Kacper Trelowski - samokrytyczny bramkarz z dyplomem w planach [WYWIAD]

2024-11-10 12:16:05; Aktualizacja: 1 miesiąc temu
Kacper Trelowski - samokrytyczny bramkarz z dyplomem w planach [WYWIAD] Fot. FotoPyK
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Kacper Trelowski w rozmowie z Transfery.info opowiada choćby o powołaniu do reprezentacji Polski, świetnym do tej pory sezonie w Rakowie Częstochowa oraz o poprzednich zmarnowanych rozgrywkach w Śląsku Wrocław.

Kacper Trelowski rozegrał w tym sezonie dla Rakowa Częstochowa 14 spotkań, w których zanotował dziesięć czystych kont. Młody bramkarz zapracował dobrą formą na powołanie do reprezentacji Polski. W rozmowie z Transfery.info opowiada o swojej grze w tym sezonie, poprzednich rozgrywkach w Śląsku czy o refleksjach sztabu reprezentacji Polski na jego temat.

***

Antoni Obrębski, Transfery.info: Czy w Częstochowie Ci się nudzi?

Kacper Trelowski, Raków Częstochowa: Ciężko powiedzieć, żebym się nudził, bo stąd pochodzę. Jestem tutaj od dziecka poza tymi epizodami w Ostródzie i Wrocławiu. Częstochowa na pewno jest wystarczająca dla mnie.

Wiedziałem, że wpadniesz w tę pułapkę. Miałem na myśli fakt, że strzał na Twoją bramkę pada średnio raz na 55 minut.

Gra nogami też jest bardzo ważna. Nie jest tak, że nie mam w ogóle piłki przez te 55 minut. Moim zdaniem im mniej tym strzałów, tym jest ciężej, bo bez przerwy muszę być gotowy, a jak bramka wpada, obraz meczu w moim wykonaniu jest w ten sposób zamazany.

Właśnie przez to, jak rzadko obrona dopuszcza to strzałów, to ciężko jest rzetelnie ocenić Twoje występy. Straciłeś cztery bramki, co jest bardzo dobrym wynikiem, a i tak przy każdej z nich niewiele mogłeś zrobić.

Myślę, że mogłem zapobiec dwóm bramkom. Wiadomo, to były strzały, które wymagały dużego kunsztu, natomiast ja go od siebie wymagam. Tych goli jest bardzo mało, ale mogło być jeszcze mniej. Pod kątem oceny to faktycznie tej stricte bramkarskiej roboty nie ma wiele. Dla mnie przede wszystkim liczy się zdanie trenera bramkarzy i pierwszego trenera. To jest najbardziej wartościowy feedback.   

Którym bramkom mógłbyś zapobiec?

Myślę, że to są bardzo złożone sytuacje, tak realnie patrząc, to zawsze można zrobić coś lepiej, choćby przy bramce z Lechią Gdańsk i przy golu z Cracovią. Z Zagłębiem to faktycznie bardzo ciężko, z Piastem też. Myślę, że gdybym miał bronić te strzały z Lechią i „Pasami” teraz, to te bramki by nie padły.      

To muszę powiedzieć, że naprawdę wysoko sobie stawiasz poprzeczkę. Wracając teraz do gry nogami, jak to wygląda w Rakowie? 12 bramkarzy ma więcej podań od Ciebie.

Na pewno ja się nie nastawiam na liczbę podań, bo to by się trochę mijało z celem. My w Rakowie staramy się grać jak najbardziej do przodu, nie szukać nie wiadomo ilu podań we własnym polu karnym. U nas nacisk jest kładziony na to, żeby jak najszybciej przechodzić wyżej, więc nie mogę grać bardzo krótko, bo nie tego oczekuje trener. Stąd dłużej muszę się zastanowić nad podaniem i dlatego jest ich mniej. Nie narzekam na to, bo na pewno ma to więcej sensu niż granie do najbliższego, żeby on mi zaraz dał piłkę z powrotem.

Ty dosyć często na początku sezonu zaliczałeś proste błędy, podawałeś do rywala w pozornie niegroźnych sytuacjach. Teraz jest tego mniej, wręcz w ogóle. Też masz takie spostrzeżenia?

Wypadłem na pewno z obiegu, bo przez ostatni rok w Śląsku miałem bardzo mało spotkań, a w Rakowie od razu wskoczyłem do bramki. Myślę, że te pierwszy cztery mecze były dla mnie nerwowe, nawet stresujące w pewien sposób, bo gra na poziomie Ekstraklasy to coś zupełnie innego niż gra w III lidze. Do tego granie w takim klubie jak Raków to też dodatkowa presja. Na szczęście obyło się bez konsekwencji. Po tamtych meczach wyciągnąłem pewne wnioski i myślę, że teraz popełniam zdecydowanie mniej błędów wynikających z podejmowania niepotrzebnego ryzyka.

