Wisła Kraków z ludzkim problemem. Kiedy piłkarze będą mogli spokojnie grać?

2022-03-11 11:52:01; Aktualizacja: 2 lata temu
Wisła Kraków z ludzkim problemem. Kiedy piłkarze będą mogli spokojnie grać? Fot. Marcin Kadziolka / Shutterstock.com
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Są piłkarze, których w Wiśle Kraków skreślono, a w innych klubach Ekstraklasy radzą sobie bardzo dobrze. Czy zatem krakowska szatnia to miejsce, w którym zawodnicy nie mogą pokazać swojego potencjału?

Po odpadnięciu z Pucharu Polski po meczu z Olimpią Grudziądz wydawało się, że sezon Wisły Kraków będzie już pomału dogasał i musi skończyć się spadkiem z ligi. Drużyna grała bardzo słabo i notorycznie przegrywała. Znikąd nadziei.

Kilka dni później ta nadzieja się pojawiła. Po remisie w Gdańsku z Lechią okazało się, że ogień wciąż się jednak tli.

Utrzymanie jak rzut monetą

W końcu było widać progres - w końcu Wisła przestała grać, jak najgorsza drużyna ligi.  W końcu przeszkadzała rywalowi w stwarzaniu sytuacji. Ba, sama potrafiła jakieś wykreować. Miała najwięcej strzałów celnych w tej rundzie. Być może oznacza to pierwszy krok w dobrą stronę - według analityka Piotra Klimka szanse Wisły na spadek zmalały z 61% do 53%. Cytując komisarza Rybę: to niewiele lepiej, ale lepiej.

Być może zespół zrozumiał, że plan nakreślony przez Jerzego Brzęczka ma sens. Być może wszedł na odpowiednie obroty fizyczne. Być może zastąpienie Nikoli Kuveljicia Marko Poletanoviciem to zastąpienie słabego ogniwa silnym i cała drużyna wygląda po prostu na bardziej kompetentną.

Być może więc Wisła znów się utrzyma.

Znów, bo przecież Biała Gwiazda ze spadkiem flirtuje już trzeci sezon. I zupełnie nie ma w tym przypadku.

Nie będzie go też, jeśli Wisła jednak z Ekstraklasy spadnie.

Nie da się stworzyć drużyny

Od lipca 2019 roku rozegrała 91 spotkań, ale wygrała tylko 27, niecałe 30%. Przegrała 44, czyli niemal połowę.  W tym czasie przez Wisłę przewinął się cały tabun piłkarzy. Niemal każde okienko oznaczało rewolucję kadrową, często ku uciesze kibiców. Ale rewolucja zjada własne dzieci - w ostatnich trzech sezonach do klubu przyszło aż 44 zawodników, a 21 z nich nie ma w kadrze na rundę wiosenną.

W pierwszym sezonie w tym czasie - 2019/2020 - w Wiśle zagrało 34 piłkarzy. W drugim - 34. A w tym, choć pozostało jeszcze dziesięć kolejek do końca - już 33. W tym czasie jedynie Jagiellonia i Legia wystawiały więcej zawodników. A różnica między Wisłą a wystawiającym najmniejszą liczbę piłkarzy Piastem Gliwice jest kolosalna. Waldemar Fornalik w jednym sezonie korzystał ze średnio 26,7 piłkarzy.

Wisłę prowadzi dziś też piąty szkoleniowiec od lipca 2019 roku.

W takich warunkach nie da się stworzyć drużyny.

Co się dzieje, że nie wychodzi?

Po zwolnieniu z Wisły dyrektora sportowego Tomasza Pasiecznego (pracował ledwie 7 miesięcy), analityk Piotr Wawrzynów zadał na Twitterze pytanie: Dlaczego w Wiśle brakuje struktury, która pozwoliłaby utalentowanym profesjonalistom na sukces?

Warto jednak to pytanie najpierw przenieść na kontekst boiskowy, bo to jest przecież sól działalności klubu piłkarskiego: czego Wiśle brakuje, żeby piłkarze przez nią ściągani odnosili sukces?

Można oczywiście kategorycznie stwierdzić, że krakowianie kontraktują po prostu słabych zawodników. Że ten się jednak nie nadaje, tamten kopie się po czole, a tego trener już nie chce widzieć. I tak, co okienko, co sezon okazuje się, że Wisła ma słabych piłkarzy.

To byłoby do uwierzenia, gdyby ci zawodnicy po odejściu nie wypływali potem w innych miejscach i stawali się wyrzutem sumienia Wisły.

Słaby w Wiśle, niezły w Pogoni

Chyba najbardziej bolesnym przykładem jest Jean Carlos Silva. Brazylijski skrzydłowy w Wiśle miewał dobre mecze, ale z reguły był jednym z wielu bezbarwnych ofensywnych piłkarzy. Niby widać, że coś potrafi, ale tak mało jest w tym konkretu, że bardziej irytuje niż zachwyca.

W Wiśle Jean Carlos rozegrał 39 meczów. Strzelił trzy gole i miał trzy asysty.

Po zakończeniu kontraktu w Krakowie - warto dodać, że duże znaczenie miał osobisty konflikt z trenerem Peterem Hyballą - Brazylijczyk przeszedł do Pogoni Szczecin. W tym sezonie w 24 spotkaniach Jean Carlos ma już dwa gole i cztery asysty (tych więcej ma tylko Kamil Grosicki), czyli w klasyfikacji kanadyjskiej zebrał już tyle punktów, ile przez cały pobyt w Wiśle.

