Żył i umarł według swoich zasad. Adios, Pelusa

2020-11-26 11:41:47; Aktualizacja: 4 lata temu
Żył i umarł według swoich zasad. Adios, Pelusa Fot. bhaskarmallick / Shutterstock.com
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Na jego powitanie w niebie miał czekać cały zespół The Beatles. Ale to się nie stanie, co najwyżej Paul McCartney z Ringo Starrem zagrają na pogrzebie, gdy John Lennon i George Harrison przybiją z nim piątkę w bramie świętego Piotra. Może nawet i w ręce z kuflem piwa od George’a Besta.

Best będzie przy tym klął pod nosem, zmuszony do dzielenia się  25 listopada, „dniem wspominek”. Irlandczyk z Północy, również znany z rozrywkowego trybu życia, zmarł bowiem tego samego dnia, ale 15 lat temu, dożywszy prawie tego samego wieku - 59 lat.

***

Diego Maradona odszedł z naszego świata i postanowił zwrócić pożyczoną „Rękę Boga” prawowitemu właścicielowi.

Ta śmierć była spodziewana. Może nie odliczano dosłownie dni do niej, ale wielu było pewnych – przecież wszystkich nas to czeka, ale jego jednak prędzej niż później. Po takiej ilości przygód i doznań, jego ciało dość długo wytrzymało tony wciąganej kokainy z pośladków roznegliżowanych prostytutek. I teraz pewnie pomyślicie sobie, że jak to tak można zmarłemu nad grobem takie rzeczy pisać. Cóż, a czy po tylu latach wiadomości od lewa do prawa jego osoba nie dostarczyła nam wielu sprzecznych, kontrowersyjnych i niekiedy często negatywnych emocji? Otóż właśnie tak. Po swoim życiu wiem, że trzeba mówić prawdę.

Wbrew pozorom nie zburzy to Jego pomnika, który już w sensie dosłownym rzeźbiarze z Argentyny, będą robić na zamówienie władz każdego miasteczka w tym kraju. Bo oto ich Bożyszcze, „Człowiek ze slumsów”, „Głos uciśnionego i biednego ludu” odszedł i zostawił tych biednych Argentyńczyków samych. Wraz z tymi ich wszystkimi kryzysami tożsamościowymi i mentalnymi. To oni sami postanowili, że symbolem ich ojczyzny będzie idol, który stoczył się na samo dno. Ale wcześniej jednak zaznał najwyższych gór.

To Jemu Argentyńczycy będą oddawać cześć i hołd.

To Jemu będą stawiać wspomniane wyżej pomniki przed wjazdem do wszystkich mniejszych miast i na ich głównych placach.

To dla Niego ulice, parki i każdy skrawek trawy otrzymają imię Maradony.

To Jemu będą poświęcać strony książek i gazet na historie, które pisał swoimi nogami i jednym „zapożyczeniem z Niebios”.

To Jemu Argentyna zawdzięcza, że będzie pochłaniać się od dziś ideologię „El Pelusy” (ksywka „Puszek” wzięła się z faktu posiadania długich włosów przez Maradonę), a on sam dopisze kolejny już rozdział do swojej opasłej martyrologii.

To Jemu świat zawdzięcza, że poznaliśmy jego dobre i złe strony.To Jemu należy dopisać mistrzostwo świata z 1986 roku, które niósł na swoich ciężkich barkach.To Jemu przypiszemy boiskowy czar, styl i błysk. Stał w pierwszym rzędzie, gotowy się bić i bronił swoich kolegów, gdy oni odpłacają się tym samym.

To Jemu możemy podziękować, że pokazał nam swój rozwijający się z wiekiem talent, będąc jednym z, a może i największym z piłkarzy nożnych. Długo można by było pisać o tym, co jeszcze po sobie pozostawił.

Maradona tym samym uciekł już raz na zawsze od tych złych demonów. Przede wszystkim od ludzi, którzy żerowali na jego sławie, klepiąc go po ramieniu a z drugiej tak jak On niegdyś Anglikom, buchnęli mu parę dolarów z kieszeni.

Nie był on na tyle mądry, żeby w późniejszych latach rozróżnić dobro od zła, bo w większości droga ta wiodła ku nutce samozadowolenia.

I nie wydaje mi się, żeby z tego powodu było mu smutno.

Żył według zasad, które uważał za jedyne słuszne i nie przejmował się zdaniem innych, nawet tych najbliższych. Jego kokainowa droga była dłuższa niż wszystkie autostrady świata i stanowiła przyczynę jego stopniowego upadku.

A symbolem pozostało szambo, z którego w ostatniej chwili wujek Diego wydobył malutkiego chłopca, gdy miał dopiero 3 lata. Póki trzymasz głowę ponad gównem, masz jeszcze zawsze szansę się z niego wydostać. To była lekcja życia.

Maradona zostawił serce, które biło w rytmie tanga Gardela, słodzonego ciosami wyprowadzanymi przez Monzona. Przemawiało one jak Evita Peron, ale już Borgesa to ona nie słuchało. I wśród tych postaci bohaterskich, znaczących acz tragicznych, nazwisko Maradony znalazło swoje zasłużone miejsce.

Niewiele było w tym tekście piłki. Ale wiecie co? Wszyscy widzieliśmy jak, za co i po co mu dziękujemy, że był z nami przez te 60 lat. I to powinno nam wystarczyć w tak trudnych dziś czasach.

Adios, Pelusa.

MICHAŁ BOROWY

Więcej na ten temat: Argentyna Diego Armando Maradona