Historia lubi się powtarzać: Real i Barca wracają do korzeni, Polacy znów idą na podbój Ukrainy

2012-12-20 12:55:36; Aktualizacja: 11 lat temu
Historia lubi się powtarzać: Real i Barca wracają do korzeni, Polacy znów idą na podbój Ukrainy Fot. Transfery.info
Tomasz Gadaj
Tomasz Gadaj Źródło: Transfery.info

Po niemal 10 latach Real znów mierzy się z Manchesterem United. Niemal po roku Barcelona ponownie oko w oko stanie naprzeciw Milanu. I po 93 latach Polacy znów postarają się zdobyć Ukrainę.

Łysy Gianni Infantino oraz kudłaty Steve Mcmanaman wylosowali dla nas, fanów piłki kopanej, pary 1/8 finału Ligi Mistrzów. I trzeba przyznać, że dobrze wywiązali się ze swojego zadania. Wynikami swojej „pracy” zapewnili milionom kibiców parę miesięcy spekulacji, analiz i starć pomiędzy sympatykami poszczególnych drużyn.

Hitem tej fazy będzie z pewnością rywalizacja pomiędzy "Królewskimi",ach a "Czerwonymi Diabłami". Oba zespoły po raz ostatni mierzyły się w europejskich pucharach dziewięć lat temu. W zamierzchłych, prehistorycznych już niemal czasach pierwszej odsłony „Galacticos”. Gdy na boisku rządzili pradawni herosi w osobie Zinedine'a Zidana, pierwszego zdrajcy Katalonii, Luisa Figo, czy jeszcze chudego , nieportugalskiego Ronaldo. Po drugiej stronie murawy biegali: zabijaka Roy Keane, równie stary jak dziś Ryan Giggs, a także protoplasta Robina van Persiego, Ruud van Nisterlooy. On, podobnie zresztą jak David Beckham, miał niedługo opuścić watahę Sir Alexa Fergusona i dołączyć do gwiazdorskiej obsady innego teatru marzeń, tego na Santiago Bernabeu. W 2003 roku, po jednym z najlepszych dwumeczów w historii Ligi Mistrzów, górą okazał się Real. Hiszpanie pewnie wygrali u siebie 3:1. W rewanżu, 9-krotni triumfatorzy Champions League co prawda ulegli Anglikom 3:4, ale dzięki golom na wyjeździe zdołali awansować dalej. Już wtedy młodziutki Iker Casillas pokazał, że jest pewniejszym golkiperem niż szalony Fabien Barthez.  Teraźniejszy Manchester United powinien mieć jednak ułatwione zadanie. Real bowiem prezentuje obecnie najsłabszą formę odkąd zespół prowadzi Jose Mourinho. Portugalczyk stracił już chyba szansę na wygranie ligi. Strata 13 punktów do prowadzącej Barcelony może być nie do odrobienia, nawet mimo ogromnego potencjału kadry stołecznego zespołu oraz dramatu szkoleniowca „Dumy Katalonii”. Klęska na krajowym froncie może jednak zmobilizować 49-latka do przerzucenia wszystkich sił ma podbój Europy. A to już może być poważny problem dla sędziwego Fergusona. Bo o ile jego armaty w osobach van Persiego i Rooneya prezentują się bez zarzutu, o tyle defensywne baszty, szczególnie ich centrum, pozostawiają wiele do życzenia. „Czerwonym Diabłom” pozostaje nadzieja, że do lutego z formą oraz zdrowiem dojdzie do siebie Nemanja Vidić, który wyjątkowo lubi karcić drużyny trenowane przez byłego menedżera Chelsea.



Nie mniej ciekawie zapowiada się kolejna już potyczka AC Milan z FC Barceloną. W ostatnich latach oba zespoły wyjątkowo często lubiły na siebie wpadać. Górą w tych starciach była zazwyczaj „Blaugrana”, jednak Włosi potrafili napsuć swojemu rywalowi sporo krwi. Mediolańczycy nie są już jednak tą samą ekipą, która rok temu zdobyła Scudetto. Po masowym exodusie legend, jaki miał miejsce w lecie, zespół Massimiliano Allegriego ciągnie  zaledwie 20-letni  Stephan El Shaarawy. Ten wiek ma niestety to do siebie, że rzadko wówczas utrzymuje się stabilną formę przez cały sezon. Chyba, że nazywasz się Leo, a na nazwisko masz Messi. Niemniej, jeśli „Rossoneri” solidnie nie popracują w czasie zimowego okienka transferowego, to zdarzenie z katalońską wersją pendolino może okazać się wyjątkowo bolesne. A Barca?  Losowanie jest tam sprawą drugorzędną ze względu na nawrót choroby Tito Villanovy. Nie musi to bynajmniej oznaczać zapowiedzi jakiegoś kryzysu w ekipie wicemistrzów Hiszpanii. Historia pokazuje, że dramatyczne wydarzenia tego typu raczej konsolidują zespół niż go rozbijają mentalnie. Coś wie o tym Jerzy Dudek. W czasach, gdy zajmował się jeszcze bronieniem, a nie zawodowym grzaniem ławy, poważne kłopoty z sercem miał trener Liverpoolu, Gerard Houllier. Gdy z powodu choroby Francuz musiał opuścić kilka spotkań, dotychczas kiepsko spisujący się „The Reds” wygrzebali się z kryzysu.



Najbardziej polski z niemieckich zespołów i najciekawsza drużyna świata zdaniem TVP, w lutym zmierzy się z mroźną, wschodnią zimą oraz jeszcze zimniejszą wódką.  I przy okazji z Szachtarem Donieck. Borussia Dortmund spłaciła frycowe z poprzedniego sezonu i bez problemów awansowała z grupy śmierci, zostawiając w tyle Real oraz obrzydliwie bogaty Manchester City. Notabene, obie te potęgi, zdaniem mediów, obserwują naszego Roberta Lewandowskiego. Mourinho stwierdził, że jeśli ekipa z Zagłębia Ruhry przejdzie do fazy pucharowej, to stanie się faworytem do końcowego triumfu. Zadziałać ma tu efekt kuli śnieżnej (niczym Hiszpania na wielkich turniejach) oraz fakt, że, podobnie jak „Królewscy”, Jakub Błaszczykowski i spółka nie mają już raczej czego szukać w lidze. Blitzkrieg Bayernu nie zakończył się, jak rok temu, na jesieni, lecz ciągle trwa i pewnie nawet sami Bawarczycy nie wiedzą kiedy ów szturm zakończą. Szachtar to natomiast jedna z najbardziej niedocenianych drużyn europejskiego topu. Bez wielkich transferów jak papierowy tygrys z Petersburga czy przereklamowane, medialnie eksploatowane do granic możliwości Anży. Górnicy totalnie dominują na swoim podwórko. Potrafili też dojść do najlepszej ósemki Ligi Mistrzów, a teraz drżeli przed nimi tytani z Turynu czy Londynu, ostatnich przecież triumfatorów prestiżowych rozgrywek. Ukraińcy obok Manchesteru United i Barcelony posiadają najstabilniejszy i świetnie zgrany skład. No, ale jeśli Borussia ma zamiar wypełnić proroctwo Mourinho, to i wschodnich kozaków trzeba pokonać.

Pozostałe mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów:
Galatasaray Stambuł - Schalke 04 Gelsenkirchen
Celtic Glasgow - Juventus
Arsenal FC - Bayern Monachium
Valencia - Paris Saint Germain
FC Porto - Malaga