Ostatnia szansa Arsène’a Wengera? [OPINIA]
2017-01-06 23:04:29; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Kiedy Arsène Wenger obejmował Arsenal w 1996 roku, po dwóch sezonach w Japonii (?!), zapewne niewielu spodziewało się, że w stolicy Anglii spędzi dwie dekady.
Olivier Giroud był wtedy dziesięcioletnim chłopcem ze wschodniej Francji, Alexis Sanchez chodził do trzeciej klasy chilijskiego odpowiednika szkoły podstawowej, a ośmioletni Mesut Özil zaczynał treningi w Westfalii 04 Gelsenkirchen. Dziś wspomniana trójka to żołnierze armii Wengera, która po raz kolejny wygląda na gotową do walki o mistrzostwo kraju. Problem jest jeden – Arsenal rokrocznie odpada z rywalizacji jeszcze przed decydująca fazą rozgrywek. Czy obecny sezon to ostatnia szansa francuskiego szkoleniowca?
Strona startowa w komputerze członków władz Arsenalu to prawdopodobnie www.howtolearnpatience.com. Ciężko znaleźć racjonalne powodu ku temu, żeby po tylu latach bez znaczącego trofeum, wciąż trzymać na ławce szkoleniowca. Oczywiście, Wenger jest londyńskim Fergusonem, jednak różnica między panami jest taka, że Sir Alex nawet pod koniec swojego pobytu w Manchesterze zdobywał mistrzostwa kraju. Arsenal przodował w Anglii ostatnio w 2004 roku. Puchar kraju jest, umówmy się, tylko nagrodą pocieszenia dla zespołu z takimi ambicjami. Liga Mistrzów z kolei to dla fanów czerwono-białej londyńskiej armii tylko obiekt westchnień.
Kanonierzy opuścili swoje ulubione czwarte miejsce po dość niespodziewanym zwycięstwie Tottenhamu z Chelsea i dziś mają 8 punktów straty do liderującej Chelsea. Do rozegrania jeszcze 18 spotkań, więc wszystko się może zdarzyć. Özil asystuje jak zawsze, Sanchez wciąż wyprzedza rywali o kilka długości, a Olivier Giroud strzela nawet „skorpionem”. Kadra Arsenalu jako całość też zdaje się wyglądać lepiej niż w poprzednich latach.
Ostatni triumf w Premier League Arsenal zaliczył dwanaście lat temu. Futbol od tego czasu zmienił się dość znacząco. Nowa fala szkoleniowców, której najbardziej cenionymi przedstawicielami są Pep Guardiola czy Jurgen Klopp (notabene obaj walczą dziś o mistrza Anglii), ma sporą chrapkę na przejęcie futbolu. Może metody Wengera i jego myślenie o piłce nie nadążają nad panującymi trendami, może problem tkwi w tym, że Francuz nie jest skory do zmieniania swoich rozwiązań taktycznych, co z kolei doprowadza do tego, że Arsenal jest dla rywali przewidywalny. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby Mesut Özil był genialny trochę rzadziej, a Alexis Sanchez stracił swoją szybkość. Mam nieodparte wrażenie, że na przykład taki Pep Guardiola ugrałby z obecną kadrą Arsenalu nieco więcej. Aaron Ramsey mógłby być londyńskim Iniestą, bo ma ku temu predyspozycje. Brakuje kogoś, kto wyciągnie z niego maximum. W tym akurat były szkoleniowiec Bayernu jest mistrzem. Szybkość Walcotta i Sancheza na obu skrzydłach, z przodu Giroud przypominający mniej więcej (bardziej mniej mimo wszystko) Roberta Lewandowskiego, pod którego Pep potrafił ułożyć całą ofensywę w Monachium. Podsumowując, jest w Arsenalu pole do popisu, którego Wenger jakby nie potrafił już do końca wykorzystać.
Każda cierpliwość ma swoje granice. Jeśli Francuz nie zdobędzie mistrzostwa lub nie zagra przynajmniej w półfinale Ligi Mistrzów, to argumentów na trzymanie go jako menedżera zdecydowanie zaczyna brakować. Kibice nie raz sugerowali władzom, by postawić na kogoś nowego, a obecnego menedżera pożegnać z godnością i klasą, dziękując mu za wszystkie lata pracy. I wydaje się to jednym z niewielu możliwych i słusznych rozwiązań.
Na przeszkodzie w zdobyciu trofeów, jak co roku, staje kilka innych klubów. Liga angielska ma to do siebie, że lider przegrywający mecz ligowy z drużyną z końca tabeli to żadna niespodzianka. Jednak kiedy sezon 2016/2017 był sygnowany rywalizacją między Guardiolą a Mourinho, z południa Włoch przybył Antonio Conte, a swój drugi sezon w Liverpoolu do udanych może póki co zaliczyć Jurgen Klopp. Do tego dochodzi drużyna Pochettino, która w zeszłym roku o mistrzostwo się niemal otarła. I gdzie w tym wszystkim miejsce dla Wengera?
TOMASZ OLCZAK