Ogólnie jak się czujesz w grze nogami? Bo to jest aspekt, na który stawiasz, i który chciałeś poprawić.

Całościowo, to uważam, że jest to mój największy atut.

Zwracasz uwagę na statystyki, jak celność podań?

Tak. Jak mam tylko okazję, to sprawdzam. Lubię cyferki, statystyki i przykładam do tego sporą wagę. Wiadomo, że niechorobliwie, bo to są suche liczby, które trzeba analizować, bo mogą być kłamliwe. Niemniej jednak lubię moje występy w liczbach.

Jesteś zadowolony z tych liczb?

Na pewno liczba czystych kont nie daje mi powodów do tego, żeby nie być zadowolonym. Jak chodzi o wspomnianą celność podań, to jest na optymalnym poziomie, biorąc pod uwagę, że jest to mój pierwszy sezon jako jedynka w bramce i nigdy nie rozegrałem tak dużej liczby meczów z rzędu. Jestem z siebie zadowolony.

W trakcie przygotowań byłeś pewny, że będziesz pierwszym wyborem? Lub chociaż byłeś blisko takiego myślenia?

Myślę, że nie będę zakłamywał rzeczywistości, jak powiem, że nie byłem. Byłem świadomy, że żeby zostać pierwszym bramkarzem w Rakowie, to muszę dać z siebie 100% i nie wciąż nie odpuszczam, daje z siebie maksa i w każdym meczu chce potwierdzać swoją jakość. Cieszę się z zaufania i mam nadzieję, że się spłaca.

W zeszłym sezonie sporo mówiło się o tym, że Raków ma na kontraktach bardzo dużo bramkarzy. Wyszło tak, że w kadrze teraz jesteś tylko Ty i Dušan Kuciak. Jak to wygląda na treningach?

Wiadomo, mam z Dušanem bardzo zdrową rywalizację. Jako bramkarz, który, będąc obcokrajowcem, zagrał największą liczbę meczów w Ekstraklasie, to praca z nim jest dla mnie czystą przyjemnością. Zwłaszcza, że przecież oglądałem go w meczach praktycznie od dziecka. Wiele się od niego uczę, wiele rzeczy osiągnął i warto od niego czerpać.

Już pracowałeś właśnie z Dušanem, z Rafałem Leszczyńskim czy Vladan Kovačeviciem. Kuciak to ten bramkarz, który dał Ci najwięcej?

Różnica wieku też jest spora między tymi bramkarzami. Jak rywalizowałem z Vladanem, on miał 23/24 lata, Rafał miał 31, a Dušan ma 39. Każdy z nich funkcjonuje inaczej, z każdym z nich moja relacja była inna, natomiast myślę, że patrząc poprzez staż, to wiedzę największą ma Dušan. Natomiast od Vladana i od Rafała też wiele się nauczyłem i bardzo chętnie słuchałem ich rad, jeśli mieli jakieś uwagi.

Dobrze, a jak wyglądają treningi, bo na pewno przychodzą do Was młodsi bramkarze.

Tak, przychodzą na nie bramkarze z drugiej drużyny czy z zespołów młodzieżowych uczyć się i podpatrywać. Ja kiedyś też miałem taką przyjemność. Dla młodego bramkarza moim zdaniem nie ma nic lepszego, niż trenowanie z pierwszą drużyną. Ja swoją przygodę tak zacząłem, mając niecałe 15 lat. Nam też to pomaga pracować.

To jest stała grupa, czy na treningach pojawiają się różni bramkarze?

Wiadomo, to też zależy od dnia i potrzeb, jakie są w danej chwili. Trener bramkarzy myślę, że chciałby zobaczyć każdego, ocenić potencjał i zobaczyć, na jakim ktoś jest poziomie w danej chwili, więc chłopaki się zmieniają. Każdy bramkarz, który tu przychodzi, daje też jakość, bo to są bardzo utalentowane chłopaki.

Kiedy przechodziłeś do Śląska Wrocław, to była jeszcze opcja ze Stali Mielec. Pojawiały się inne kluby?

Szczerze powiedziawszy, nie do końca wiem. Wiedziałem o Stali Mielec, było tam duże zainteresowanie, ale w pewnym momencie pojawił się Śląsk. Kiedy podejmowałem decyzję, to był tam trener Sikorski, z którym już pracowałem. Poczułem też, że Śląsk jest bardzo zdeterminowany, żeby mnie sprowadzić.

