Quo vadis, Newcastle?

2013-01-29 00:20:04; Aktualizacja: 11 lat temu
Quo vadis, Newcastle? Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Jak już się przyjęło, raz na jakiś czas - dokładnie od 1957 roku - francuską Ligue 1 dopada epidemia zwana potocznie <i>africacupofnations</i>. W wolnym tłumaczeniu - Puchar Narodów Afryki.

Dla szkoleniowców tamtejszej ligi to prawdziwa zmora. Turniej rozgrywany tym razem w Republice Południowej Afryki - gospodarza niedawnych Mistrzostw Świata z 2010 roku - zmusił aż 40 zawodników do upuszczenia swoich zespołów by na czas bliżej (nie)określony reprezentowali swoje kraje w walce o prym na Czarnym Lądzie.

Jednak rok 2013, a dokładnie jego początek, to okres jeszcze bardziej niebezpieczny niż mogłoby się wydawać. Okres, który po dzień dzisiejszy spędza sen z powiek każdemu szkoleniowcowi pracującemu w kraju na Sekwaną, który samą nazwą budzi grozę i strach. Mercato. I tym razem nie chodzi o groźnego wirusa, tudzież złowrogiego bakcyla czającego się tuż za rogiem chcącego zainfekować wszystko co trafi po drodze, tylko okres w trakcie którego menadżerowie, skauci, dyrektorzy sportowi z całego świata czyhają na transferowe okazje mające na celu wzmocnić, tudzież uzupełnić kadrowo swoje zespoły. 
 
Dla jednego klubu miesiąc styczeń mógłby trwać - mówiąc kolokwialnie - do usranej śmierci. W przeciwieństwie dla popularnych "żabojadów". Dlaczego Odpowiedź na pierwszy rzut oka – biorąc pod uwagę ruchy transferowe tajemniczego zespołu w ciągu ostatnich tygodni - wydaje się dosyć prosta, aczkolwiek dla niektórych wręcz przeciwnie. Oprócz wspomnianego wcześniej africacupofnations istnieje jeszcze bardziej niebezpieczny i coraz częściej występujący wirus, o jakże dźwięcznej nazwie: alanos padrewus. W porównaniu do swojego afrykańskiego kolegi jego angielski odpowiednik działa w sposób częstszy, wzmożony i radykalny. Dwa razy do roku, bez najmniejszych skrupułów bezpowrotnie „porywa” piłkarzy z ligi francuskiej siejąc postrach i zamęt w sposób niewytłumaczony i karygodny. 
 
Niewiadomo po dzień dzisiejszy co jest jego przyczyną, jednak pewnym jest, że jeszcze przez jakiś czas będziemy świadkami jego złowieszczych ataków zastanawiając się dodatkowo, czy istnieje granica jego nikczemnych macek. 
Od 1892 roku w Newcastle United – bo o nim mowa – do 2010 roku (118 lat) przez kadrę popularnych „Srok” przewinęło się 15 piłkarzy legitymujących się francuskim obywatelstwem (jako zadeklarowanych do gry w barwach „Trójkolorowych”). Nie jest to porywająca liczba zważywszy na renomę i historię klubu z nad rzeki Tyne, jednak nikt nie powiedział, że ilość zagranicznych piłkarzy musi być z góry określona. Los chciał, a w zasadzie protoplasta wirusa alanosa padrewusa, Alan Padrew - menadżer Newcastle, że obecnie historia nijak ma się do teraźniejszości, a przyjęta strategia: na pohybel tym, którzy myślą, że nie można zbudować zespołu z zawodników tej samej narodowości w zupełnie innej lidze nie musi oznaczać ewentualnej kompromitacji i powodu do wstydu.
 
Sezon 2010/2011 to bez wątpienia przełom dla dzisiejszej ekipy prowadzonej przez 51-letniego Anglika, gdyż wówczas po raz pierwszy dał o sobie znać złowrogi wirus z Wysp Brytyjskich. Wypożyczony przed dwoma laty z Olympique Marsylia Hatem Ben Arfa rozpoczął cykl „porwań”, które w przeciągu dwóch lata osiągnęły liczbę podobną do tej, która zatrzymała się przed sprowadzeniem wychowanka Olympique Lyon. Obecnie (stan na 29 stycznia 2013 roku) w kadrze „Srok” możemy znaleźć 9 innych, którzy w przeciągu 2 lat podążyło drogą swojego rodaka. Tylko tej zimy na St James' Park zagościło 5 Francuzów i wcale nie powiedziane, że liczba ta nie ulegnie jeszcze zmianie. Do zamknięcia zimowego Mercato pozostały jeszcze dwa dni, a jak wiemy z historii spektakularne transfery ostatnich godzin okienka to nic nowego.
 
 
W samej Ligue 1 występuje drużyna, która w swoich szeregach ma raptem jednego zawodnika więcej, aniżeli klub z Premier League – Rennes. Są też kluby: Nancy i Sochaux, które mają w składzie 12 Francuzów. Czy to przypadek, że właśnie taki kierunek objął alanos padrewus? Czy kryje się za tym jakaś tajemnicza, nikomu nieznana sympatia Alana Pardewa wobec  Republiki Francuskiej? Tłumaczenia, że „to czysty przypadek, że tacy a nie inni zawodnicy do nas przychodzą bowiem liczy się tylko to, że są dobrzy”, to moim skromnym zdaniem zwykłe lanie wody, gdyż piłkarze z tego co wiem występują nie tylko we Francji, ale również w Hiszpanii, Włoszech, tudzież Polsce, a znalezienie ich i pozyskanie wcale nie musi ograniczać się stricte do jednego kraju. 
 
Nie żebym miał o to do Anglika pretensję. Nic z tych rzeczy. Zastanawiam się tylko, czy aby droga obrana przez Anglika sprawdzi się na tyle, aby później nie okazało się, że w Premier League będziemy mieli powtórkę z brazylijskiej Pogoni Szczecin pana Ptaka, która skończyła  się szybciej aniżeli się zaczęła. Kupowanie z rozsądkiem i tzw. na pałę to drogi, które dzieli bardzo cienka granica. Granica, która już nieraz okazywała się bezlitosna nawet dla tych, których prawa nie miała dopaść.