Swansea City, czyli barcelońska szkoła Laudrupa

2012-08-29 00:15:03; Aktualizacja: 12 lat temu
Swansea City, czyli barcelońska szkoła Laudrupa Fot. Transfery.info
Źródło: Guardian, Transfery.info

Dwa pierwsze mecze sezonu 2012/2013 angielskiej Premier League w wykonaniu walijskiego Swansea City są bez wątpienia jednym z tematów obok którego przejść obojętnie nie można.

Nie można, bowiem ekipa prowadzona przez niegdyś znakomitego piłkarza Barcelony i Realu Madryt, Michaela Laudrupa, spisuje się nie tyle co znakomicie i rewelacyjnie, ale jednocześnie prezentuje futbol efektowny i widowiskowy. Bramki: osiem strzelonych, zero straconych w meczach z Queens Park Rangers i West Hamem powinny dać do myślenia wszystkim, chcącym rywalizować z "Łabędziami" o miano rewelacji sezonu, gdyż zalążek zespołu, który od dobrych paru lat przeobraża się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia, mogliśmy obserwować już w poprzednim sezonie. W momencie zatrudnienia Duńczyka wiadomym było, iż jest to trener wychowany na piłce hiszpańskiej - technicznej, kombinacyjnej, grającej z polotem, z świeżością, i przede wszystkim ofensywnej. Jak sam przyznaje, ma coś do udowodnienia. Jego 4-letnia przygoda z Brondby, oraz roczne z Getafe, Spartakiem Moskwa i Majorką nie należały do wybitnie udanych. Swoją filozofię ukształtował będąc przez 5 lat zawodnikiem "Dumny Katalonii" prowadzonej wówczas przez legendę klubu i jednego z najwybitniejszych trenerów w historii, Johana Cruyffa. 

- To co widzieliście przez 10 ostatnich lat pod wodzą Franka Rijkaarda i Pepa Guardioli, ukształtowało i zaczęło mieć swój kres wraz z przybyciem do zespołu w 1988 roku Cruyffa, który przez ostatnie 24 lata zmienił sposób postrzegania i pojmowania futbolu. Futbolu na poziomie wyższym aniżeli każdy inny. Kiedy masz piłkę, musisz mieć w jej pobliżu jak najwięcej zawodników, więc kiedy ją stracisz, musisz umieć powtórzyć ten manewr, aby ją odzyskać. Dlatego uważam, że na przestrzeni paru lat, szczególnie za czasów Guardioli, nie mówiło się o Barcelonie bez piłki, ponieważ mówić o grze obronnej Barcelony w tym przypadku nie ma sensu. Grałem przeciwko niemu za czasów mojej przygody w Getafe i Majorce i mimo, iż udało mi się raz z "Barcą" wygrać i dwukrotnie zremisować, to nie mieliśmy szans by być w posiadaniu piłki. Jednak teraz większość trenerów wie, jak grać przeciwko Barcelonie: duża spójność, brak przerw między formacjami, w momencie gdy masz piłkę musisz 3-4 podaniami przetransportować ją do kogoś kto z nią pobiegnie. I kiedy Alves zapędzony jest zbytnio do przodu, musisz podać piłkę za plecy Pique, który zbyt szybki nie jest.  I mimo, iż każdy to wie, to jednak nikomu praktycznie się to nie udaje. A dlaczego? Bo nie jesteś w stanie 3-4 podaniami rozmontować całego zespołu, który już przy drugim podaniu jest przy tobie, który od razu odzyskują piłkę. Co to wszystko oznacza? Oznacza to, że jak najwięcej trzeba pracować nad elementem gry bez piłki.
 
Imponujące jest to, że Swansea, która w ubiegłym sezonie zajęła w tabeli 11 lokatę zupełnie słusznie zdobyła uznanie w oczach wielu ekspertów, mimo, iż w 15 z 38 spotkań nie udało jej się strzelić bramki. Pod wodzą Laudrupa gra Walijczyków może ulec radykalnej zmianie.
 
- Kiedy widzę w telewizji procentowe posiadanie piłki 60-40, to nic mi to nie mówi, ponieważ przypomina to grę, w trakcie której jedna drużyna rozgrywa piłkę na własnej połowie 120 razy. Tak samo, gdy ktoś mówi: słuchaj, ten środkowy obrońca miał 98 procent celnych podań. Dobrze, ale miało to miejsce w odległości 5 metrów od drugiego zawodnika przez cały mecz. Dla mnie, posiadanie istotne jest wtedy, kiedy jednym podaniem uda się spenetrować co najmniej jedną linię ustawionych w polu zawodników. Każde inne nie ma w ogóle sensu.
 