Mówiłeś o tym, że nie masz prawa mieć pretensji, że nie grasz, ale czujesz, że tylko jeden mecz ligowy to coś za mało? Że mogłeś zagrać na przykład cztery?

Na pewno chciałem dostać więcej szans, natomiast pozycja bramkarza jest taka, że tylko jeden bramkarz może przebywać na boisku. Ja swoją szansę dostałem, nie wykorzystałem jej i do bramki ponownie wszedł Rafał, zagrał kapitalnie i utrzymał formę do końca sezonu. Tak, jak mówię, nie mam żalu do nikogo poza sobą. Całościowo na pewno mnie to wzmocniło i dało mi dużo przed powrotem do Częstochowy. Uświadomiłem sobie, że niczego nie dostanę za darmo i wszystko muszę sobie wyszarpać.

Możesz powiedzieć, że druga połowa tego roku jest dla Ciebie przełomowa?

Myślę, że to jest efektem między innymi tego, że dobrze pracowałem w Śląsku. Kiedy nie grałem, skupiłem się na tym, żeby ciężko pracować każdego dnia, nie poddawać się. To na pewno są naczynia połączone. Jeśli chodzi o granie i liczbę meczów, to mogę powiedzieć, że to trochę stracony rok. Natomiast pod kątem mojej pracy i rozwoju, muszę stwierdzić, że jest on na plus. Po prostu ciężko było wygrać rywalizację z Rafałem. Patrząc przez pryzmat tego, w jakich rozgrywkach grałem, to z pewnością ten sezon jest przełomowy, bo jeszcze parę miesięcy temu grałem w III lidze, a niedawno otrzymałem powołanie do reprezentacji Polski.

Do kadry jeszcze wrócimy, ale chciałem dopytać o jedną rzecz. W styczniowej rozmowie ze „Śląsknetem” mówiłeś, że chcesz poprawić motorykę. Widzisz postęp?

Tak, zdecydowanie. Zanim to powiedziałem, już pracowałem nad tym. Wiadomo, bramkarz musi być sprawny fizycznie, ale też musi być szybki. Na krótkich odcinkach musi mieć ten dynamit w nogach, ostatnie pół roku też kładłem na to nacisk, w Rakowie z resztą też to trenowałem. Chciałem, żeby poziom mojej motoryki pozwolił mi wejść na jeszcze wyższy poziom ogólnie. Jednak myślę, że wciąż może być w tej kwestii lepiej.

Jak chodzi o rzemiosło typowo bramkarskie, co jest Twoją najmocniejszą stroną?

Jestem na pewno mocno samokrytyczny, bo zawsze się dopatruję tego, co można było zrobić lepiej. Jeżeli już mam coś wskazać, to albo sytuacje sam na sam, albo gra na linii.

Samokrytyka na pewno jest lepsza niż niedostrzeganie własnych błędów.

Dokładnie.

Wracając już do kadry, bo też byłeś wtedy pytany w „Śląsknecie” o to. Wydawało Ci się to surrealistyczne?

Bardziej wtedy patrzyłem w kategoriach gry w U-21. Ale nawet w Rakowie myślałem, że to surrealistyczne. Przecież polskich bramkarzy za granicą na wysokim poziomie jest masa. Myślę, że tutaj mamy duży dobrobyt pod tym względem. Nie spodziewałem się, że zdarzy się to tak szybko. Moment powołania to coś pięknego, nawet jeśli miałem być tylko do treningów. Całościowo każdemu bym życzył, żeby pojechał w tym wieku, choćby i w takiej roli. Bycie na zgrupowaniu z najlepszymi zawodnikami w kraju to duży zaszczyt.

Michał Probierz dzielił się z Tobą swoimi obserwacjami?

Ja też trenera Probierza znam, bo powoływał mnie do U-21. Myślę, że na mnie mógł wskazać też trener Dawidziuk, ale wiadomo, że to selekcjoner podjął ostateczną decyzję. Główny feedback na koniec zgrupowania otrzymałem od obu trenerów, byli ze mnie zadowoleni. Wiedziałem, w jakim celu jadę i tak do tego podchodziłem. Miałem przede wszystkim pomóc i zbierać doświadczenie.

Jak się czułeś w meczu z Piastem, gdzie bronisz karnego, a chwilę później Piast strzela gola po rzucie rożnym, przy którym nie mogłeś nic zrobić?

