Awaryjne lądowanie Barcelony

2013-04-24 01:03:51; Aktualizacja: 11 lat temu
Awaryjne lądowanie Barcelony Fot. Transfery.info
Źródło: gonzofski.blox.pl

Niespodziewana porażka z Bayernem niesie za sobą pytanie. Na jak długo Barcelona opuści piłkarski kosmos?

Nieokiełznana, nieśmiertelna i przy tym elegancka, taka była przez ostatnich 9 lat "Duma Katalonii". Zespół prowadzony najpierw przez Franka Rijkaarda, szlachetność piłkarskiej barwy nabierał, aby pod wodzą Pepa Guardioli eksplodować maestrią nieziemską, rzekłbym kosmiczną, depcząc każdego i w każdym miejscu, czyniąc to w jeden niepowtarzalny sposób. Tiki-taka, element zaszyfrowany dla piłkarskich ślepców, przez Barcelonę przeciwko tym samym ślepcom wykorzystywany. Bezlitośnie i z polotem, z radością jakby pierwszy raz grali tą futbolową orkiestrę. Rześkość ich zagrań i pomysłów na strzelenie przeciwnikowi jak największej ilości bramek nieustannie trwała. Każdy wróg czy nawet stanowiący nieliczny neutralny element liczył dni do końca katalońskiego spektaklu. Wszyscy padli trupem, zabrakło im tchu, aby kontynuować złe wróżby. Barcelona po prostu stała się dla nich nieśmiertelna, a pięty achillesowej na próżno było szukać.

Męczyli się naprzemiennie Real Madryt i Manchester United. Pierwszemu udało się uszczknąć z chwały, jaką się przyznaje pogromcom Barcelony, "Czerwone Diabły" natomiast lekarstwa na "Blaugranę" znaleźć nie mogły. Podopieczni Alexa Fergusona co prawda wygrali z "Katalończykami" w drodze po tryumf w Lidze Mistrzów w czasie świetności podopiecznych wówczas Franka Rijkaarda, lecz w najważniejszym meczu, który pozwoliłby się zapisać w kartach historii i wygrać jako pierwszy zespół w historii dwa razy z rzędu puchar Ligi Mistrzów Barcelony się ograć nie udało.

Później był jeszcze Inter Mediolan, Chelsea Londyn i ostatnio Milan. Te drużyny również trafiły na Barcelonę w trakcie przeładowywania broni, co pomogło im nad "Dumą Katalonii" zwyciężyć. Co ciekawe każda z tych drużyn, gdy już pokonała "Blaugranę" ( z wyjątkiem Milanu w tym sezonie), czyniła to w najważniejszym momencie, czyli w półfinale. Wygrana nad magikami z Barcelony poprawiała morale zespołu na tyle, że w finale te właśnie drużyny, które ograły "Katalończyków" zdobywały puchar, włącznie z wspomnianym w poprzednim akapicie Manchesterem United w 2008 roku.

Ówczesne porażki Barcelony obwieszczano jako koniec ery tiki-taki i innych boiskowych fajerwerków w wykonaniu Messiego i spółki. Jak na złość wszystkim złym wróżbitom "Duma Katalonii" podnosiła się z kolan i wygrywała jak dawniej. Tak było między innymi w obecnym sezonie, gdy po porażce z Milanem na wyjeździe 0:2, w rewanżu na Camp Nou zlała "Rozzonerrich" 4:0. Czy tak samo zmartwychwstanie tym razem? Ciężko przewidywać taki przebieg zdarzeń, patrząc na styl w jakim "Katalończycy" prześlizgnęli się do półfinału, gdzie tak na prawdę Bayern pokazał, iż znaleźli się tu niesłusznie.

Wczorajszy mecz, jak każdy przegrany przez zespół Barcelony, po raz kolejny dostarczył kibicom pożywkę do polemiki na temat formy "Katalończyków". Pierwsze pytania na pewno brzmiały tak samo jak po porażce z Interem czy Chelsea, czy to koniec Barcelony. Patrząc na to trzeźwym okiem, nie należy przesądzać kresu manowców podopiecznych Tito Vilanovy, gdyż byłby to wniosek zbyt pochopny. Jak w przypadku tamtych przegranych, do których dochodziło po uprzednim spadku formy piłkarzy "Blaugrany", teraz też ten niż należy traktować jako efekt przejściowy, jako awaryjne lądowanie, celem załadowania paliwa i ponowienia wyścigu po chwałę na zielonych boiskach.

Więcej na ten temat: FC Barcelona Liga Mistrzów Felieton LaLiga