Rasizm, czyli wieczna walka z wiatrakami
2013-01-07 18:06:24; Aktualizacja: 11 lat temu"Wykopmy rasizm ze stadionów", tak brzmi hasło organizacji "Kick It Out" założonej w celu eliminowania przejawów rasizmu w piłce nożnej. Jednak po 20 latach ciężko stwierdzić, aby działanie organizacji przyniosło zamierzony efekt.
Po ostatnim incydencie, jaki miał miejsce podczas towarzyskiego meczu Milanu z czwartoligowym zespołem Pro Patria, przekonanie co do wyeliminowania rasizmu ze stadionów stało się wiarą ślepych, a ich działania walką z wiatrakami.
Demonstracyjne próby zwalczania rasizmu przy pomocy reklam, haseł na koszulkach oraz apeli piłkarzy przed meczami, przybierają powoli formę głuchego telefonu, gdyż nie widać rezultatów walki z problemem, pomimo iż, organizacja walczy z tą patologią już dwie dekady. Czyżby brakowało skutecznych działań, które miały by się przyczynić do zwalczenia rasizmu czy też "Kick It Out" zamienił się w współczesnego Syzyfa? Trudno podważać sposoby walki z problemem w wykonaniu organizacji, choć śmiałków ku temu nie brakowało. Paradoks polega na tym, że zasadność działalności na rzecz wykorzenienia rasizmu ze stadionów podważyli...piłkarze czarnoskórzy. Rio Ferdinand oraz Micah Richards, zbojkotowali pomysł "Kick It Out" jakim było włożenie koszulek z hasłem organizacji, przed jednym z meczów angielskiej Premier League, uznając próby walki z rasizmem syzyfową pracą. Nie można odmówić piłkarzom źbła słuszności decyzji, gdyż ciężko jest zapanować nad stadem na stadionie, tym bardziej nad ich myślami, z których rodzą się wspomniane wcześniej zachowania o zabarwieniu rasistowskim.
Co jednak, gdy problem schodzi z trybun na boisko? Przykro to słyszeć, jednak to prawda. Wzajemnie zcierający się ze sobą podczas meczu piłkarze, których emocje często wchodzą na manowce, mogą w wyniku impulsu zareagować w sposób, którego nie obejmuje podręcznik zachowań piłkarskich, aby tylko wpłynąć na wynik spotkania. Uderzenie zawodnika bez piłki jest uzasadnioną przesłanką do pokazania czerwonej kartki, bez względu na to czym to zachowanie było umotywowane. Bardzo często zanim dojdzie do rękoczynów, ma miejsce wojna psychologiczna między piłkarzami, w której (jeśli jest sposobność) można dopuścić się zachowania rasistowskiego. W zeszłym roku niechlubną sławą z tego powodu cieszył się John Terry, który miał uzyć w kierunku Antona Ferdinanda, brata Rio Ferdinanda, rasistowskich odzywek. Wygląda to katastrofalnie, gdyż Rio Ferdinand to przecież kolega Johna Terry'ego z reprezentacji. Skalę problemu rasizmu na stadionach cementuje występek Lionela Messiego, mogącego się pochwalić nieposzlakowaną opinią, który miał według poszkodowanego dopuścić się prowokowania Roystona Drenthe przy użyciu słowa "czarnuch".
Ciężko jest się pogodzić z tym faktem, ale rasizm jest już tak poważnym problemem, że niezwykle ciężko będzie się jemu przeciwstawić w najbliższym czasie. Przykro też żyć ze świadomością, że jedynym skutecznym działaniem, aby stłumić rasistów, jest ich zakneblowanie i przywiązanie do krzesełka od razu po tym, gdy się pojawią na stadionie.