Oczywiście te liczby nie powalają na kolana. Jean Carlos nie jest jedną z najlepszych postaci ligi. Ale po odejściu z drużyny walczącej o utrzymanie wydatnie pomaga zespołowi grającemu o mistrzostwo Polski.

W Szczecinie Brazylijczyk jest rzecz jasna otoczony lepszymi zawodnikami, więc łatwiej jest mu też podnosić umiejętności. To może być jednak tylko część wytłumaczenia.

Piłkarz odrzucony stał się fundamentem

Rafała Janickiego tak bardzo nie chciano pod Wawelem, że rozwiązano z nim kontrakt w grudniu 2020 roku. Odkąd do klubu kilka miesięcy wcześniej przyszedł Michał Frydrych, polski obrońca nie rozegrał już w barwach Wisły ani minuty.

Janicki w Wiśle popełniał błędy, miał kłopoty z ustawieniem. Wisła przegrywała i seryjnie traciła gole, więc problem był z obrońcami. Gwałtowna poprawa formy zespołu po przyjściu Frydrycha tylko potwierdzała, że odsunięcie Janickiego miało sens.

Minął rok z lekkim okładem, a Janicki jest dziś podstawowym obrońcą Górnika Zabrze. Drużyny, która wciąż może jeszcze nawet walczyć o puchary, a nad Wisłą ma 13 punktów przewagi. Ale w przeciwieństwie do krakowskiego zespołu nie wymaga od piłkarzy niemożliwego.

Gdy pod Wawelem starano się za wszelką cenę odtworzyć krakowską piłkę, w Zabrzu trener Jan Urban skrupulatnie dokładał kolejne klocki. Bez ideologii, bez wielkich słów, bez powtarzania piłkarzom, że muszą zrozumieć w jakim klubie się znajdują.

Postawił na ustawienie z trzema środkowymi obrońcami, w którym Janicki zajął centralne miejsce. Obok siebie miał dwóch młodych, szybszych zawodników, więc ewentualne błędy były asekurowane. Nie wymagano od niego precyzyjnego wprowadzenia piłki do gry. Urban wie, co zawodnik potrafi, a czego nie. I z piłkarza odrzuconego stał się Janicki piłkarzem dla (innego) zespołu fundamentalnym.

Bez niepotrzebnej presji

Podobnym przykładem jest Dawid Abramowicz. W Wiśle pograł tylko pół roku i wrócił do Radomiaka Radom, bo trener Hyballa go kompletnie odrzucił. Ale nawet za Artura Skowronka Abramowicz wyglądał przeciętnie. Wyglądał bardziej na pierwszoligowca niż zawodnika z Ekstraklasy.

I znów - mija rok, a Abramowicz nie opuścił ani minuty w Ekstraklasie, a Radomiak ma 16 punktów przewagi nad Wisłą. Lewy obrońca jest częścią jednego z bardziej stabilnych bloków defensywnych. Każdy wie, jakie ma zadania - dostosowane do swoich umiejętności.

O ile więc sukces Jean Carlosa w Szczecinie można tłumaczyć po prostu lepszym otoczeniem, o tyle jednak Janicki i Abramowicz nie mają wcale znacznie lepszych piłkarzy obok siebie. A mimo to tam potrafią.

W Wiśle nie potrafili. Dlaczego? Przyczyn może być wiele i żadna z nich nie jest prosta.

Być może brak zaufania, o czym w wywiadzie dla Interii mówił były prezes Wisły Piotr Obidziński, przenosi się na szatnię. To sprawia, że w Wiśle po prostu źle się gra i choćby nawet zrobiono sto transferów i trzykrotnie zmieniono całą szatnie, piłkarze zawsze będą podskórnie czuć, że coś jest nie tak.

Być może dysonans między wielkością klubu i jego domniemanym potencjałem a rzeczywistością jest zbyt duży. To rodzi dodatkową presję, bo każdy z piłkarzy jest nie tylko częścią zespołu, ale też musi spełnić misję powrotu Wisły na „należne jej miejsce”. Najlepiej w stylu krakowskiej piłki, która od piłkarzy wymaga bardzo dużo.

Dlatego też pewnie Michał Kaput wolał w zimie zamienić Radomiaka na Piasta niż Wisłę. W „Gazecie Krakowskiej” czytamy, że gliwiczanie zaproponowali pomocnikowi lepsze warunki finansowe, ale jednym z powodów miała być presja, która w Gliwicach jest mniejsza.

Może to dowód na słabą mentalność piłkarza, być może za argumentem o presji kryje się odpowiedź na proste pytanie: Gdzie lepiej będzie się grało w piłkę?

Pozornie Piast i Wisła znajdowały się w styczniu na tym samym poziomie, w tabeli dzieliły je ledwie dwa punkty. Ale minęło kilka tygodni i odkryły się prawdziwe, długoterminowe różnice. W jednym klubie trenera zmienia się co pół roku, w drugim szkoleniowiec pracuje już od pięciu lat.

Dziś wybór Kaputa wydaje się oczywisty.

Bez próby rozwiązania tych nie strukturalnych, nie jakościowych, ale po prostu ludzkich problemów Wisła będzie miała kłopot nie tylko z walką o utrzymanie, ale - jeśli jednak w tym roku spadnie - z szybkim powrotem do Ekstraklasy.

JACEK STASZAK

Więcej na ten temat: Polska Wisła Kraków I liga