Tak bardzo obojętni. Nie czuć EURO, bo mamy nudną reprezentację [FELIETON Pawła Grabowskiego]
2021-06-13 11:13:39; Aktualizacja: 3 lata temuNie mogę już słuchać tych jęków o tym, że nie czuć EURO. Ludzie dziwią się, że nie ma święta, ale niby jak miałoby być, skoro trwa pandemia. Poza tym piłka już dawno stała się fabryką treści - tak przytłaczającą, że czasem nie ma już siły jej oglądać.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz: nudna, bezbarwna reprezentacja Polski. Nadal dziwicie się, że nic nie czujecie?
Może to dobrze, że nie ma balonika. Może przełoży się to na lepszą formę. Może wreszcie się mile zaskoczymy. Sześć razy w życiu szykowałem się do wielkich imprez z udziałem Polaków i pięć razy dostawałem w łeb. Kibicowanie kadrze to traumy. Za mojego życia wiecznie był to chłopiec do bicia. Ile to razy słyszeliśmy potem, że przygotowanie fizyczne było złe. Albo że piłkarze zamiast skupić się na grze, to grali w pięciu reklamach. Dzisiaj nie grają i też jest źle.
Mamy kibicowski marazm. Po pierwsze, jesteśmy zmęczeni zalewem meczów. Niby kiedy mieliśmy odpocząć? Po drugie, EURO rozgrywane wszędzie sprawia, że nie ma go nigdzie. Podglądam ostatnio włoską telewizję Sky i jest to zabawne jak próbuje się na siłę pokazać, że Rzym żyje tą imprezą. W rzeczywistości nie żyje. Nawet Schody Hiszpańskie stoją puste. Turystów jest mało. Szalonych obrazków z kibicami nie ma. Nie dziwmy się, że ten nastrój przenosi się na resztę. Mecz Walii ze Szwajcarią w Baku obejrzało osiem tysięcy ludzi, choć uprawnionych było cztery razy więcej. Równie dobrze można byłoby upchnąć dwie drużyny w Bełchatowie.Popularne
Łukasz Fabiański mówił ostatnio, że w ogóle nie czuje, że zbliża się jakiś turniej. Skoro mówi to sam piłkarz, to znaczy, że mamy do czynienia z mistrzostwami przepychanymi na siłę. Świat pędzi tak szybko, że nie ma już dziś czasu na święta. Piłka klubowa wciągnęła nosem reprezentacyjną. A to pewnie i tak początek trendu. Będzie coraz gorzej, to pewne. Niemiecka stacja ARD podała, że mecz otwarcia Włochy - Turcja obejrzało 5,5 miliona osób mniej niż Francja - Rumunia na EURO 2016. To jest gigantyczny spadek. Futbol swój rynkowy peak ma już dawno za sobą. Reprezentacje zawsze będą wzbudzać największe emocje ludzi, ale gdy wtłoczy się je zaraz po przeładowanym, pandemicznym sezonie, to cudów nie będzie.
Żyjemy dziś w gąszczu produktów. Piłka jest jednym z nich, a konkurencja rośnie. Żeby się przebić trzeba dramatów, krzykliwości i sensacji. Tego jest już tak dużo, że ludzie w pewnym momencie obojętnieją. Futbol też może zobojętnieć. To ciągle jest znakomite narzędzie do zakopywania codziennych trosk. Są mecze, gdy na dwie godziny ten oświetlony prostokąt trawy robi się najważniejszy na świecie. Ale ten efekt nie działa już tak często. EURO 2020 ma 24 drużyny i 51 meczów. Ma jedenastu gospodarzy. To jest rozmycie sedna. Faza grupowa przypomina przedłużenie eliminacji. Wyobraźcie sobie mundial z 48 drużynami. Przecież to jest zarzynanie imprezy.
Kiedyś było tak, że mnóstwo znajomych chwaliło się biletami na Euro. Sam uwielbiałem proces szukania połączeń, bukowania, a potem przeżywania klimatu imprezy w danym kraju. Dzisiaj słyszę tylko o covidowych komplikacjach. Kogoś nie wpuścili na samolot. Innemu cofnęli loty. To, że w puli sprzedaży jest jeszcze mnóstwo biletów na mecze, pokazuje, iż EURO 2020 nie będzie finansowym sukcesem. Jak namówić kibica Szwajcarii, żeby poleciał za swoją ekipy do Baku, potem do Rzymu i znowu do Baku? Widzieliście jak wygląda tamten stadion? Sam fakt, że niektóre reprezentacje bujają się po Europie, a inne jak Włosi czy Dania grają u siebie, też jest absurdem.
To się wszystko kumuluje. Zmęczenie gwiazd, chaos, media społecznościowe też robią swoje, bo tam jeszcze bardziej można zarazić się narzekaniem na wszystko. Hymn EURO zły. Otwarcie z samochodzikiem - wiocha. Co dziesięć minut trzeba kogoś obśmiać, bo to daje najwięcej lajków. Najlepiej własną kadrę. Zawsze znajdzie się coś na mema.
Widzę po Włochach, jak żyją EURO, bo wrócili na nie po pięciu latach. Mają świetną reprezentację. To w niej szukają radości po mrokach pandemii. U nas kibic ostatni spektakularny mecz kadry zobaczył w 2017 roku. Potem była drużyna memów z „Wują”, a dziś mamy eksperymenty Sousy. Nikt nie wie, jakim składem zagra reprezentacja na EURO. Nie wiedzą tego nawet sami piłkarze, co potwierdził niedawno Maciej Rybus. Czy ktoś się w tym jeszcze orientuje? Ja jestem zdezorientowany. Przydałby się jeden mecz, który wywoła w narodzie emocje. Na razie Sousa wygrał tylko z Andorą. Tego nie da się porównać z klimatem kadry Nawałki.
Tamta reprezentacja do dziś jest punktem odniesienia. Wtedy mieliśmy wielu piłkarzy w formie, był Piszczek, Glik w swoim szczycie, wschodzący Milik i pewny Krychowiak. Były „fusy” i był Peszko. To też dawało tej drużynie pozytywną twarz poza boiskiem. Tylko wtedy możliwe były sceny, gdy informacją dnia był nagłówek „Piłkarze zjedli śniadanie”, a nie to, że do Warszawy przyjechał Barack Obama.
Chciałbym, żeby po meczu ze Słowacją choć trochę zapachniało tamtym klimatem. Żeby to się wreszcie zaczęło i żeby dobry wynik nakręcił spiralę. Na razie oglądamy ładne słówka na konferencji i gadki o atmosferze. Trochę mało.
PAWEŁ GRABOWSKI
NEWONCE.SPORT, CANAL+