DUMANOWSKI: Piłkarze, nie budźcie się z recą w nocniku

2019-01-03 15:42:47; Aktualizacja: 5 lat temu
DUMANOWSKI: Piłkarze, nie budźcie się z recą w nocniku Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Głowa nie powinna służyć piłkarzom tylko do gry. To właśnie głowa odróżnia piłkarzy słabych, przeciętnych od wybitnych.

Ważne jest, by głową czasem ruszyć poza boiskiem, szczególnie, gdy ma się w planach transfer poza ojczyznę. Z okazji rozpoczętego właśnie zimowego mercato, kilka słów, o tym jak język może poplątać albo rozplątać piłkarskie losy. 

Komunikacja jest kluczowa w wielu zawodach. Trudno wskoczyć do nowego środowiska bez umiejętności zamienienia choćby słowa z kimkolwiek. Świat piłki nożnej nie stanowi tu wyjątku. Piłkarz musi nawiązywać relacje z kolegami z boiska, być w stanie wymienić kilka słów z dyrektorem sportowym i co najważniejsze, zrozumieć, czego wymaga od niego trener. Można spędzić całą karierę w rodzimej lidze, ale jeśli ktoś ma ambicję zagranicznego wyjazdu, oczywistym jest, że powinien zawczasu zadbać o swoją przyszłość. 

Przeczytałem we włoskich mediach, że Arkadiusz Reca jest na wylocie z Atalanty. „Nie przywykłem do trenowania 30-osobowej kadry” - powiedział trener Gian Piero Gasperini i dał zielone światło do odstrzału tych z końca drugiej dziesiątki. Analizując przykład Arka, łatwo dojść do wniosku, że problemy z komunikacją znacząco wpłynęły na jego sytuację w klubie. Serie A to najbardziej taktyczna liga w Europie. Brak jakiejkolwiek nici porozumienia z trenerem to samobój. Przyswajasz i realizujesz założenia taktyczne, albo cię nie ma. Nie rozumiem, jak, chcąc wyjechać za granicę, można doprowadzić do sytuacji, w której nie jesteś w stanie w żaden sposób dogadać się w nowym otoczeniu. Reca w wywiadzie po dołączeniu do Atalanty przyznał (po polsku rzecz jasna), że bergamczycy obserwowali go od dawna. Nie został nagle, z dnia na dzień, porwany, wsadzony do samolotu i wysłany do Włoch. Miał czas, żeby pewne istotne luki uzupełnić. 

Obejrzałem na „Łączy Nas Piłka” reportaż o Damianie Kądziorze, który sprawia wrażenie bardzo poukładanego i inteligentnego gościa, co potwierdza wypowiedziane przez niego zdanie: „W klubie nie wymagali ode mnie nauki chorwackiego, ale chyba każdy znajdzie godzinkę albo dwie w tygodniu na naukę. Pomaga mi to w życiu, w szatni, co jest bardzo ważne dla piłkarza”. Nie każdy ma takie podejście. 

Żeby nie było zbyt poważnie, krótka historia o Paulu Gascoignie, który w czasach swojej gry w Lazio miał bardzo duże problemy z nauką włoskiego. Koledzy świetnie zdawali sobie z tego sprawę, dlatego perfidnie wrzucili go na minę, która rozsadziła relację Anglika z najważniejszą osobą w klubie. Gdy prezydent Biancocelestich, Sergio Cragnotti, pojawił się w centrum treningowym, otoczony całą swoją świtą, nieświadomy tego, co czyni Gazza podszedł do niego i powiedział po włosku:

- Twoja córka ma wielkie cycki.

Od tego momentu Gascoigne, mimo że był ulubieńcem kibiców, trafił na czarną listę prezydenta Lazio.

Kwestia znajomości języków obcych tak samo jak piłkarzy, a może nawet bardziej, dotyczy również trenerów. Ponad dekadę temu w tej kwestii zaimponował mi Jose Mourinho. Pierwsza konferencja prasowa w roli trenera Interu i „The Special One” ponownie udowodnił, że na to miano zasługuje. Przez całą konferencję, trwającą ponad kilkadziesiąt minut, odpowiadał na pytania po włosku. Używał, oczywiście prostego języka, ale mówił bardzo płynnie, z dużą łatwością i dość wyczerpująco. Podbił serca mediolańczyków wplatając nawet określenie prosto z ich dialektu - mówiąc „non sono una pyrla” (nie jestem idiotą). W swoim stylu, wytłumaczył zszokowanym, włoskim dziennikarzom - „Nauczyłem się włoskiego, bo jestem inteligentny. Zajęło mi to trzy tygodnie” - cały Jose. Abstrahując od tego, ile czasu włożył w naukę - najważniejszy jest cel, który osiągnął. „Kupił” włoską opinię publiczną i kibiców Interu już na starcie. 

Nie oczekuję, że jakikolwiek piłkarz, tuż po przyjeździe do innego kraju będzie w stanie udzielić godzinnego wywiadu w obcym języku. Właściwie niczego nie oczekuję, bo to nie moja rola. Dziwię się po prostu, że w czasach, w których tak łatwo można „otoczyć się” obcym językiem, poprzez filmy, seriale, radio itd., są jednostki, które jadą w nieznane, totalnie bez przygotowania i  same rzucają sobie kłody pod nogi. „Koniec języka za przewodnika” - to powiedzenie powinno przyświecać wszystkim piłkarzom, żeby nie obudzić się z, parafrazując inne powiedzenie - recą w nocniku. 

PIOTR DUMANOWSKI