„Vive la Pologne!”. Stępiński jak Gadocha?
2016-08-19 11:40:17; Aktualizacja: 8 lat temuNie będzie kolejnych goli w barwach Ruchu Chorzów ani transferu do Legii Warszawa, tylko drugi w karierze zagraniczny wyjazd. Co czeka Mariusza Stępińskiego w Nantes?
Szybko ten czasleci. Wydawać by się mogło, że Stępiński wczoraj trafił doNorymbergi, a od tego transferu minęły już przecież trzy lata.Jaki to był dla niego okres? Na pewno trochę zwariowany. Przenosinydo Niemiec nie okazały się dobrym wyborem. Były bramki, byłyasysty - ale niestety tylko w rezerwach. Sam Stępiński niespodziewał się, że tak szybko wróci do kraju, ale to było jedynerozsądne wyjście.
I z całąpewnością wyszło mu to na dobre. Na wypożyczeniu w Wiśle Krakówmoże jeszcze tak nie błyszczał, ale po transferze definitywnym doChorzowa, wyraźnie okrzepł. Pewnie nie byłoby tego, gdyby niewielka wiara w jego umiejętności Waldemara Fornalika. Tak, 21-latektrenerowi bardzo dużo zawdzięcza. W minionym sezonie występowałbowiem od deski do deski. Patrząc na minuty, rozegrał ich ponad dwarazy więcej niż w Widzewie przed samym wyjazdem do Niemiec.Regularna gra przełożyła się na bramki. 15 goli trzeba uznać zanaprawdę przyjemny rezultat. Co ważne, Stępiński nie zanotowałdwóch czy trzech kosmicznych występów, tylko przez większą częśćrozgrywek prezentował równy poziom. W sumie strzelał w 14 meczach.Popularne
Obecnysezon też rozpoczął świetnie, ale to żadne zaskoczenie. Możnabyło się spodziewać, że po Euro 2016 będzie spisywał sięjeszcze lepiej niż wcześniej. Co prawda we Francji nie nie było mudane powąchać murawy, ale takie przygody na wielkich imprezach dająmłodym zawodnikom więcej niż kilkadziesiąt spotkań na najwyższymszczeblu.
Jakzawsze jesteśmy mądrzy po szkodzie, ale jeśli trzy lata temu możnabyło mieć wątpliwości co do jego odejścia za granicę, to terazdyskusji nie ma żadnej. Tym bardziej, że Stępiński trafi donaprawdę fajnego dla siebie zespołu.
Nantes.Bretania. Nie ma się co oszukiwać, że lata świetności „Kanarki”mają dawno za sobą. Bo o ile w latach sześćdziesiątych isiedemdziesiątych dość regularnie sięgały po mistrzostwoFrancji, to z ostatniego tytułu zielono-żółci cieszyli się 15lat temu. O cztery punkty wyprzedzili wtedy Olympique Lyon. Potembyło biednie. Bardzo biednie. Po spadku do Ligue 2 w 2007 roku klubkupił Waldemar Kita. Dla potentata na rynku okulistyki, a potemmedycyny estetycznej 10 milionów euro to nie był duży wydatek.
Jużza panowania Kity Nantes szybko wróciło do Ligue 1, by po sezonieznowu znaleźć się na drugim szczeblu. I tym razem „Kanarki”spędziły tam cztery długie lata. Bywało różnie. Niecierpliwikibice momentami mieli dość rządów polskiego prezesa iproponowali mu, żeby spierd**** z ich klubu, ale w ostatnich latachpodobne prośby raczej już się nie pojawiają.
Wpoprzednim sezonie Nantes zajęło 14 miejsce we francuskiejekstraklasie. Daleko od czołówki, ale też dziewięć punktów odmiejsca spadkowego. W oczy najbardziej rzuca się jednak liczbazdobytych przez zespół z Bretanii bramek. 33. Mniej trafień wcałej Ligue 1 zanotowało tylko Troyes, które z hukiem zleciałoszczebel niżej. Ale dla samego Stępińskiego to oczywiście bardzodobra wiadomość. Jest luka do wypełnienia.
Najlepszymstrzelcem Nantes w lidze był urodzony w argentyńskim CululúEmiliano Sala. 25-latek trafił do siatki sześciokrotnie.Czterokrotnie uczynił to 24-letni Marokańczyk Yacine Bammou, a trzybramki zanotował Kolbeinn Sigthórsson. Umówmy się, każdy z nichjest w zasięgu Stępińskiego. Sigthórsson może i strzela w codrugim spotkaniu reprezentacji Islandii, ale gdyby faktycznie byłtak dobry, nie występowałby w wieku 26 lat w Nantes. Tym bardziej,że poprzednie rozgrywki miał naprawdę słabe. Trener Michel DerZakarian w zeszłym sezonie grał zwykle jednym napastnikiem wskładzie. Gdy wystawiał dwóch, duet z reguły tworzyli właśnieSigthórsson z Salą.
Der Zakariana w Nantes jednak już niema. Latem zastąpił go 62-letni René Girard. Gdy sam biegał pomurawie, sięgnął po trzy mistrzostwa kraju z Bordeaux. Już jakoszkoleniowiec niespodziewanie doprowadził do niego Montpellier. Czyto tam, czy później w Lille, zawsze mocno stawiał na grę wdefensywie.
W pierwszymspotkaniu ligowym w nowym sezonie Nantes zagrało w systemie 4-3-3.Na szpicy od pierwszych minut wyszedł Bammou, ale decydującego owygranej z Dijon gola strzelił kto inny, bo skrzydłowy NicolajThomsen. Będąc jeszcze przy napastnikach trzeba dodać, że opróczwspomnianej wcześniej trójki w kadrze „Kanarków” jest jeszczeFernando Aristeguieta. 24-letni Wenezuelczyk też nie należy jednakdo wirtuozów. W poprzednich rozgrywkach zdobył w sumie sześćbramek w MLS i Ligue 2, gdzie był wypożyczony. Stępiński naprawdęnie ma się kogo obawiać. Jeśli będzie ciężko pracował,powinien szybko osiągnąć sukces.
W Nantes mieliśmy już kilku Polaków.Jedno z mistrzostw w latach siedemdziesiątych zdobył zzielono-żółtymi Robert Gadocha. To było już pod koniec jegoprzygody z francuskim klubem, którą ostatecznie przerwała fatalnakontuzja. Przed nią Polak brylował, a kibice ponoć bardzo częstokrzyczeli z trybun w jego kierunku „Vive la Pologne!”. W sumieGadocha strzelił osiem goli w 45 spotkaniach. Pewnie byłoby jeszczelepiej, gdyby tylko mógł wyjechać za granicę nieco wcześniej.
Blisko 20 lat później w Nantes zameldował się RomanKosecki, który właśnie zakończył grę w Atlético Madryt. „Kosa”miał pomóc w obronie tytułu z poprzednich rozgrywek, ale wyszłodość blado. Po sezonie zakończonym z dwiema bramkami na konciePolak odszedł do Montpellier. To właśnie dzięki ojcu w Nantestrenował też Kosecki - junior, ale w jego ślady Stępiński lepiejniech nie idzie.
Ale w Grzegorza Krychowiaka - dlaczego nie?Nasz pomocnik reprezentował barwy Nantes przez jeden sezon nazasadzie wypożyczenia z Bordeaux. Zaraz po tym na dobre zacząłbłyszczeć w Reims.