przeciętnym piłkarzem, grającym na zapleczu ekstraklasy. Ma już 28 lat, gra w barwach Kolejarza Stróże i wyceniany jest na 150 tysięcy euro.
Pozostałe – nietrafione - transfery Legii Warszawa (mecze/gole):
Nacho Novo (11/0), Ismael Blanco (6/0), Inaki Descarga (3/0), Dejan Kelhar (2/0), Dong Fangzuo (2/0), Moshe Ohayon (4/0), Jorge Salinas (12/0) – piłkarze, którzy „zasilili” Legię za darmo.
Marko Šuler (7/0, 100 tysięcy euro), Bruno Mezenga (13/3, wypożyczony za kwotę 200 tysięcy euro), Michal Hubnik (13/2, wypożyczony – 300 tysięcy euro), Martins Ekwueme (16/1, 200 tysięcy euro), Panče Ḱumbev (18/1, 200 tysięcy euro).