Wspólny język z zawodnikami
- Trener wzbudził w nas zaufanie
do samych siebie - mówił już na początku października Guilherme
w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. W zasadzie od samego
początku było widać, że Magiera znalazł z zawodnikami Legii
wspólny język, co znaczy czasami więcej od ich umiejętności
czysto piłkarskich. Nowy trener postawił na zdrową atmosferę -
wymaga, ale nie wymyśla dziwacznych zasad. Dialog przede wszystkim.
Dzięki temu, że na starcie jasno przedstawił czego oczekuje,
wszyscy doskonale znają swoje zadania i wiedzą, co mają robić.
Szatnia z charakterem
Kto
nie widział filmiku z szatni po meczu legionistów z Lechem Poznań,
ten gapa. Przede wszystkim można na nim dostrzec prawdziwą drużynę.
Okej, całą sytuację zaaranżował Aleksandar Vuković - nie
Magiera, ale jednak jeszcze kilka tygodni temu ciężko byłoby sobie
wyobrazić stranierich śpiewających z takim temperamentem legijną
przyśpiewkę. Zresztą nie tylko stranierich, bo źle funkcjonowała
cała drużyna. Zatarła się tożsamość, poczucie bycia
legionistą. Wideo z szatni czy nawet bójka na murawie, o którą
pretensji do swoich podopiecznych nie ma sam szkoleniowiec, pokazuje,
że to wraca. Jeden walczy za drugiego.
Szybkie
reakcje
W meczu z
Lechem Magiera potwierdził, że potrafi reagować na to, co dzieje
się na murawie. - Druga połowa był lepsza od pierwszej,
choćby ze względu ustawienia taktycznego. Po 25 minutach
wiedziałem, że muszę wzmocnić lewą stronę boiska. Dlatego
wszedł tam Guilherme, a niestety zszedł Maciek Dąbrowski, który
nie zagrał złego meczu - przyznał w Lidze+ Extra szkoleniowiec
(cytat za: legia.net). Nosa miał też przy wprowadzeniu Kaspra
Hämäläinena. Jego poprzednik problemy z reagowaniem na boiskowe
wydarzenia miał ogromne. Podobnie jak ze stałymi fragmentami gry, z
którymi też jest coraz lepiej.
Można przegrywać bez
wstydu
Czy Legia Hasiego
wygrywała, czy przegrywała - prezentowała się słabo. I to bez
względu na to, kogo miała za przeciwnika. Nowy trener udowonił, że
można przegrać wysoko z rywalem z najwyższej europejskiej półki,
ale zrobić to, pozostawiając po sobie przyzwoite wrażenie. W meczu
z Realem Madryt legioniści wyglądali inaczej niż przeciwko
Borussii Dortmund. Przede wszystkim byli zdecydowanie bardziej
zdyscyplinowani, potrafili się odgryźć. Oczywiście przytrafiały
się błędy, ale momentami potrafili zaskoczyć giganta. Byli
bardziej pewni siebie, kreatywni.
Pobudzenie
liderów
Jednym
z największych wygranych początku pracy Magiery jest Vadis
Odjidja-Ofoe, a więc... człowiek Hasiego. To oczywiście świadczy
o nim jeszcze gorzej. Albańczyk znał go doskonale z Belgii, a nie
potrafił wykorzystać pełni jego potencjału. 27-latkowi
zdecydowanie pomogło przesunięcie do przodu. Jakość, jakość,
jakość, to przede wszystkim. Teraz widać ją niemal w każdym
podaniu byłego zawodnika Norwich. Dokładność, świetny przegląd
pola, ogromny ciąg na bramkę. Powoli zaczyna przekuwać się to na
liczby. Właśnie po to Belg został sprowadzony, żeby liderować. W
ostatnim czasie odżył też Miroslav Radović.
Klasa zamiast błaznowania w
mediach
Trener Magiera
potwierdza to, że znakomicie wypada w mediach. Nie zamyka większości
treningów i doskonale wie, na co może sobie w danej chwili
pozwolić. Jego wypowiedzi są konkretne, ale jednocześnie
odpowiednio wyważone. Nie ma publicznego krytykowania swoich
zawodników, z czego słynął poprzednik. Odpowiedźcie sami - który
szkoleniowiec ma większe szanse na odniesiene sukcesu - ten
sugerujący wszem i wobec, że jego zespół niczego w Champions
League nie ugra, czy jednak ten, który widzi ograniczenia swoich
podopiecznych, ale jednak wierzy w żmudną robotę kroczek po
kroczku?
Przed trenerem jeszcze masa pracy. Nie zapominamy o tym, że Legia wygrała z Lechem po bramce ze spalonego, Real mimo wszystko wbił jej pięć bramek, a po drodze była jeszcze porażka z Pogonią Szczecin. W wielu aspektach widać jednak wyraźne zmiany na lepsze.