Wiadomo, duży żal, złość, rozgoryczenie. Obronić karnego w 95. minucie, a dosłownie minutę później stracić gola to straszny zawód. Towarzyszyła nam złość, a moja obrona karnego finalnie nic nam nie dała.

Mówiłeś w rozmowie z „iGolem” o chęci gry w Serie A czy Premier League. Cały czas masz takie myśli, czy wolisz się skupiać na tym, co tu i teraz?

Wiadomo, że kiedyś któraś z lig top pięć to mój cel, ale zanim się do tego dojdzie, trzeba wykonywać pracę, która jest do wykonania. Teraz dla mnie liczy się najbliższy mecz. Jeśli w przyszłości przyjdzie możliwość transferu, to po prostu przyjdzie. Dzisiaj skupiam się na Rakowie.

Często pytano Cię o Twoją naukę. Akurat tak się skład, że ostatni raz miało to miejsce przez maturą, która była trzy lata temu, więc chciałem o to zapytać.

Wiadomo, jeśli chodzi o moją naukę w liceum, to była mocno szarpana. Pół roku byłem w Ostródzie, byłem też w Częstochowie. Lekcje często pokrywały się z treningami, więc nauka była utrudniona. Starałem się to nadrabiać indywidualnym tokiem nauki i poza szkołą uczyłem się na korepetycjach tego, co było mi potem potrzebne na maturze. Egzamin zdałem dobrze, jestem z niego zadowolony. Teraz zaczynam trzeci rok studiów i wydaje mi się, że to wszystko idzie w dobrym kierunku.

Chciałbyś pochwalić się wynikami?

Polskiego zupełnie nie pamiętam. Matematyka to około 80%, z angielskiego ponad 90.    

Jakie rozszerzenia pisałeś?   

Tylko angielski, bo tak naprawdę więcej rozszerzeń nie było mi potrzebnych.   

Co studiujesz?   

Chyba nie będę oryginalny, jak powiem, że to wychowanie fizyczne. Studiuje dziennie w Częstochowie.   

Jak oceniasz, będąc już na trzecim roku?

Teraz zaczęło się już robić poważniej, bo pierwszy miesiąc to były praktyki. Moja optyka była zupełnie inna, niż jest, myślałem, że to będą łatwe i przyjemne studia, a nie do końca tak jest. Jest to wymagający kierunek, wiadomo, że to co innego niż medycyna czy praw, natomiast przy czasie, którym dysponuję, na pewno nie jest łatwo. Jeśli nie mogę, to odrabiam. Radzę sobie.   

Jak chodzi o praktyki, to wiadomo, że ten kierunek jest sprofilowany pod kształcenie przyszłych nauczycieli WF-u, więc musiałem podpatrywać, jak te lekcje są prowadzone w szkołach i też sam takie zajęcia prowadziłem w szkołach, w których praktykuję. Zdarza się, że dzieci mnie poznają, wiedzą, kim jestem. Temat Rakowa w Częstochowie jest dosyć często podnoszony, bo ludzi cieszy taki klub, a to jest miłe, że dzieci wiedzą, kto im prowadzi zajęcia, gdy ja to robię.

Robisz to z czystej pasji, zainteresowania, czy masz wobec tego jakieś dalsze plany?

Kariera piłkarza nie trwa wiecznie, wiadomo, bramkarze zazwyczaj grają dłużej, ale różne rzeczy mogą się wydarzyć i myślę długofalowo. Nie daj boże, zdarzyłby się jakiś uraz, który skończyłby moją karierę i chce się zabezpieczyć na przyszłość, studiując i mając tytuł. Uważam, że jestem w momencie, w którym mam zapał i chęci, by chłonąć wiedzę i tę wiedzę chłonę. Kiedy będę starszy, to może już tak nie być, mogę mieć cięższe warunki, żeby później studiować. Uwielbiam sport i ten kierunek jest mi bliski.

Nie wykluczasz, że będziesz kiedyś nauczycielem WF-u?

Nie do końca zamierzam, bo ten kierunek studiów daje też możliwości dalszego rozwoju w innych kierunkach związanych ze sportem. Choć wiadomo, nie mogę tego wykluczyć.

Coraz więcej zawodników studiuje albo przynajmniej teraz się o tym mówi.

Zawsze chciałem mieć wyższe wykształcenie, rozwijać się w innych kierunkach i nie być zamkniętym tylko na piłkę nożną. Trochę na pewno się to zmieniło, wielu graczy chce mieć podstawy do tego, żeby iść w jakimś kierunku po zakończeniu kariery, który nie zawsze jest związany ze sportem. Ostatnio na przykład Ariel Mosór obronił pracę licencjacką.