A podania o których mowa, mają w tym sezonie nowych wykonawców, gdyż Joe Allen dołączył do Liverpoolu, a Steven Caulker i Gyfli Sigurdsson grają teraz dla "Kogutów". W ich miejsce Laudrup sprowadził Kyle'a Bartley'a z Arsenalu, Chico z Majorki, Jonathana de Guzmana z Villarreal, i Michu, któremu w pierwszych dwóch kolejach udało się już strzelić 3 gole i zaliczyć 1 asystę.
 
Jeśli chodzi o bramkę to pewniakiem nad pewniakami jest Michael Vorm. Najniższy golkiper Premier League, mierzący 183 centymetrów Holender w ubiegłym sezonie aż 14 razy zachowywał czyste konto. Boki obrony to bez zmian: Angel Rangel i Neil Taylor. Swoją stabilnością, pewnością siebie i dobrą grą zarówną pod swoją bramką jak i bramką przeciwników i w tym sezonie będą bezsprzecznie postaciami kluczowymi w układance Duńczyka. Obok wcześniej wspomnianego Chico, który w wyjściowej "11" zastępuje Caulkera, występuje i występować będzie Ashley Williams, kapitan i prawdziwy przywódca "Łabędzi". 
 
Idąc wyżej, to środek pola w tym sezonie, podobnie jak w poprzednim będzie świątynią Leaona Brittona, wychowanka Arsenalu, który bezsprzecznie będzie należał do wiodących postaci Swansea. Jak na piłkarza odpowiadającego za destrukcje gry rywala, to elegancja i styl prezentowany przez Anglika może się podobać, gdyż bardzo rzadko zdarza się, by defensywny pomocnik w całym sezonie otrzymał tylko 3 żółte kartki, a taki stan rzeczy miał rację bytu sezon wcześniej.  Tuż obok Brittona w linii pomocy grywać będzie Miguel Pérez Cuesta, czyli po prostu Michu.
Chłopak, który jeszcze 4 lata temu błąkał się po 4-ligowych boiskach w drugiej drużynie Celty Vigo, dziś jest jedną z gwiazd Premier League, obok takich tuzów jak Robin van Persie, czy Eden Hazard. Kwota dwóch milionów funtów zapłacona byłemu klubowi Michu, Rayo Vallecano jest ceną tak śmieszną i niską, że działacze Swansea powinni co tydzień dawać na tacę w kościele, gdyż piłkarz tej klasy za takie pieniądze trafia się rzadziej, aniżeli polski piłkarz robiący zagraniczną karierę. W linii pomocy "Łabędzi" zostało jedno wolne miejsce, które w dwóch pierwszych kolejkach należało do Kanadyjczyka De Guzmana. Jednak w obliczu transferu jednego z największych azjatyckich talentów ostatniej dekady, Ki Sung-Yuenga, o którego biły się najlepsze angielskie tuzy, swoimi umiejętnościami i techniką, która przewyższa swoich rówieśników z największego kontynentu świata, czarował już w Celticu, który za 23-letniego pomocnika otrzymał 6 milionów funtów. 
Środek ataku to Danny Graham, i daleko daleko nic. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż 12 trafień w poprzedniego sezonu i doskonałe uzupełnianie się z pozostałymi zawodnikami z linii ofensywnej Swansea w zupełności wystarczyły, aby były król strzelców Championship sezonu 2010/2011 w barwach Watfordu i tym razem był pierwszym napastnikiem ekipy z Liberty Stadium. Filigranowy Nathan Dyer - piłkarz spotkania z West Hamem, Wayne Routladge, który w obliczu przyjścia do drużyny Pablo Hernandeza z Valencii w końcu prezentuje się na miarę oczekiwań notując 3 asysty w dwóch spotkaniach i...i właśnie, Scott Sinclair, który wydawać się mogło zostanie lada chwila oficjalnie zawodnikiem Manchesteru City, będzie musiał póki co swoje odejście z zespołu przełożyć...co najmniej do piątku, gdyż nieosiągnięcie kompromisu włodarzy "The Citizens" i Swansea, nie przekreśla definitywnie szans na zmienienie barw klubowych przez wychowanka Bristol Rovers.
 
Mimo filozofii przyjętej przez Laudrupa, sam zainteresowany tonuje nastroje panujące w walijskim zespole po spektakularnym początku sezonu:
 
- Nie sądzę, aby tylko ode mnie zależała kwestia tego, którzy będziemy w tabeli, ponieważ, tak naprawdę, nie będzie miało znaczenia czy będziemy na 10 czy 14 miejscu. Kto będzie pamiętał czy zdobędziemy 43 czy 48 punktów. Ważne by ludzie się pytali - jak oni grali? Wydaje mi się, że jeśli spyta się ludzi na ulicy co preferują: 10 miejsce i zmiana stylu gry, czy 14 miejsce i ten sam styl? Odpowiedź jest oczywista.